poniedziałek, 29 listopada 2021

1. Słowa to nie wszystko ( REMAKE)


Przed wami poprawiony pierwszy rozdział. Zapraszam do lektury :D


Słońce już zachodziło za horyzont zabarwiając niebo na pomarańczowo. Przepiękny widok krajobrazu dla większości ludzkich oczu. Jednak dla pewnej osoby, nie miał już żadnego znaczenia. W zasadzie nic nie miało już takiego samego sensu jak bywało to w dalej przeszłości. Idąc przed siebie jej jedynym towarzyszem był wiatr, który rozwiewał jej dość długie rudawe włosy, które komponowały się idealnie z obecną porą roku - jesienią. Mimo, że przebywała dokładnie tu, jej wewnętrzne spojrzenie sięgało aż za dostępny dla zwykłego ludzkiego oka horyzontu świata. Jednak to była już przeszłość, o której powinno się zapomnieć by móc żyć dalej w tym świecie marionetek. Po wzięciu głębokiego wdechu potrząsnęła gwałtownie głową, by się całkowicie otrzeźwić i wrócić do niechcianej rzeczywistości i celu jej spaceru, jej domu. Mieszkanie, w którym obecnie się znajdowała, od ponad roku, należał do jej wujostwa, państwa Malcolmów. Mieszkała z nimi w wyniku pewnych zbiegów losów, które nie pozwolił jej zapomnieć o sobie i nadal nie pozwoliły normalnie żyć. Poczucie obcości nie opuściło jej do dziś, zwłaszcza, że nie dano jej odczuć, że było zupełnie inaczej. Obecnie była po niejakiej części wolna, jednak dość szybko to się jutro skończy. Miała rozpocząć naukę w nowej placówce edukacyjnej zwanej Gimnazjum Raimona. Obawiała się tego, gdyż do tej pory nauka w japońskich szkołach znacząco różniła się od tego czego zaznała w systemie szkolnictwa angielskim, gdy mieszkała jeszcze w Londynie. Zanim oficjalnie zatwierdzono jej przeniesienie się do Raimona, uczęszczała do tzw. Akademii Królewskiej wraz ze swoimi kuzynami. Ale… wolała nie rozpamiętywać tych miesięcy w tej klatce. Już nigdy dobrowolnie nie przekroczy progu tamtej szkoły w tym ani w przyszłym życiu. Musiała dość długo przesiedzieć zamknięta w swoich pokoju unikając nauki i tego budynku, by jej ciotka zaproponowała możliwość przeniesienia się do drugiej szkoły, gdzie uczęszczała jej najmłodsza kuzynka, Tara. Warunkiem podstawowym przeniesienia było nadrobienie zaległości, których się dopuściła oraz po zdaniu egzaminów po wakacjach letnich. Jeśli to zrobi, na jesień będzie mogła uczyć się w nowej szkole. Dość szybko spełniła wszystkie warunki i mogła zacząć się uczyć gdzieś. gdzie nikt jej nie znał i nie będzie miała styczności z … nimi. Kierując się w stronę miejsca zamieszkania wpatrywała się w swe kroki wydłużając drogę jak tylko można było. Gdyby to było możliwe… Już dawno by skończyła swoje życie by zapłacić za swoje winy. Jednak za każdym razem, gdy o tym myślała, śnił jej się on, jej brat. Za każdym razem odwodził ją od tego temu się poddawała. Od dawna nie miała znów takich myśli, więc nie musiała znów o nim śnić i budzić się niczym z koszmaru. Sygnał komórki uświadomił jej, że było już dosyć późno i już zaczynają się niepokoić, że nie była w domu, gdy wszyscy inni już byli. Musiała dotrzeć tam przed zmierzchem. To był jedyny warunek, który musiała spełniać, jeśli chodziło o jej samotne wędrówki.

Następnego dnia....

Nie minęła nawet doba od jej spaceru, by przebrana w nowy mundurek zmierzała w kierunku nowej szkoły mając przy swoim boku przewodniczkę, wspomnianą wcześniej Tarę. Była to dość żywiołowa, młodsza o jeden rok dziewczyna, lekkomyślna i dość uczuciowa. Zupełne jej przeciwieństwo, jednak jako jedyna rozumiała ją i stała po jej stronie, zwłaszcza, gdy reszta kuzynostwa była przeciwko niej. 

- Jestem pewna, że będzie ci w tej szkole dobrze. Zobaczysz... - paplała tak całą drogę.

Była już przyzwyczajona do jej niezamykających się ust. Nie znała nikogo kto był by zdolny do przegadania jej. Tak zagłębiona w swój świat nie zauważyła, że oddzieliła się od swojej przewodniczki, która również zagłębiona w własny świat wyprzedziła ją i zgubiła w tłumie idących uczniów. Prze jej myśli przetoczyło się w tej chwili miele sarkastycznych wyrazów, które mogła wypowiedzieć, lecz tego nie zrobiła. Lekko zlękniona w końcu przekroczyła bramę szkoły, o której wiele czytała. Nie była to kolejna placówka edukacja, o której słyszeli jedynie miejscowi i wpisywała się w krajobraz dzielnicy i na tym jej rola się kończyła. Szkoła Raimona była dość znana dzięki swojemu klubowi piłkarskiemu i to była jedyna przeszkoda w tej placówce, która przeszkadzała nastolatce. Ale mając do wyboru Raimona a Akademię Królewską, o wiele bardziej wolała jednak poświęcić tą druga dla tej pierwszej. Mijając zaskoczonych uczniów weszła do budynki kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Mimo, że była tu tylko raz, doskonale pamiętała trasę. Od czasu tej tragedii… Wręcz idealnie wyćwiczyła swoją pamięć nie mając innej rzeczy w swoich życiu. Zresztą, od dziecka chodziła do jednych z najlepszych angielskich szkół będąc nawet członkiem Samorządu Uczniowskiego. Robiła jednak to wszystko na pokaz, by móc się dostać na swoje wymarzone studia prawnicze bądź politologiczne. Jednak być może teraz nie będzie to jej już nigdy dane. Zapukała do właściwych drzwi i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka, by zobaczyć dobrze znaną już dla niej twarz dyrektora, oraz nieznaną jeszcze dziewczynę.

- Dzień dobry. Miło mi widzieć, że jesteś przed czasem moja droga.

Uśmiechnął się do niej życzliwie. Nastolatka tylko kiwnęła głową jednak nadal czuła świdrujące spojrzenie obcej osoby.

- To twoja nowa koleżanka z klasy. Panna Nelly Raimon. Panienko Nelly, to nasza nowa uczennica panna Alice Maskarade, przyjechała do nas z Anglii, w wyniku wypadku nie mówi. Temu się do nas nie odzywa.

Dyrektor doskonale znał jej sytuację i udało mu się dogadać z jego ciotką w zakresie jej komunikacji, udając przed wszystkimi, że straciła zdolność mowy. I to jest powodem, dla którego nie wypowiada żadnych słów. Prawda była jednak zupełnie inna i o wiele głębsza, lecz nie zamierzała się nią dzielić ze wszystkimi. Wystarczy, że ona jako główna zainteresowana wie i to jest najważniejsze. Po krótkiej oficjalnej rozmowie jednostronnej z głową tej placówki rudosłowa dziewczyna udała się za brunetką do swojej nowej klasy. Wiedziała, że ta cały czas do niej mówi opowiadając o zasadach i historii placówki jednak puszczała to mimochodem, będąc zagłębiona we własnych myślach. Znała dość dobrze już reakcję Japończyków na swoje zagraniczne korzenie i wiedziała doskonale, że i tym razem jej to nie ominie i stanie się przedmiotem głównym zainteresowania na dość dłuższy okres i w tym dobrym i tego złego słowa znaczeniu. W końcu znalazły się pod drzwiami, które się otworzyły i wszystkie ciekawe spojrzenia zostały skierowane na nie. Nauczycielka uśmiechnęła się na ich widok. Widać było, że ich oczekuje.

- Moi drodzy, już was o tym informowałam, ale pozwólcie, że powiem to znów. Od dziś macie nową koleżankę w klasie.

Nieśmiałym krokiem dziewczyna weszła do środka podchodząc do biurka kobiety odwracając się przodem do klasy.

- Nazywa się Alice Rose Masquerade i przyjechała do nas z Anglii. Mam nadzieję, że miło ją u nas przyjmiecie. Przeniosła się do nas z Akademii Królewskiej. I najważniejsza rzecz, jest niemową więc nie denerwujcie się, że wam nie odpowiada lub nie udziela się. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Możesz usiąść kochana gdzie chcesz. Mamy dwa wolne miejsca.

Dziewczyna sztucznie się uśmiechnęła i kiwnęła głową klasie na powitanie. Idąc do ławki ustawionej z tyłu słyszała te szepty i spekulacje. Jednak ona wolała się skupić na czymś innym.

-…A teraz otwórzcie podręczniki na stronie...

Jednak ona już nie słuchała. Do końca lekcji pozostawała w letargu udając, że słucha uważnie jednak będąc w innym świecie. Może właśnie dlatego wyszła z klasy jako ostatnia gdy nastąpiło południe i pora przerwy na posiłek.

- Znalazłam cię.

Zobaczyła przed sobą Tarę, która stała w obecności nieznanej dla niej nowej dziewczyny. Przepraszam, że tak się rozdzieliśmy, martwiłam się o ciebie, ale jak widzę dałaś sobie radę. Chciałam cię odnaleźć by zjeść z tobą obiad. Pójdziesz z nami na stołówkę?

Odruchowo kiwnęła głową, gdy kuzynka wzięła ją pod ramię i zaczęła ciągnąć przed siebie mając szeroki uśmiech na twarzy, zaś jej towarzyszka również była uśmiechnięta na zachowanie znajomej. Gdy weszły do ogromnej Sali, znalazły sobie stolik na uboczu gdzie w spokoju jadły swój posiłek.

- Zapomniałabym na śmierć.

Tara nagle gwałtownie połknęła to co miała w ustach przypominając sobie o dość ważnym szczególe.

- Alice, to moja przyjaciółka i koleżanka z klasy Celia Hils. Celio, to moja o rok starsza kuzynka Alice Maskquerade.

- Miło mi ciebie poznać. - uśmiechnęła się miło grafitowłosa.

Starsza dziewczyna tylko odwzajemniła jej uśmiech kiwając lekko głową na znak, że jej również miło chodź nie miało to w tej chwili znaczenia żadnego. Jakby sobie o czymś przypominając szybko zerwała się z miejsca i wybiegła ze stołówki jakby nigdy nic zostawiając zdziwione towarzyszki z jej stolika.

- Cześć dziewczyny.

Jednak dane im było szybko się ogarnąć z tej nietypowej sytuacji, gdy usłyszały znajomy głos za swoimi plecami.

- Cześć dziewczyny.

- Cześć Mark. Co u was?

Tara przywitała się uśmiechając się szeroko na widok kapitana i bramkarza drużyny piłkarskiej Raimona.

-Zrobiliście coś ten dziewczynie? Bardzo szybko stąd wypadła?

Zadał pytanie przysiadając się do ich stolika i wskazując na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu siedziała Alice.

- Zupełnie nic. Nagle tak wstała i już jej nie było.

- Tak w zasadzie to nic mnie już nie zdziwi w jej sprawie Celio.

- Co masz na myśli?

- To moja kuzynka.

Grupka chłopaków była zaskoczona tym stwierdzeniem, zupełnie siebie nie przypominały może dlatego stąd takie zdziwienie z ich strony.

- Znasz ją dobrze Tara?

Różowowłosa nie spodziewała się, że takie pytanie wypadnie z ust dredowłosego.

- Tylko tyle ile powiedziała mi ciotka i ona sama mi napisała. Odkąd z nami zamieszkała nie wypowiedziała ani jednego słowa. Zresztą, chyba wam o tym powiedzieli.

- Tak w zasadzie to napomknęli tylko, że jest niemową.

- Czyli aż tak to spłycili?

Blondyn spojrzał na nią z pytającym spojrzeniem. Dziewczyna wiedziała o co mu chodzi, nawet ten nie musiał wypowiadać słów.

- No dobrze, powiem wam co wiem, ale tylko wy o tym wiecie tak dokładniej.

Po chwili zaczęła opowiadać szeptem grupce.

- Alice pochodzi z Wielkiej Brytanii, a dokładniej z Londynu. Nasze matki są rodzonymi siostrami, a w zasadzie były. Jej rodzice i brat zginęli w wypadku. Od tamtego momentu dziwnie się zachowuje i nie odezwała się ani słowem do nikogo od czasu jej wyjścia ze szpitala.

- Ciekawy przypadek…

- Nawet nie wiesz jak bardzo Jude. Ale wszyscy tutaj w Japonii uważają ją za niemowę, może to i lepiej. Czyli to do waszej klasy trafiła?

-Owszem. Ale co ona robiła w Akademii Królewskiej?

Na samo wspomnienie nazwy, ramiona Juda napięły się.

- Ona… Uczęszczała tam wraz z moim… starszym rodzeństwem.

- Ty masz rodzeństwo? - spytał zdziwiony Mark.

- Tak. Nie mówiłam wam nigdy? Starszego brata i siostrę bliźniaczkę.

- Na dodatek masz siostrę bliźniaczkę?

-Tak. Wyglądamy jak dwie krople wody. Za to charakter...

Już miała dokończyć zdanie gdy sielankę rozmowy przerwał sygnał telefonu Evansa.

-Sorki, ale musimy już lecieć na trening. Celia przyjdziesz zaraz? Jak chcesz przyprowadź Tarę ze sobą.

-Okej, do zobaczenia kapitanie.

Kilka sekund później po zniknięciu chłopaków Tara jednak dość szybko zmieniła zdanie.

-Idź sama Celio. Ja pójdę poszukać mojej Alice.

- No dobra. Do zobaczenia później.

-Pa.

Zbliżające się okienko pozwalało jej się nie spieszyć, jednak wiedziała, że musi się pośpieszyć, zwłaszcza, że rudowłosa nie miała prawa znać szkoły ani okolicy dość dobrze by tu chodzić. Jak bardzo się myliła. Po nieowocnym poszukiwaniu w okolicy wróciła do domu znajdując w pokoju jej torbę.

- Mamo, wiesz gdzie jest  Alice?

- Zostawiła kartkę w salonie, że wróci wieczorem. Wiesz doskonale, że jak kot chodzi własnymi drogami.

- Spytałaś się jej przynajmniej jak jej poszło w szkole?

- Nie zdążyłam. Obie automatycznie w tej samej chwili otworzyłyśmy drzwi. Wiesz przecież doskonale, że i tak by mi nie odpowiedziała. Zawsze zostawia wiadomość w tym samym miejscu. Dzięki temu nie musimy się niepotrzebnie martwić.

- Dobrze….

- Coś się stało w szkole?

-Nie...nie.

Po dosłownej chwili niezręcznej ciszy się zmyła chcąc uniknąć gradobicia pytań ze strony jej rodzicielki.

-Zrozum dzisiejszą młodzież.

Pani Malcom nie miała innego wyjścia jak tylko ponownie wrócić do swoich obowiązków.

W tym samym czasie gdzieś tam....

Panna Masquerade szła przed siebie jak zwykle każdego dnia. W ten sposób poznawała każdy zakamarek tego miasta. Wolała to niż siedzieć w czterech ścianach swojego pseudo domu, w którym czuła się jak w więzieniu. Jednak pisane było jej już cierpienie do końca jej dni. Gdyby nie wówczas jej roztargnienie i nacisk, nie wracali by do ciotki by zabrać jej telefon i nie doszło by o tragedii. Przez jej działanie zginęły niewinne osoby a ona przeżyła chodź nie miała prawa. Nie gdy oni zniknęli… Gdyby nie ten tragiczny los, nadal siedziałaby w Anglii, zapewne dopiero rozpoczęła by naukę w prywatnym gimnazjum do którego chodził jej brat. Tak się cieszyła, że będzie nosić ten mundurek, którego zazdrościła by większość dziewczyn w jej mieście, zwłaszcza w porównaniu z tych z publicznych szkół. Miniony rok dał jej odczuć, że nie pasuje do Japonii, ani do Tokio, ani do żadnego miasta. To nie jest jej świat. Została wychowana w innej kulturze, w innym kraju z innymi tradycjami. Była indywiduum i to się wyraźnie pokazywało w jej guście muzycznym, gastronomicznym czy modowym. Nawet nie wiedziała kiedy tak rozmyślając dotarła nad rzekę przy której było… boisko? Szybki rzut oka pokazał jej, że musi się stąd szybko ulotnić. Stawiając krok z tył nie zauważyła wystającego kamienia i potknęła się o niego lądując w miękkiej trawie. Szybko stanęła jednak męski głos uświadomił jej, że ktoś był świadkiem jej nieudanego wyczynu.

- Nic ci nie jest?

Odwróciła się w kierunku jego dźwięku i zauważyła znajomą twarz, którą zapamiętała jako członka jej nowej klasy. Szybko się otrząsnęła i pokiwała głową, że nic. Jego sportowy dres oraz sportowa torba świadczyły, że właśnie wracał z zajęć pozalekcyjnych właśnie.

-Jestem Jude Sharp, a ty to Alice Maskarade. Chodzimy razem do jednej klasy. Ale to chyba pamiętasz bo nie jesteś zaskoczona tym, że z tobą rozmawiam. Moja młodsza siostra przyjaźni się z twoją kuzynką Tarą.

Na dźwięk imienia siostry ciotecznej napięła mięśnie, oczekując wszystkiego. Bała się, że i tym razem miała ona jednak trochę zbyt długi język i wszyscy już o wszystkim wiedzą. Bez zbędnych słów odwróciła się i pobiegła przed siebie uciekając jak najdalej mogła nie patrząc na kierunek swej drogi ewakuacji. Zdezorientowany chłopak wpatrywał się tylko w oddalającą się sylwetkę swojej nowej koleżanki. Zanim zdążył zareagować, nie było już jej na horyzoncie. Już miał odejść gdy jego wzrok przykuł dziwny błysk. Podniósł ów przedmiot, który okazał się być srebrnym łańcuszkiem na którego końcu zwisały dwie złote obrączki. Zastanawiało go przez chwilę czy należy do niej czy może do kogoś innego. Wszystko stało się jednak jasne gdy znalazł w środku grawer który ewidentnie głosił, że właścicielami byli

,,Rose x Tom Maskquerade 24 VI 19…”

Ostatnie cyfry były trudniejsze do rozszyfrowania lecz same nazwisko wystarczyło by wiedział, że znaleziony łańcuszek należał do niej. I musiało być dla niej ważne, skoro miała go przy sobie, zwłaszcza gdy usłyszał, że straciła ona rodzinę. Byli w podobnej sytuacji jednak dzieliło je wiele lat i jednej drobiazg. Jego siostra żyła przy nim, zaś jej brat nie. Schował znalezisko do torby chcąc jej oddać zgubę jutro w szkole. Tak czy siak prędzej ją spotka z ten czy inny sposób. Raimon nie jest w końcu aż taki wielki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz