środa, 2 stycznia 2019

Inazumowy kapturek





Gdy uniosła swe powieki zobaczyła, że śpi przy stole. Odruchowo zerwała się by zobaczyć, że znajduje się w jakiś nieznanym jej domu. Co ona tu robiła? Jak się tu znalazła i ... co ona miała na sobie? Szybki rzut oka w lustro wiszące na ścianie pokazało jej głowę przykrytą... czerwonym kapturem. Dobrze... To zaczyna robić się coraz dziwne. Gdzie są jej ciuchy? Czy to ma być jakiś głupi żart?! Do Prima Aprilis jeszcze zbyt daleko. Komu więc zachciało się bawić w takie figle. Nagły hałas z zewnątrz przekonał ją, że musi tam zajrzeć. Gdy wyjrzała zza drzwi doskonale widziała, że nie jest już w mieście. Wokół niej rozciągał się dość duży las. Jakim cudem tu w ogóle dotarła? Kolejny odgłos uderzenia. Poszła zza nim by zobaczyć chłopaka odwróconego do niej plecami który rąbał drewno.
-Halo? Przepraszam?
Na dźwięk jej głosu przerwał swoją czynność i stanął z nią twarzą w twarz.



-Jude... Co ty tu robisz?

-A ty Celio? Powinnaś być już w drodze do pani Carnity.
-Do pani Carnity?
-Miałaś jej zanieść lekarstwa które kupiłaś wczoraj w miasteczku. A odpowiadając na twoje pytanie, właśnie rąbie drewno. Musimy mieć czym napalić w kominku by mieć ciepło wieczorem. Więc... Nie zamierzasz iść? - spytał zakładając siekierę na swoje ramię.
-Ja... Tak. Już pójdę.
Zawróciła i weszła z powrotem do domu. Zajrzała do koszyka i rzeczywiście leżały tam lekarstwa. O co tutaj chodzi?Czyżby wszyscy robili jej jakiś głupi kawał? To... Wszystko było bardzo dziwne! Jednak nie może tu zostać. Musi się wydostać i wrócić do tego co zna. Może gdzieś tam ktoś będzie znać odpowiedź.
-Wybacz Jude... Ale nie prędko wrócę... - wyszeptała i już jej nie było.

Niech myśli, że poszła do tamtej kobiety i po prostu droga jej się wydłuża. Ale ona musi odkryć co tu się dzieje.

***

Nie co dzień zdarza się by wędrować przez las zwłaszcza gdy mieszka się w mieście a wokół siebie ma się tylko budynki. Jednak im głębiej się w niego zagłębiała tym bardziej wydawał się być większy. Co ona najlepszego robi? To wszystko się nie dzieje na prawdę. Powinna zostać i znaleźć wyjaśnienie u Juda. A nie iść i załatwiać nie wiadomo co nie wiadomo gdzie. Jeszcze by tylko brakowało by spotkała kogoś niepożądanego na swojej drodze. Nagły chmar wyrwał ją z rozmyślań.
-Jest tam ktoś? - spytała chodź powinna teraz czuć zapewne niepokój.
Nagle zza drzewa wychyliła się niewyraźna sylwetka. Jednak im była coraz bliżej zobaczyła w nim znajome rysy.
-Joe?
-Tak właściwie to Joseph. Dokąd dziś idziesz... Kapturku? - powiedział wyszczerzając przy okazji swoje dwa małe kły. Chwila, moment... Czy on miał wilcze uszy?
-Dobrze... Co tu się odgrywa!
-Celio, wszystko w porządku?
-My się znamy?
Posłał jej zdziwione spojrzenie i ciężko westchnął.
-Oczywiście, że tak. Trudno nie kochać dziewczyny która ratuje ci życie.
-Ratuje?
-Już nie pamiętasz jak twój brat chciał mnie wiele razy zabić? Raz udało mu się chwycić mnie w pułapkę jednak ty mnie wypuściłaś. Od tamtej pory zbliżyliśmy się do siebie.
Nic takiego nie pamiętała. W jakim świecie ona się znalazła i w co bliskie jej osoby teraz grały?
Nie sądziła by coś takiego mogło być w ogóle możliwe.
-Więc co ty tu robisz? Powinieneś chyba... uważać na Juda.
Jeżeli nie chciała wydać się podejrzana musiała grać w tą dziwną i pokręconą grę.
-Skoro tu jesteś nie muszę się martwić. Zawsze spotykamy się gdy jest on zajęty pracą i idziesz po jakieś sprawunki. Więc mamy trochę czasu dla siebie. Gdyby się on o tym dowiedział zapewne leżałbym tu już jako trup.
-Joseph!
-Taka jest prawda Celio. I mówię ci zawsze. Ten czerwony kapturek dodaje ci uroku. Masz dziś ochotę na spacer na brzeg strumienia.
-Ja... Dobrze.
Zachowywał się zupełnie jak Joe którego znała i ... kochała. W tej chwili nikt ich nie widział i mogła być z nim sama. Nikt nie mógłby nic teraz zrobić. I to wydawało się być wspaniałe. Co z tego, że nie wyglądał jak chłopak którego kochała. To nadal był jej Joe tylko trochę odmieniony i z śmiertelnym wrogiem nad karkiem w postaci jej własnego brata. Usiedli nad brzegiem rzeki który przecinał ten gęsty las.
-Czy jest jakiś szczególny powód dlaczego tu przyszliśmy Joe?
-Zapewne tego nie pamiętasz... Ale... To właśnie tutaj cię poznałem. Byłaś jeszcze małą dziewczynką i byłaś tu ze swoją matką. Poszukiwałem akurat pożywienia na polowaniu ze swoimi pobratyńcami gdy zauważyłem was ze swojej kryjówki. Już wówczas wtedy skradłaś mi serce. Późniejszy wypadek z Judem tylko mi potwierdził, że moje serce dokonało dobrego wyboru.
Grafitowłosa nie umiała powstrzymać uśmiechu. To wszystko brzmiało jak wyjęte z jakieś bajki. Ale nigdzie teraz indziej nie chciała być. Tu miała teraz wszystko co chciała mieć.

Kilka godzin później...

Straciła poczucie czasu. Dopiero zachód słońca ją otrzeźwił.
-Musze wracać do domu.
-Odprowadzę cię.
-Nie. Nikt nie może cię zobaczyć. Musisz być bezpieczny. Proszę cię.
-No dobrze... Ale pozwól mi zrobić to.
Nachylił się i pocałował ją. To była magiczna chwila i mogłaby trwać znacznie dłużej gdyby nie odgłos łamanej gałęzi.
-Kto tam jest?!
Joseph instynktownie stanął przed dziewczyną chcąc ją bronić przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Nagły wystrzał z broni przełamał martwą ciszę. Brunet opadł na kolano gwałtownie chwytając się za ramię.
-Joe! Co ci jest Joe!
Próbowała mu pomóc, ale nagły ostry krzyk jej brata zmienił wszystko.
-Celio, odsuń się od niego!
-Nie! Nie pozwolę ci go zabić.
-To potwór. Jego miejsce jest tam gdzie właśnie próbuje go wysłać.
-Ty nic nie rozumiesz, jakim prawem...
-Prawem zemsty. Ty Celio możesz tego nie pamiętać. Lecz ja pamiętam ten dzień. To podobni jemu odpowiadają za śmierć naszych rodziców.
Było jej ciężko. To był jak nagły cios.
-Ale... przecież rodzice zginęli w katastrofie lotniczej.
-Dziś dokończę to co zacząłem lata temu.
-Nie! Nie możesz tego zrobić!
Tym razem to ona stanęła pomiędzy nimi szeroko rozwierając swoje ręce.
-Celio... Odsuń się.
-Będziesz musiał mnie zmusić.
-Czemu go tak bronisz? Czemu chcesz poświęcić własne życie dla tej bestii. Wytłumacz mi to... Celia!
-Ponieważ go kocham!!!
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę co powiedziała. Nie wierzyła, że to wykrzyczała. Dodatkowo prosto w twarz Juda. Nie odważyła się nawet tego zrobić w tym normalnym jej świecie. Co z tego, że była z Josephem już dobre dwa lata. Jude nadal pozostawał nieświadomy. Dość ciężko było się ukrywać, ale przynajmniej świat był bezpieczny. A teraz. Widziała ten szok wymalowany na jego twarzy. Nie spodziewał się tego.
-Celio... Całkowicie cię omotał. Musisz stąd odejść i pozwolić mi skończyć moją pracę.
-Po moim trupie! - krzyknęła i rzuciła się w jego kierunku chwytając w swoją dłoń lufę broni.
Przez krótką chwilę walczyli między sobą aż w końcu kolejny odgłos strzału przerwał powietrze.
-Nie!
Krzyk Josepha zdawał się mrozić krew w żyłach. Jednak zdziwiła się ona gdy zobaczyła wiszącą kulę w powietrzu pomiędzy nią a Judem. Coś tu było nie tak. Rozejrzała się wokół, ale także Jude i Joe stali w zupełnym bezruchu. Co tu się wydarzyło? Nagle zza ich pleców z lasu wyłoniła się postać przyobrana w czarny kaptur.
-Kim jesteś?! Czego chcesz?
Gdy stanął w blasku zachodzącego słońca mogła w nim rozpoznać swojego przyjaciela.


-Axel... Co ty tu robisz?
Ten jednak położył swój palce na ustach nakazując jej milczeniu. Później skierował go w stronę pocisku by ten rozpłynął się w powietrzu.
-Jak to zrobiłeś?
Blondyn jednak milczał. Na sam koniec pstryknął niespodziewanie palcami i świat wokół wydawał się budzić.
-Niech moc będzie z tobą.
I czerń lasu go pochłonęła. To było... dosyć dziwne. Nagły ból głowy sprawił, że zmusiło ją to do padnięcia na kolana na ziemię.
-Celia... Co ci jest?
-Celio... Siostrzyczko... Zaraz będzie lepiej.
To niemożliwe! Nie! Przecież pocisk zniknął... On go usunął. Jakim cudem mogła nic oberwać? Osunęła się powoli na ziemię czując, że traci swoje siły. Nagły strach wydawał się wziąć nad nią górę.

***

-Nie!
Gdy przyzwyczaiła się do światła zobaczyła, że znajduje się ... w salonie Juda. Odetchnęła z ulgą. A więc to był tylko zły sen.
-Wszystko w porządku Celio?
Obok niej siedział Jude. Jego mina wyrażała troskę.
-Chyba tak. Co się stało?
-Przez przypadek zamiast soku wypiłaś kilka drinków, które przygotował nam David.
To prawda, że Jude od niedawna był pełnoletni i na tego sylwestra wszystko miało być... inne. Ale w najbliższej przyszłości na pewno nie tknie alkoholu.


********************************************************************************************************

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :D
Niech będzie jeszcze lepszy niż poprzedni :D