czwartek, 3 lutego 2022

Ogłoszenie #10

Hejka :)

Dziś przychodzę do was z trochę niespodzianym projektem.






Już tłumaczę o co co chodzi w tym klipie. Jest to dość luźny AMV oparty na jednej z par którą ja osobiście uwielbiam i temu zajmuje mi ona zawsze tu tyle miejsca, zwłaszcza, że chodzi o jednych z głównych bohaterów tego bloga.

Możecie ten filmik moi kochani czytelnicy potraktować jako pewnego rodzaju spoiler do tego co planuje z tą dwójką przez to że na bardzo długo zniknęłam i fabuła stoi w miejscu chodź postaram się jak najszybciej to sprostować :D


środa, 15 grudnia 2021

2. Strachy naszym murem (REMAKE)

Podmuch wiatru dawał o sobie znać dość wyraźnie, że nadciągał już właśnie wieczór, zwłaszcza chłodniejszy niż dotychczas. Jak na prawdziwą jesień przystało. Może i nie była to idealna pora na przeprowadzkę, jednak dla pewnej rodziny nie miało to żadnej różnicy jak widać. Po wniesieniu wszelkich pudeł do mieszkania w wieżowcu, nadeszła pora na skończenie urządzania się, co było nieuchronne w tym procesie. Jednak pewna dziewczyna nie miała teraz do tego głowy. Porządek nigdy nie był jej konikiem i coś czuła, że uporządkowywanie jej nowego pokoju zajmie o wiele więcej czasu niż powinno normalnie. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować wzięła do ręki książki i udała się do parku naprzeciwko ich nowego domu. Wszystko jest lepsze niż siedzenie w tych czterech ścianach i słuchanie narzekania braci. Zwłaszcza, gdyby była im niezbędna, telefon jest w końcu od tego. Nie oddalając się zbytnio od wejścia usiadła pod rozłożystym drzewem zagłębiając się w lekturę po raz kolejny, ignorując ciekawskie spojrzenia innych. W końcu była obca i jej wygląd wzbudzał kontrowersję, zwłaszcza, że wychowała się w zupełnie innej kulturze. Mimo, że miała w sobie część japońskiej krwi, jednak nie czuła tego. Mimo tego, że jej matka była japonką od urodzenia, to teraz tak by nie powiedziała. Życie w Polsce zmieniło ją i to zdaniem dziewczyny na lepsze. Nie chciała być wychowywana tak jak inne japońskie dzieci i wieść życie tacy jak inni jej polscy rówieśnicy do których się zaliczała. Ona i jej bracia.

,,Sen zamknął twe powieki, lecz niespełnione są drogi losu. Może jeszcze kiedyś ujrzę, zielony chłód twych oczu..."

Po raz kolejny czytała znany jej tekst, nadal jednak nie wiedziała, dlaczego ten krótki wierszyk zapisała tu dobrze znana jej kiedyś blondynka. Zresztą, czy miało to teraz znaczenie? Wertowała kolejne strony nie czując jak mija czas. Nic więc dziwnego, że z dosyć opóźnieniem usłyszała krzyk skierowany w jej stronę.

- Uwaga!

Nie było jednak czasu na żadną reakcję z jej strony. Gwałtownie coś uderzyło w jej głowę tracąc na chwilę świadomość, odrzucając książkę przed siebie.

- Co to było…. – wyszeptała łapiąc się za twarz.

.- Bardzo przepraszam, nic ci nie jest. 

Gdy w końcu niewyraźne plamki zniknęły z jej spojrzenia, zobaczyła stojącą przed nią małą dziewczynkę w dwoma brązowymi warkoczami oraz w różowej sukience. Jakby zobaczyła siebie z przeszłości gdy jeszcze ubierały ją matka oraz babka. Teraz za Chiny Ludowe nie dałaby założyć na siebie sukienki.

- Nie, chyba nic.

Nie chciała by niepokoiła się tak błahą rzeczą. Wypadki się zdarzały.

 - Przepraszam jeszcze raz. Mój braciszek, trochę za mocno kopnął. Jestem Julia.

 Przedstawiła się biorąc do rąk leżącą na ziemi piłkę. Chwila moment… Dopiero po chwilowej rozkminie, brunetka zdała sobie sprawę czym oberwała. Nagle poczuła jak oblewa ją zimny pot, szybko podniosła się z ziemi i szybkim krokiem oddaliła w stronę wyjścia, dokładnie tam skąd wyszła.

 - Julia wszystko w porządku? Nie powinnaś tak się sama oddalać. Sam mogłem po nią pójść.

 - Nie musisz się oto martwić braciszku. Jednak miałeś rację, uderzyłeś w jakąś dziewczynę. Właśnie ucieka w tamtą stronę.

 Wskazała palcem na drogę ucieczki dziewczyny. Tajemniczy brat Julii przeniósł wzrok na kierunek wskazywany mu przez siostrę i zauważył biegnącą dziewczynę a wokół niej rozrzucone lśniące w zachodzącym słońcu brązowe włosy.

 - Zobacz, zostawiła to.

 Ukucnęła podnosząc z ziemi książkę i podała ją chłopakowi. Uważnie spojrzał na okładkę i przekartkował kilka stron, jednak nie rozpoznał języka w którym była spisana. Przez myśl przemknęła mu, że musi być turystką. Trudno… Nie miał wyboru. Postanowił zachować literaturę z nadzieją, że będzie mógł mu ją kiedyś oddać.

***

Daniela wbiegła do bloku, naciskając gwałtownie wiele razy przycisk do windy chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Wpadła do mieszkania jak piorun i zamknęła się w swoim nowym pokoju. Jednak zamiast paść jak kłoda na łóżko, odsunęła świeżo zawieszone zasłony przez ją matkę i wyszła na balkon, jakby zupełnie wcale nie była chwilę temu na podwórku. Ataki paniki z biegiem lat nie ustąpiły. Wciąż jest to samo, gdy spotyka się bezpośrednio z piłką do nogi. Nienawidzi jej, nienawidzi i nigdy to się nie zmieni. Zniszczyła jej całe życie!!! W tej chwili mogła tylko przyjąć podmuch chłodnej już bryzy jesiennego wiatru na swoją twarz, zaciskając ręce jak najmocniej na poręczy bariery balkonu chcąc skupić swoje myśli na czymś innym. Jednak to nie pomagało. Przeniosła swój wzrok na ziemię, gdzie wszystko było takie małe… Gdy już uspokoiła swe skołatane nerwy ,wróciła do środka upewniając się, że szczelnie zamknęła drzwi. Mimo, że mieszkała praktycznie na ostatnim piętrze, ostrożności nigdy za wiele. Odruchowo przeniosła wzrok na szafę gdzie na wieszaku wisiał jej nowo zakupiony mundurek szkolny. Z kraju którego pochodziła, miała to szczęście, że udało jej się uniknąć noszenia mundurków chodząc do publicznej szkoły. Zresztą, co za różnica czy była ona prywatna czy państwowa. Egzamin kończący je był taki sam dla nich wszystkich. Może nie uczęszczała do jakiegoś elitarnego, jednak pozwoliło ono jej rozwinąć skrzydła oraz swoje pasje jednocześnie pozwalając na dość wysokie wyniki, które konkurowały z tych bardziej prestiżowych szkół. Nienawidziła więc tego, że teraz będzie zmuszona do tej głupiej idei. Gdyby tylko mogła nosić jeszcze spodnie. Sukienki oraz spódnice zawsze były jej wrogiem i odrzucała je jak tylko mogła. Nawet dzisiaj w jej garderobie była obecna jedna sukienka która była przeznaczona na specjalne okazję i tyle jej wystarczyło, pod naciskiem jej rodzicielki. O samej szkole wiedziała niewiele, praktycznie nic oprócz jej nazwy. Nie interesowała ją jakoś szczególnie. Zwłaszcza, że to nie ona sama dokonała wyboru, że chce do niej chodzić. O wszystkim zdecydował jej ojciec po usłyszeniu o niej od swojego nowego znajomego z pracy. Doktor Adam Olszewski jest obecnie nowym lekarzem miejscowego szpitala na oddziale Kardiochirurgii, w wyniku możliwości przeniesienia w ramach wymiany, które jego przełożony złożył w jego imieniu jako rozwoju jego ścieżki naukowej i medycznej, otwierając nowe drzwi do bardziej zaawansowanej medycyny niż tej do której miał dostęp, widząc z nim jako swoim byłym uczniu dość duży potencjał. Sam doktor chodź zaskoczony pozytywną decyzją, zgodził się na przeniesienie do szpitala w innym kraju, z którego pochodziła jego żona, co było zdecydowanie dużym atutem, gdyż był już zaznajomiony z językiem tutejszym, nie tworząc jednocześnie żadnych barier językowych. Jednak czy ktoś ich pytał o zdanie, jej oraz chłopaków? Nie. Zdecydowano jak zwykle za nich, za co Arek miał do niej pretensję, że to wszystko przez nią. Ale czego ona była wina, że ich ojciec uznał to za przygodę życia dla nich wszystkich. Niecały miesiąc po zapadnięciu decyzji wszystko zaczęto planować, wraz z powiedzeniem o wszystkim dla ich babki, Marii Olszewskiej, która nie przyjęła tego z wielką radością. Dla niej wszystko poza jej wioską było obce i złe. Jednak jej synowa była swojska, temu uszła jako ta zza granicy. Ale to był jej jedyny wyjątek. Zresztą… Może i dobrze, że uniknie inwigilowania się rodzicielki jej taty w jej życie prywatne. Nie minęło pół roku i całe ich życie przeniosło się tu, na skraj Azji. Rodzice już dawno załatwili im przeniesienie do szkół po zasięgnięciu opinii u nowego kolegi po fachu pana Adama, dr Aleksandra. Jedynym uciążeniem dla brunetki był fakt, że do tego samego gimnazjum będzie również chodził Arek. Jedynie uda jej się uniknąć widywania dosyć często Mateusza, którego podstawówka Riksona mieściła się w drugą stronę. Z ciężkim westchnieniem opadła jak kłoda na łóżko, przytulając się do swojego ukochanego pluszaka, uroczego bałwanka. Kochała je mimo, że była na nie za stara, ale szkoda by było wyrzucić nagrodę z konkursu, który udało się jej wygrać, mimo, że wzięła w nim udział tylko dla żartu. Kątem oka jednak jej spojrzenie spoczęło na komodzie, gdzie w ramkach stały różne zdjęcie. W tym fotografia, na którym stała ze swoją najlepszą przyjaciółką – Marzeną. Tęskniła za nią bardzo jednak nie mogła w tej sprawie już nic zrobić. Pojedyńcza łza spłynęła po jej bladym policzku chowając się w niebieskiej pościli jej łóżka. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła, obudziły ją dopiero promienie wpadającego do środka słońca. Nienawidziła tego okropnie, co dość często się zdarzało, gdy zapomniała zasłonić wieczorem zasłon w swoim pokoju. Mówi się trudno… Po ogarnięciu się, zjedzenia śniadania i przebraniu w strój klauna, poszła w kierunku nowej szkoły za pomocą GPS-a. Skutecznie udało jej się wyperspadować pomysł, by ojciec ich podwiózł na miejsce. Obędzie się bez początkowego obciachu na sam początek szkoły. Obecnie szła sama pozbawiona towarzystwa swego młodszego brata, który wyszedł wcześniej od niej. W zasadzie… niech robi dla niej co mu się podoba. Nie jest jego niańką, że ma go pilnować. Będąc na miejscu widziała jak wiele setek spojrzeń się na nią gapi. Była ciekawym widowiskiem bo była nowa i wyróżniała się z tłumu mając inne korzenie od tego pewnie od tego co przywykli na co dzień. To już jednak ich problem. Olewając wszystko skierowała się do gabinetu dyrektora, w którym była już kiedyś i w którym musiała się znaleźć podobnie by się zameldować. Co za niepotrzebny nikomu cyrk. I tak była na celowniku a tak będzie jeszcze bardziej. Dodatkowo wkurzało ją, że gdzieś zapodziała książkę, którą wczoraj czytała. Dała by sobie rękę uciąć, że wróciła z nią do domu i rzuciła w kąt pokoju. Jednak nigdzie nie mogła jej odszukać. Jak wróci do domu jeszcze raz dokładnie przeszuka wszystko. Może zwyczajnie leży na wierzchu i ją przeoczyła w swoim rozgardiaszu. Tak samo było z jej cennym brudnopisem gdzie zapisywała swoje wszelkie pomysły, myśli itd. Zdecydowanie musi zacząć się pakować o wiele wcześniej by czegoś takiego unikać. W końcu po oficjalnej części wszelkich formalności została odprowadzona przez jakąś babkę do właściwej sali i weszła do nowego środowiska, z którym będzie musiała przez pewny okres obcować. Przy biurku stała jakaś kobieta, która od razu uśmiechnęła się lekko na jej widok. Dziewczyna nie umiała określi, czy był to prawdziwy czy bardziej wymuszony.

- Moi drodzy, dziś dołączy do was nowa koleżanka, Daniela Olszewska. Przeniosła się do nas z rodziną zza granicy. Mam nadzieję, że pomożecie jej się u nas klimatyzować. Nie miejcie do niej pretensji, jeśli będzie miała kłopotów z językiem. Witamy w Raimonie, proszę usiądź na wolnym miejscu.

Daniela podeszła do pustej ławki pod ścianą, z wielką ulgą, że nie będzie wystawiona na łatwiejszy cel i mogła się łatwiej ukryć z tyłu. Rozpakowała się i otworzyła właściwą książkę, udając, że zagłębiła się w lekturę. W tle słyszała słabe echo głosu tutora, który prowadził zajęcia skutecznie ją omijając dając jej łatwiejsze pole do nieskupiania się. Z lekkim zainteresowaniem wpatrywała się w twarze nowych kolegów z klasy chcąc wiedzieć z kim będzie musiała obcować jako tako. Szczególną uwagę zwróciła na pewną blondynkę, która ewidentnie wyglądała jakby miała zaraz zasnąć. Jej podkrążone oczy zdradzały wszystko. Ewidentnie miała za sobą, nie jedną zerwaną nockę. Druga siedząca za nią skutecznie zasłaniała twarz włosami więc odpuściła sobie obserwacje niej. Nawet nie zauważyła, gdy na podobnych czynnościach minął jej praktycznie cały dzień. Opuściła szkołę jako jedna z ostatnich z swojej klasy, gdy przekraczając próg wyjściowy budynku, powstrzymał ją dzwoniący telefon a na wyświetlaczu pojawił się dość dobrze znany jej numer.

- Tak? Coś się stało mamo?

- Nie kochanie. Skończyłaś już zajęcia?

- Tak. Dosłownie przed chwilą.

- Kurcze. Masz może klucze do mieszkania?

- Nie.

Zdziwiło ją to nagłe wypytywanie matki, co ona kombinowała?

- Musiałam załatwić coś ważne na mieście. Jest ze mną Mateusz. Arek poszedł z nowymi znajomymi na karaoke. Mają go potem odprowadzić do domu. Najlepiej kochanie byś poszła do pracy ojca i byś wróciła z nim skoro nie masz kluczy. Nie będziesz przecież siedziała pod klatką schodową skoro nie masz kluczy.

- No dobrze. Cześć.

Rozłączyła się zanim jej matka się rozkręciła w swej rozmowie. Mogła tylko dziękować losowi, że nie musiała jeszcze wracać do mieszkania i zajmowania się porządkami. Po wbiciu adresu do mapy, GPS odpowiednio pokierował nią w stronę szpitala. Była tu tylko raz dlatego już znała wygląd tego budynku. Mijając kolejne zakręty i ulice wydawała się być wręcz u celu gdy ktoś biegnący potrącił ją powodując jej upadek. Niefortunnie upadła na kolana zdzierając sobie lekko skórę z rąk i kolan. Wydawało się, że też jej kostka jakoś dziwnie pulsuje. Widocznie podczas upadku nie zdawała sobie sprawy, jak jej noga pulsuje.

- Ty idioto!

Zdołała tylko wykrzyczeć za plecami chłopaka w pomarańczowej bluzie. Wstała się otrzepując, jak widać nie dane jest jej żyć bez żadnych obrażeń. Od razu przeniosła wzrok na prawą nogę, gdzie ewidentnie była trochę grubsza niż zazwyczaj.

- Świetnie….

Teraz brakowało jej tylko jakiejkolwiek kontuzji i to tak szybko. Na szczęście nie boli za bardzo więc za kilka dni powinno jej przejść. Kilka okładów może wystarczy. Po wolniejszym kroku w końcu dotarła do celu. Weszła do środka, gdzie została natychmiast zatrzymana przez pielęgniarki. Jednak po dość szybkim wytłumaczeniu sytuacji została dopuszczona i zaprowadzona przez jedną z nich do gabinetu jej ojca. Weszła bez pukania do środka.

- Cześć tato.

Między sobą zawsze rozmawiali w swoim ojczystym języku, więc nie dziwiły już ich zaskakujące spojrzenia innych. Więc zignorowała stojącą obok niego pielęgniarkę. Po chwili zostali sami.

- Witaj Danielo. Jakoś ta droga zajęła ci o wiele dłużej niż myślałem.

Domyśliła się, że na pewno rozmawiał już z jej matką, która o wszystkim mu powiedziała.

- Jakiś idiota wpadł na mnie gdy tu szłam. Przez niego się wywaliłam i noga mnie jakoś dziwnie boli.

Dopiero po chwili zwrócił uwagę że dziewczyna podpiera się głównie na jednej uwadze, delikatnie kulejąc.

- Usiądź tu. Ja za chwilę wrócę.

Lekarz wyszedł z gabinetu zostawiając nastolatkę w środku samą. Brunetka usiadł na krześle przy jego biurku w pustym gabinecie rozglądając się dookoła. Wiedziała, że zapewne będzie tutaj nie raz gościem i wolała dość szybko zapoznać się z tym nowym miejscem, które różniło się tak bardzo od tego co znała jeszcze z Polski. Przeniosła wzrok na nogę, która na szczęście bardziej nie spuchła. Odetchnęła z ulgą szczęśliwa, że to nic poważnego. Miała już bardziej poważniejsze urazy w przeszłości. Nie dało się ich uniknąć wtedy… Na moment zawiesiła się na wspomnienie przeszłości. Zapewne ten stan trwał by dłużej, gdyby drzwi do gabinetu się nagle nie otworzyły. Jednak oprócz znajomej twarzy swojego rodzica, ujrzała nieznajomego lekarza którego w życiu nie widziała. Jego ciemna karnacja oraz lekko siwiejące włosy wyróżniały go na tle jego kolegi, którego cera była dość jasna i idealnie pasowała do jego kruczoczarnych włosów, które odziedziczył jedynie Arek.

- Nie martw się, zastąpię cię na dyżurze.

- Dziękuje ci. Odwdzięczę się jak tylko będę mógł.

- To zapewne twoja córka?

- Tak. Danielo, to doktor Aleksander Blaze. Pracujemy razem na oddziale.

- Miło mi pana poznać.

Uśmiechnęła się lekko, wstając na równe nogi i podchodząc do mężczyzn lekko utykając.

- Usiądź. Na razie założę ci maść i bandaż elastyczny. W domu zajmę się tym porządniej.

Jak powiedział, tak zrobił. Po zrobieniu prowizorycznego opatrunku wraz z drugim lekarzem wyszli z gabinetu by skończyć wspólny obchód i pan Adam mógł zabrać córkę do domu. Brunetka siedziała w gabinecie wpatrując się w swoją nową kontuzję, którą śmiało mogła dodać do kolekcji swojej wiecznej niezdarności. Jak to jej kiedyś ktoś powiedział, nie umie ona żyć bez raz i siniaków. I chyba miała ta osoba pełną rację. W końcu drzwi do gabinetu lekarskiego się otworzyły, jednak nie był to żaden z lekarzy. Młody blond włosy chłopak był zaskoczony, że widzi siedzącą w środku dziewczynę.

- Przepraszam… Nie sądziłem, że ktoś jest w środku.

- Nie szkodzi. I tak miałam wychodzić.

Nie wiedziała dlaczego, ale wydawało jej się, że już go gdzieś widziała. Jednak nie potrafiła sobie teraz przypomnieć dokładnie skąd. Jednak gdy odwrócił się do niej plecami jakby doznała nagłego olśnienia.

- To ty! To ty mnie popchnąłeś na ulicy godzinę temu!

Jej nagłe oskarżenie, powstrzymało go przed opuszczeniem tego pomieszczenia tak jak zamierzał to przed chwilą.

- Nie wiem o czym ty mówisz.

- Wiesz doskonale. Skrzyżowanie południowe, godzina temu. Masz bardzo charakterystyczną bluzę.

Miał jej zamiar widocznie odpowiedzieć, gdy prób pomieszczeniu przekroczył pan Olszewski tym razem już bez swojego fartucha lekarskiego.

- Możemy już…

Jednak przerwał w połowie zdania gdy zobaczył w środku obcego chłopaka.

- Dzień dobry. Powiedziano mi, że doktor Blaze będzi tutaj proszę pana.

- Minęliście się dosłownie. Jest po drugiej stronie szpitala. Szukaj go w pobliżu jego gabinetu.

Kiwnął głową dziękując za odpowiedź i już go nie było.

- Znasz go tato?

- Osobiście nie. Jednak raz go widziałem. To syn doktora Aleksandra. Nie wiem, jak możesz go nie kojarzyć. Przecież chodzicie do jednej szkoły.

- Co?!

W tej chwili wszelkie zaskoczenie odebrało jej całkowicie mowę. W zupełnej ciszy zeszła z ojcem na dół i jego nowym samochodem, który kupił już jakiś czas tutaj na miejscu, wrócili pod ich blok. Do mieszkania weszła z nadzieją, że na jak tak dużą szkołę, to rzadko będzie miała okazję na wpadnięcie na niego. Nawet nie wiedziała jak w tamtej chwili się myliła.

poniedziałek, 29 listopada 2021

1. Słowa to nie wszystko ( REMAKE)


Przed wami poprawiony pierwszy rozdział. Zapraszam do lektury :D


Słońce już zachodziło za horyzont zabarwiając niebo na pomarańczowo. Przepiękny widok krajobrazu dla większości ludzkich oczu. Jednak dla pewnej osoby, nie miał już żadnego znaczenia. W zasadzie nic nie miało już takiego samego sensu jak bywało to w dalej przeszłości. Idąc przed siebie jej jedynym towarzyszem był wiatr, który rozwiewał jej dość długie rudawe włosy, które komponowały się idealnie z obecną porą roku - jesienią. Mimo, że przebywała dokładnie tu, jej wewnętrzne spojrzenie sięgało aż za dostępny dla zwykłego ludzkiego oka horyzontu świata. Jednak to była już przeszłość, o której powinno się zapomnieć by móc żyć dalej w tym świecie marionetek. Po wzięciu głębokiego wdechu potrząsnęła gwałtownie głową, by się całkowicie otrzeźwić i wrócić do niechcianej rzeczywistości i celu jej spaceru, jej domu. Mieszkanie, w którym obecnie się znajdowała, od ponad roku, należał do jej wujostwa, państwa Malcolmów. Mieszkała z nimi w wyniku pewnych zbiegów losów, które nie pozwolił jej zapomnieć o sobie i nadal nie pozwoliły normalnie żyć. Poczucie obcości nie opuściło jej do dziś, zwłaszcza, że nie dano jej odczuć, że było zupełnie inaczej. Obecnie była po niejakiej części wolna, jednak dość szybko to się jutro skończy. Miała rozpocząć naukę w nowej placówce edukacyjnej zwanej Gimnazjum Raimona. Obawiała się tego, gdyż do tej pory nauka w japońskich szkołach znacząco różniła się od tego czego zaznała w systemie szkolnictwa angielskim, gdy mieszkała jeszcze w Londynie. Zanim oficjalnie zatwierdzono jej przeniesienie się do Raimona, uczęszczała do tzw. Akademii Królewskiej wraz ze swoimi kuzynami. Ale… wolała nie rozpamiętywać tych miesięcy w tej klatce. Już nigdy dobrowolnie nie przekroczy progu tamtej szkoły w tym ani w przyszłym życiu. Musiała dość długo przesiedzieć zamknięta w swoich pokoju unikając nauki i tego budynku, by jej ciotka zaproponowała możliwość przeniesienia się do drugiej szkoły, gdzie uczęszczała jej najmłodsza kuzynka, Tara. Warunkiem podstawowym przeniesienia było nadrobienie zaległości, których się dopuściła oraz po zdaniu egzaminów po wakacjach letnich. Jeśli to zrobi, na jesień będzie mogła uczyć się w nowej szkole. Dość szybko spełniła wszystkie warunki i mogła zacząć się uczyć gdzieś. gdzie nikt jej nie znał i nie będzie miała styczności z … nimi. Kierując się w stronę miejsca zamieszkania wpatrywała się w swe kroki wydłużając drogę jak tylko można było. Gdyby to było możliwe… Już dawno by skończyła swoje życie by zapłacić za swoje winy. Jednak za każdym razem, gdy o tym myślała, śnił jej się on, jej brat. Za każdym razem odwodził ją od tego temu się poddawała. Od dawna nie miała znów takich myśli, więc nie musiała znów o nim śnić i budzić się niczym z koszmaru. Sygnał komórki uświadomił jej, że było już dosyć późno i już zaczynają się niepokoić, że nie była w domu, gdy wszyscy inni już byli. Musiała dotrzeć tam przed zmierzchem. To był jedyny warunek, który musiała spełniać, jeśli chodziło o jej samotne wędrówki.

Następnego dnia....

Nie minęła nawet doba od jej spaceru, by przebrana w nowy mundurek zmierzała w kierunku nowej szkoły mając przy swoim boku przewodniczkę, wspomnianą wcześniej Tarę. Była to dość żywiołowa, młodsza o jeden rok dziewczyna, lekkomyślna i dość uczuciowa. Zupełne jej przeciwieństwo, jednak jako jedyna rozumiała ją i stała po jej stronie, zwłaszcza, gdy reszta kuzynostwa była przeciwko niej. 

- Jestem pewna, że będzie ci w tej szkole dobrze. Zobaczysz... - paplała tak całą drogę.

Była już przyzwyczajona do jej niezamykających się ust. Nie znała nikogo kto był by zdolny do przegadania jej. Tak zagłębiona w swój świat nie zauważyła, że oddzieliła się od swojej przewodniczki, która również zagłębiona w własny świat wyprzedziła ją i zgubiła w tłumie idących uczniów. Prze jej myśli przetoczyło się w tej chwili miele sarkastycznych wyrazów, które mogła wypowiedzieć, lecz tego nie zrobiła. Lekko zlękniona w końcu przekroczyła bramę szkoły, o której wiele czytała. Nie była to kolejna placówka edukacja, o której słyszeli jedynie miejscowi i wpisywała się w krajobraz dzielnicy i na tym jej rola się kończyła. Szkoła Raimona była dość znana dzięki swojemu klubowi piłkarskiemu i to była jedyna przeszkoda w tej placówce, która przeszkadzała nastolatce. Ale mając do wyboru Raimona a Akademię Królewską, o wiele bardziej wolała jednak poświęcić tą druga dla tej pierwszej. Mijając zaskoczonych uczniów weszła do budynki kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Mimo, że była tu tylko raz, doskonale pamiętała trasę. Od czasu tej tragedii… Wręcz idealnie wyćwiczyła swoją pamięć nie mając innej rzeczy w swoich życiu. Zresztą, od dziecka chodziła do jednych z najlepszych angielskich szkół będąc nawet członkiem Samorządu Uczniowskiego. Robiła jednak to wszystko na pokaz, by móc się dostać na swoje wymarzone studia prawnicze bądź politologiczne. Jednak być może teraz nie będzie to jej już nigdy dane. Zapukała do właściwych drzwi i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka, by zobaczyć dobrze znaną już dla niej twarz dyrektora, oraz nieznaną jeszcze dziewczynę.

- Dzień dobry. Miło mi widzieć, że jesteś przed czasem moja droga.

Uśmiechnął się do niej życzliwie. Nastolatka tylko kiwnęła głową jednak nadal czuła świdrujące spojrzenie obcej osoby.

- To twoja nowa koleżanka z klasy. Panna Nelly Raimon. Panienko Nelly, to nasza nowa uczennica panna Alice Maskarade, przyjechała do nas z Anglii, w wyniku wypadku nie mówi. Temu się do nas nie odzywa.

Dyrektor doskonale znał jej sytuację i udało mu się dogadać z jego ciotką w zakresie jej komunikacji, udając przed wszystkimi, że straciła zdolność mowy. I to jest powodem, dla którego nie wypowiada żadnych słów. Prawda była jednak zupełnie inna i o wiele głębsza, lecz nie zamierzała się nią dzielić ze wszystkimi. Wystarczy, że ona jako główna zainteresowana wie i to jest najważniejsze. Po krótkiej oficjalnej rozmowie jednostronnej z głową tej placówki rudosłowa dziewczyna udała się za brunetką do swojej nowej klasy. Wiedziała, że ta cały czas do niej mówi opowiadając o zasadach i historii placówki jednak puszczała to mimochodem, będąc zagłębiona we własnych myślach. Znała dość dobrze już reakcję Japończyków na swoje zagraniczne korzenie i wiedziała doskonale, że i tym razem jej to nie ominie i stanie się przedmiotem głównym zainteresowania na dość dłuższy okres i w tym dobrym i tego złego słowa znaczeniu. W końcu znalazły się pod drzwiami, które się otworzyły i wszystkie ciekawe spojrzenia zostały skierowane na nie. Nauczycielka uśmiechnęła się na ich widok. Widać było, że ich oczekuje.

- Moi drodzy, już was o tym informowałam, ale pozwólcie, że powiem to znów. Od dziś macie nową koleżankę w klasie.

Nieśmiałym krokiem dziewczyna weszła do środka podchodząc do biurka kobiety odwracając się przodem do klasy.

- Nazywa się Alice Rose Masquerade i przyjechała do nas z Anglii. Mam nadzieję, że miło ją u nas przyjmiecie. Przeniosła się do nas z Akademii Królewskiej. I najważniejsza rzecz, jest niemową więc nie denerwujcie się, że wam nie odpowiada lub nie udziela się. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Możesz usiąść kochana gdzie chcesz. Mamy dwa wolne miejsca.

Dziewczyna sztucznie się uśmiechnęła i kiwnęła głową klasie na powitanie. Idąc do ławki ustawionej z tyłu słyszała te szepty i spekulacje. Jednak ona wolała się skupić na czymś innym.

-…A teraz otwórzcie podręczniki na stronie...

Jednak ona już nie słuchała. Do końca lekcji pozostawała w letargu udając, że słucha uważnie jednak będąc w innym świecie. Może właśnie dlatego wyszła z klasy jako ostatnia gdy nastąpiło południe i pora przerwy na posiłek.

- Znalazłam cię.

Zobaczyła przed sobą Tarę, która stała w obecności nieznanej dla niej nowej dziewczyny. Przepraszam, że tak się rozdzieliśmy, martwiłam się o ciebie, ale jak widzę dałaś sobie radę. Chciałam cię odnaleźć by zjeść z tobą obiad. Pójdziesz z nami na stołówkę?

Odruchowo kiwnęła głową, gdy kuzynka wzięła ją pod ramię i zaczęła ciągnąć przed siebie mając szeroki uśmiech na twarzy, zaś jej towarzyszka również była uśmiechnięta na zachowanie znajomej. Gdy weszły do ogromnej Sali, znalazły sobie stolik na uboczu gdzie w spokoju jadły swój posiłek.

- Zapomniałabym na śmierć.

Tara nagle gwałtownie połknęła to co miała w ustach przypominając sobie o dość ważnym szczególe.

- Alice, to moja przyjaciółka i koleżanka z klasy Celia Hils. Celio, to moja o rok starsza kuzynka Alice Maskquerade.

- Miło mi ciebie poznać. - uśmiechnęła się miło grafitowłosa.

Starsza dziewczyna tylko odwzajemniła jej uśmiech kiwając lekko głową na znak, że jej również miło chodź nie miało to w tej chwili znaczenia żadnego. Jakby sobie o czymś przypominając szybko zerwała się z miejsca i wybiegła ze stołówki jakby nigdy nic zostawiając zdziwione towarzyszki z jej stolika.

- Cześć dziewczyny.

Jednak dane im było szybko się ogarnąć z tej nietypowej sytuacji, gdy usłyszały znajomy głos za swoimi plecami.

- Cześć dziewczyny.

- Cześć Mark. Co u was?

Tara przywitała się uśmiechając się szeroko na widok kapitana i bramkarza drużyny piłkarskiej Raimona.

-Zrobiliście coś ten dziewczynie? Bardzo szybko stąd wypadła?

Zadał pytanie przysiadając się do ich stolika i wskazując na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu siedziała Alice.

- Zupełnie nic. Nagle tak wstała i już jej nie było.

- Tak w zasadzie to nic mnie już nie zdziwi w jej sprawie Celio.

- Co masz na myśli?

- To moja kuzynka.

Grupka chłopaków była zaskoczona tym stwierdzeniem, zupełnie siebie nie przypominały może dlatego stąd takie zdziwienie z ich strony.

- Znasz ją dobrze Tara?

Różowowłosa nie spodziewała się, że takie pytanie wypadnie z ust dredowłosego.

- Tylko tyle ile powiedziała mi ciotka i ona sama mi napisała. Odkąd z nami zamieszkała nie wypowiedziała ani jednego słowa. Zresztą, chyba wam o tym powiedzieli.

- Tak w zasadzie to napomknęli tylko, że jest niemową.

- Czyli aż tak to spłycili?

Blondyn spojrzał na nią z pytającym spojrzeniem. Dziewczyna wiedziała o co mu chodzi, nawet ten nie musiał wypowiadać słów.

- No dobrze, powiem wam co wiem, ale tylko wy o tym wiecie tak dokładniej.

Po chwili zaczęła opowiadać szeptem grupce.

- Alice pochodzi z Wielkiej Brytanii, a dokładniej z Londynu. Nasze matki są rodzonymi siostrami, a w zasadzie były. Jej rodzice i brat zginęli w wypadku. Od tamtego momentu dziwnie się zachowuje i nie odezwała się ani słowem do nikogo od czasu jej wyjścia ze szpitala.

- Ciekawy przypadek…

- Nawet nie wiesz jak bardzo Jude. Ale wszyscy tutaj w Japonii uważają ją za niemowę, może to i lepiej. Czyli to do waszej klasy trafiła?

-Owszem. Ale co ona robiła w Akademii Królewskiej?

Na samo wspomnienie nazwy, ramiona Juda napięły się.

- Ona… Uczęszczała tam wraz z moim… starszym rodzeństwem.

- Ty masz rodzeństwo? - spytał zdziwiony Mark.

- Tak. Nie mówiłam wam nigdy? Starszego brata i siostrę bliźniaczkę.

- Na dodatek masz siostrę bliźniaczkę?

-Tak. Wyglądamy jak dwie krople wody. Za to charakter...

Już miała dokończyć zdanie gdy sielankę rozmowy przerwał sygnał telefonu Evansa.

-Sorki, ale musimy już lecieć na trening. Celia przyjdziesz zaraz? Jak chcesz przyprowadź Tarę ze sobą.

-Okej, do zobaczenia kapitanie.

Kilka sekund później po zniknięciu chłopaków Tara jednak dość szybko zmieniła zdanie.

-Idź sama Celio. Ja pójdę poszukać mojej Alice.

- No dobra. Do zobaczenia później.

-Pa.

Zbliżające się okienko pozwalało jej się nie spieszyć, jednak wiedziała, że musi się pośpieszyć, zwłaszcza, że rudowłosa nie miała prawa znać szkoły ani okolicy dość dobrze by tu chodzić. Jak bardzo się myliła. Po nieowocnym poszukiwaniu w okolicy wróciła do domu znajdując w pokoju jej torbę.

- Mamo, wiesz gdzie jest  Alice?

- Zostawiła kartkę w salonie, że wróci wieczorem. Wiesz doskonale, że jak kot chodzi własnymi drogami.

- Spytałaś się jej przynajmniej jak jej poszło w szkole?

- Nie zdążyłam. Obie automatycznie w tej samej chwili otworzyłyśmy drzwi. Wiesz przecież doskonale, że i tak by mi nie odpowiedziała. Zawsze zostawia wiadomość w tym samym miejscu. Dzięki temu nie musimy się niepotrzebnie martwić.

- Dobrze….

- Coś się stało w szkole?

-Nie...nie.

Po dosłownej chwili niezręcznej ciszy się zmyła chcąc uniknąć gradobicia pytań ze strony jej rodzicielki.

-Zrozum dzisiejszą młodzież.

Pani Malcom nie miała innego wyjścia jak tylko ponownie wrócić do swoich obowiązków.

W tym samym czasie gdzieś tam....

Panna Masquerade szła przed siebie jak zwykle każdego dnia. W ten sposób poznawała każdy zakamarek tego miasta. Wolała to niż siedzieć w czterech ścianach swojego pseudo domu, w którym czuła się jak w więzieniu. Jednak pisane było jej już cierpienie do końca jej dni. Gdyby nie wówczas jej roztargnienie i nacisk, nie wracali by do ciotki by zabrać jej telefon i nie doszło by o tragedii. Przez jej działanie zginęły niewinne osoby a ona przeżyła chodź nie miała prawa. Nie gdy oni zniknęli… Gdyby nie ten tragiczny los, nadal siedziałaby w Anglii, zapewne dopiero rozpoczęła by naukę w prywatnym gimnazjum do którego chodził jej brat. Tak się cieszyła, że będzie nosić ten mundurek, którego zazdrościła by większość dziewczyn w jej mieście, zwłaszcza w porównaniu z tych z publicznych szkół. Miniony rok dał jej odczuć, że nie pasuje do Japonii, ani do Tokio, ani do żadnego miasta. To nie jest jej świat. Została wychowana w innej kulturze, w innym kraju z innymi tradycjami. Była indywiduum i to się wyraźnie pokazywało w jej guście muzycznym, gastronomicznym czy modowym. Nawet nie wiedziała kiedy tak rozmyślając dotarła nad rzekę przy której było… boisko? Szybki rzut oka pokazał jej, że musi się stąd szybko ulotnić. Stawiając krok z tył nie zauważyła wystającego kamienia i potknęła się o niego lądując w miękkiej trawie. Szybko stanęła jednak męski głos uświadomił jej, że ktoś był świadkiem jej nieudanego wyczynu.

- Nic ci nie jest?

Odwróciła się w kierunku jego dźwięku i zauważyła znajomą twarz, którą zapamiętała jako członka jej nowej klasy. Szybko się otrząsnęła i pokiwała głową, że nic. Jego sportowy dres oraz sportowa torba świadczyły, że właśnie wracał z zajęć pozalekcyjnych właśnie.

-Jestem Jude Sharp, a ty to Alice Maskarade. Chodzimy razem do jednej klasy. Ale to chyba pamiętasz bo nie jesteś zaskoczona tym, że z tobą rozmawiam. Moja młodsza siostra przyjaźni się z twoją kuzynką Tarą.

Na dźwięk imienia siostry ciotecznej napięła mięśnie, oczekując wszystkiego. Bała się, że i tym razem miała ona jednak trochę zbyt długi język i wszyscy już o wszystkim wiedzą. Bez zbędnych słów odwróciła się i pobiegła przed siebie uciekając jak najdalej mogła nie patrząc na kierunek swej drogi ewakuacji. Zdezorientowany chłopak wpatrywał się tylko w oddalającą się sylwetkę swojej nowej koleżanki. Zanim zdążył zareagować, nie było już jej na horyzoncie. Już miał odejść gdy jego wzrok przykuł dziwny błysk. Podniósł ów przedmiot, który okazał się być srebrnym łańcuszkiem na którego końcu zwisały dwie złote obrączki. Zastanawiało go przez chwilę czy należy do niej czy może do kogoś innego. Wszystko stało się jednak jasne gdy znalazł w środku grawer który ewidentnie głosił, że właścicielami byli

,,Rose x Tom Maskquerade 24 VI 19…”

Ostatnie cyfry były trudniejsze do rozszyfrowania lecz same nazwisko wystarczyło by wiedział, że znaleziony łańcuszek należał do niej. I musiało być dla niej ważne, skoro miała go przy sobie, zwłaszcza gdy usłyszał, że straciła ona rodzinę. Byli w podobnej sytuacji jednak dzieliło je wiele lat i jednej drobiazg. Jego siostra żyła przy nim, zaś jej brat nie. Schował znalezisko do torby chcąc jej oddać zgubę jutro w szkole. Tak czy siak prędzej ją spotka z ten czy inny sposób. Raimon nie jest w końcu aż taki wielki. 

wtorek, 16 listopada 2021

Ogłoszenie w sprawie przyszłości bloga


 Hejka kochani :)
Tak. Ja wciąż żyje 😂 I wciąż jako tako piszę. Postanowiłam napisać ten post w sprawie przyszłości tego bloga by rozwiązać wasze wątpliwości. Ostatnio tak go przejrzałam i długo myślałam co mogłabym zrobić. Oczywiście mam zaplanowaną fabułę na kolejne rozdziały i w zasadzie mogłabym pisać dalej, jednak dopiero z biegiem czasu dostrzegłam wiele luk fabularnych i błędów które popełniłam do tej pory. Postanowiłam więc poprawić tą historię i iść dalej aż do wyczerpania tematu lub końca internetu. 😂 Będę już niedługo wrzucać tutaj poprawione pierwsze rozdziały by nie za bardzo mieszać z historią tworząc kolejne blogi itd. nie idzie mi rozstać się z tym dzieckiem, które stworzyłam od podstaw. Jeśli jesteście nadal ze mną liczę na wasze wsparcie i ciepłe słowa w komentarz. 
Do zobaczenia niedługo.
Wasza kochana ArlinM. 💓



sobota, 6 lipca 2019

36. Odrodzenie królewskiego orła cz.II



Hejka :) 
Zapraszam na nową notką. Przepraszam, że tak dawno nie było, ale... miałam problemy na studiach. Studiuje dwa kierunki i wszystko mi się zlało ze zdawaniem na raz. Zwłaszcza, że 
jeden kierunek niedawno skończyłam i cóż... Ważne jest to, że udało mi się wszystko zdać :D 
Mam nadzieję, że ta notka osłodzi was to długie czekanie i początek wakacji :D Ja na razie 
szukam pracy więc jestem wciąż wolna i postaram się jak najszybciej napisać kolejną notkę
jednak nie mogę niczego obiecać. 
Zapraszam do lektury :D

*********************************************************************************


Daniela po odebraniu piłki od Pawła biegnie do przodu. Nic w tej chwili nie myśli, działa instynktownie. Uśmiech nie na darmo zagościł na twarzy Pawła, gdy wiedział, że teraz nadejdzie coś, czego oni się nie spodziewali. Biegł równolegle z Danielą, będąc dość blisko swojej przyjaciółki.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie. - powiedział na tyle głośno, by dotarło to do uszu Axela.
Nic teraz nie mogło powstrzymać, ani Danieli, ani Niepodległości.

Pomiędzy nią a Pawłem następowało płynne przekazywanie piłki. Nie zatrzymywała się. Nie patrzyła na to kogo ogrywa. Teraz przede wszystkim liczyła się akcja grana do przodu. Znów czuła ten znajomy wiatr we włosach i czuła się… wspaniale. Jak dawno to robiła i teraz trochę tego żałowała. Musiała przyznać, że dość rzadko grała na ataku. Zawsze było to miejsce Daniela, jednak nic nie stawało na przeszkodzie by zaskoczyć przeciwnika nie raz, gdy zamieniali się miejscami na boisku. Nawet numery na koszulkach zawsze pokazywały, że byli nierozłączni.
-Proszę państwa… Niespodziewanie do przodu wybija się coraz bardziej Olson z numerem 9. Czy będzie aż tak odważna by celować na bramkę Evansa?
9 i 10. Dwie liczby które znaczyły dla niej więcej. Nie były tylko liczbami na koszulkach bliźniaków, ale także o dziwo losowi, ich datą urodzenia. Nic dziwnego, że zawsze miało to na nich jakiś wpływ. Jednak gdy dobrze się rozejrzeć, żaden zawodników z Niepodległości nie miał koszulki z numerem 10. Była tym ogromnie wzruszona, gdyż nikt nie mógłby zastąpić Daniela. Nikt. Paweł zdradził jej, że to on oto zabiegał by koszulka z numerem, którą nosił jej brat, na zawsze już została pusta i reszta drużyny ten pomysł poparła. Była im za to wdzięczna. Teraz była jedną z nich. To jest gra. A ona zamierza to wygrać, dla drużyny, dla nich. Tym razem nie zawiedzie swych przyjaciół. Pole karne stało dla niej otworem.
-Daniela, teraz! Atak!
Krzyk Pawła dźwięczał w jej głowie dając do zrozumienia, że nie ma już odwrotu. Stanął zdecydowanym krokiem przy jej boku. 
-Jesteś gotowa?
-Zawsze i wszędzie.
-Świetnie.
Brunetka wyskoczyła do góry, zostawiając chłopaka samego z chytrym uśmieszkiem.
-Dramat się właśnie zaczyna… - wyszeptał i sam również wyskoczył by złapać się z Danielą za ręce i zacząć się kręcić szybko wkoło tworząc coś na miarę małego tornado.
-Co się dzieje? Wygląda na to, że Niepodległość ma jakieś asa w rękawie.
-Mark! - dało się słyszeć krzyki drużyny z głębi pola.
Nagle wir zaczął się przeplatać biało czerwonymi paskami. Dwójka zawodników wyskoczyła z tego wiru z piłkę obleczoną jasną poświatą.
-Niepodległość!
Ich wspólny krzyk poniósł mocno wykopaną piłkę w kierunku bramki, która przybrała kształt białego ptaka toczący za sobą biało-czerwoną wstęgę pięknej poświaty.
-Co jest? Czy to orzeł? - dało się słyszeć w tłumie.
-Udało im się! - krzyk Łucji niósł się przez pole karne.
-Oto prawdziwa siła niepodległości! - rzuciła Julia w stronę przeciwników.
Strzał całkowicie zaskoczył Marka, który nie zdołał ostatecznie szybko obronić strzału. Piłka wylądowała w siatce, dając ostateczną przewagę drużynie z Polski.

***

-To... niemożliwe... - szepnął Evans.
Dźwięk gwizdka spowodował milczenie na widowni.
-Proszę państwa to koniec gry. Drużyna Niepodległość pokonuje drużynę Raimona 0-3. Cóż za porażka.
-Daniela... udało się! Wygraliśmy! - krzyknął Paweł obdarzając ją wielkim uśmiechem gdy ta tonęła w ramionach Łucji i Juli.
Brunetka widziała szczęście swych kolegów, jednak coś jej nie dawało spokoju. To dziwne uczucie w środku. Spojrzała na twarze Raimona... jakby ktoś ją uderzył. Widziała w nich ten niezawistny wzrok, lecz także smutek i gorycz upokorzenia.
-Daniela... Wszystko w porządku? - spytał Karol, zdejmując swoje rękawice bramkarza.
-Ja... Muszę iść.
Odwróciła się i pobiegła przed siebie uciekając. Nie mogła stać tu spokojnie jak gdyby nic się nigdy nie stało. Stało się aż zza nadto. Zdradziła po raz kolejny. I nic nie mogło tego cofnąć. Co ona najlepszego zrobiła.

***

Po zabraniu swoich rzeczy z szatni udała się natychmiast do domu. Nie czuła się na siłach na nic. Chciała znaleźć się w miejscu gdzie mogła czuć się teraz najbardziej bezpieczna. W swoim pokoju. Na całe szczęście jej bracia jeszcze nie zdążyli wrócić a jej rodzice byli na zakupach. Wszystko wydawało się układać na jej korzyść. Zrzuciła z siebie strój piłkarski jakby ją palił i upchała na samo dno szafy by już nigdy go nie układać. Gdy zakryła go kocem, poczuła jak łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Jak dawno już nie płakała, a teraz... Była skończona. Nie może przecież teraz zmienić szkoły. Do końca roku pozostało niewiele. Rodzice będą chcieli wiedzieć czemu chce to zrobić, jednak jeśli odpowiednio poczeka, nie będzie to wcale podejrzane. Przeżyje jeszcze jakoś ten czas a później przepisze się do innej szkoły. Raimon nie wybaczy jej tej zdrady. Zdrady. Czy można nazwać zdradą wystąpieniem z swym krajem i ze swymi ludźmi. Dla nich tak ale dla niej i Niepodległości nie. Nie jest w końcu tylko Polką, ale także w połowie Japonką. Należy do dwóch światów i żaden nie może żądać by była w jednym na wyłączność. Wówczas nie była by prawdziwą Danielą. Dźwięk jej komórki otrzeźwił ją. Dzwonił Paweł. Odrzuciła połączenie. Nie miała ochoty na rozmowę z nikim. Mieszkali pod jednym dachem więc jasne było, że na siebie wpadną później. Zamknęła drzwi na klucz wkładając na siebie dres. Nie spodziewała się jednak, że tak szybko zabrzmi dzwonek do drzwi. Pewnie znowu Maoki zapomniał kluczy. Ale... przecież ma koło fotograficzne. To nie może być on. Przez Judasza zobaczyła znajomą blond czuprynę i z ciężką gulą w gardle otworzyła  wrota.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Paweł wziął ją w ramiona.
-Ja... Nic nie mów. Po prostu wiem, że teraz tego potrzebujesz Dani. Płacz jeśli chcesz... Nikogo tu nie ma oprócz nas.
Brunetka czuła się jakoś dziwnie spokojnie, mogła sobie pozwolić na płacz. Szlochała w jego ramię. To był Pi. Jej przyjaciel od dziecka. Zawsze był przy niej do czasu gdy los ich nie rozdzielił. Zawsze mogła na niego liczyć. Był dla niej niczym brat, którego straciła. Nie mogła jednak przewidzieć, że zaledwie kilka kroków za nimi stał schowany zza ścianą Axel.

***

Paweł nie spodziewał się spotkać Axela na klatce schodowej.
-Co ty tu robisz?
Jednak ten go zignorował idąc dalej przed siebie.
-Ostrzegałem cię. Dziś pokazałem ci kto jest lepszy. I nie bój się. Nie zamierzam ci dokuczać. Mi zależy tylko na Danieli i lepiej będzie dla ciebie i dla niej, jak się od niej odsuniesz. Zresztą... Grała z nami. To chyba wszystko wyjaśnia.
Janowski wyminął go na schodach, zostawiając milczącego chłopaka. Blaze ledwo się powstrzymywał by nie wybuchnąć. Jego dłonie były ściśnięte w dwie pięści wyrażające jak próbował się kontrolować. Gdy się uspokoił, pokonał ostatnie stopnie w kierunku swojego mieszkania, jednak po chwili cofnął się by ukryć zza ścianką. Zobaczył ich, jednak nie dał rady przejść obojętnie. Nie gdy dosłownie niedaleko jego drzwi tonęli w uścisku Paweł i Daniela. Wystarczyła chwila by poczuł jak mu ciężko gdy usłyszał jej szloch. Dość szybko zawrócił i wybiegł z budynku. Nie mógł wrócić, zwłaszcza teraz. Sam nie wiedział dlaczego i nie chciał tego rozgryzać. Jedno było pewne, w jego życiu wiele się zmieniło odkąd wkroczyła w nie panna Olson.

***

Łatwo można było powiedzieć, iż atmosfera w Raimonie pozostawiała wiele do życzenia. Od wczorajszego meczu w szkole panowała grobowa atmosfera, zwłaszcza w samej grupie. Po przegranym meczu z Niepodległością, drużyna poszła prosto do swojego domku klubowego, by tam się przebrać i każdy bez zbędnego słowa wrócił do swojego domu. Nie było trzeba tego niczym komentować. Każdy wiedział iż była to porażka. Dali się za łatwo zwieść przeciwnikowi i teraz mają za swoje. Jednak jest już zbyt późno by płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się i się nie odstanie i będą musieli przełknąć ten gorycz porażki. Następnego dnia wszyscy zawodnicy przyszli do szkoły  w kiepskich humorach. Poza uprzejmym powitaniem i jakiejkolwiek aktywności w swoich klasach, z ich ust nie padały żadne słowa a winy wyrażały chęć zapadnięcia się pod ziemię. Do tej pory nie przegrali żadnego meczu, udało im się nawet pokonać zdopingowaną drużynę Darka, Liceum Zeusa. A rozgromiła ich prosta drużyna z europy o której mało ktokolwiek słyszał. To jednak pokazuje jaki tak na prawdę jest poziom światowy piłki i jak jeszcze wiele muszą się nauczyć by móc mierzyć się z innymi krajami. 
-Patrzcie kto idzie... - wyszeptał do Erika Bobby gdy zobaczył na korytarzu brunetkę.
Gdy Daniela zdała sobie sprawę kogo ma przed sobą, zrobiła szybki krok do przodu i już jej nie było.
Od rana znosiła tylko szemry za swoimi plecami. Podejrzewała, że tak będzie... jednak... nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie była całkowicie jedną z nich. I powinni dobrze o tym wiedzieć. Nie była. Nie należała do ich świata. Została tu nagle wrzucona niecałe kilka miesięcy temu i musi się nauczyć, że już tak samo nie będzie. Może gdyby to wiedzieli, ale... nie miała na to sił. Po co miała się tłumaczyć, skoro i tak nikt nie chciał jej słuchać. Większość szkoły już przypięła jej łatkę i tak już będzie dopóki nie zapomną lub nie znajdą sobie nowej ofiary. Axela od wczorajszego meczu nie widziała, wystarczyło, że widziała jego spojrzenie które zdradzało wszystko. Celia, Jude, Alice czy Raven próbowały się do niej dodzwonić, jednak ona wyciszyła swój telefon. Nie miała ochoty z nikim na rozmowę. Zresztą, nie wiedziała czego ma się spodziewać. A mogła wszystkiego. Od wyrzutów po słowa litości, jednak nie od Alice, która by zapewne wylewała wiele słów. Teraz jedyne na co miała ochotę to znaleźć się jak najdalej stąd. Pod koniec dnia odebrała dziwny telefon od swojej matki, która szybko kazała jej wracać do domu. To było dość dziwne, nawet jak na tą kobietę. A jeśli... ona o tym wie? Ale jak?! To niemożliwe. Gdy wróciła do mieszkania zastała dość szybko krzątającą się po mieszkaniu jej matkę.
-Mamo... Co się tu dzieje?
-Och Danielo... Dzwoniło pogotowie z Polski, babcia miała wypadek i leży w szpitalu.
-To okropne. Stało się coś poważnego?!
-Nie... Podobno wszystko jest już stabilne, ale... babcia potrzebuje teraz opieki. Dlatego muszę na jakiś czas wrócić do Polski.
Brunetka myślała, że się przesłyszała. Ta wiadomość była niczym grom z jasnego nieba. Oczywiście martwiła się o babcię, jednak ten wyjazd... był niczym na zawołanie.
-Kiedy lecisz?
-Mam samolot dzisiaj wieczorem. Wraz ze mną lecą Amun i Maoki. Dobrze im to zrobi.
-A ja?
-Ty zostaniesz tutaj z ojcem. W końcu... ktoś musi się nim zająć. A tobie córeczko bardziej w tej kwestii ufam, zwłaszcza, że wiesz jaki czasami potrafi być tata.
Nie... Gdy nadarzyła się okazja, ona miała zostać. Zupełnie jakby właśnie przybiegła ostatnia na linie mety.
-Ja... Dobrze. Pójdę się położyć.
Czuła się na prawdę wypompowana. To na pewno był jej koniec. Została skazana by do swojej pełnoletności zostać w tym kraju i nauczyć się żyć tak jak nie chce, ale wymaga od niej tego sytuacja i kultura kraju. Nie! Nie zgodzi się na to! Nie na darmo ma w sobie ducha buntowniczki, który dzieliła ze swoją babcią i prababcią, uczestniczkami Powstania Warszawskiego. Gdy w końcu zdecydowała się wyjść i porozmawiać z matką, ta trzymała już walizkę w swej dłoni.
-Właśnie wychodziłam... - puściła rączkę i podeszła do dziewczyny obejmując ją mocno. - Będę za tobą tęskniła Danielo. Niedługo do ciebie zadzwonię gdy będę na miejscu. Obiecaj opiekować się tatą.
-Obiecuje. - nic nie mogła w tej chwili zrobić więcej niż odwzajemnić uścisk kobiety, której nie będzie widzieć przez dłuższy czas i nawet nie wie na jak długo.
Gdy w końcu się od siebie oddaliły, pani Olson ucałowała ją w policzek i wyszła. Brunetka została sama w mieszkaniu. Była lekko głodna, jednak nie miała ochoty na gotowanie. Wzięła więc swoje kieszonkowe i poszła zjeść na mieście. Wiedziała, że teraz nastaną na pewno ciężkie czasy w ich domowej kuchni.

***

-Gorszego treningu to wy chyba nie mieliście!
Nelly miała już dość tej ponurej atmosfery jakby komuś zmarł ukochany pies.
-Ogarnijcie cię w końcu! To, że przegraliście jeden mecz nie znaczy, że macie się dołować do końca życia!
Drużyna Raimona odbywała, jeśli można tak to nazwać... trening. Jednak nic im nie wychodziło. Nieporozumienia pomiędzy zawodnikami nie pozwalało na skuteczne strzały i podania. Nawet Markowi, który starał się podnieść drużynę do boju walki, nie udawało się. Wszyscy dziś byli jak nie oni.
-Łatwo ci mówić... - zaczął mówić Steve. - ... to nie ty przegrałaś!
-Jestem waszą mendżerką i muszę dbać o drużynę, ale to co teraz widzę to nawet nie wiem czy mogę nazwać drużyną!
-Dałabyś na luz Raimon! - zaczął bronić kolegów Kevin. - Nikt tu nie jest gotów na gadki umoralniające.
-Coś ty powiedział Dragonfy?! - gdyby nie szybka reakcja Celii i Silvii, wówczas by Nelly rzuciła się na chłopaka. - Dobra... Już się uspokoiłam. Wiecie co wam powiem? Gdy się ogarniecie, to dajcie znać, bo do tej pory wszystkie treningi są bez sensu!
I odeszła. Powiedziała wszystko co miała na sercu. Widziała wszystko doskonale co się działo i nie zgadzała się z tym. Chciała nawet porozmawiać z Olson, jednak ta była również niedostępna jak Blaze. A właśnie... gdzie on się podziewał?

***

Axel od razu po zajęciach zerwał się do domu. Dzisiejszy dzień był trudny, zwłaszcza dla niego. Gdy jednak wracał do domu, zdziwiło go dyskusja Pawła z Amunem? Co oni tu robią? I dlaczego ten drugi trzyma z ręcę walizkę.
-Słucham... ty na poważnie?
-Tak. Wycofuje się z tego układu. Dostałem to co chciałem. I ... nie wiedzę powodu by dalej to ciągnąć. Ty także jesteś blisko swojego celu więc to chyba tylko kwestia przypadku.
-No nic... Do zobaczenia Amun.
Blondyn uścisnął bruneta na pożegnanie i poszedł gdzieś przed siebie. Drugi zaś wsiadł do taksówki i odjechał. Nie rozumiał o co im chodzi, jednak dość szybko przypomniał sobie o ostatniej rozmowie tej dwójki i połączył szybko fakty. Czuł, że dzieje się tutaj coś złego i na pewno najbliższe święta będą pełne niespodzianek.


wtorek, 26 marca 2019

35. Odrodzenie królewskiego orła cz.I


Daniela nie wiedziała czy dobrze robi, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Podjęła decyzję i musi się jej trzymam. Nie można przecież łamać raz danego słowa. Teraz pozostaje jej tylko czekać i zobaczyć co przyniesie jej los. Na pewno ta decyzja wiele zmieni. Zwłaszcza, że zgodziła się zagrać przeciwko swojej szkole. Na pewno odbije się to głębokim echem w całym budynku a może i nawet poza nim. Nie można jednak płakać nad rozlanym mlekiem. Musi sobie z tym poradzić. Obecnie trwał trening i musiała znów wdrążyć się w dryg drużyny. Wiele osób pozostało niezmienionych, więc nie trzeba było nadmiernie się starać. Lecz nowe osoby na pewno miały inny styl gry niż była do tego przyzwyczajona. Do tego miał służyć ten trening. Odnaleźć na nowo jedność i zgodność w grze. Wszyscy poza nią grali w tym składzie dosyć długo i stali się nową rodziną. A jak wiadomo… początki są trudne. Zwłaszcza gdy wraca się do sportu którego dość długo się nie uprawiało. Może i kochała biegać i dość często biegała nawet w ramach klubu, ale… Piłka nożna to była coś zupełnie innego. Minie trochę czasu zanim wdrąży się w ich rytm. Ale mają przy swoim boku Pawła, Łucję, Karola czy Julię, czuła, że da radę. Zwłaszcza gdy otaczają ją na boisku i dają odczuć, że zawsze służą pomocą. Przyjaciele… Jak za nimi tęskniła. Przyjaciele… Na chwilę w głowie pokazał jej się obraz ludzi z Raimona. Tu odnalazła się na nowo. Poznała nowych przyjaciół, którzy obudzili w niej chęci do życia. A teraz? Co ona robi… Odwraca się od nich. Nie! Nie mogła tak myśleć. To tylko gra… zresztą, miała prawo zagrać ze swoją starą drużyną jako ich członkini skoro do nich prawnie należała, kiedyś. To nie jej wina, że tak się to właśnie wszystko potoczyło. Właściwie… czemu tak pochopnie zdecydowała się podjąć decyzję. No tak. Axel… Jedyny chłopak, który tak próbuje zmienić jej życie. I mu się udawało. Większość zmian w swoim życiu a także kłótni zawdzięcza dzięki niemu. Doskonale wiedziała dzięki Celii jaki był jeszcze przez jej przybyciem. Czasami zastanawiała się, czemu właśnie to z nią się zaprzyjaźnił, skoro nie przepadał za takimi dziewczynami jak ona. To było dziwne i niezrozumiałe. O czym ona w ogóle myśli? Musi skupić się teraz na piłce nożnej i tylko na niej. Musi całkowicie poświęcić jej swoją uwagę. Na chwilę tego meczu Raimon to jej wróg.

***

Dzień meczu…
Drużyna Ramiona zebrała się wcześniej by móc odpowiednio zrobić ostatni trening i przygotować się już ostatecznie na zagrywkę z nieznaną drużyną. Po raz pierwszy grali z zagraniczną drużyną i zdołali już poznać siłę niektórych z jego zawodników. A jeśli te pojedyncze osoby były tak dobre to na pewno jest ich o wiele więcej. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Gdy skończyli standardową rozgrzewką przy linii bocznej boiska pojawiła się Celia.
-I jak Celio? Udało ci się coś znaleźć?
-Właśnie o to chodzi, że nie. Ostatnie wzmianki o tej drużynie pochodzą sprzed kilku lat i to nieliczne. Reszta jest w nieznanym dla mnie języku i dość dziwnie się go tłumaczy. Zupełnie jakby… ta drużyna nie istniała.
-No nic. I tak wielkie dzięki Celio za twoje dobre chęci. - podziękował jej Mark i zwrócił się do drużyny.
-To bez znaczenia z jaką drużyną dziś zagramy. Nie raz na naszej drodze stawały silne drużyny i udawało nam się wychodzić z boju zwycięsko. Nie poddawaliśmy się, gdy sprawa była już blisko rozstrzygnięcia. Nie po to nie poddawaliśmy się, by teraz dać się tak łatwo ograć tej nieznanej drużynie. Jesteśmy Jedenastką Inazumy. Nikt nas nie pokona!
-Tak!
Cała drużyna stała jednym murem za Markiem. Wszystkich zawsze podnosił na duchu jednak sam nosił w sobie lekki niepokój. Wierzył mocno z całego serca w to co sam mówił jednak odrobinka niepokoju czaiła się w jego wnętrzu. Zwłaszcza gdy widział twarz Axela. Czyżby on też miał jakieś złe przeczucia?
***

Axel stał z boku wpatrując się w swoje nogi. Myślał zawzięcie o tym co się stało zaledwie trzy dni temu. Znów pokłócił się z Danielą. Czy ich kłótnie nigdy się nie skończą? Wiedział jednak że teraz nie jest to tak samo jak przedtem. Wkroczył tu pewien element, którego nie da się tak łatwo pozbyć.
-Axel… Wszystko w porządku?
Blondyn dopiero zauważył, że obok niego stała grafitowłosa.
-Ja… Tak.
Odwrócił się by odejść w stronę bramki.
-Czemu kłamiesz? Ale nie o tym chcę z tobą porozmawiać.
-O czym mówisz Celio?
-Nie powiedziałam do końca prawdy o tym, że nic nie znalazłam na temat drużyny Niepodległość. Jednak jest to tylko nazwisko a ja nie chce siać zamętu.
-Co to za nazwisko?
-Olson…
-I? To może być popularne nazwisko.
-Zwłaszcza bliźniaki?
-Insynuujesz coś?
-Nie. Ja po prostu staram się rozgryźć przeciwnika.
-Już za późno na to. Za parę chwil i tak poznamy naszego przeciwnika.
Tym razem na pewno odszedł idąc przed siebie w kierunku domu klubowego. Jednak przystanął na chwilę gdy pod szkołą zatrzymał się autobus. Już tu są… Ale… Co to ma być?! Myślał, że ma jakieś zwidy.
-Axel…
Nagle pojawił się przy nim Mark i Jude.
-Co tu się dzieje?
Przed nimi nagle pojawił się Paweł z dobrze znanymi im dziewczynami.
-Witam was. Mam nadzieję, że miło nas… przyjmiecie. - powiedziała Julia puszczając do nich oczko.
Chłopcy wzdrygnęli się, widząc jej przerażającą aurę walki.
-Miło mi w końcu was oficjalnie poznać. Całą drużynę. -
Przywitał się z nimi czarnowłosy chłopak stojący u boku, który był wówczas nad rzeką.
-Widzę, że jesteście już gotowi. - na przód wysunął się Paweł mając na twarzy kpiący uśmiech.
-Czemu mnie to nie dziwi, że tu jesteś?
-Nie bądź taki posępny Sharp. Przecież nigdy nie ukrywałem swojej narodowości. Nic dziwnego, że gram z moim krajem. A… i przy okazji… mam dla was jeszcze jedną niespodziankę.
Wówczas grupka rozsunęła się i przy chłopaku stanęła…
-Daniela!
Jej imię cisnęło się wielu osobom na usta.
-Co ty tutaj robisz?
-Przepraszam Mark.
-Ale…
-Nadal nie rozumiesz. Daniela gra dzisiaj z nami. Ze swoją drużyną.
-Co?!
Drużyna Raimona była na pewno zaskoczona. Nikt się tego nie spodziewał. Na pewno nie jej najbliżsi.
Brunetka patrzyła na swoje nogi. Nie mogła patrzeć im prosto w twarz. Czuła się jakby właśnie kogoś zdradzała. Zamiast tego odwróciła się i odeszła zresztą drużyny by móc się przebrać w ich stroje.

***


Godzina meczu...
Dwie drużyny ustawiły się na boisku oczekując gwizdka który miał zmienić wszystko.

                                                   NIEPODLEGŁOŚĆ



Karol
Nowak


Daniela
Olson

Adrian
Wieczorek
Wiktoria
Markowska

Aleksander
Sadowski

Kinga
Zaręba
Łucja
Godlewska

Kamil
Łada


Julia
Rećko


Daniel
Deresz

Paweł
Janowski

                                                        

                                                         RAIMON


Mark
Evans


Bobby
Shearer

Jack
Wallside
Tod
Ironside



Nathan
Swift

Max
Carson

Erik
Eagle

Jude
Sharp

Tim
Sounders
Axel
Blaze

Kevin
Dragonfly



-Drodzy państwo… za chwilę rozpocznie się walka o której nie mogliście nie słyszeć. Nasz zwycięska drużyna piłkarska, nieustraszona Jedenastka Inazumy, zmierzy się z drużyną zza granicy a dokładniej z Europy Środkowej Niepodległością. Dwie drużyny chcąc dać z siebie wszystko. Jednak której się poszczęści i wyjdzie z tego boju zwycięsko?
Chester jak zwykle był w swoim żywiole i nie mógł przegapić komentowania żadnego meczu Raimona. Tak było i tym razem.
-Lada chwila zabrzmi gwizdek sędziego i … Blaze podaje piłkę do Eagla i ruszają do przodu… O nie! Piłkę szybko przejmuje Deresz, główny napastnik drużyny przeciwnej. Idealnie dryblując przejmuje akcje do przodu. Drużyna wroga wkroczyła na pole karne drużyny Raimona. Chłopaki, co się z wami dzieje? Dają się ogrywać niczym jakieś pionki na szachownicy. Deresz przymierza się do pierwszego strzału, lecz Mark skutecznie go broni. Sytuacja wroga zażegnana.
-Było blisko. - szepnął Evans przenosząc wzrok z piłki na tego, którego strzelał.
Ten tylko uśmiechnął się i zaczął cofać się na swoją pierwotną pozycję.
-Ostry, początkowy atak drużyny przeciwnej został przerwany przez drużynę Raimona. Teraz Swift skutecznie podaje piłkę do Carsona który po skutecznym dryblingu podaje ją do Sharpa.
-Wiktoria, Kinga… teraz! - krzyknął Aleksander ustawiając się z dziewczynami w równej linie.
Dziewczyny skutecznie zaczęły biec w stronę chłopaka i mijając go zrobiły przed nim i za nim dwa wślizgi.
-Marzanna! - krzyknęli we trójkę, robiąc z pasa obronnego prawdziwe mokradło.
-Co to…
Na pewno niestabilny teren zaskoczył Juda. Aleksander zwinnie wykroczył z ich strefy obronnej i odebrał piłkę chłopakowi.
-Twoja Julia.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę rudowłosej która skutecznie wymijała przeciwników stosując nie jedną sztuczkę w zanadrzu.
-Proszę państwa, Rećko skutecznie przechodzi do przodu. Ignoruje całkowicie chłopaków jakby ich nie było w ogóle na boisku. Po raz pierwszy mamy do czynienia z drużyną w której gra także płeć przeciwna.
-Już ja wam pokarze na co stać dziewczyny. - krzyknęła stając sam na sam z Markiem w polu karnym.
Chłopak był przygotowany na jej atak. Niedawno był świadkiem i celem jej ataku na jego bramkę. Oczekiwał, że teraz nastąpi powtórka tego. Jednak była ona jedyną osobą na jego linii widzenia. Czyżby chciała strzelać sama.
-Nie obawiaj się. Taka już moja uroda. - wykopała piłkę do góry pozwalając jej osiągnąć ogromną prędkość, która zaczęła spadać w jej stronę.
-Cóż za szaleństwo. Przecież ten strzał zaraz spadnie na nią. Niech się cofnie.
Chester już całkowicie wczuł się w rolę komentatora. Nawet Celia i Silvia były tym poruszone. Wszyscy zaskoczeni nie zauważyli tego uśmiechu na twarzy dziewczyny. Gdy była już zaledwie kilka metrów od jej głowy, ta odskoczyła do tyłu i gdy piłka była zaledwie kilka centymetrów nad ziemią kopnęła ją z całych sił.
-Lisi podstęp.
Zaskoczony Mark zareagował zbyt późno. Piłka trafiła w róg bramki.
-Proszę państwa. Padł gol. Niepodległość prowadzi 1:0 zaledwie kilka minut od początku meczu. Jak szybko Raimon się po tym pozbiera?
-Ale… jak… przecież?
-Nie sądziłeś chyba, że użyje tego samego strzału co wówczas, na tym boisku? Wtedy poznałeś zwiększoną siłę tego ataku który przejęli ode mnie jeszcze dodatkowo dwójka zawodników. Teraz poznałeś prawdziwą siłę pierwotnego mojego strzału hissatsu.
Odwróciła się zarzucając włosami i wolnym krokiem wróciła na swoje pole karne przybijając z Pawłem piątki.
-Rećko zupełnie jak jej kolor włosów skutecznie zaskakuje, niczym lis swą chytrością. Evans wykopuje piłkę do Carsona który wybija akcje do przodu.
Mecz trwał w najlepsze. Dwie drużyny wymieniały się piłkami, zaś Niepodległość nie pozwala Raimonowi w ogóle podejść pod bramki lub oddać jakiekolwiek strzał hissatsu. Nawet gdy do tego jednak doszło, Karol skutecznie ich bronił. Nie było na nich mocnych zwłaszcza po początkowym zaskoczeniu.
-I oto nastał koniec pierwszej połowy. W niesamowitym meczu przeciwko zagranicznej drużynie , drużyna Raimona przegrywa 1:0. Jednak nie bójmy się…
Nikt jednak nie słuchał już Chestera. Chłopacy zeszli na linie boczną boiska kompletnie rozbici. Nie tego się spodziewali. W dodatku ich przyjaciółka grała przeciwko nim. Na pewno nie było to łatwe. Zwłaszcza gdy ci krzyczeli między sobą w obcym języku. Mieli przewagę nad nimi. Dopiero gdy usiedli by się napić podeszła do nich Celia ze swoim komputerem.
-Chłopaki… Może już trochę za późno… Ale udało mi się coś odkryć.
-Słuchamy cię Celio. - powiedział Mark uważnie na nią spojrzawszy.
-Przed chwilą dostałam wiadomość od jednej z moich informatorek której udało się zdobyć nieco informacji o zawodnikach ich drużyny. Chodź nie było łatwo bo zbyt dużo ich jest w zagranicznym języku i zajęło by to zbyt dużo czasu.
-Do rzeczy Celio. - poganiał ją Axel.
-Spójrzcie. - pokazała im ekran swojego komputerka na którym widniał kolaż złożonych z zdjęć zawodników podpisany ich imionami i nazwiskami.



-Wiecie doskonale kim jest Paweł. Został uznany za najlepszego napastnika w swojej grupie wiekowej i wszelkie kluby stoją podobno dla niego otworem. Jego gra jest szybka i podobno asertywna. Koło niego gra ich najnowszy nabytek Daniel Deresz, który pomógł im podnieść atak po śmierci ich głównego napastnika kilka lat temu. Aleksander Sadowski też należy do nowego składu i idealnie kryje nie pozwalając przeciwnikowi na wejście w pobliże pola karnego. Podobno uwielbia ryzykować i nikomu jeszcze nie pozwolił strzelić z jego winy gola. Kinga Zaręba, najmniej groźna z całego składu lecz ma pewne specyficzne umiejętności które zaskakują. Łucja Godlewska została ogłoszona najlepszym napastnikiem w swoim kraju gdy poprzez swoją grę wraz z napastnikami zdobywała wiele bramek. Jej gra jest … To dziwne. Reszta jest jakoś utajniona. No nic. Wiktoria Markowska woli bronić niż atakować, temu pozostaje z tyłu dając gwarancję drużynie. Ewa Hryń… Nie ma jej tu więc … Karol Nowak. Ich bramkarz. Od czasu reaktywacji nie przepuścił żadnej bramki. Jego obrona jest dość… silna? Adrian Wieczorek … Podobnie idealnie koryguje akcję ku atakowi z obrony… Julia Rećko… Rudowłosa, przyczajona napastniczka z dość dużą siłą wykopu…. Kamil Łada o którym… nie wiadomo nic i … Daniela Olson. Dołączyła dosłownie niedawno lecz była kiedyś jej podstawowym zawodnikiem, zanim nie przeniosła się do Japonii.
-Dlaczego to przed nami ukrywała?
Mark nie rozumiał zachowania przyjaciółki. To wszystko było dosyć dziwne. Spojrzał na Juda który był tym wszystkim naprawdę poddenerwowany. Zapewne sam się tego nie spodziewał.
-Drużyno!
Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę.
-Radziliśmy sobie w o wiele gorszych sytuacjach. Nie poddamy się tak łatwo. Słyszycie! Nie poddamy się. To tylko jeden gol. Damy radę do odrobić i jeszcze to wygrać! Chłopaki… Jesteście ze mną?!
-Tak!
Mark jak nikt umiał podnosić morały drużyny nawet gdy sytuacja wydawała się być nie do rozwiązania. Wiedział, że na pewno najbliższe minuty zadecydują o wszystkim i zmienią losy tego meczu na bank. Jednak miny Axela i Juda na pewno nie wyrażały pozbycia się emocji. Ten mecz był dla nich ważniejszy od innych. Musieli walczyć z bliską dla siebie osobą. Ale to też była ich przyjaciółka. Bez różnicy jakie miała powody, nie powinien nikt jej potępiać i nie stawiać na niej przypinki zdrajcy. Był pewien, że gdy się wszystko skończy, ona wszystko im wyjaśni i jeszcze kiedyś będą się z tego śmiać. Jednak, kogo on oszukiwał? Wewnątrz siebie czuł, że to nie będzie takie łatwe, i na pewno po meczu padnie wiele cierpkich słów.
-Moi drodzy, zaczynamy drugą połowę meczu. Tym razem zaczyna drużyna Raimona. Jednak, co jest? W drużynie Niepodległości zaszły drobne zmiany w składzie? Nie. To po prostu zmiana pozycji. Miejsce Olson na obronie zajmie Deresz. Zaś jego miejsce na ataku zajęła… Olson! Co za niespotykany zwrot akcji.
Daniela i Axel spojrzeli sobie nawzajem w oczy, lecz ta szybko spuściła wzrok na murawę. O wiele lepiej czuła się na obronie, jednak pozycja napastnika nie była jej obca. Nie sądziła, że ta propozycja wyjdzie z ust Pawła. I że dodatkowo uzyska poparcie trenerki Matyldy. Ich drużyna postanowiła zaskoczyć Raimona i dokonać zmiany składu. W Polsce nie raz robili takie sztuczki wymieniając pozycje piłkarzy na boisku. Przeważnie zawsze wymieniała się z swym bratem. Byli idealnym duetem, połączeniem obrony i ataku. Jak widać, teraz musi nastąpić powtórzenie tej historii. Widziała jak Paweł zerknął w jej stronę i uśmiechnął się. Chciał jej dodać otuchy. Był zadowolony z jej gry, otwarcie jej to w końcu powiedział. Czuła się także dobrze wśród nich. Ale… niepewność tego co ma się stać później, nie dawała jej spokoju.
-Nowak nie daje się zaskoczyć. Z łatwością chwyta piłkę pędzącą w jego stronę. Raimon musi się bardziej postarać by móc zaskoczyć swych przeciwników.
Karol bez wahania podał piłkę do przodu, odebraną przez granatowłosą. Ta doskonale wiedziała na co przyszła teraz kolej. Kiwnęła głową w stronę Juli, która od razu podjęła decyzje o odebraniu piłki i zrobienia miejsca na kolejny atak który miał dać im zdecydowaną przewagę.
-Nie na naszej warcie! - krzyknął Erik, robiąc wślizg i odebrał piłkę dziewczynie.
Jednak nic nie powstrzymało Łucji by odebrać mu piłkę.
-Może następnym razem.
Zwinnie go wyminęła, zaskakując go swoimi istotnymi zdolnościami skradania się. Co może także bardzo przydać się w prawdziwym życiu.
-Niech to! Godlewska łatwo przejmuje piłkę od Eagle i przebiega do przodu. Niepodległość łatwo w dalszym ciągu przejmuje piłkę od Jedynastki Raimona. Chłopaki dają się ogrywać niczym początkujący słabeusze.
-Co żeś powiedział?
Nagle Kevin zwrócił uwagę w stronę Chestera. Nie zauważył piłki dopóki nie przeleciała mu przed jego oczami w kierunku… Pawła.
-Pora kończyć tę farsę. Łucja, Adrian, gotowi?
-Zawsze i wszędzie.
-Zaraz.. co się dzieje? Niespodziewanie Nowak wybiega z swojej bramki i biegnie przed siebie, dołączając do Godlewskiej i Wieczorka… Czyżby szykował się kolejny atak ze strony drużyny Niepodległości?
Trójka wspomnianych zawodników wybiegła mocno do przodu by Paweł mógł skutecznie podać im piłkę.
-Zaczynamy! - krzyknął Adrian, wykopując piłkę w górę dając jej świetlistą poświatę.
-Ogniste…. - Łucja podbiegając, odbiła się wysoko w górę po wystawionych dłoniach Adriana, kopiąc z przewrotki w stronę Karola.
-Powstanie!
Strzał oddany był przez wszystkich zawodników z równą, silną mocą i był bardzo synchronizowany, zwłaszcza, gdy Karol po przewrotce Łucji, wystawił piłkę w prostą linę wzmacniając jej silny żar, który płonął z ich serc.
-Ręka Majina!
Mark nie chciał i nie mógł przepuścić tego gola. To na pewno przeważyło by o losach tego spotkania. Musiał ją obronić, musiał. Czuł jednak, że ma w sobie on o wiele więcej siły niż ich poprzednie ataki. Wtedy też były mocne, ale teraz… Czuł, że zaczyna z tą siłą przegrywać. Coraz bardziej zapierał się nogami, jednak to na nic. Lada chwila jego obrona została przełamana i piłkę zatrzymała dopiero siatka.
-Mamy to!
Łucja podskoczyła z radości przybijając piątki z chłopakami. Udało się! Wszystko szło jak z płatka! Ogromna radość drużyny z Polski ciągle rosła i nic nie było w stanie ich powstrzymać.
-Jak to…
Najsilniejsza obrona Marka została tak łatwo przełamana. W końcu, dzięki niej zatrzymał niepowstrzymywane Liceum Zeusa, których siła była nielegalna. A oni? Ich siła była prawdziwa. Jak silniejsze mogą być jeszcze drużyny zza granicy? O dziwo jednak był coraz bardziej napalony. Musiał się jeszcze bardziej postarać. Był w końcu kapitanem drużyny.
-Chłopacy! Nie poddajemy się! Wszystko jeszcze można odwrócić! Nie poddawaliśmy się do tej pory mając silnych przeciwników. Tym razem też się nie poddamy! Pokonamy każdego przeciwnika! Bez różnicy jak będzie silny! Jesteśmy Jedenastką Raimona! My nigdy się nie poddajemy!
Krzyczał to co leżało mu na sercu. To co czuło jego serce było odzwierciedleniem tego co myślał.
-Mark ma racje. - potwierdził Nathan.
-To jeszcze nie koniec! - Max wiedział, że kapitan zawsze miał rację.
-Zostaniecie jeszcze pokonani! - Kevin był gotowy walczyć do ostatniego tchu.
Zawodnicy z Niepodległości patrzyli na nich zaskoczeni.
-Oni naprawdę chcą nawiązać z nami równą walkę? - spytała Julia Pawła w ich rodzinnym języku.
-Tak, ale porywają się motyką na słońce.
-Nie mów, że chcesz?
-Tak. To ostatecznie podetnie im ich skrzydła.
-Jesteś szalony!
-Nie mam wyjścia. Zrobię wszystko by zniszczyć Raimona.
-Tak wiele zrobisz dla niej? - rudowłosa zerknęła w stronę swojej brązowowłosej koleżanki.
-A jak myślisz?
Blondyn wrócił na swoją pozycję.
-Daniela… Pamiętasz jeszcze nasz strzał?
-Tak, ale… Nie mów że chcesz to zrobić?!
-A czemu nie?
-Nie wystarczy to, co do tej pory strzeliliśmy? I tak przecież wygramy.
-To jest gra Daniela. Strzelamy albo dajemy im strzelać. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Co wybierasz? Swoich czy naszych wrogów?
Olson czuła jakby ktoś ją właśnie trafił. W słowach Pawła było wiele racji. Ale… Ona jakoś nie czuła się tak samo jak kiedyś. W większości była polką, ale miała w sobie też krew japońską. Była na głębokiej krawędzi. I teraz zależy wszystko od tego, w jaką stronę zrobi krok.
-Daniela!
Łucja, Julia i Kinga krzyknęły jednocześnie. Szybko zwrot pozwolił jej odebrać piłkę i pędzić z nią do przodu. Zwinnie mijała zawodników jednak będąc przy Axelu lekko się zawahała. Ten mając beznamiętny wzrok, odebrał jej piłkę, korzystając z jej dygresji. Szybko się jednak ogarnęła i dzięki wślizgowi Wiktorii znów mieli piłkę dla siebie.
-Markowska dzięki swojemu wślizgowi umiejętnie odbiera piłkę Blazowi, która odbiwszy się od nogi Ironsida wytoczyła się na ałt. Piłka po stronie Niepodległości. Deresz wybija piłkę … prosto do Janowskiego. Ten umiejętnie dryblując zmierza do przodu. Skutecznie gonią go i naciskają jednocześnie Eagle i Sharp. Ten jednak wybija piłkę w powietrze i … znów jest w nogach Olson.
Daniela po odebraniu piłki od Pawła biegnie do przodu. Nic w tej chwili nie myśli. Działa instynktownie. Paweł uśmiechnął się, wiedząc, że teraz nadejdzie coś czego się nie spodziewali. Biegł przed siebie by móc być blisko swojej przyjaciółki.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie. - powiedział na tyle głośno by dotarło to do uszu Axela.
Nic teraz nie mogło powstrzymać, ani Danieli, ani Niepodległości.