wtorek, 22 sierpnia 2017

22. Niespodzianka! cz.I

Przepraszam, że ta notka pojawia się z pewnym poślizgiem czasowym z mojej strony jednak miałam niespodziewany wyjazd którego nie mogłam opuścić ani nie miałam na nim jak sięgnąć na bloga :(
Mam nadzieję, że notka się spodoba :)


*********************************************************************************************************

-To jak Jude? Gotowy na jutro? - zadała chłopakowi pytanie Daniela.
Właśnie podążali miastem w kierunku mieszkania brunetki.
-Mówiąc szczerze, to nie. Nawet nie wiem czy coś się nie wydarzy.
-Dlaczego tak mówisz?
-Znam ludzi z Raimona, ale także znam ludzi z Królewskich. Nigdy nie przewidzisz wszystkiego co się może wydarzyć.
-Hę?
-Nie nic. Zobaczymy jak się wszystko potoczy. Bo w końcu... lubię niespodzianki. I znając wszystkich na pewno sami także się zdziwią jak to powiem.
-Jesteś pewien, że chcesz to ogłosić właśnie wtedy?
-Tak. Zbyt długo to już ukrywam. Zresztą niektórzy mogą snuć jakieś dziwne teorie i domysły, że tak często przebywamy razem po szkole.
-Niby jakie?
-Lepiej żebyś nie wiedziała.
-Ej no! Nie bądź taki. Powiedz.
-Nie. I nie zmusisz mnie do tego w żaden sposób.
-To nie fair.
-Po co mam ci to powtarzać skoro to są tylko plotki. Nie widzę w tym sensu.
-No dobrze. Jesteś jeszcze bardziej uparty od Amuna.
Uśmiechnął się na słowa kuzynki. Lepszych urodzin nie mógł sobie wymarzyć. W końcu może spędzić je z rodziną. Pierwsze urodziny z Celią, jego siostrą oraz z Danielą, ich kuzynką. Chciał by te urodziny się udały i by wszystko było dobrze. Jednak los bywa nieprzewidywalny i wszystko może się wydarzyć.
Następnego dnia...
Daniela była już gotowa do wyjścia. Jedyne co musiała zrobić to pójść do jubilera oraz do kwiaciarni i to odebrać. Bo dziś o dziwny zbieg okoliczności oprócz Juda urodziny ma także Raven. Fioletowłosa myśli, że nikt o nich nie wie. Bardzo się myliła. Zwłaszcza gdy akcję rozkręciła brunetka i grafitowłosa. Bo czego się nie robi dla przyjaciół. Miały nadzieję, że dzięki temu chodź trochę uda im się ją rozweselić. Zwłaszcza, że ostatnio zachowuje się o wiele ciszej niż zazwyczaj. Około południa wyszła z domu. Właśnie zamykała drzwi kluczem gdy z mieszkania obok wyszedł... Axel. Na jego widok dziewczyna upuściła klucze. Szybko ukucnęła by je podnieść.
-Witaj Danielo.
-Cześć Axel. - rzekła gdy stanęła z nim twarzą w twarz.
W tej chwili wyraz twarzy blondyna był dla niej zagadką. Nie potrafiła z niej nic odczytać. A do tej pory było to zawsze łatwe.
-Wybierasz się gdzieś? - spytał chłopak.
-Tak. Pewnie w to samo miejsce co ty teraz. - rzekła uśmiechając się.
-W to samo miejsce?
-Na imprezę urodzinową u Juda?
-Więc ty też idziesz?
-Tak. Alice i Raven też tam będą. W końcu świętujemy także urodziny Raven. Sama by się do tego nie przyznała, że je ma. Ale Celia pociągnęła za język tam gdzie trzeba i to odkryła.
-Rozumiem... A więc... Jesteś blisko z Sharpem?
-Słucham? Axel... O co ci chodzi?
-O nic. Zapomnij. Idziesz czy nie? - spytał znikając za drzwiami windy.
-Poczekaj na mnie. - zdążyła zanim drzwi się zamknęły.
Jechali na dół w całkowitym milczeniu. W końcu wyszli i poszli w wspólnym kierunku.
-Poczekasz na mnie. Muszę zajść w jedno miejsce.
-Dobrze.
-To super. - uśmiechnęła się i zniknęła czekoladowookiemu z oczu w .... sklepie jubilerskim?
Po chwili wyszła z małą paczuszką.
-Moja mam prosiła bym to odebrała. Mam nadzieję, że się spodoba. Muszę jeszcze zahaczyć o jedno miejsce. I będziemy mogli iść już prosto do Juda. Chyba, że wolisz na mnie nie czekać?
-Nie. Mogę zaczekać.
-To super. - rzekła znikając za drzwiami kwiaciarni.
Musiał przyznać, że dość szybko uporała się z zakupem.

-Jak myślisz? Spodobają się Raven?
-Myślę, że tak. - rzekł wsadzając ręce do kieszeni i poszedł do przodu a koło niego kroczyła brunetka.
Gdyby nie to, że znał się z Judem od dłuższego czasu i to był jego kumpel w ogóle go by tu nie było. Już bardzo dawno spędził tyle czasu w towarzystwie sąsiadki. Zawsze miała coś na głowie. A od ponad miesiąca jest jakaś inna. I o dziwo spędza dużo czasu z Sharpem. Nigdy nie widział, żeby dredowłosy spędzał w ogóle kiedykolwiek czas z jakimiś dziewczynami. Jedyne które wokół niego widział często to ich menadżerki oraz jego młodsza siostra. A co wspólnego z nim mogła mieć panna Olson. Chłopak nie wiedział co przez niego przemawia. Jednak chciał wiedzieć o co tu chodzi i z czym ma do czynienia. W zamyśleniu dotarli do rezydencji Sharpów. Drzwi otworzył im sam solenizant.
-Witaj Jude. Wszystkiego najlepszego. - rzekła brunetka uśmiechając się szeroko i podając mu zapakowane pudełko które odebrała u jubilera.

-Dzięki. - rzekł odwzajemniając uśmiech.
-Wszystkiego najlepszego stary. - rzekł przybijając z kolegą uścisk dłoni.
Dla dziewczyny wydawało się, że czuje pomiędzy nimi jakieś napięcie. O co mogło chodzić.
-Jude... Raven już jest?
-Tak. Jesteście jednymi z ostatnich. Tylko jeszcze Celia z Nelly się spóźniają. Ale dzwoniły, że będą za parę minut. Wchodźcie.
Dla piwnookiej nie było trzeba dwa razy powtarzać. Od razu przeszła całe piętro i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
-Wszystkiego najlepszego kochana! Proszę! - rzekła podając jej bukiet kwiatów które uwielbiała.
-Wielkie dzięki... Ale skąd wiedzieliście? Przecież nikomu nie mówiłam? - spytała Danielę i Alice która stała przy oknie zatopiona w swoich myślach.
-Mamy swoje źródła. Ale nie mogę nic zdradzić. - rzekła Daniela.
-Bardzo wam dziękuje. - rzuciła się przyjaciółkom na szyję.
We trójkę tonęły w uścisku. Niespodziewanie do środka weszły spóźnione dziewczyny.
-Celia... Nelly. - rzekł Jude witając się z nimi.
Pierwsza z nich emanowała radością, druga zaś smutkiem. Trudno było się dziwić Nelly skoro od tamtego wydarzenia minęło dopiero czterdzieści osiem godzin. Nie chciała nikogo widzieć. I tylko dzięki Celii jest tutaj. Gdyby nie grafitowłosa w życiu by w tej chwili jej tu nie było. Nie potrafiła się cieszyć. Jednak nie chciała niszczyć nikomu zabawy swoim złym humorem.
-Wszystkiego najlepszego onii-chan! - krzyknęła rzucając mu się na szyję.
On tylko z uśmiechem odwzajemnił jej uścisk.
-Wszystkiego najlepszego. - rzekła panna Raimon z lekkim wymuszonym uśmiechem podając mu mały pakunek.
-Dzięki.
Widział, że dziewczyna jest w strasznym stanie i nie chciał pogarszać sytuacji.
-Axel, Nathan, Mark, cześć! - krzyknęła panna Hills machając do kolegów ręką.
-Witaj. - odrzekli wszyscy uśmiechając się na wielki entuzjazm dziewczyny.
Jednak oczy Evansa i Raimon od razu się spotkały. Wokół nich powstał dziwny chłód którzy wszyscy to wyczuli. Dziewczyna bez słowa, odwróciła się i poszła przed siebie. Byle jak najdalej od bruneta który spowodował, że teraz była prawie na skraju depresji. Nie wiedziała po co tu przyszła.Wiedziała, że go tu spotka. Więc po co? Chyba tylko po to by siebie jeszcze bardziej zdołować. Musiała znaleźć miejsce w którym nie będzie jego, chodź będzie to dość trudne. Dość szybko dogoniła ją Celia i dołączyły do Raven, Alice i Danieli stojących w kącie dość daleko od chłopaków.
-Cześć Raven! - rzekła Celia rzucając się na szyję koleżance. - Wszystkiego najlepszego.
-Dziękuje. - rzekła z uśmiechem przyjmując od każdej z dziewczyn drobny upominek.
To był jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu. Ostatni raz kiedy świętowała urodziny była mała i od tamtej pory wszystko się zmieniło w jej życiu.
-Raven? Wszystko w porządku? Odpłynęłaś nam gdzieś. - rzekł Silvia która dołączyła chwilę wcześniej.
-Tak. Wszystko w porządku. - i szeroki uśmiech pojawił się na jej ustach.
-Dziewczyny, chodźcie. Chyba przyszłyśmy tu się bawić a nie siedzieć w kącie. - rzekła Silvia która właśnie do nich dołączyła odłączając się od Ericka i Bobby'ego.
-Tak, ale muszę przerosić was na chwilę. - rzekła Daniela. - Celia... chodź.
Grafitowłosa kiwnęła głową i poszła za dziewczyną. Obie poszły w kierunku pana Sharpa który rozmawiał z chłopakami.
-Cześć wszystkim. -rzekła brunetka uśmiechając się lekko.
-Cześć Daniela. - rzekł Mark
-I jak Jude... Mówiłeś już, wiesz o czym?
-He? - wszyscy zebrani koło jubilata byli zdziwieni. O co dziewczynie mogło chodzić? Szczególnie Axel któremu szklanka wypadła z dłoni i uderzyła o ziemię.
-Jeszcze nie.
-Ale o czym Jude? - spytał Erick patrząc to na Juda to na Celię z Danielą.
-O czymś o czym nie ma sensu przed nikim ukrywać. Pamiętacie jak musiałem pilnie wyjechać jakieś dwa miesiące temu?
-Tak... Ale co to ma teraz do rzeczy? - spytał Nathan.
-Wyjechałem wtedy z kraju by kogoś odnaleźć. Jednak mi się nie udało. Bo ta osoba była już na miejscu w Japonii.
-Jude? Do czego zmierzasz? - Mark z każdą chwilą coraz bardziej nie rozumiał.
-Mark... Wszyscy... Daniela to ... moja... moja i Celii.. kuzynka.
To jedno słwo starczyło by wprowadzić w wszystkich niezłe zaskoczenie.
-Eeeee...!!! - krzyknęli dosłownie wszyscy. Nikt się tego nie spodziewał.
-Poważnie Jude... Jesteście ze sobą spokrewnieni? - dopytywał Mark.
-Tak. Okazało się, że nasz mamy były rodzonymi siostrami.
Brunet tylko się uśmiechnął i powiedział:
-Rozumiem. Witaj w Raimonie Danielo, kuzynko Juda i Celii. - rzekł podając jej rękę a ona ja przyjęła. 
Tak oto w jednej chwili Wszystko się wyjaśniło. Dla Axela ta wiadomość była niczym dobra wiadomość. Poczuł się lżej po tym co usłyszał. Nawet nie wiedząc dlaczego. Od wielu dni go to męczyło. Teraz skoro jednak jego przyjaciela łącza z jego przyjaciółką i sąsiadka więzi rodzinne to wszystko zdaje się będzie układać i jest dobrze. Gdy w końcu dziewczyna podeszła do niego spytał ją:
-Czemu nic mi o tym nie powiedziałaś Olson?
-Po prostu się bałam Blaze.
-Czego?
-Sama już nie wiem. Mówiąc szczerze czasami to ja nawet sama siebie nie rozumiem.

                                                                             *** 

Celia stała wraz z innymi dziewczynami które próbowały odkryć co tak bardzo gnębi Nelly. Tak że dziewczyna siedziała w kącie trzymając cały czas od początku imprezy tą samą szklankę soku. Jednak było coś co nie dawało grafitowłosej spokoju. Królewscy... Wiedziała że Jude ich zaprosi. I mówiąc szczerze wcale się ich nie obawia. Jest tylko jeden chłopak z ich szeregu którego wolała dziś nie widzieć. Jednak jej prośby nie zostaną dziś wysłuchane. Bo oto zaledwie dziesięć kroków od niej stał on. Próbowała od niego oderwać wzrok jednak zbyt późno gdyż chłopak ją zauważył. Towarzyszył mu jego cyjanowowłosy przyjaciel. Rozpoznała w nim Davida, przyjaciela jej brata z dawnej drużyny. Chłopak z przepaską także zwrócił uwagę w jej stronę i uśmiechnął się na przywitanie. Nieświadomie podeszła do nich.
-Witaj Celio...
-Cześć David. 
-Poznałaś już Joe'ego? 
-Tak. - odrzekła cicho próbując ukryć swoje zmieszanie. 
David tylko się uśmiechnął i spojrzał ponad ramię dziewczyny i doznał zaskoczenia.
-Maskarade...
Celia odwróciła się i zobaczyła że spojrzenia chłopaków przeniosły się na rudowłosą.
-Znacie Alice?
-Tak. Ty także?
-Tak. Jest kuzynką mojej przyjaciółki. A także moją koleżanką.
-Rozumiem. - rzekł i jeszcze raz spojrzał na dziewczynę która także go zauważyła. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie. Była przerażona. Jej oczy wyrażały strach oraz niepewność.  Nie czekając na nic obróciła się szybko na pięcie i poszła przed siebie. Chłopak rozumiał jej zachowanie. Zwłaszcza po tej aferze kilka miesięcy temu.

                                                                            ***

Joe nie miał pojęcia, że ona tu będzie. Była to dla niego miła niespodzianka. Nie widział jej od czasu balu przebierańców. Zwłaszcza że nawet ona nie wie, że on to było on. Przedstawił się jej jako Robert. Dał jej znak rozpoznawczy, ze gdy znowu się spotkają, on jako Joseph a nie jako Robert powie jej prawdę i wyzna, że ją lubi. Był bardzo ciekaw czy nadal go ma. Myślał o tym dosadnie od kilku tych ostatnich dni. A teraz? Miał ją dosłownie przed sobą. Co ona tu robiła? I to, że David ją zna? Nic z tego nie rozumiał. Był niczym zagoniony w ślepą uliczkę. Stał przy swoim przyjacielu jak kołek nie chcąc niczym się ujawniać. Widział, że jego obecność peszy dziewczynę. Jednak nie wiedział dlaczego. W dodatku rozmawiali o tej dziewczynie... Maskarade... On sam jej nie znał. Słyszał o niej tylko pogłoski związane z jakimś skandalem w ich szkole. Wszystko to było trzymane w tajemnicy i nie miało ujrzeć światła dziennego poza mury małej grupy osób z ich szkoły. Nie rozumiał tylko co David ma z tym wspólnego?

                                                                           ***

Alice nie czuła się dobrze. Miała dziś zrobić coś ważnego... Jednak nie potrafiła się przełamać. Było tu zbyt dużo ludzi z królewskich czego się nie spodziewała. A to przywraca wspomnienia. Złe wspomnienia. Rzeczy o których lepiej zapomnieć i nigdy do nich nie powracać. Jednak dość ciężko zapomnieć o tym gdy swojego oprawcę widzisz codziennie w swym domu, a teraz także kogoś z nimi wspólnego. Pamięta wszystko dokładnie... Tak jakby to było wczoraj... Ból... Upokorzenie... I obrzydzenie do końca tego co kochała kiedyś całkowicie. A teraz widziała tego co był w to zamieszany. Nie... Tego było dla niej za wiele. Musiała wyjść i porzucić swój plan. Nie da rady. Myślała, że jest wystarczająco silna by to przetrwać, jednak się myliła. Postanowiła wyjść tylnym wyjściem by nikt nie zauważył niczego. Gdy już stała przy drzwiach prowadzących do ogrodu poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. To był Jude! Nie spodziewała się go.
-Możemy porozmawiać?
Rudowłosa stanęła do niego plecami i kiwnęła głową. Nie miała sił by jej odpowiedź mogła brzmieć inaczej. I tak wyszła do ogrodu... jednak nie sama lecz z nim.
-Wszystko w porządku?
Ona kiwnęła głowa twierdząco sztucznie się uśmiechając.
-Nie wierzę ci.
Tym jednym stwierdzeniem całkiem ją zaskoczył.
-Alice... Wiem, że podczas nauki w Królewskich coś się wydarzyło...
-,,O nie....!!!" - pomyślała.
Nie chciała by chłopak o tym się dowiedział. Nie chciała wracać do przeszłości. Nie mówcie, że David mu raptem wszystko powiedział, skoro od wielu miesięcy milczał pod groźbą ze strony Andrew.
-Nie wiem dokładnie co się wydarzyło... Lecz widzę, że zachowujesz się inaczej niż zwykle... W dodatku jesteś dziś bez notesu. Nie zamierzałaś dziś nic mówić?
Zaprzeczyła. Nie takie były jej intencje. Przyszła dziś bez niego... bo po raz pierwszy od wielu miesięcy postanowiła w końcu przemówić. Jednak to było o wiele trudniejsze niż się spodziewała. Zwłaszcza, że bardzo długo go nie używała. Otworzyła w końcu usta i zdołała z siebie wydusić słowa których nie wymawiała dość długo.
-Ja...
Na dźwięk jej głosu dredowłosy myślał, że się przesłyszał... Spojrzał uważnie na swoją koleżankę i czekał na jakikolwiek sygnał, że dobrze słyszy.
-Jude... - powiedziała jego imię podnosząc wzrok z ziemi na chłopaka. - Wszystkiego najlepszego. - powiedziała uśmiechając się szeroko.



piątek, 4 sierpnia 2017

21. Kto by się tego spodziewał

Mark siedzi w swym pokoju i trzymając piłkę w swych rękach zastanawiał się właśnie nad czymś. Od kilku dni jego głowę zaprzątała... Nelly. Coś się zmieniło od tamtego razu. Dziewczyna przez prawie cały czas go unika. Co może być tego przyczyną? Nie wie, ale czuje że musi się tego dowiedzieć. Musi porozmawiać z brunetką. Położył piłkę na łóżko i zbiegł schodami jak najszybciej mógł.
-Mark, gdzie się wybierasz? - krzyknęła jego mama stojąc za nim.
-Muszę coś bardzo ważnego zrobić. Wrócę na kolację! - odpowiedział z usmiechem na ustach, nakładając buty i wychidząc.
-Ale Mark...
Jednak chłopak już biegł do wyznaczonego celu. Miał nadzieję spotkac dziewczynę w jej domu więc tam skierował swe kroki.

***

Brunetka siedziała skulona w fotelu. Nie miała na nic ochoty. Mimo, że był weekend nigdy bardziej nie chciała by nastał poniedziałek i mogła zająć swe myśli lekcjami. W dłoniach trzymała poduszkę ściskając ją mocno palcami. Wszędzie gdzie tylko się obejrzała coś przypominało jej o Marku. Czemu w ogóle on zajmuje tyle jej myśli. To nie do pomyślenia. Co to w ogóle znaczy? Jakim cudem na samą myśl o num jej serce zaczyna szybciej bić.
-Uspokój się Nelly. - szeptała do siebie.
Kotary były w oknach zasłonięte i nie przepuszczały żadnych promieni słońca dających znak, że słońce jest już dawno wysoko na horyzoncie. Niespodziewanie jej telefon dawał o sobie znać.
-Moshi, moshi.
-Cześć Nelly.
-Witaj Silvio, coś się stało?-Nie. A dlaczego pytasz?
-Tak po prostu. Więc?
-Nie. Nic się nie stało. Chciałam się zapytać  czy będziesz dzisiaj na treningu?
-,,Trening?! Zupełnie o nim zapomniałam'' - pomyślała. - Przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Przekaż wszystkim, że jest mi przykro.
-Dobrze.  Ale muszę ci powiedzieć, że dziwnie się zgraliście.
-Słucham? Co ma na myśli Silvio?
-Marka też nie będzie. Dzwonił przed chwilą i powiedział, że nie czuje się najlepiej.
-Rozumiem. Poczekasz chwilkę... Tak?
-Panienko Raimon... Jakiś młodzieniec do panienki przyszedł. - rzekł pani Sakura ich pomoc domowa.
-Wie pani może kto to taki?
-Nie... Ale przedstawił się jako Mark Evans i mówi, że panienkę zna.
Na dźwięk jego imienia telefon wypadł jej z ręki.
-Panienko Nelly...?
-Nic się nie stało. Powiedz mu, że mnie nie ma.
-Ale ja już...
-Pani Sakuro... Niech pani coś wymyśli... Proszę.
-No dobrze... Spróbuje.
Gdy pani Sakura wyszła brunetka podniosła komórkę.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Wszystko gra... Silvio... Muszę kończyć. Widzimy się w poniedziałek. Pa!
Rozłączyła się i rzuciła telefon na biurko. Sama nie przebrawszy się narzuciła sweter na swoją piżamę i dyskretnie wyszła na korytarz. Nikogo nie było więc chyba kobiecie się udało. Jednak schodząc schodami na parter usłyszała dyskusję za drzwiami które prowadziły do salonu. O nie! Nie udało się. On wciąż tu był. Musiała stąd szybko zniknąć. Nie myśląc wcale narzuciła na siebie płaszcz i wyszła na zewnątrz. Gdzie mogła pójść? Musi się schować przed Evansem a to w tej chwili trudne zadanie, skoro nawet Mark przyszedł do jej własnego domu. Oddalała się od swojego mieszkania wraz z każdym krokiem gdy nagle usłyszała swoje imię.
-N-Nelly!
Słuchając instynktu jej krok przerodził się w marsz. A marsz w bieg. Musi uciec od chłopaka i to jak najdalej. Nie może mu spojrzeć w twarz. Nie rozumiała w tej chwili samej siebie.

***

Mark dotarł ma miejsce o wiele szybciej niż się spodziewał. Drzwi otworzył nieznana mu kobieta.
-Dzień dobry. Czy jest może Nelly?
-Jest w swoim pokoju. Kim jesteś?
-Jestem Mark Evans. Czy mogłaby pani ją zawołać?
-Proszę... Zaczekaj w salonie. - rzekła wskazując mu drzwi po prawej stronie. - Za chwilę wrócę do ciebie.
Po kilku minutach wróciła jednak nie było z nią dziewczyny.
-Coś się stało?
-Przykro mi, ale panienki Raimon nie ma.
-To może wie pani gdzie może ona być?
-Niestety, ale nie.
-Rozumiem. Przepraszam. Ja już chyba pójdę. - już chciał wyjść gdy niespodziewanie usłyszeli trzask frontowych drzwi. - Ktoś przyszedł. Może to Nelly wróciła?
-Nie. To nie panienka. To zapewne... Pan Wilfred... Przyszedł zrobić... Porządki w ogrodzie. - rzekła stojąc w drzwiach utrudniając mu przejście.
-Przepraszam, ale muszę to sprawdzić... Może pani mnie przepuścić?
-Nie!
Mark był zaskoczony jej nagłym tonem.
-To znaczy... Nie ma sensu... Panienka pewnie jest na waszym treningu... Tak... Tam powinna być.
-Dziwne. Silvia mi napisała, że Nelly nie będzie bo się źle czuje.
-Ale już jej lepiej. Nie chciała przegapić waszej gry więc poszła dawno temu.
Brunet nie wiedział czemu ta kobieta nie chce go puścić. Coś tu zdecydowanie nie grało. Odwrócił się w stronę okna i zobaczył ją.
-Nelly. - rzekł dość głośno by kobieta podbiegła do niego a on wykorzystując sytuację już był na dworze.

***

-Nelly! - krzyknął chłopak stojąc zaledwie kilka kroków od nastolatki.
Gdy niespodziewanie zaczęła biec. Nie mając wyboru ruszył za nią.
-Nelly! Stój! Czemu uciekasz?! - krzyczał za nią próbując znaleźć odpowiedź. - Nelly!
-Zostaw mnie w spokoju! Przestań mnie gonić!
Próbowała za wszelką cenę się go pozbyć. Powoli już traciła siły. Nie była miłośniczką biegania co teraz odbijało się na niej. Nie miała szans w starciu z Evansem. Zaawansowanym sportowcem. Jedyne wyjście jakie jej zostało to wykorzystać infrastrukturę miasta i zgubić go w tłumie ludzi. Była już godzina szczytu więc ludzi było bardzo dużo. Wymijała ich dziewczyna po kolei dryfując tak by móc zgubić Evansa. Nigdzie nie była przed nim bezpieczna. Nie potrafiła spojrzeć mu w twarz i przyznać tego wszystkiego co się dzieje. Wolała przed tym uciekać i nie dopuścić by to wszystko co ona czuje wyszło na jaw. Bo w końcu kiedy wszystkie emocje ujrzą światło dzienne, nie ma od nich odwrotu. Wszystko się wtedy zmienia i nie da się wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Co kilka chwil obracała głowę w biegu by zobaczyć rezultat swego maratonu po mieście. Poszczęściło jej się. Nie widziała chłopaka. W swym biegu wybiegła do miejsca dobrze jej znanego. Boisko nad rzeką. Miejsce w którym cała historia z piłką nożną Marka Evansa się zaczęła. Miejsce dla niego bardzo istotne w którym się rozwijał. Co ją właściwie tu przywiodło? Nawet jej ciało robi co chce kierując ją do miejsc ważnych dla niego. Czemu Mark Evans musiał wkroczyć w jej życie? Czemu musiał stać się dla niej tak ważny? Czemu ostatnim czasem myśli tylko o nim i to o wiele ważniejszym sensie niż zazwyczaj. Niespodziewanie na ziemię zaczęły spadać pojedyńcze krople, które szybko przerodziły się w potężniejszy strumień deszczu. Brunetka zbiegła na dół po schodach by móc ukryć się przed żywiołem pod mostem. Nie mając już na nic sił opadła na ziemię osuwając się po ścianie. Jedyne co jej pozostało to wpatrywanie się przed siebie, nic nie wartą, pusta przestrzeń nasłuchując spadających kropel deszczu, uderzających rytmicznie o nierówna powierzchnię ziemi. Kap... kap... kap... kap.. Idealna równia i harmonia gdy nie to, że zakłócił ją odgłos turlania. To była piłka nożna. Turlała się w jej stronę i zatrzymała się lekko ją tknąwszy. Jednak... kto ją tu posłał? Podniosła głowę i spotkała z brązowym spojrzeniem od którego uciekała od dość dawna.
-Mark... Co ty tu robisz?
-Szukałem cię.... i znalazłem.
Wstała powoli i już chciała wybiec na tą ulewę gdy dłoń Evansa ją powstrzymała zaciskając się na jej nadgarstku.
-Nelly, proszę. Nie uciekaj już więcej. - rzekł cały ociekając wodą.
Dla dziewczyny te słowa brzmiały jak jakieś zaklęcie i stanęła z nim twarzą w twarz. To czego najbardziej się bała teraz się spełnia. A oni są oddzieleni od świata barierą deszczu.
-Więc... Czego ode mnie chcesz?
-Porozmawiać. Mam wrażenie, że mnie unikasz od czasu... tamtego wieczoru.
-Jakiego wieczoru?
Nastolatka dobrze wiedziała o co chłopakowi chodzi jednak udawała, że już o wszystkim zapomniała.
-Tamtego... którego... no wiesz, przez przypadek... się... pocałowaliśmy.
Na samą wzmiankę na ten temat dziewczyna się zaczerwieniła. Widocznie dla chłopaka to był także trudny temat gdyż się bardzo jąkał przy powiedzeniu tych kilku słów.
-Chcesz ode mnie czegoś konkretnego?
-Nie... Ja, po prostu... Przepraszam, jeśli to co zrobiłem zezłościło cię lub coś innego. Poza tym... Ja...
-Głupek!
Brunetka już nie wytrzymała. Miała dość! Czy on właśnie przepraszał ją za tamten pocałunek. Ale to by znaczyło, że to dla niego nie miało sensu. Było czystym przypadkiem. Przeprasza ją... za to czego od dawna chciała. Teraz to sobie dopiero uświadomiła. Wcale nie chciała by ją za to przepraszał. Jedyne czego chciała to, żeby on odwzajemniał to co ona. Jednak to się nigdy nie stanie. Chłopak jest za bardzo zapatrzony w sport i mało domyślny skoro do tej pory nie skumał niczego. Co tylko dodało jej dodatkowego bólu.|
-Głupek! Głupek! Idiota! -krzyczała a z jej oczu poleciały łzy.
-Nelly... Czemu płaczesz? Powiedziałem coś nie tak?
-Jesteś taki niedomyślny! Niczego nie rozumiesz Evans! I to mnie najbardziej boli! - nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć to co długo starała się powstrzymywać w swym wnętrzu.
Miała już tego dość. Jeśli nie on to ona w końcu powie co od dawna czuje.
-Nie rozumiesz... Baka... Że ja... Cię lubię. I to bardzo!
I już. Zrobiła to. Powiedziała co leży jej na sercu. On stał dosłownie jak słup soli. Wmurowało go w ziemię.

***

Mark nie wiedział co ma powiedzieć. Panna Raimon całkowicie go zdziwiła. Nie spodziewał się tych słów po niej. Po dziewczynie z którą dość często się kłócił i przekomarzał. Osobie która na początku ich znajomości kładła mu kłody pod nogi. Gdyby mu kiedyś ktoś powiedział o tym co się stanie dzisiaj uważałby chyba, że ten ktoś sobie po prostu żartuje. To wydawało mu się niemożliwe. A teraz... Był pewien, że się nie przesłyszał. Zapłakane oczy Nelly były aż nazbyt prawdziwe i realne. Nigdy jeszcze nie widział jej w stanie. A nie... Jednak widział. Gdy jej ojciec doznał wypadku i leżał dość długo nieprzytomny. Ale nie wiedział jak to wyjaśnić ten ból który widział w jej spojrzeniu był teraz inny niż ten który widział w przeszłości.
-Ty... Lubisz... mnie? - zadał pytanie chcąc znać za wszelką cenę odpowiedź na jej pytanie.
-Tak.
-Od kiedy?
-Od dłuższego czasu... Nie wiem kiedy i dokładnie jak...
-Dlatego ostatnio nie byłaś sobą?
-Zauważyłeś?
-A jak myślałaś czemu chcę z tobą rozmawiać? Myślałem, że coś się stało. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
-Tak... przyjaciółmi. - powiedziała spuszczając głowę.
Wiedziała, że przegrała te walkę. Żałowała w tej chwili wszystkiego.
-Ja też cię lubię... przyjaciółki. - rzekł uśmiechając się szeroko.
No nie! Ona mu wyznaje swoje uczucia a on obraca to w wyznanie przyjaźni. Tego było dla panny Raimon za wiele :






















-Nienawidzę cię Marku Evansie! - wykrzyknęła i nie zważając na deszcz zostawiła go samego.
Zdezorientowany Mark stał jak słup soli patrząc jak brunetka odbiega coraz dalej aż w końcu znika z jego oczu.

Ogłoszenie#4


Hejka :)
Przepraszam za tą długą nieobecność ale miałam sporo kłopotów w mym życiu.


Matury... Sprawy ze studiami.... I miałam wypadek... Dość długa rehabilitacja i zepsuty laptop który nie chciał się ładować...
Można powiedzieć, że ostatnio prześladowało mnie jakieś złe fatum. Ale teraz już wszystko dobrze. Wracam z pełną parą i nowymi notkami. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie...
I będzie nadal czytać moje notki z taką wielką chęcią z jaką ja je piszę :D