sobota, 6 lipca 2019

36. Odrodzenie królewskiego orła cz.II



Hejka :) 
Zapraszam na nową notką. Przepraszam, że tak dawno nie było, ale... miałam problemy na studiach. Studiuje dwa kierunki i wszystko mi się zlało ze zdawaniem na raz. Zwłaszcza, że 
jeden kierunek niedawno skończyłam i cóż... Ważne jest to, że udało mi się wszystko zdać :D 
Mam nadzieję, że ta notka osłodzi was to długie czekanie i początek wakacji :D Ja na razie 
szukam pracy więc jestem wciąż wolna i postaram się jak najszybciej napisać kolejną notkę
jednak nie mogę niczego obiecać. 
Zapraszam do lektury :D

*********************************************************************************


Daniela po odebraniu piłki od Pawła biegnie do przodu. Nic w tej chwili nie myśli, działa instynktownie. Uśmiech nie na darmo zagościł na twarzy Pawła, gdy wiedział, że teraz nadejdzie coś, czego oni się nie spodziewali. Biegł równolegle z Danielą, będąc dość blisko swojej przyjaciółki.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie. - powiedział na tyle głośno, by dotarło to do uszu Axela.
Nic teraz nie mogło powstrzymać, ani Danieli, ani Niepodległości.

Pomiędzy nią a Pawłem następowało płynne przekazywanie piłki. Nie zatrzymywała się. Nie patrzyła na to kogo ogrywa. Teraz przede wszystkim liczyła się akcja grana do przodu. Znów czuła ten znajomy wiatr we włosach i czuła się… wspaniale. Jak dawno to robiła i teraz trochę tego żałowała. Musiała przyznać, że dość rzadko grała na ataku. Zawsze było to miejsce Daniela, jednak nic nie stawało na przeszkodzie by zaskoczyć przeciwnika nie raz, gdy zamieniali się miejscami na boisku. Nawet numery na koszulkach zawsze pokazywały, że byli nierozłączni.
-Proszę państwa… Niespodziewanie do przodu wybija się coraz bardziej Olson z numerem 9. Czy będzie aż tak odważna by celować na bramkę Evansa?
9 i 10. Dwie liczby które znaczyły dla niej więcej. Nie były tylko liczbami na koszulkach bliźniaków, ale także o dziwo losowi, ich datą urodzenia. Nic dziwnego, że zawsze miało to na nich jakiś wpływ. Jednak gdy dobrze się rozejrzeć, żaden zawodników z Niepodległości nie miał koszulki z numerem 10. Była tym ogromnie wzruszona, gdyż nikt nie mógłby zastąpić Daniela. Nikt. Paweł zdradził jej, że to on oto zabiegał by koszulka z numerem, którą nosił jej brat, na zawsze już została pusta i reszta drużyny ten pomysł poparła. Była im za to wdzięczna. Teraz była jedną z nich. To jest gra. A ona zamierza to wygrać, dla drużyny, dla nich. Tym razem nie zawiedzie swych przyjaciół. Pole karne stało dla niej otworem.
-Daniela, teraz! Atak!
Krzyk Pawła dźwięczał w jej głowie dając do zrozumienia, że nie ma już odwrotu. Stanął zdecydowanym krokiem przy jej boku. 
-Jesteś gotowa?
-Zawsze i wszędzie.
-Świetnie.
Brunetka wyskoczyła do góry, zostawiając chłopaka samego z chytrym uśmieszkiem.
-Dramat się właśnie zaczyna… - wyszeptał i sam również wyskoczył by złapać się z Danielą za ręce i zacząć się kręcić szybko wkoło tworząc coś na miarę małego tornado.
-Co się dzieje? Wygląda na to, że Niepodległość ma jakieś asa w rękawie.
-Mark! - dało się słyszeć krzyki drużyny z głębi pola.
Nagle wir zaczął się przeplatać biało czerwonymi paskami. Dwójka zawodników wyskoczyła z tego wiru z piłkę obleczoną jasną poświatą.
-Niepodległość!
Ich wspólny krzyk poniósł mocno wykopaną piłkę w kierunku bramki, która przybrała kształt białego ptaka toczący za sobą biało-czerwoną wstęgę pięknej poświaty.
-Co jest? Czy to orzeł? - dało się słyszeć w tłumie.
-Udało im się! - krzyk Łucji niósł się przez pole karne.
-Oto prawdziwa siła niepodległości! - rzuciła Julia w stronę przeciwników.
Strzał całkowicie zaskoczył Marka, który nie zdołał ostatecznie szybko obronić strzału. Piłka wylądowała w siatce, dając ostateczną przewagę drużynie z Polski.

***

-To... niemożliwe... - szepnął Evans.
Dźwięk gwizdka spowodował milczenie na widowni.
-Proszę państwa to koniec gry. Drużyna Niepodległość pokonuje drużynę Raimona 0-3. Cóż za porażka.
-Daniela... udało się! Wygraliśmy! - krzyknął Paweł obdarzając ją wielkim uśmiechem gdy ta tonęła w ramionach Łucji i Juli.
Brunetka widziała szczęście swych kolegów, jednak coś jej nie dawało spokoju. To dziwne uczucie w środku. Spojrzała na twarze Raimona... jakby ktoś ją uderzył. Widziała w nich ten niezawistny wzrok, lecz także smutek i gorycz upokorzenia.
-Daniela... Wszystko w porządku? - spytał Karol, zdejmując swoje rękawice bramkarza.
-Ja... Muszę iść.
Odwróciła się i pobiegła przed siebie uciekając. Nie mogła stać tu spokojnie jak gdyby nic się nigdy nie stało. Stało się aż zza nadto. Zdradziła po raz kolejny. I nic nie mogło tego cofnąć. Co ona najlepszego zrobiła.

***

Po zabraniu swoich rzeczy z szatni udała się natychmiast do domu. Nie czuła się na siłach na nic. Chciała znaleźć się w miejscu gdzie mogła czuć się teraz najbardziej bezpieczna. W swoim pokoju. Na całe szczęście jej bracia jeszcze nie zdążyli wrócić a jej rodzice byli na zakupach. Wszystko wydawało się układać na jej korzyść. Zrzuciła z siebie strój piłkarski jakby ją palił i upchała na samo dno szafy by już nigdy go nie układać. Gdy zakryła go kocem, poczuła jak łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Jak dawno już nie płakała, a teraz... Była skończona. Nie może przecież teraz zmienić szkoły. Do końca roku pozostało niewiele. Rodzice będą chcieli wiedzieć czemu chce to zrobić, jednak jeśli odpowiednio poczeka, nie będzie to wcale podejrzane. Przeżyje jeszcze jakoś ten czas a później przepisze się do innej szkoły. Raimon nie wybaczy jej tej zdrady. Zdrady. Czy można nazwać zdradą wystąpieniem z swym krajem i ze swymi ludźmi. Dla nich tak ale dla niej i Niepodległości nie. Nie jest w końcu tylko Polką, ale także w połowie Japonką. Należy do dwóch światów i żaden nie może żądać by była w jednym na wyłączność. Wówczas nie była by prawdziwą Danielą. Dźwięk jej komórki otrzeźwił ją. Dzwonił Paweł. Odrzuciła połączenie. Nie miała ochoty na rozmowę z nikim. Mieszkali pod jednym dachem więc jasne było, że na siebie wpadną później. Zamknęła drzwi na klucz wkładając na siebie dres. Nie spodziewała się jednak, że tak szybko zabrzmi dzwonek do drzwi. Pewnie znowu Maoki zapomniał kluczy. Ale... przecież ma koło fotograficzne. To nie może być on. Przez Judasza zobaczyła znajomą blond czuprynę i z ciężką gulą w gardle otworzyła  wrota.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Paweł wziął ją w ramiona.
-Ja... Nic nie mów. Po prostu wiem, że teraz tego potrzebujesz Dani. Płacz jeśli chcesz... Nikogo tu nie ma oprócz nas.
Brunetka czuła się jakoś dziwnie spokojnie, mogła sobie pozwolić na płacz. Szlochała w jego ramię. To był Pi. Jej przyjaciel od dziecka. Zawsze był przy niej do czasu gdy los ich nie rozdzielił. Zawsze mogła na niego liczyć. Był dla niej niczym brat, którego straciła. Nie mogła jednak przewidzieć, że zaledwie kilka kroków za nimi stał schowany zza ścianą Axel.

***

Paweł nie spodziewał się spotkać Axela na klatce schodowej.
-Co ty tu robisz?
Jednak ten go zignorował idąc dalej przed siebie.
-Ostrzegałem cię. Dziś pokazałem ci kto jest lepszy. I nie bój się. Nie zamierzam ci dokuczać. Mi zależy tylko na Danieli i lepiej będzie dla ciebie i dla niej, jak się od niej odsuniesz. Zresztą... Grała z nami. To chyba wszystko wyjaśnia.
Janowski wyminął go na schodach, zostawiając milczącego chłopaka. Blaze ledwo się powstrzymywał by nie wybuchnąć. Jego dłonie były ściśnięte w dwie pięści wyrażające jak próbował się kontrolować. Gdy się uspokoił, pokonał ostatnie stopnie w kierunku swojego mieszkania, jednak po chwili cofnął się by ukryć zza ścianką. Zobaczył ich, jednak nie dał rady przejść obojętnie. Nie gdy dosłownie niedaleko jego drzwi tonęli w uścisku Paweł i Daniela. Wystarczyła chwila by poczuł jak mu ciężko gdy usłyszał jej szloch. Dość szybko zawrócił i wybiegł z budynku. Nie mógł wrócić, zwłaszcza teraz. Sam nie wiedział dlaczego i nie chciał tego rozgryzać. Jedno było pewne, w jego życiu wiele się zmieniło odkąd wkroczyła w nie panna Olson.

***

Łatwo można było powiedzieć, iż atmosfera w Raimonie pozostawiała wiele do życzenia. Od wczorajszego meczu w szkole panowała grobowa atmosfera, zwłaszcza w samej grupie. Po przegranym meczu z Niepodległością, drużyna poszła prosto do swojego domku klubowego, by tam się przebrać i każdy bez zbędnego słowa wrócił do swojego domu. Nie było trzeba tego niczym komentować. Każdy wiedział iż była to porażka. Dali się za łatwo zwieść przeciwnikowi i teraz mają za swoje. Jednak jest już zbyt późno by płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się i się nie odstanie i będą musieli przełknąć ten gorycz porażki. Następnego dnia wszyscy zawodnicy przyszli do szkoły  w kiepskich humorach. Poza uprzejmym powitaniem i jakiejkolwiek aktywności w swoich klasach, z ich ust nie padały żadne słowa a winy wyrażały chęć zapadnięcia się pod ziemię. Do tej pory nie przegrali żadnego meczu, udało im się nawet pokonać zdopingowaną drużynę Darka, Liceum Zeusa. A rozgromiła ich prosta drużyna z europy o której mało ktokolwiek słyszał. To jednak pokazuje jaki tak na prawdę jest poziom światowy piłki i jak jeszcze wiele muszą się nauczyć by móc mierzyć się z innymi krajami. 
-Patrzcie kto idzie... - wyszeptał do Erika Bobby gdy zobaczył na korytarzu brunetkę.
Gdy Daniela zdała sobie sprawę kogo ma przed sobą, zrobiła szybki krok do przodu i już jej nie było.
Od rana znosiła tylko szemry za swoimi plecami. Podejrzewała, że tak będzie... jednak... nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie była całkowicie jedną z nich. I powinni dobrze o tym wiedzieć. Nie była. Nie należała do ich świata. Została tu nagle wrzucona niecałe kilka miesięcy temu i musi się nauczyć, że już tak samo nie będzie. Może gdyby to wiedzieli, ale... nie miała na to sił. Po co miała się tłumaczyć, skoro i tak nikt nie chciał jej słuchać. Większość szkoły już przypięła jej łatkę i tak już będzie dopóki nie zapomną lub nie znajdą sobie nowej ofiary. Axela od wczorajszego meczu nie widziała, wystarczyło, że widziała jego spojrzenie które zdradzało wszystko. Celia, Jude, Alice czy Raven próbowały się do niej dodzwonić, jednak ona wyciszyła swój telefon. Nie miała ochoty z nikim na rozmowę. Zresztą, nie wiedziała czego ma się spodziewać. A mogła wszystkiego. Od wyrzutów po słowa litości, jednak nie od Alice, która by zapewne wylewała wiele słów. Teraz jedyne na co miała ochotę to znaleźć się jak najdalej stąd. Pod koniec dnia odebrała dziwny telefon od swojej matki, która szybko kazała jej wracać do domu. To było dość dziwne, nawet jak na tą kobietę. A jeśli... ona o tym wie? Ale jak?! To niemożliwe. Gdy wróciła do mieszkania zastała dość szybko krzątającą się po mieszkaniu jej matkę.
-Mamo... Co się tu dzieje?
-Och Danielo... Dzwoniło pogotowie z Polski, babcia miała wypadek i leży w szpitalu.
-To okropne. Stało się coś poważnego?!
-Nie... Podobno wszystko jest już stabilne, ale... babcia potrzebuje teraz opieki. Dlatego muszę na jakiś czas wrócić do Polski.
Brunetka myślała, że się przesłyszała. Ta wiadomość była niczym grom z jasnego nieba. Oczywiście martwiła się o babcię, jednak ten wyjazd... był niczym na zawołanie.
-Kiedy lecisz?
-Mam samolot dzisiaj wieczorem. Wraz ze mną lecą Amun i Maoki. Dobrze im to zrobi.
-A ja?
-Ty zostaniesz tutaj z ojcem. W końcu... ktoś musi się nim zająć. A tobie córeczko bardziej w tej kwestii ufam, zwłaszcza, że wiesz jaki czasami potrafi być tata.
Nie... Gdy nadarzyła się okazja, ona miała zostać. Zupełnie jakby właśnie przybiegła ostatnia na linie mety.
-Ja... Dobrze. Pójdę się położyć.
Czuła się na prawdę wypompowana. To na pewno był jej koniec. Została skazana by do swojej pełnoletności zostać w tym kraju i nauczyć się żyć tak jak nie chce, ale wymaga od niej tego sytuacja i kultura kraju. Nie! Nie zgodzi się na to! Nie na darmo ma w sobie ducha buntowniczki, który dzieliła ze swoją babcią i prababcią, uczestniczkami Powstania Warszawskiego. Gdy w końcu zdecydowała się wyjść i porozmawiać z matką, ta trzymała już walizkę w swej dłoni.
-Właśnie wychodziłam... - puściła rączkę i podeszła do dziewczyny obejmując ją mocno. - Będę za tobą tęskniła Danielo. Niedługo do ciebie zadzwonię gdy będę na miejscu. Obiecaj opiekować się tatą.
-Obiecuje. - nic nie mogła w tej chwili zrobić więcej niż odwzajemnić uścisk kobiety, której nie będzie widzieć przez dłuższy czas i nawet nie wie na jak długo.
Gdy w końcu się od siebie oddaliły, pani Olson ucałowała ją w policzek i wyszła. Brunetka została sama w mieszkaniu. Była lekko głodna, jednak nie miała ochoty na gotowanie. Wzięła więc swoje kieszonkowe i poszła zjeść na mieście. Wiedziała, że teraz nastaną na pewno ciężkie czasy w ich domowej kuchni.

***

-Gorszego treningu to wy chyba nie mieliście!
Nelly miała już dość tej ponurej atmosfery jakby komuś zmarł ukochany pies.
-Ogarnijcie cię w końcu! To, że przegraliście jeden mecz nie znaczy, że macie się dołować do końca życia!
Drużyna Raimona odbywała, jeśli można tak to nazwać... trening. Jednak nic im nie wychodziło. Nieporozumienia pomiędzy zawodnikami nie pozwalało na skuteczne strzały i podania. Nawet Markowi, który starał się podnieść drużynę do boju walki, nie udawało się. Wszyscy dziś byli jak nie oni.
-Łatwo ci mówić... - zaczął mówić Steve. - ... to nie ty przegrałaś!
-Jestem waszą mendżerką i muszę dbać o drużynę, ale to co teraz widzę to nawet nie wiem czy mogę nazwać drużyną!
-Dałabyś na luz Raimon! - zaczął bronić kolegów Kevin. - Nikt tu nie jest gotów na gadki umoralniające.
-Coś ty powiedział Dragonfy?! - gdyby nie szybka reakcja Celii i Silvii, wówczas by Nelly rzuciła się na chłopaka. - Dobra... Już się uspokoiłam. Wiecie co wam powiem? Gdy się ogarniecie, to dajcie znać, bo do tej pory wszystkie treningi są bez sensu!
I odeszła. Powiedziała wszystko co miała na sercu. Widziała wszystko doskonale co się działo i nie zgadzała się z tym. Chciała nawet porozmawiać z Olson, jednak ta była również niedostępna jak Blaze. A właśnie... gdzie on się podziewał?

***

Axel od razu po zajęciach zerwał się do domu. Dzisiejszy dzień był trudny, zwłaszcza dla niego. Gdy jednak wracał do domu, zdziwiło go dyskusja Pawła z Amunem? Co oni tu robią? I dlaczego ten drugi trzyma z ręcę walizkę.
-Słucham... ty na poważnie?
-Tak. Wycofuje się z tego układu. Dostałem to co chciałem. I ... nie wiedzę powodu by dalej to ciągnąć. Ty także jesteś blisko swojego celu więc to chyba tylko kwestia przypadku.
-No nic... Do zobaczenia Amun.
Blondyn uścisnął bruneta na pożegnanie i poszedł gdzieś przed siebie. Drugi zaś wsiadł do taksówki i odjechał. Nie rozumiał o co im chodzi, jednak dość szybko przypomniał sobie o ostatniej rozmowie tej dwójki i połączył szybko fakty. Czuł, że dzieje się tutaj coś złego i na pewno najbliższe święta będą pełne niespodzianek.