środa, 31 stycznia 2018

26. Akademia uczuć


Celia nie mogła się na niczym skupić. Ostatnio zbyt dużo myśli krążyło po jej głowie. Nie potrafiła słuchać nauczyciela na lekcji ani brać czynnego udziału w kółku dziennikarskim. Jedynie podczas treningu udało jej się skupić na rozmowie z dziewczynami. Jednak gdy zaczynała się gra, całkowicie odpływała. Coś jej kazało odwracać uwagę by nie myślała o tym o czym nie mogła myśleć. Albowiem wszystkie jej problemy nosiły jedno imię... Joseph King. Od czasu urodzin Juda, coś się zmieniło. Nie wiedziała jednak co, ale to czuła. Zresztą... Niedługo zbliża się kolejny mecz podczas którego Raimon ponownie zagra z Królewskimi. Jednak tym razem to będzie coś zupełnie inaczej. W końcu Jude zagra po raz pierwszy przeciwko swojej drużynie. Na pewno jej bratu nie było łatwo. Ale jak to zawsze on nie pokazywał tego w ogóle. Wolał dusić to w środku. Chociaż od czasu przybycia Danieli trochę się zmienił. Może to dlatego, że w końcu odnaleźli swoje prawdziwe korzenie. Grafitowłosa uśmiechnęła się na myśl o swojej kuzynce i szybko oprzytomniała gdyż piłka leciała z szybkim impetem w jej stronę. Gdyby nie reakcja Axela mogło by być gorzej.
-Dzięki Axel.
On tylko przytaknął głową i wykonał szybkie podanie do Kevina. Nie tylko ona była nieswoja. Również Axel wydawał się być coraz częściej milczący. Jakby o czymś bezustannie myślała. Coraz rzadziej także rozmawia z Danielą. Zwłaszcza od czasu kiedy pojawił się Paweł. Tajemniczy chłopak zza granicy którego dobrze znała ich koleżanka. Tylko na jak dobrze by okazał się nieszkodliwy?

***

Celia szła na lekcję gdy nagle zza rogu wyskoczyła na nią Tara.
-Cześć Celia. Dokąd tak cię niesie.
-Hej Tara. Na leckcję a gdzie indziej?
-Nie chcę mi się dzisiaj iść, ale muszę. Pani Sato się na mnie uwzięła. Nie rozumiem czemu.
-Bo ciągle nie uważasz na jej lekcjach. Robisz wszystko inne poza tym co jest na zajęciach. A kończysz zawsze z notatkami bo je u mnie wymuszasz litością i ...
-Dobra już, dobra. Nie musisz mi wyliczać wszystkich błędów w moich życiu. Powiedz mi lepiej jak tak ty i Joseph.
Wręcz natychmiast się zatrzymała i wypuściła książki z rąk które z hukiem uderzyły o ziemię.
-O czym ty mówisz? Nie ma żadnych nas. - szeptała zbierając swoje rzeczy.
-Dobrze pamiętam tamten dzień w parku. Widziałam, że między wami coś zaiskrzyło. A teraz nie chcesz się tym podzielić z przyjaciółką...
-Nic się nie wydarzyło. To był czysty przypadek. Z nikim się nie spotykam, a już na pewno nie z nim.
-Dlaczego?
-Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć.
Odeszła od różowowłosej opanować lecz czuła, że lada moment i zaraz pęknie. Nie umiała kłamać i nie lubiła tej pustki i tego smutku który skrywała. Tak bardzo chciała komuś o tym powiedzieć, lecz nie mogła. Czuła się okropnie, że tak okłamuje Tarę, jednak czy miała jakieś inne wyjście? Lekcja przebiegła tak jak zwykle. Nic się nie zmieniło. Wszystko wydawało się być w idealnej harmonii. Nauczycielka nauczała, uczniowie słuchali i robili notatki. Nic nie zdawało się zakłócić tego spokoju. Nawet Tara była dzisiaj cicho, co jest rzadkością. Czyżby ją czymś uraziła? Chciała spróbować z nią porozmawiać lecz ona dość szybko po lekcjach zniknęła. Celia bała się, że przez tą całą historię z Joem i Kim może stracić swoją przyjaciółkę. Z dołem wróciła do domu, przesiedziała cały wieczór w pokoju, słuchając smutnej muzyki na beznadziejne przypadki. Następnego dnia postanowiła znaleźć w szkole Tarę jeszcze przed lekcjami. Nie chce jej stracić i musi z nią porozmawiać. Nawet jeśli będzie musiała zdradzić jej wszystko co potrzebne. Gdy tylko przekroczyła szkolny próg, zobaczyła ją. Stała na korytarzu jakby na kogoś czekała.
-Celia!
Doskoczyła do grafitowłosej i niespodziewanie mocno ją przytuliła.
-Hej Tara! Powoli! Dusisz mnie!
-Oj przepraszam, przepraszam. Ja po prostu nie wiem jak... Po prostu jak o tym pomyśle to mnie trzęsie...To niewiarygodne jak tak można!
-Tara...spokojnie. O czym ty do mnie mówisz?
-O Kim i o jej szantażu.
-Co? Skąd o tym wiesz?
-Lepsze pytanie brzmi czemu mi nic nie powiedziałaś?
Szarooka zmieszała się. Nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć.
-Myślałam, że mi ufasz... A tu takie coś... Żebym dowiadywała się czegoś takiego przez przypadek!
-Jak się w ogóle o tym dowiedziałaś?
-Teraz to cię najbardziej interesuje? Jak się o tym dowiedziałam? Jeśli już musisz wiedzieć z Kim mamy dokładnie takie samej komórki więc przez przypadek wzięłam jej. Na szczęście znałam jej hasło więc bez problemu weszłam do środka. Z lekkiej ciekawości przejrzałam jej maile i znalazłam jednego do ciebie. Zaskoczyło mnie to więc w niego weszłam i wszystko zrozumiałam. Dlaczego mi nie powiedziałaś o tym, że moja siostra ciebie szantażuje?
Po tej przemowie dla Celii zrobiliło się trochę głupio. Wiedziała, że zachowała się głupio nie mówiąc nic o tym przyjaciołom a zwłaszcza przyjaciółce. Na pewno by jej pomogli i jakoś by temu zaradzili. A ona wolała zostać z tym sama. Tak jak zwykle.
-Ja... Nie wiem. Po prostu, bałam się.
-Więcej nie musisz się bać?
-Jak to?
-Wykasowałam w telefonu i poczty Kim wszystkie rzeczy związane z tobą. Na wszelki wypadek włamałam się także na jej konta na laptopie i tam zrobiłam to samo. Moja siostra nie ma już na ciebie żadnego haka. A dodatkowo by zatrzeć wszelkie ślady jej telefon spotkała przyjemna kąpiel.
Hills myślała, że będzie skakać ze szczęścia. Nie wierzyła w swoje szczęście.
-Tara! Jesteś najlepsza!
Ściskała swoją przyjaciółkę najmocniej jak mogła cała promieniując szczęściem. Była tak bardzo szczęśliwa, że brakło jej słów by wyrazić swoje uczucia.
-Więc na co czekasz? Pędź do swoje Romea.
-Ale ja... Nie mogę. Niby jak mam wejść do Akademii Królewskiej? Tak za bardzo pilnują by nikt obcy nie wszedł do środka.
-Nikt obcy tak... Ale co byś powiedziała gdybym załatwiła ci przepustkę?
-Niby jak?
-Zaufaj mi... To nie będzie nic nielegalnego. Jutro rano spotkasz się z nim i w końcu się umówisz. Misja akademia uczuć uważam za otwartą.

Nastepnego dnia...

Celia niecierpliwiła się. Nawet nie zauważyła, że dziś przyszła o wiele wcześniej niż powinna. Czekała z wielką niecierpliwością na Tarę która szła z jakąś torebką.
-Łap! - krzyknęła rzucając ją w stronę przyjaciółki.
-Co to jest?
-Twoja przepustka do szkoły twojego kochasia.
-On nie jest...
-Nie zaprzeczaj tylko się ubieraj.
-He?
Wyraźnie zauważyła materiał i wyjęła... mundurek uczennicy z ... Akademii Królewskiej?!!
-Tara... Ty chyba nie myślisz, że?
-Tak. Ubieraj się się w to i idź zapolować na niezwykłą sobotę.
-He? Chyba a dużo naczytałaś się mang?
-Moje mangi nie mają nic do twoje życia. Akurat teraz życie napisało mi o wiele lepszą historię. Idź a ja powiem naszej ukochanej wychowawczyni, że źle się poczułaś i pani Ayuzawa się tobą zajęła.
-Ale przecież...
-Nie martw się. Gdy powiedziałam pani Ayuzawie o wszystkim, zgodziła się na wszystko bez mgrugnięcia okiem. Zresztą, sama kiedyś przeżyła nieszczęśliwą miłość bo jej młodsza siostra odbiła jej narzeczonego.
-Tak dobrze się znacie?
-Uwierz mi, przez to ile razy tam wylądowałam, można poznać wiele sekretów i tajemnic tych których byś nie poznała w normalnym świetle.
Teraz dziewczyna zaczęła się lekko bać swojej przyjaciółki. Ona sama wiedziała o wszystkich o wiele więcej niż oni sami wszyscy razem wzięci. To zbyt niebezpieczna wiedza.


-Nadal nie wiem czy to dobry pomysł. Może lepiej zaczekam do meczu i....
-Celia! Czy ty chcesz mnie zdenerwować?! W tej chwili idziesz i przebierasz się w ten mundurek i idziesz prosto do Akademii Królewskiej! Inaczej sama cię tam zaprowadzę.
Realna groźba ze strony Tary zawsze skutkuje. Ta dziewczyna zawsze dotrzymuje tego co obiecuje.
-Mam tylko jeszcze jedno pytanie.

-Tak?
-Skąd ty go w ogóle masz?
Tara zamyśliła się na chwilę jakby szukała odpowiedzi na jej pytanie.
-Mogę ci tylko powiedzieć, że pochodzi z legalnego i uczciwego źródła.
-Aha. I to ma mi wystarczyć?
-Tak. Lepiej się pospiesz zanim ktoś ciebie zauważy.
Celia nie miała wyboru i ruszyła. Musiała załatwić tą sprawę dość szybko. Dopóki miała potrzebną w sobie odwagę by móc to zrobić. Założyła na siebie ciemną marynarkę i do kompletu czarną spódnicę. Mundurek dziewczęcy był nieco podobny do chłopięcego. Różnica polegała tylko na tym, że w zależności od roczników wykończenia różniły się kolorami. Jej niebieski miał świadczyć, że jest uczennicą drugiej klasy. Miała nadzieję, że ta maskarada się uda.

***

Alice jak zwykle do życia przywołał budzik. W dodatku miała w nocy dziwny sen. Ale… Szeroko otworzyła oczy, gdy zobaczyła bałagan na swojej podłodze. Co się tu stało? Wyglądało to jakby przeszło tu tornado. Czyżby złodziej? Lub co gorsza Andrew?! Niby skąd mógłby mieć klucz do jej pokoju? Szybko wyskoczyła z posłania przeglądając swoje rzeczy jednak chyba nic nie zginęło. Więc, po co ten ranny nalot na jej pokój? Gdy doszła na dno szafy zauważyła otwarty karton a w nim brak mundurka z Akademii Królewskie?! No dobra, to było dziwne. Czemu ktoś zabrał jej stary strój? Nie wiedziała i chyba wolała nie wiedzieć. Dość szybko ogarnęła swój pokój by sama nie zostać oskarżona, że tak w nim nabrudziła. Dopiero przy śniadaniu zauważyła brak Tary, której już nie było w domu. Ten szybki poranek Tary, brak jej mundurka. Co ta dziewczyna kombinuje?

***

Celia pewnym i szybkim krokiem przeszła przez bramę Akademii Królewskiej. Wmieszała się w tłum uczniów i poszła w kierunku najbliższego korytarza. Dość dziwnie się czuła i lepiej by było, aby nikt przenigdy się o tym nie dowiedział. Doskonale pamiętała gdzie znajduje się boisko do gry w piłkę i myślała, że tam go może znajdzie. Wyszła na murawę i już miała do niego podejść, gdy usłyszała, że ktoś inny się zbliża. Nie myśląc logicznie schowała się na trybunach mając doskonałe pole do podsłuchu.
-Tutaj się schowałeś Joe.
-Cześć David. Po co mnie szukałeś?
-Zmyłeś się o wiele za szybko. Nawet jak na kogoś, kto nie lubi chodzić na lekcję. Więc, o co chodzi?
-O nic. Zostaw mnie na chwilę samego David.
-Nie. Wyraźnie widzę, że coś tu nie gra stary. Chodzi o tą Malcolm? Znowu ci się narzuca?
-Nie. To nie to. I tak byś nie zrozumiał.
-Skąd możesz to wiedzieć? Wolisz milczeć niż powiedzieć. Ok. Ja idę do reszty drużyny. Jeśli nie przyjdziesz do mnie za 10 minut sam po ciebie przyjdę.
Kroki dały znak dziewczynie, że może się bezpiecznie wychylić. Co jej w ogóle strzeliło do głowyby to zrobić. Musiała być szalona, że dała się namówić na to Tarze. Bo czy ryzyko się opłaca?
-Kto tam jest?!
O nie! Widocznie wiedział on, że ona tu była. Ale… Jakim cudem? Poprawiła okulary, które zsunęły się z jej nosa i wstała. Niepewnym krokiem zaczęła iść w jego stronę. Zdziwienie Josepha było ogromne. W życiu się tego nie spodziewał. Myślał, że śni. Co Celia Hills tu robiła? I to w dodatku w mundurku jego szkoły?! Miał w swojej głowie więcej pytań niż odpowiedzi.
-Cześć.
Jej głos był cichy i delikatny.
-Cześć. – odrzekł.
Nie umiał opisać swojej radości. To było jak spełnienie jednego z jego marzeń. Za to, co się teraz dzieje nie raz oddałby wszystko, co miał. Ta dziewczyna wywróciła jego świat do góry nogami i to dosłownie, zwłaszcza od wpadnięcia na siebie w parku.
-Co ty tu robisz?
Podniosła swoją głowę by móc mu spojrzeć prosto w oczy.
-Ja…Ja… Musze z tobą o czymś porozmawiać.
-Słucham, więc.
Dało się zauważyć, że dziewczyna się denerwuje. Jej policzki nabierały rumieńców, na co chłopak uśmiechnął się. Był aż za nadto ciekaw, co ona może mu powiedzieć.   
-Nie, to nic ważnego.
Już chciała odejść gdyby chłopak nie chwycił jej ręki powstrzymując przed odejściem. Jedno jego spojrzenie wystarczyło by ona poczuła to dziwne uczucie smutku uderzającego w jej piersi. Dość długo wpatrywali się w sobie oczy a cały świat wokół nich zdawał się zniknąć.
-Celio...Ja...
-Nie. Przyszłam tu tylko by ci o czymś powiedzieć...
-Pozwól mi mówić, to, że tu przyszłaś coś znaczy...
-Joe to nie jest proste, dziś się wszystko wyjaśniło ja...
Wcinali się sobie nawzajem próbując dojść całkowicie do głosu. W końcu grafitowłosa nie wytrzymała i krzyknęła to co czuła od dłuższego czasu.
-Kocham cię! Ja po prostu zakochałam się w tobie.
Joe nie umiał powstrzymać głupiego uśmiechu który wkradł się na jego usta. Nie spodziewał się takiej deklaracji. Zwłaszcza nie w takiej sytuacji.
-Celio...Ja.
-Nic nie mów. Do tej pory byłam zmuszona by być jak najdalej od ciebie. Jednak teraz to zniknęło i mogłam tu przyjść by ci to powiedzieć.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę słysząc to z twych ust.
Ona spuściła wzrok patrząc na swoje buty. Wówczas on położył swoje dłonie na jej ramionach. Jak na komendę podniosła głowę i ich wzrok się skrzyżował. Powoli nachylił się i zbliżał swe usta ku jej ustom. Może wszystko by się udało gdyby nie czyjeś kroki.
-O nie! Muszę już iść. Nikt nie może mnie tu zobaczyć.
Dosłownie była cała czerwona. Była dla chłopaka dość interesującą istotką.

-Umówisz się ze mną na randkę?
-Tak.
-W takim razie spotkajmy się w tą sobotę o 10:00 w Cafe Inazuma.
-Dobrze. Do zobaczenia. - już miała iść, lecz szybko zawróciła i cmoknęła go w policzek na pożegnanie.
Joseph stał jak skamieniały gdy przyszedł do niego David.
-Joe? Joe! Tym razem idziesz ze mną i się nawet nie opieraj bo...
-Już idę.
Ruszył do przodu jednak teraz jego twarz zdobiła radość co zdziwiło jego kolegę. Co się mu tak nagle stało? Ruszył za przyjacielem który szybkim krokiem opuścił boisko. 

Gdy się wydawało, że boisko było puste nikt się nie spodziewał, że na samej górze siedziała jedna dziewczyna która lubiła tu myśleć w samotności. Zwłaszcza jeśli przesiadywała tu sympatia jej przyjaciółki.
-To prawda Joe. Randka to świetny pomysł. Może się na nią wproszę. - rzekła do siebie Esme śmiejąc się złośliwie.

*********************************************************************************

Dziś tradycji stało się zadość i pojawiła się nowa notka. Od dziś wracając one regularnie co tydzień. Mam nadzieję, że was to uszczęśliwi :) Zapraszam już za tydzień na kolejną porcję przygód :D

sobota, 27 stycznia 2018

25. Niespodziewany gość

Ohayo :D
Jak widać, staram się pod na początku nowego roku odpokutowywać stare błędy i obiecuje nie popełniać ich w przyszłym roku :)
Od teraz wracam już regularnie :)
Mam nadzieję, że notka wam się spodoba gdyż akcja zaczyna się powoli w życiu bohaterów robić coraz bardziej gorąca :D

*******************************************************************************************

-Gotowi… Start!
Brunetka usłyszawszy komendę ruszyła prze siebie. Nie przeszkadzało jej to, że pogoda może nie była do końca ładna. To tylko kolejna zbędna przeszkoda do pokonania by móc się cieszyć z tego co się lubi. Właśnie w tej chwili jej klub miał swoje zajęcia z biegu na 200 m. Dość łatwe dla osób lubiących trochę wysiłku. Przy okazji można jeszcze poprawić swoje czasówki bądź odpuścić nie widząc już potrzebnych sił. Takie osoby nie powinny wtedy brać takie klubu na poważnie blokując miejsce wielu innym uzdolnionym którzy nie mogą przyjść z powodu zbyt dużej liczby zawodników. Tak jest dokładnie w każdej dziedzinie. Może podejście Danieli do sportu było dość filozoficzne, lecz cóż… Co na to poradzić, że jeszcze w Polsce bardzo często bawiła się w psychologa Marzeny. Ta dziewczyna miała o wiele więcej problemów z samą sobą niż Daniela, Daniel i Paweł razem wzięci. Nie wiedziała czemu w biegu do myśli przyszedł jej właśnie on. Nie widziała przecież go już tyle czasu. A on siedział gdzieś za granicą robiąc nie wiadomo co. Jedno było pewne… Nie darowała by mu gdyby o zapomniał o nich, o niej. Jednak teraz musi się skupić na tym co robi. Nie Paweł powinien być jej w głowie tylko… meta! Jeszcze tylko kilka kroków i … koniec. Udało się. Znowu była pierwsza.
-Dobrze grupo! Przebiegniecie ten dystans jeszcze raz i jesteście wolni. Zrozumiane?
-Tak jest trenerze!
Ponownie ustawili się w pozycjach startowych po krótkiej chwili odpoczynku. Zabrzmiał gwizdek i… start!
Musiała dać z siebie wszystko. Nie chciała dać się pokonać nikomu. Chciała udowodniać za każdym razem chłopakom z grupy, że nie jest tu przez przypadek. Zwłaszcza, że bez przerwy przygląda jej się pewna inna dziewczyna Miles. Były jedyne a ta traktowała Danielę jak wroga. Gdy byli już w połowie trasy oko brunetki zahaczyło o pewnego chłopaka stojącego na uboczu. Co on tu robił? Nie kojarzyło go jednak dość łatwo było zgadnąć, że był obcokrajowcem przez jego blond włosy. Ale… Skąd w niej te dziwne uczucie. Na moment zwolniła co dało okazję do wyprzedzenia jej przez Miles. Co to to nie! Brunetka szybko wzięła się w garść. Próbowała dogonić koleżankę jednak ta na ostatku ta wyprzedziła ją o… 1 s !
-Niech to. – szepnęła do siebie, oddychając ciężko, czując, że niepotrzebnie zużyła tyle siły jak to właśnie zrobiła. Złapała się za kolana próbując ustabilizować oddech i wymazać z pamięci jej chytry uśmieszek.
-Tak jak wam obiecałem, na dzisiaj już koniec. Następny trening jak zwykle tego samego dnia o tej samej porze.
Truchtem pobiegli w stronę szatni. Nastolatce udało się jeszcze podejrzeć jak tajemniczy blondyn podchodzi do ich trenera i o czymś z nim rozmawia.
Pół godziny później…
Po szybkim prysznicu i przebraniu się w zwykłe ciuchy Daniela opuściła teren szkoły. Była złą na samą siebie, że dała się tak łatwo pokonać. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu przy bramie wpadła, na niego. Tajemniczego chłopaka z boiska. Chciała go normalnie wyminąć, lecz ten zastąpił jej drogę. Próbowała go jakoś wyminąć lecz ten tego najwidoczniej nie chciał.
-Słuchaj koleś… Czego ode mnie chcesz?
-Nic się nie zmieniłaś Danielo.
-Hę? Skąd wiesz jak mam na imię.
Ewidentnie ją zaskoczył lecz chyba tym razem to było w złym znaczeniu. No bo biorąc to na zdrowy rozsądek. Jakiś obcy chłopak cię zaczepia, nigdy go na oczy nie widziałaś , ten zna twoje imię, coś tu jest nie teges. Brunetka zaczęła się go lekko obawiać bo tylko jedna rzecz w takiej chwili przychodzi do głowy. Zboczeniec?!
-Nie pamiętasz? – spytał uśmiechając się tajemniczo.
Ona przypatrywała się mu uważnie; gotowa w każdej chwili do ucieczki; jednak nic nie przychodziło jej do głowy.
-Nie. W życiu cię nie widziałam. Odejdź ode mnie zboczeńcu, albo zacznę krzyczeć.
-Zboczeniec? Błagam cię Dani… Stać cię na coś lepszego.
On znał polski? Okej to było.. zaskakujące, ale zaraz… chwileczkę.
-Jak mnie nazwałeś?
-No zlituj ty się Dani… Czy ja ci wyglądam na zboczeńca?
Dani… Tylko jedna osoba się tak do niej zwracała. I jeszcze język polski…
-Paweł?!
-Tak.
Podszedł do niej i bez żadnego pytania czy pozwolenia objął ją. Ona jednak nie odskoczyła. Nie mogła w to uwierzyć. To wydawało się być wręcz nierealne.
-Pi…
-Błagam cię… nie nazywaj mnie tak.
Uśmiech sam jej wyskoczył a z ust wydostał się śmiech.
-Jeśli jesteś moim Pi, to na pewno nadal to masz.
Nastolatek sięgnął pod płaszcz wyjmując srebrny łańcuszek który nosił na szyi. Jak mogła się spodziewać widniał na nim symbol matematyczny pi.
-Nadal go nosisz?
-W końcu przecież to ty mi go dałaś. Zawsze jak na niego patrzyłem przypominało mi się nasze rozstanie.


* wspomnienie *

Danielę obudził jej telefon.
-Haloo?
-Daniela... ty jeszcze śpisz?!
-Ciebie tez miło słyszeć Karolina.

Karolina była sąsiadką Pawła a także ich starszą koleżanka która obecnie chodziła do liceum. Dość często także pomagała Danieli z angielskim. Językiem który sprawiał jej trudność.
-Czemu jesteś taka spokojna skoro ten idiota wyjeżdża?!

-Karolina...powoli...Chwila! Kogo masz na myśli?!
Zdenerwowanie dziewczyny wręcz natychmiast ją całkowicie wybudziło. 

-Jak to kogo? Pawła! Przecież dzisiaj wyjeżdża do Stanów.
Na ta niespodziewaną wiadomość wprost zesztywniała a komórka wypadła jej z ręki. 
-Daniela! Daniela?! Jesteś tam?!
-Tak jestem. - podniosła telefon z ziemi. - Jesteś tego pewna?
-Tak. Wczoraj przyszedł do mojego domu by się pożegnać ze mną a przy okazji także z Dawidem. Tylko mi nie mów, że nic o tym nie wiedziałaś?
-Nie. Karolina... Wiesz o której ma on może lot?
-Jeśli się nie mylę jego samolot startuje o 9:00. Mam jeszcze dwie godziny. Może uda ci się go jeszcze złapać. Powodzenia.
Daniela nie czekała dłużej. Szybko się ogarnęła i po kilku minutach nakładała buty.
-Dokąd idziesz Daniela?
-Muszę coś bardzo szybko załatwić. Niedługo wrócę mamo.
-Daniela? - Sue była zaskoczona tym jej nagłym wyjściem.
Jednak brunetka nie miała teraz czasu by wyjaśniać wszystko swojej mamie. Musi zdążyć zanim Paweł opuści Polskę. Była zła na niego, że nic jej nie powiedział. Właściwie czemu o niczym jej nie wspomniał a wszyscy wokół zdawali się to wiedzieć. Czuła się oszukana. Biegła prze siebie nie patrząc na światła ani inne przeszkody. Wiedziała gdzie chłopak mieszka i najpierw tam postanowiła się udać. Gdy właśnie wbiegła do parku, zobaczyła go. Szedł wolno akurat w jej stronę. 
-Daniela... Co ty tu robisz?
-Co...ja..tu...robię? - spytała sarkastycznie ciężko oddychając po dośc długim maratonie. - Co...ty...wyprawiasz...? Czemu nic... mi nie powiedziałeś...o tym... że wyjeżdżasz?!
-Skąd o tym wiesz?
-Karolina do mnie zadzwoniła i mi o wszystkim powiedziała. Przybiegłam tak szybko jak tylko mogłam. 

-Przepraszam cię... Ale jakoś nie mogłem ci powiedziec o swoim wyjeździe. -I myślałeś, że wszystkiego dowiem się gdy ty będziesz na drugim kontynencie?
-Nie... Przepraszam, ale... nie umiem tego wytłumaczyć?
-Na długo wyjeżdżasz?
-Nie wiem. Ale obiecuje, że wrócę. Więc nie płacz.
-Wcale nie płaczę. Wydaje ci się. 
-Przestań w końcu zgrywać twardą. Widzę twoje zaszklone oczy. Chodź tu do mnie. - przyciągnął ją do siebie i otulił swoim ramieniem.  

-Płacz głupia. Nie chowaj swoich emocji wewnątrz.
-Ty głupku! Chciałeś wyjechać bez słowa! Wszyscy dookoła wiedzieli tylko nie ja. Wiesz jak się teraz czuję?! Jak jakaś kretynka!
-Wiem. Przepraszam cię najmocniej.
Jeszcze chwilę tak stali aż dziewczyna wypłakała wszystkie łzy.
-Już ci lepiej?
-Tak dzięki. Czy nie sądzisz, że to ironia losu.
-O czym ty mówisz?

-Nie pamiętasz? To w tym parku spotkaliśmy się po raz pierwszy.
-Pamiętam. Miałaś zaledwie cztery lata a ja pięć. Uczyłem się jeździć na rowerze a ty prawie wpadłaś mi pod koła rowera. 

Brunetka zaśmiała się ze swojego własnego czynu.
-Nawet nie wiem jak to się stało. Ale cieszę się, bo gdyby nie to, może byśmy się nigdy nie poznali.-Ja też. Powiedz mi... Odprowadzisz mnie na lotnisko?-Tak.
Szli w milczeniu. Jakby każde z nich czekało aż to drugie odezwie się i skończy rozmowę. Gdy weszli do głównej hali niespodziewanie podbiegła do nich pani Janowska. 
-Paweł... Dlaczego nie odbierasz telefonu. Coś się pozmieniało i nasz samolot odlatuje za dziesięć minut. Musimy się pospieszyć.
-Dobrze mamo. Za chwilę do was dołączę. Możecie już iść.
Widać było, że kobieta była dodatkowo zdenerwowana tym, że jej syn karze jej jeszcze na niego czekać. Lecz odeszła w kierunku swojego męża. 
-Więc... - zaczął mówić chłopak.
-Więc... - chciała rozpocząć dziewczyna. 
Zaśmiali się smutno i spojrzeli na siebie.
-Będę tęsknić za twoimi żartami, marudzenie i za wszystkim innym Pi.
-Czy ja się przesłyszałem...?
-Masz racje. Przesłyszałeś się. - sarkazm nawet dobrze jej wyszedł. 
Dodatkowo także pokazała mu kawałek języka dla żartu a on po raz ostatni żartobliwie poczochrał jej włosy. 
-Mam nadzieję, że będzie pisał? Bez ciebie życie w szkole już nie będzie takie same.
-Będę, głupiutka Dani. Nie pozwolę byś o mnie zapomniała.
-Ej!
Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz przerwała mu jego mama.
-Paweł!
-Już idę mamo.
-Zaczekaj jeszcze chwilę Paweł... Miałam ci to dać za kilka dni na twoje urodziny, ale... jak widzę jestem zmuszona dać ci to teraz. 
-Co to jest? - spytał przyjmując tajemnicza paczuszkę.
-Zobaczysz jak go otworzysz. Zrób to w dniu swoich urodzin. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Mój szalony matematyku.
-Paweł!
-Już idę. 
-Więc... to już czas ostatecznego pożegnania?
-Żegnaj Dani.
-Żegnaj Pi.
Po raz ostatni obdarzył ją swoim uśmiechem i odszedł w kierunku swoich rodziców.


* koniec wspomnienia *



-Nie mogę w to uwierzyć.
Wpatrywała się w każdy szczegół jego twarzy przypominając sobie rysy starego przyjaciela. W życiu by nie pomyślała, że to jej Paweł.
-Lepiej uwierz w to Dani, bo od dziś Paweł Janowski stanie się znów częścią twego życia.
Brunetka była szczęśliwa. W życiu nie spodziewała się takiej niespodzianki. Myślała, że nic już jej nie zaskoczy.
-Dobrze cię znowu widzieć… Pi.
-Lepiej Olson nie prowokuj. – rzekł z chytrym uśmieszkiem.
Naprawdę wrócił. Jej Paweł. Jej przyjaciel… Tylko, że… jego gra aktorska jak zwykle była kiepska więc te uczucie groźby nie wpłynęło na nią w ogóle.
-A wracając do konkretów… Co ty tu właściwie robisz Paweł?
-Aktualnie stoję i z tobą rozmawiam.
-Pi….
-Dobra… Już ci mówię. Przybyłem tu dla ciebie.
Zmarszczyła brwi ze zdziwienia.
-Jak to?
-Bo widzisz… Pomimo tego, że przebywałem w USA kilka lat nadal nie potrafiłem się asymilować z moimi rówieśnikami. Było mi tam źle. Więc moi rodzice pozwoli mi wrócić do Polski bym zamieszkał z dziadkami. Chciałem cię odwiedzić i poinformować o tym, że wróciłem, lecz ciebie nie było. Twoja babcia powiedziała mi, że wyjechałaś i gdzie cię mogę znaleźć. Skorzystałem więc z stypendium które chciano mi przyznać gdy byłem w Stanach i … oto jestem. Stary dobry ja.
-Czy stary to bym nie powiedziała… Gdy się żegnaliśmy byłeś brunetem, a teraz jesteś blondynem.
-Wróciłem do naturalnego koloru.
-Po co w ogóle użyłeś wtedy tej farby?
-Ja… Nie powiem ci. To moja tajemnica po grób.
-No powiedz mi… Nie bądź taki.
-Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Nigdy w życiu. Ta tajemnicę zabiorę do grobu.
-Jak sobie chcesz…A tak nawiasem mówiąc, to gdzie będziesz mieszkać?
Uśmiechnął się tajemniczo i odpowiedział:
-Twoja mam ci nic nie mówiła, racja?
-Moja mama? A co ona ma z tym… Nie mów mi, że ona o tym wiedziała.
Przytaknął twierdząco głową.
-No nie! Dlaczego nic mi nie powiedziała, przecież…
-Bo ja ją o to prosiłem. Chciałem ci zrobić niespodziankę i chyba się udało.
-Aż za nadto. Więc, wracając do mojego pytania…
-No… Bo widzisz… Od dzisiaj będziemy bliskimi sąsiadami.
-Jak bardzo bliskimi?
-Dosłownie, pod jednym dachem… współlokatorko.
Teraz to już całkowicie zamurowało dziewczynę.
-Daniela? Daniela? Dani… Wszystko dobrze?
Jednak ta bez wahania wyciągnęła komórkę by gdzieś zadzwonić.
-Cześć mamo… Tak już wracam… Słuchaj, mam dla ciebie niespodziankę. Właśnie przede mną stoi Paweł. Tak, ten sam. Co ty, naprawdę? Ciebie też zaskoczył? A to niespodzianka.
Na sam głos jej sarkazmu chłopak wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
-Mamo… Nie ściemniaj, wiem o wszystkim. Pytanie tylko czy tata wie.
-Wiedzieć wie. Tylko czy o tym pamięta jak mu to mówiłam to inna sprawa. – dało się słyszeć głos pani Olson z słuchawki.
-W takim razie… - schowała telefon do torby. – Chodźmy na kolację… Pi.
-Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj.
Ona wybuchła śmiechem i pobiegła przed siebie. Chłopakowi nie pozostało nic innego jak tylko biec za nią. Jak za starych dobrych czasów z Polski.  Biegli tak kilka ulic aż trafili na właściwe osiedle. Ciężko już oddychali, ale czuli, że warto było.
-Nic się nie zmieniłaś jeśli chodzi o bieganie. Lecz jak tam ... Wiesz co?
Wiedziała o co mu chodzi. Jednak nie chciała z nim na ten temat o tym rozmawiać. Zwłaszcza, że nie wiedział jak bardzo ta jej fobia się rozwinęła o jeszcze jeden wypadek sprzed roku. Nikt o nim nie wiedział i ma tak być. Jedyną osobą która o tym wie jest ona sama.
-Lepiej już chodźmy do środka. Przecież jutro jest normalnie szkoła. A właśnie... Do jakiej klasy będziesz chodził?
-No... może mi nie uwierzysz, ale mam takie znakomite szczęście, że będziesz musiała jeszcze mnie znosić w szkolnej sali.
-Twój sarkazm nic się nie zmienił.
-Taki już mój urok.
Zaśmiała się perlistym śmiechem patrząc na niego takim wzrokiem jakby miał się zaraz rozpłynąć.
Wszystko wydawało się mieć szczęśliwy tok, lecz na jak długo? Gdy doszli pod blok zaskoczył ją widok Axela.
-Cześć Axel. Co ty tu robisz?
-Właśnie szedłem na trening… Powiedz Daniela? Co to za gość który jest z tobą?
-Cześć! Jestem Paweł Janowski… Najlepszy przyjaciel Danieli a teraz także jej współlokator, mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Jak zwykle blondyn był aż za nadto bezpośredni. Brunetka myślała, że go chyba strzeli.
-Miło cię poznać Paweł. Jestem Axel Blaze. Wasz… sąsiad.
Daniela widziała już, że chłopakowi nie spodobał się jej przyjaciel. Jednak co mogła go dziwić. Tylko ci którzy na prawdę poznają Pawła zobaczą w nim fajnego kumpla. 
-A teraz was przepraszam, ale się spóźnię.
-Nie no, leć. Powodzenia.
Ognistego napastnika już nie było. Z trudem dziewczyna powlekła się do windy dając chłopakowi coś do namysłu. 

***

Struty lekko Axel biegł za linią boiska robiąc kolejne okrążenia. Nie mógł z głowy wyrzucić tego obrazu. Danieli i tego chłopaka. Już na pierwszy rzut oka wydał się mu jakoś dziwny. Jakby coś ukrywał. Musi mieć teraz brunetkę specjalnie na oku. Nie wiadomo jakie myśli kierują się w głowie tego obcego chłopaka. Co prawda Olson wspominała mu o nim jako przyjacielu z dzieciństwa i jej dzieciństwie z nim… Jednak opis dziecka a teraźniejszego nastolatka to zupełnie dwa różne światy. Zresztą niekiedy godziny potrafią zmienić człowieka a co dopiero lata. Jego cel jest jasny. I będzie się go trzymać. 

Tego samego dnia… Późne popołudnie w środę…

Nelly dołączyła do dziewczyn trzymając w rękach jakąś teczkę.
-Co tam masz Nelly? – spytała Silvia która w końcu oderwała wzrok od gry chłopaków.
-Papiery dotyczące nowego ucznia z wymiany.
-Z wymiany?  - zainteresowała się Celia na moment odrywając się od nagrywania.
-Tak.  Jutro ma oficjalnie dołączyć do naszej szkoły. Drugi rok, akurat trafi do twojej klasy Silvia.
-To dosyć ciekawe…
-Tak, aż za nadto.
Panna Raimon zbyt dokładnie przejrzała owe papiery by wiedzieć, że gdzieś podobne dane już widziała. Tylko gdzie?


Następnego dnia...

Lekcja matematyki, czwartek rano...
-Moi drodzy, oto was nowy kolega. Przyjechał prosto z USA jako uczeń z wymiany. Paweł Jankowski. Usiądziesz za panią Olson. Dobrze... na czym skończyłem? Ach tak... gdy kąt trójkąta...
Jednak nikogo w tej chwili nie interesowała trygonometria. Zaciekawienie wzbudził nowy uczeń i to w dodatku zza granicy. Chłopak przeszedł obok brunetki posyłając jej uśmiech który ona odwzajemniła a wszystkie pozostałe dziewczyny spojrzały na Olson z zazdrością. Podczas przerwy wianuszek zainteresowanych otoczył go nie dając mu swobodnie się zachowywać. Olson siedziała spokojnie, aż do czasu gdy usłyszała...
-Powiedz Paweł... A możemy cię oprowadzić o mieście... Pewnie jeszcze go nie znasz.
-Sorki, ale mam już przewodnika.
Wstał, podszedł do przodu. Usiadł na ławce Danieli i przyjacielsko objął ją ramieniem.
-Mam rację Dani?
-,,Janowski... Już nie żyjesz." - posłała mu swój uśmiech zabójcy, jednak on się tym nie przejął.
Oczywiście w klasie wybuchło wielkie zamieszanie.
-Cisza!!!
Daniela już nie wytrzymałą tego szumu. Nie lubiła wzbudzać sensacji. Teraz też tego nie potrzebowała.
-O co tyle szumu? Dajcie mi spokój.
I tyle widziano dzisiaj o Olson. Nie pojawiła się na kolejne lekcji przychodząc dopiero na język angielski twierdząc, że cały czas była u pielęgniarki co zresztą sama higienistka potwierdziła.Wracała do domu sama, wiedząc, że za jej plecami nieskutecznie się chowając podążał Paweł.  Drrr….
-Moshi…moshi… Ciebie też miło słyszeć Raven. Ah to? Jutro wam wszystko wyjaśnię. To nie jest rozmowa na telefon. Dobrze, do zobaczenia tam gdzie zawsze.


Następnego dnia… 

Nelly słyszała już o wczorajszej sytuacji w klasie. Bez wahania wyjęła teczkę Danieli i teraz już wiedziała wszystko. To był jednak zbyt duży zbieg okoliczności. Co tak naprawdę kierowało tym chłopakiem.


Piątek wieczór kawiarnia ,,Crazy Night"


Daniela weszła do lokalu gdzie przy stoliku czekały na nią Raven i Alice. Niedawno rudowłosa wynalazła tą knajpkę w internecie i od tamtej pory mogły się tu w spokoju spotykać a najlepsze było to, że mało osób o niej wiedziało. Jak zwykle zajęły stolik przy ścianie pijąc już swoje soki. Stała także trzecia szklanka czekająca na nią.
-Cześć dziewczyny.
-Cześć.
-,,Hej". - kiwnęła głową na przywitanie Alice.
Zdjęła szybko płaszcz i zajęła miejsce na przeciwko fioletowłosej.
-Więc... Wyjaśniaj nam teraz wszystko. 
-Ale co... Tu nie ma nic ciekawego. Po prostu... Ja i Paweł jesteśmy przyjaciółmi z dzieciństwa. Niespodziewanie nagle wyjechał do USA. Od tamtej pory go nie widziałam. Niedawno sama wyjechałam i a on wrócił do Polski. Ale mnie tam nie było więc skorzystał z stypendium i przybył tutaj. - tłumaczyła to tak jakby to było normalne. 
-,,I nie widzisz w tym nic podejrzanego?'' - kolejne zdanie na kartce. 
-Nie. A co niby? Mam się w przyjeździe przyjaciela szukać podstępu?
-Jak dobrze go znasz? 
-I ty Raven? Już wam powiedziałam. Znam go od dziecka. Poznaliśmy się jako małe dzieci w parku. O mało co nie wpadłam mu pod rower. 
Zaśmiały się głośno raz że trzy inne pary oczu zostały skierowane w stronę ich stolika. 
-Ciszej dziewczyny bo jeszcze nad stąd wyrzucą. 
-,,Przepraszam Daniela... Ale ty na prawdę masz talent do wypakowywania się w kłopoty."
-Rozwiniesz tą myśl Alice? 
-,,Poznałaś Pawła prawie wpadając pod jego rower. Axela poznałaś wpadając na niego na ulicy a potem w szpitalu..."
-Po pierwsze... Miałam wtedy tylko cztery lata. I po drugie... To on na mnie wpadł a nie ja na niego. 
-Taaak jasne. 
-Nie wierzysz mi Raven? 
-Alez oczywiście że ci wierzę. 
-Twoj sarkazm jest beznadziejny. 
-Tak samo jak twoje kłamstwa. Więc wierzę ci. 
-Niby ja kiepsko kłamie? 
Rudowłosa przytaknął twierdząco i uśmiechnęła się. 
-Dajcie mi już z tym spokój. - w końcu brunetka zajęła się swoim napojem. 

                                     ***

Paweł krążył niepewnie po pokoju zastanawiając się nad pewna ważną rzeczą gdy nagle zabrzmiał jego telefon. 
-Cześć Adrien. Tak. Jestem już u celu. Teraz pozostaje mi tylko działać. Zobaczysz że wkrótce wszytko będzie jak dawniej.