Że tak długo nie pisałam.
Miałam wiele roboty w domu.
I chorowałam na brak weny.
Mam nadzieję, że wam się on spodoba :)
Dedykuje go moim dwóm przyjaciółkom Kasi i Kindze, dzięki którym moje życie nigdy nie jest nudne i jest wspaniałe :D
************************************************************************************
Daniela siedziała w swoim pokoju jak na szpilkach. Minęła zaledwie godzina odkąd dowiedziała się o tożsamości swojego zagubionego kuzyna. Z niecierpliwością czekała na powrót swojej matki. Towarzyszył jej nie kto inny jak osoba wokół której odgrywa się to całe zgromadzenie. Niespodziewanie trzasnęły drzwi.
-Już jestem.
-Ohayo mamo. - rzekła brunetka wychodząc z pokoju by przywitać się z matką.
-Witaj Danielo. - lecz widząc minę córki spytała - Coś się stało?
-Mamo.... - zaczęły z jej oczu płynąć łzy. - Stało się... coś.... - Tak zaczęła cicho szlochać, że nie mogła nic z siebie wydusić.
-Danielo, córeczko. - i już tuliła ją. - Cicho. Uspokój się. - mówiła łagodnie. - A teraz powiedz co się stało. Ktoś zrobił ci coś złego?
Zaprzeczyła kręcąc głową.
-Myślę, że to chyba z mojego powodu. - niespodziewanie ujawnił się przed nimi Jude.
-Kim on jest? Czy on ci coś zrobił?
Mina Juda na te słowa była bezcenna.
-Nie mamo. - rzekła ocierając łzy. - To łzy szczęścia. Stało się coś bardzo dobrego.
-Co takiego?
-Mamo.... Ten chłopak który przed tobą stoi to Jude Sharp. Syn cioci Chinatsu.
Na słowa córki pani Osób myślała że to co usłyszała to zwyczajnie przesłyszenie. Na te usłyszane zdanie ręce jej opadły wypuszczają klucze do mieszkania.
-To prawda? - pytanie skierowała w stronę chłopaka.
-Tak.
Następny dzień.....
Po raz pierwszy odkąd Daniela pamięta wstała taka szczęśliwa rano. Nigdy tak nie miała radosnego humoru z samego rana. Jeszcze lepszego humoru dopełniła pewna informacja w klasie. Otóż Raimon za dwa dni organizuje festyn. I każdy ma już przydzielone zadania. Podeszła do wywieszonej listy i odszukała swoje nazwisko. Otóż w ich klasie są dwie sekcje: dekoracje i gotowanie.
dekoracje: Daniela Olson, Alice Maskarade, Jude Sharp, Nathan Swift ..............
jedzenie: Raven Hood, Axel Blaze, Mark Evas, Silvia Hills, Nelly Raimon...........
-,,Spoko" - pomyślała. - ,,Przynajmniej nie muszę nic gotować. Nienawidzę tego. " - i podeszła do swojej grupki która zaczęła dyskusję. Każda klasa miała we własnym zakresie udekorować swoją salę a na ich szczęście ma to być kafejka.
Następny dzień......
Zajrzyjmy tym razem do kuchni.... A raczej do sali która objęła w tej chwili to imię. Każdy był zajęty czymś innym.
-Ohayo.
Niespodziewanie znikąd pojawiła się panna Hills.
-Celia? Co ty tu robisz?
-Przyszłam pomóc. Nelly mnie przeszufladkowała.
-Gdzie ona właściwie jest? - spytała Silvia.
-Musiała załatwić kilka spraw z dyrektorem. Powiedziała, że przyjdzie za około dziesięć minut. - powiedziała zakładając fartucha i podchodząc do Silvii.
Właśnie Celia nabrała na łyżkę ryżu, gdy nagle jej się coś przypomniała.
-Ej.... Mark...
Machnęła energicznie łyżką i cała zawartość wylądowała na twarzy Kevina.
-Przepraszam.... Przepraszam......
-To oznacza wojnę. - chytrze się uśmiechnął i rzucił cukrem prosto w twarz Marka i Axela.
-Teraz będziecie jeszcze słodsi chłopacy. - rzekła Celia lekko się śmiejąc.
-Ah..... Tak? A co powiesz na to! - krzyknął Mark i wyrzucił całą mąkę z miski w stronę grafitowłosej, lecz trafiła o ironio losu prosto w ............. Nelly.
-N....... N......... Neeeely.

-Co to wszystko ma być!!!!!!!!!!!!!!!!
-No bo widzisz..... My.....
-Marku Evans!!!!!!!!!!!!!!!!! Już nie żyjesz!!!!!!!!!!
I tak rozpoczął się wyścig stulecie. Uciekający Mark Evans, goniąca chęci zemsty Nelly Raimon. Pozostała część ,,kuchni" mogła tylko liczyć na szybkie rozwiązanie konfliktu.
W tym samym czasie w klasie gdzie miała być kawiarenka.
-Już gotowe? - spytał Nathan.
-Tak. Tylko Alice skończy wieszać napis i to już koniec. - rzekła Daniela przytrzymując drabinę na której czubku stała jej przyjaciółka. - Już gotowe Alice?
Rudowłosa pokiwała głową. Już miała schodzić gdy niespodziewanie źle postawiła nogę, straciła równowagę i zaczęła spadać. Lecz nie poczuła uderzenia z ziemią. Gdy otworzyła oczy zobaczyła, że jest trzymana w ramionach przez...... Juda!
-Nic ci nie jest?
Ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-,,Arigato." - napisała na kartce papieru flamastrem które im pozostały.
-Nie ma za co. - uśmiechnął się do koleżanki.
Cieszył się, że nic złego się nie stało. Widział też ulgę w oczach Danieli. Sharp czuł się po raz pierwszy od tak dawna szczęśliwy. Jednak na razie nikomu o tym nie powiedział nawet dla Celi. Co zrobi wkrótce.
Dzień festynu.......
Wszystko wygląda na perfekcyjnie zrobione. Mark nadal unika Nelly na wszystkie sposoby. Poszczególne osoby stoją na swoich stoiskach. I właśnie w tej chwili wyszła na jaw informacja, że kawiarenka ma być cosplayowa. Co jeszcze bardziej zdołowało i rozwścieczyło Nelly, ale nie miała wyjścia. A tak wyglądały poszczególne dziewczyny.
Raven

Silvia, Nelly i Celia
Daniela
Alice
Jedynie upiekło się dla Danieli której kostium niespodziewanie ,,zniknął" o musiała zadowolić się yukatą. I w ten sposób można uznać kawiarenkę za otwartą :D Jednak o ironio losu do Raimona przybyli ludzie z ........ Królewskich! Gdy Celia zobaczyła Joe'ego postanowiła wziąć przerwę i ukrywa się na stoisku gdzie Tara sprzedawała losy na loterię.
-Celia..... Co ty wyprawiasz?
-Ci....... Joe tu jest. Kim również.
-Ej Tara? Widziałaś gdzieś Celię? - spytała Daniela.
-Ja........ Nie.
-Dzięki.
-Masz u mnie dług.
-Dzięki. Nie wiem co mam robić.
-Masz stąd wyjść, pójść z podniesioną głową i pokazać im, że się ciebie nie da zastraszyć. I jeśli Joe ci się na prawdę spodobał a ty jemu to Jude nie ma tu nic do gadania. Jak coś będzie mogę go zrzucić z mostu.
-Tara?!
-Mówię czystą prawdę. - rzekła z uśmiechem.
-Akurat.
-Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Daniela! Ona jest tutaj!
-Co ty robisz?
-Kiedyś mi za to podziękujesz. - rzekła z uśmiechem oddając przyjaciółkę starszej koleżance.
Gdy wróciły z powrotem do kawiarenki wszystkie spojrzenia spoczęły na nich.
-Na co się gapicie? - zaczęła groźniej wyglądać brunetka.
Celia zaś kontynuowała obsługiwanie. Mina Joe'ego wyraża wszystko co w tej chwili czuł.

-Hej piękna. - rzekł.
-Mówiłeś do mnie?
-Tak. Nie ma tu ładniejszej od ciebie. Jak ci na imię?
-Po co ci to wiedzieć.
-Masz może chłopaka?
-Nie.
-Taka ładna dziewczyna jak ty?
-Każdą dziewczynę tak bajerujesz?
-Ajjjj..... To boli. Łamiesz mi serce Królowo Lodu.
-Nie Królowa Lodu tylko Raven.
-Miło Andrew.
-W tej chwili dla fioletowłosej otworzyły się szerzej oczy.
-Kuzyn Alice?
-Tak? Znasz moją kuzynkę.
-Tak. To moja najlepsza przyjaciółka. Nie pamiętasz już jakie miałeś piękne oko gdy przywaliła ci pewna brunetka.
-Pamiętam. Dobrze, że szybko przeszło.
-W takim razie..... - Raven wzięła zamach i strzeliła go z całej siły w twarz.
-Co ty wyprawiasz?
-Tylko ci doprawiam. To było tym razem odemnie. - i weszła do środka zatrzaskując mu drzwi pod nosem.
-Interesująca z niej osóbka. - pomyślał odchodząc z wielkim bólem głowy i wielkim planem na przyszłość.
************************************************************************************
A już w środę kontynuacja festynu :D
Ja: Emmm no ten jak by tu zacząć?
OdpowiedzUsuńJoy: Wow! Wow! Wow! Czemu Joe myśli że Celia go nienawidzi?! Zaraz czy to możliwe że......Kim?! Jak masz coś z tym wspólnego to ci obiecuję że za siebie nie ręczę!!!
Zoë: Joy uspokój się trochu. Rozdział dla mnie za krótki. Przeczytała bym więcej:)
Ale do rzeczy.....Raven gratuluję "mordobicia", należało mu się. Stroje były przesłodkie, choć ja bym tego nie ubrała i mam nadzieję że autorka też mi nie będzie kazała. Co nie Dama? *patrzy na zamyślaną autorkę*
Ja: Zobaczysz czy będziesz coś takiego nosić czy też nie. *chytry uśmieszek wita na twarzy* Axeliela kiedy wstawisz kolejny dłuższy rozdział? (mam nadzieję że dłuższy)Jeszcze kom odnośnie tej sytuacji z Joe i Celią. Więc tak: Celia jezeli kochasz Joe'ego to o niego walcz! A ty Joe weź się uśmiechnij! Masz zaje***** dziewczynę pod nosem i tego nie widzisz, i nie nie mówię tu o Kim, a będąc przy niej to.....Joy jak będziesz rozpętywać bójkę (czyt. Wojnę) to nie wybij jej wszystkich zębów, z jedynkami na czele. Albo ogólnie wyjedź sobie do Ameryki na pewien czas czy coś. Nie żebym ci kazała.
Joy: *Kopniakiem otwiera walizkę* Tak więc zabieram ze sobą: ubrania, słodycze, Zoë, elektronikę i twoją Wenę, Dama ok. *wrzuca wszystko do walizki łącznie z Zoë* No to co jedziem. A jeszcze jedno, Joe chciałbyś ze mną jechać do USA? Zapomnisz na chwilę o tej wariatce Kim oraz nie zapomnisz o Celi.
Zoë: *wierci się w zamkniętej walizce* Wypuście mnie stąd, czuję się jak sardynka w puszce.
Ja: Axeliela jak coś to ja i dziewczyny z Kim się rozprawimy. Tylko napisz. Do zobaczyska ludziska. Dobranoc ;)
super! <3 czekam na next
OdpowiedzUsuń