środa, 15 grudnia 2021

2. Strachy naszym murem (REMAKE)

Podmuch wiatru dawał o sobie znać dość wyraźnie, że nadciągał już właśnie wieczór, zwłaszcza chłodniejszy niż dotychczas. Jak na prawdziwą jesień przystało. Może i nie była to idealna pora na przeprowadzkę, jednak dla pewnej rodziny nie miało to żadnej różnicy jak widać. Po wniesieniu wszelkich pudeł do mieszkania w wieżowcu, nadeszła pora na skończenie urządzania się, co było nieuchronne w tym procesie. Jednak pewna dziewczyna nie miała teraz do tego głowy. Porządek nigdy nie był jej konikiem i coś czuła, że uporządkowywanie jej nowego pokoju zajmie o wiele więcej czasu niż powinno normalnie. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować wzięła do ręki książki i udała się do parku naprzeciwko ich nowego domu. Wszystko jest lepsze niż siedzenie w tych czterech ścianach i słuchanie narzekania braci. Zwłaszcza, gdyby była im niezbędna, telefon jest w końcu od tego. Nie oddalając się zbytnio od wejścia usiadła pod rozłożystym drzewem zagłębiając się w lekturę po raz kolejny, ignorując ciekawskie spojrzenia innych. W końcu była obca i jej wygląd wzbudzał kontrowersję, zwłaszcza, że wychowała się w zupełnie innej kulturze. Mimo, że miała w sobie część japońskiej krwi, jednak nie czuła tego. Mimo tego, że jej matka była japonką od urodzenia, to teraz tak by nie powiedziała. Życie w Polsce zmieniło ją i to zdaniem dziewczyny na lepsze. Nie chciała być wychowywana tak jak inne japońskie dzieci i wieść życie tacy jak inni jej polscy rówieśnicy do których się zaliczała. Ona i jej bracia.

,,Sen zamknął twe powieki, lecz niespełnione są drogi losu. Może jeszcze kiedyś ujrzę, zielony chłód twych oczu..."

Po raz kolejny czytała znany jej tekst, nadal jednak nie wiedziała, dlaczego ten krótki wierszyk zapisała tu dobrze znana jej kiedyś blondynka. Zresztą, czy miało to teraz znaczenie? Wertowała kolejne strony nie czując jak mija czas. Nic więc dziwnego, że z dosyć opóźnieniem usłyszała krzyk skierowany w jej stronę.

- Uwaga!

Nie było jednak czasu na żadną reakcję z jej strony. Gwałtownie coś uderzyło w jej głowę tracąc na chwilę świadomość, odrzucając książkę przed siebie.

- Co to było…. – wyszeptała łapiąc się za twarz.

.- Bardzo przepraszam, nic ci nie jest. 

Gdy w końcu niewyraźne plamki zniknęły z jej spojrzenia, zobaczyła stojącą przed nią małą dziewczynkę w dwoma brązowymi warkoczami oraz w różowej sukience. Jakby zobaczyła siebie z przeszłości gdy jeszcze ubierały ją matka oraz babka. Teraz za Chiny Ludowe nie dałaby założyć na siebie sukienki.

- Nie, chyba nic.

Nie chciała by niepokoiła się tak błahą rzeczą. Wypadki się zdarzały.

 - Przepraszam jeszcze raz. Mój braciszek, trochę za mocno kopnął. Jestem Julia.

 Przedstawiła się biorąc do rąk leżącą na ziemi piłkę. Chwila moment… Dopiero po chwilowej rozkminie, brunetka zdała sobie sprawę czym oberwała. Nagle poczuła jak oblewa ją zimny pot, szybko podniosła się z ziemi i szybkim krokiem oddaliła w stronę wyjścia, dokładnie tam skąd wyszła.

 - Julia wszystko w porządku? Nie powinnaś tak się sama oddalać. Sam mogłem po nią pójść.

 - Nie musisz się oto martwić braciszku. Jednak miałeś rację, uderzyłeś w jakąś dziewczynę. Właśnie ucieka w tamtą stronę.

 Wskazała palcem na drogę ucieczki dziewczyny. Tajemniczy brat Julii przeniósł wzrok na kierunek wskazywany mu przez siostrę i zauważył biegnącą dziewczynę a wokół niej rozrzucone lśniące w zachodzącym słońcu brązowe włosy.

 - Zobacz, zostawiła to.

 Ukucnęła podnosząc z ziemi książkę i podała ją chłopakowi. Uważnie spojrzał na okładkę i przekartkował kilka stron, jednak nie rozpoznał języka w którym była spisana. Przez myśl przemknęła mu, że musi być turystką. Trudno… Nie miał wyboru. Postanowił zachować literaturę z nadzieją, że będzie mógł mu ją kiedyś oddać.

***

Daniela wbiegła do bloku, naciskając gwałtownie wiele razy przycisk do windy chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Wpadła do mieszkania jak piorun i zamknęła się w swoim nowym pokoju. Jednak zamiast paść jak kłoda na łóżko, odsunęła świeżo zawieszone zasłony przez ją matkę i wyszła na balkon, jakby zupełnie wcale nie była chwilę temu na podwórku. Ataki paniki z biegiem lat nie ustąpiły. Wciąż jest to samo, gdy spotyka się bezpośrednio z piłką do nogi. Nienawidzi jej, nienawidzi i nigdy to się nie zmieni. Zniszczyła jej całe życie!!! W tej chwili mogła tylko przyjąć podmuch chłodnej już bryzy jesiennego wiatru na swoją twarz, zaciskając ręce jak najmocniej na poręczy bariery balkonu chcąc skupić swoje myśli na czymś innym. Jednak to nie pomagało. Przeniosła swój wzrok na ziemię, gdzie wszystko było takie małe… Gdy już uspokoiła swe skołatane nerwy ,wróciła do środka upewniając się, że szczelnie zamknęła drzwi. Mimo, że mieszkała praktycznie na ostatnim piętrze, ostrożności nigdy za wiele. Odruchowo przeniosła wzrok na szafę gdzie na wieszaku wisiał jej nowo zakupiony mundurek szkolny. Z kraju którego pochodziła, miała to szczęście, że udało jej się uniknąć noszenia mundurków chodząc do publicznej szkoły. Zresztą, co za różnica czy była ona prywatna czy państwowa. Egzamin kończący je był taki sam dla nich wszystkich. Może nie uczęszczała do jakiegoś elitarnego, jednak pozwoliło ono jej rozwinąć skrzydła oraz swoje pasje jednocześnie pozwalając na dość wysokie wyniki, które konkurowały z tych bardziej prestiżowych szkół. Nienawidziła więc tego, że teraz będzie zmuszona do tej głupiej idei. Gdyby tylko mogła nosić jeszcze spodnie. Sukienki oraz spódnice zawsze były jej wrogiem i odrzucała je jak tylko mogła. Nawet dzisiaj w jej garderobie była obecna jedna sukienka która była przeznaczona na specjalne okazję i tyle jej wystarczyło, pod naciskiem jej rodzicielki. O samej szkole wiedziała niewiele, praktycznie nic oprócz jej nazwy. Nie interesowała ją jakoś szczególnie. Zwłaszcza, że to nie ona sama dokonała wyboru, że chce do niej chodzić. O wszystkim zdecydował jej ojciec po usłyszeniu o niej od swojego nowego znajomego z pracy. Doktor Adam Olszewski jest obecnie nowym lekarzem miejscowego szpitala na oddziale Kardiochirurgii, w wyniku możliwości przeniesienia w ramach wymiany, które jego przełożony złożył w jego imieniu jako rozwoju jego ścieżki naukowej i medycznej, otwierając nowe drzwi do bardziej zaawansowanej medycyny niż tej do której miał dostęp, widząc z nim jako swoim byłym uczniu dość duży potencjał. Sam doktor chodź zaskoczony pozytywną decyzją, zgodził się na przeniesienie do szpitala w innym kraju, z którego pochodziła jego żona, co było zdecydowanie dużym atutem, gdyż był już zaznajomiony z językiem tutejszym, nie tworząc jednocześnie żadnych barier językowych. Jednak czy ktoś ich pytał o zdanie, jej oraz chłopaków? Nie. Zdecydowano jak zwykle za nich, za co Arek miał do niej pretensję, że to wszystko przez nią. Ale czego ona była wina, że ich ojciec uznał to za przygodę życia dla nich wszystkich. Niecały miesiąc po zapadnięciu decyzji wszystko zaczęto planować, wraz z powiedzeniem o wszystkim dla ich babki, Marii Olszewskiej, która nie przyjęła tego z wielką radością. Dla niej wszystko poza jej wioską było obce i złe. Jednak jej synowa była swojska, temu uszła jako ta zza granicy. Ale to był jej jedyny wyjątek. Zresztą… Może i dobrze, że uniknie inwigilowania się rodzicielki jej taty w jej życie prywatne. Nie minęło pół roku i całe ich życie przeniosło się tu, na skraj Azji. Rodzice już dawno załatwili im przeniesienie do szkół po zasięgnięciu opinii u nowego kolegi po fachu pana Adama, dr Aleksandra. Jedynym uciążeniem dla brunetki był fakt, że do tego samego gimnazjum będzie również chodził Arek. Jedynie uda jej się uniknąć widywania dosyć często Mateusza, którego podstawówka Riksona mieściła się w drugą stronę. Z ciężkim westchnieniem opadła jak kłoda na łóżko, przytulając się do swojego ukochanego pluszaka, uroczego bałwanka. Kochała je mimo, że była na nie za stara, ale szkoda by było wyrzucić nagrodę z konkursu, który udało się jej wygrać, mimo, że wzięła w nim udział tylko dla żartu. Kątem oka jednak jej spojrzenie spoczęło na komodzie, gdzie w ramkach stały różne zdjęcie. W tym fotografia, na którym stała ze swoją najlepszą przyjaciółką – Marzeną. Tęskniła za nią bardzo jednak nie mogła w tej sprawie już nic zrobić. Pojedyńcza łza spłynęła po jej bladym policzku chowając się w niebieskiej pościli jej łóżka. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła, obudziły ją dopiero promienie wpadającego do środka słońca. Nienawidziła tego okropnie, co dość często się zdarzało, gdy zapomniała zasłonić wieczorem zasłon w swoim pokoju. Mówi się trudno… Po ogarnięciu się, zjedzenia śniadania i przebraniu w strój klauna, poszła w kierunku nowej szkoły za pomocą GPS-a. Skutecznie udało jej się wyperspadować pomysł, by ojciec ich podwiózł na miejsce. Obędzie się bez początkowego obciachu na sam początek szkoły. Obecnie szła sama pozbawiona towarzystwa swego młodszego brata, który wyszedł wcześniej od niej. W zasadzie… niech robi dla niej co mu się podoba. Nie jest jego niańką, że ma go pilnować. Będąc na miejscu widziała jak wiele setek spojrzeń się na nią gapi. Była ciekawym widowiskiem bo była nowa i wyróżniała się z tłumu mając inne korzenie od tego pewnie od tego co przywykli na co dzień. To już jednak ich problem. Olewając wszystko skierowała się do gabinetu dyrektora, w którym była już kiedyś i w którym musiała się znaleźć podobnie by się zameldować. Co za niepotrzebny nikomu cyrk. I tak była na celowniku a tak będzie jeszcze bardziej. Dodatkowo wkurzało ją, że gdzieś zapodziała książkę, którą wczoraj czytała. Dała by sobie rękę uciąć, że wróciła z nią do domu i rzuciła w kąt pokoju. Jednak nigdzie nie mogła jej odszukać. Jak wróci do domu jeszcze raz dokładnie przeszuka wszystko. Może zwyczajnie leży na wierzchu i ją przeoczyła w swoim rozgardiaszu. Tak samo było z jej cennym brudnopisem gdzie zapisywała swoje wszelkie pomysły, myśli itd. Zdecydowanie musi zacząć się pakować o wiele wcześniej by czegoś takiego unikać. W końcu po oficjalnej części wszelkich formalności została odprowadzona przez jakąś babkę do właściwej sali i weszła do nowego środowiska, z którym będzie musiała przez pewny okres obcować. Przy biurku stała jakaś kobieta, która od razu uśmiechnęła się lekko na jej widok. Dziewczyna nie umiała określi, czy był to prawdziwy czy bardziej wymuszony.

- Moi drodzy, dziś dołączy do was nowa koleżanka, Daniela Olszewska. Przeniosła się do nas z rodziną zza granicy. Mam nadzieję, że pomożecie jej się u nas klimatyzować. Nie miejcie do niej pretensji, jeśli będzie miała kłopotów z językiem. Witamy w Raimonie, proszę usiądź na wolnym miejscu.

Daniela podeszła do pustej ławki pod ścianą, z wielką ulgą, że nie będzie wystawiona na łatwiejszy cel i mogła się łatwiej ukryć z tyłu. Rozpakowała się i otworzyła właściwą książkę, udając, że zagłębiła się w lekturę. W tle słyszała słabe echo głosu tutora, który prowadził zajęcia skutecznie ją omijając dając jej łatwiejsze pole do nieskupiania się. Z lekkim zainteresowaniem wpatrywała się w twarze nowych kolegów z klasy chcąc wiedzieć z kim będzie musiała obcować jako tako. Szczególną uwagę zwróciła na pewną blondynkę, która ewidentnie wyglądała jakby miała zaraz zasnąć. Jej podkrążone oczy zdradzały wszystko. Ewidentnie miała za sobą, nie jedną zerwaną nockę. Druga siedząca za nią skutecznie zasłaniała twarz włosami więc odpuściła sobie obserwacje niej. Nawet nie zauważyła, gdy na podobnych czynnościach minął jej praktycznie cały dzień. Opuściła szkołę jako jedna z ostatnich z swojej klasy, gdy przekraczając próg wyjściowy budynku, powstrzymał ją dzwoniący telefon a na wyświetlaczu pojawił się dość dobrze znany jej numer.

- Tak? Coś się stało mamo?

- Nie kochanie. Skończyłaś już zajęcia?

- Tak. Dosłownie przed chwilą.

- Kurcze. Masz może klucze do mieszkania?

- Nie.

Zdziwiło ją to nagłe wypytywanie matki, co ona kombinowała?

- Musiałam załatwić coś ważne na mieście. Jest ze mną Mateusz. Arek poszedł z nowymi znajomymi na karaoke. Mają go potem odprowadzić do domu. Najlepiej kochanie byś poszła do pracy ojca i byś wróciła z nim skoro nie masz kluczy. Nie będziesz przecież siedziała pod klatką schodową skoro nie masz kluczy.

- No dobrze. Cześć.

Rozłączyła się zanim jej matka się rozkręciła w swej rozmowie. Mogła tylko dziękować losowi, że nie musiała jeszcze wracać do mieszkania i zajmowania się porządkami. Po wbiciu adresu do mapy, GPS odpowiednio pokierował nią w stronę szpitala. Była tu tylko raz dlatego już znała wygląd tego budynku. Mijając kolejne zakręty i ulice wydawała się być wręcz u celu gdy ktoś biegnący potrącił ją powodując jej upadek. Niefortunnie upadła na kolana zdzierając sobie lekko skórę z rąk i kolan. Wydawało się, że też jej kostka jakoś dziwnie pulsuje. Widocznie podczas upadku nie zdawała sobie sprawy, jak jej noga pulsuje.

- Ty idioto!

Zdołała tylko wykrzyczeć za plecami chłopaka w pomarańczowej bluzie. Wstała się otrzepując, jak widać nie dane jest jej żyć bez żadnych obrażeń. Od razu przeniosła wzrok na prawą nogę, gdzie ewidentnie była trochę grubsza niż zazwyczaj.

- Świetnie….

Teraz brakowało jej tylko jakiejkolwiek kontuzji i to tak szybko. Na szczęście nie boli za bardzo więc za kilka dni powinno jej przejść. Kilka okładów może wystarczy. Po wolniejszym kroku w końcu dotarła do celu. Weszła do środka, gdzie została natychmiast zatrzymana przez pielęgniarki. Jednak po dość szybkim wytłumaczeniu sytuacji została dopuszczona i zaprowadzona przez jedną z nich do gabinetu jej ojca. Weszła bez pukania do środka.

- Cześć tato.

Między sobą zawsze rozmawiali w swoim ojczystym języku, więc nie dziwiły już ich zaskakujące spojrzenia innych. Więc zignorowała stojącą obok niego pielęgniarkę. Po chwili zostali sami.

- Witaj Danielo. Jakoś ta droga zajęła ci o wiele dłużej niż myślałem.

Domyśliła się, że na pewno rozmawiał już z jej matką, która o wszystkim mu powiedziała.

- Jakiś idiota wpadł na mnie gdy tu szłam. Przez niego się wywaliłam i noga mnie jakoś dziwnie boli.

Dopiero po chwili zwrócił uwagę że dziewczyna podpiera się głównie na jednej uwadze, delikatnie kulejąc.

- Usiądź tu. Ja za chwilę wrócę.

Lekarz wyszedł z gabinetu zostawiając nastolatkę w środku samą. Brunetka usiadł na krześle przy jego biurku w pustym gabinecie rozglądając się dookoła. Wiedziała, że zapewne będzie tutaj nie raz gościem i wolała dość szybko zapoznać się z tym nowym miejscem, które różniło się tak bardzo od tego co znała jeszcze z Polski. Przeniosła wzrok na nogę, która na szczęście bardziej nie spuchła. Odetchnęła z ulgą szczęśliwa, że to nic poważnego. Miała już bardziej poważniejsze urazy w przeszłości. Nie dało się ich uniknąć wtedy… Na moment zawiesiła się na wspomnienie przeszłości. Zapewne ten stan trwał by dłużej, gdyby drzwi do gabinetu się nagle nie otworzyły. Jednak oprócz znajomej twarzy swojego rodzica, ujrzała nieznajomego lekarza którego w życiu nie widziała. Jego ciemna karnacja oraz lekko siwiejące włosy wyróżniały go na tle jego kolegi, którego cera była dość jasna i idealnie pasowała do jego kruczoczarnych włosów, które odziedziczył jedynie Arek.

- Nie martw się, zastąpię cię na dyżurze.

- Dziękuje ci. Odwdzięczę się jak tylko będę mógł.

- To zapewne twoja córka?

- Tak. Danielo, to doktor Aleksander Blaze. Pracujemy razem na oddziale.

- Miło mi pana poznać.

Uśmiechnęła się lekko, wstając na równe nogi i podchodząc do mężczyzn lekko utykając.

- Usiądź. Na razie założę ci maść i bandaż elastyczny. W domu zajmę się tym porządniej.

Jak powiedział, tak zrobił. Po zrobieniu prowizorycznego opatrunku wraz z drugim lekarzem wyszli z gabinetu by skończyć wspólny obchód i pan Adam mógł zabrać córkę do domu. Brunetka siedziała w gabinecie wpatrując się w swoją nową kontuzję, którą śmiało mogła dodać do kolekcji swojej wiecznej niezdarności. Jak to jej kiedyś ktoś powiedział, nie umie ona żyć bez raz i siniaków. I chyba miała ta osoba pełną rację. W końcu drzwi do gabinetu lekarskiego się otworzyły, jednak nie był to żaden z lekarzy. Młody blond włosy chłopak był zaskoczony, że widzi siedzącą w środku dziewczynę.

- Przepraszam… Nie sądziłem, że ktoś jest w środku.

- Nie szkodzi. I tak miałam wychodzić.

Nie wiedziała dlaczego, ale wydawało jej się, że już go gdzieś widziała. Jednak nie potrafiła sobie teraz przypomnieć dokładnie skąd. Jednak gdy odwrócił się do niej plecami jakby doznała nagłego olśnienia.

- To ty! To ty mnie popchnąłeś na ulicy godzinę temu!

Jej nagłe oskarżenie, powstrzymało go przed opuszczeniem tego pomieszczenia tak jak zamierzał to przed chwilą.

- Nie wiem o czym ty mówisz.

- Wiesz doskonale. Skrzyżowanie południowe, godzina temu. Masz bardzo charakterystyczną bluzę.

Miał jej zamiar widocznie odpowiedzieć, gdy prób pomieszczeniu przekroczył pan Olszewski tym razem już bez swojego fartucha lekarskiego.

- Możemy już…

Jednak przerwał w połowie zdania gdy zobaczył w środku obcego chłopaka.

- Dzień dobry. Powiedziano mi, że doktor Blaze będzi tutaj proszę pana.

- Minęliście się dosłownie. Jest po drugiej stronie szpitala. Szukaj go w pobliżu jego gabinetu.

Kiwnął głową dziękując za odpowiedź i już go nie było.

- Znasz go tato?

- Osobiście nie. Jednak raz go widziałem. To syn doktora Aleksandra. Nie wiem, jak możesz go nie kojarzyć. Przecież chodzicie do jednej szkoły.

- Co?!

W tej chwili wszelkie zaskoczenie odebrało jej całkowicie mowę. W zupełnej ciszy zeszła z ojcem na dół i jego nowym samochodem, który kupił już jakiś czas tutaj na miejscu, wrócili pod ich blok. Do mieszkania weszła z nadzieją, że na jak tak dużą szkołę, to rzadko będzie miała okazję na wpadnięcie na niego. Nawet nie wiedziała jak w tamtej chwili się myliła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz