środa, 27 grudnia 2017

24. Zmiana dziejów

Ho ho ho...
Święty mikołaj zawitał także i tutaj :)
Zostawił dla was nową notkę :D
Zapraszam was na kolejną notkę przygód naszych bohaterów z Raimona :)


*********************************************************************************

Daniela stała przed drzwiami klubu wahając się. Jej ręka była przygotowana do pukania... Jednak dość szybko opadła. Miała pewną niepewność. Wzięła głęboki wdech... i wydech. Musiała wziąć się w garść. Nie może więcej dać się ponosić strachowi. Podjęła decyzję i nie może się w tej chwili wycofać. Jeśli nie zrobi tego teraz, nie wie kiedy znowu najdzie ją potrzebna odwaga. Już miała uderzyć piąstką o drzwi, gdy nagle same się otworzyły.
-O... Daniela? Co ty tu robisz?
Teraz nie miała już odwrotu.
-Szukam Juda. Jest może gdzieś w okolicy? Wiem, że macie dzisiaj trening więc... temu tu przyszłam.
-Sorry, spóźniłaś się. Wszyscy poszli już do domu. Tylko ja zostałem bo szukałem czegoś.
-Kurczę, dzięki.
Odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie. Już nie miała co robić na terenie szkoły, więc poszła w kierunku swojego mieszkania. Jednak wesoła melodyjka przerwała jej wszelkie myśli.
-Moshi, moshi...
-Cześć Daniela, dzwonił do mnie Mark. Podobno masz jakąś sprawę do mnie?
-Tak. Szukałam cię po zajęciach klubowych ale ciebie już nie było.
-Więc, co to za sprawa?
-To nie jest rozmowa na telefon. Możemy się spotkać?
-Tak. Możesz być za pół godziny nad rzeką?
-Yhm... W takim razie do zobaczenia.
Wrzuciła telefon do torby i przyspieszyła kroku. To już niedługo a ona musiała jeszcze zajść do mieszkania i przebrać się. Chyba czas by przerzucić się z piechoty na rower. Musi go tylko wygrzebać z piwnicy. A teraz pozostał jej tylko... biec. Bez żadnego przygotowania i przez zmieniającą się pogodę dotarła do mieszkania oddychając ciężej niż zazwyczaj. Gdy się przebrała nawet nie czekała na windę która dopiero co zjeżdzała na parter. Pokonywała co dwa a nawet trzy schodki. Przy ostatniej klatce zważając na mniejszą wysokość i nie myśląc wcale.... skoczyła lądując na dwóch nogach, jakby to nie był skok z dwóch metrów! Pędziła ile miała w sobie sił. Gdy dobiegła na miejsce spotkania jej kuzyn już na nią czekał. Minęły zaledwie dwa dni od jego urodzin a ona czuła jakby były to wieki.
-Witaj Jude.
-Hej. - rzekł podchodząc do dziewczyny trzymając ręce w kieszeniach. - Co było aż takie ważne, że chciałaś o tym porozmawiać wręcz natychmiast?
Jednak ona zgięła się w pół próbując złapać oddech.
-Czy ty właśnie przebiegłaś maraton czy co? Wyglądasz jakbyś biegła tu przez całe miasto.
-Można... chyba...tak ...powiedzieć. - wysapała łapiąc szybkie oddechy.
Po chwili było jej już o wiele lepiej.
-Najpierw pobiegłam do domu, wbiegłam na ostanie piętro, biegałam po mieszkaniu, potem zbiegłam na sam dół i biegłam prosto tutaj. - rzekła wyliczając to wszystko na palcach jednej ręki.
-Na pewno nic ci nie jest? Może potrzebujesz odpocząć?
-Nie... Musiałam tylko złapać oddech. Nie na darmo lubię bieganie. - rzekła uśmiechając się porozumiewawczo wiedząc co sądził o tym dredowłosy.
-Więc...
-Więc? A... Sorki, już mówię. Chodzi o to, że... Pamiętasz jak mówiłam ci o mojej fobii do piłki nożnej?
-Tak. Wspominałaś o tym pewnego razu.
-Długo myślałam nad twoją propozycją. Jestem nadal pewna obaw, ale... chce spróbować.
-Mówisz poważnie?
-Tak. To... kiedy możemy zaczynać? - spytała uśmiechając się lekko wpatrując się w swoje nogi.
-Niestety mam zajęcie z klubem i mogę dopiero w najbliższy weekend.
-Dopiero?
-Niestety. Jednak mam dla ciebie pracę domową którą będzie musiała odrobić codziennie.
-Niby jaką?
-Masz w domu piłkę... Tak?
-Tak... Ale oddałam ją Maokiemu z... wiadomych przyczyn.
-Teraz musisz ją odzyskać. Codziennie będziesz się do niej na nowo przyzwyczajać. Z każdym dniem coraz dłużej. Aż w końcu przełamiesz w s obie strach by nią patrzeć jak na sport a nie jakoś inaczej. Dopiero wtedy będę mógł na prawdę zacząć ci pomóc.
-Ale Jude. To jest dla mnie nie możliwe. Nie kiedy...
-Śmierć Daniela nie ma nic wspólnego z piłką nożną! - krzyknął łapiąc ją za ramiona i lekko nią potrząsnął. - Musisz to sobie w końcu uświadomić! Nie jesteś niczemu winna! To był nieszczęśliwy wypadek! Jak myślisz, kto chciałby najbardziej żebyś znowu grała i robiła to co kochasz?! Właśnie... Znasz na to doskonale odpowiedź. Jeśli na prawdę tego chcesz to widzimy się tutaj w sobotę, w południe. Jeśli nie przełamiesz się psychicznie... nikt nie będzie w wstanie pomóc tobie Danielo... Ani ja... ani nikt inny.
Zostawił ją z jej przemyśleniami. Ona odwróciła i pobiegła w przeciwną stronę niż on. Nie spodziewała się tego po Judzie. Jego słowa miały wiele prawdy i racji... Jednak wewnętrzna blokada nie chciała ustąpić. Zgaszona weszła do windy wciskając przycisk swojego piętra. Zmęczona rzuciła się na swoje łóżko rozmyślając nad słowami Sharpa. Nie! To było czyste szaleństwo! Jego metoda była czystym szaleństwem. Jednak cały czas o tym myślała i nie dawało jej to spokoju.
-One-san... Kolacja gotowa. - rzekł Maoki zaglądając przez uchylone drzwi do jej sypialni.
-Maoki...
-Tak?
-Gdzie masz tą piłkę którą dla ciebie dałam?
-Trzymam ją w pudełku pod biurkiem. Chcesz ją z powrotem?
-Nie... Tak tylko pytam.
-Chodź lepiej jeść bo mama nie jest w zbyt najlepszym humorze.
Zwlokła się z posłania z wielkim dylematem. Po kolacji próbowała się skupić na lekcjach jednak to nic nie dawało. Jej myśli uciekały w stronę decyzji która ma zaważyć na całej jej najbliższej przyszłości. Gdy zegar zbliżał się ku godzinie zerowej nagle wstała. Z komórką w ręce oświetliła sobie drogę do pokoju swego najmłodszego brata. Na szczęście Maoki miał zawsze mocny sen więc nie bała się, że go obudzi. Podeszła na palcach w kierunku jego biurka i klękają wysunęło pudło w którym był ukryty potrzebny jej przedmiot. Z lekka obawą wyciągnęła dłonie by dotknąć piłki. Z wielkim strachem wzięła ją w swe dłonie jednak odwróciła wzrok. Nie dała rady myśleć o niej jako coś dobrego. To było dla niej niemożliwe. Nie da rady! Nie jest tak silna jak myślała. Wypuściła narzędzie tortur z swych dłoni które poturlało się w kierunku śpiącego chłopca. Wtem coś rzuciło się w jej oczy. Na biurku chłopca stało zdjęcie całej ich czwórki, zrobione dokładnie w tym dniu kiedy drużyna Danieli i Daniela wygrała turniej krajowy młodzików w piłkę nożną. A działo się to zaledwie cztery lata temu. To były ostatnie zawody tego szczeblu dla Daniela, gdyż rok później nie było go już wśród nich. Ona porzuciła sport przez co ich drużyna osłabła i powoli się rozpadła na jej oczach. Jej koledzy i koleżanki z drużyny rozeszli się po innych zespołach próbując tam spełniać swoje marzenia. Czemu Maoki w ogóle trzymał to zdjęcie? Miał wtedy zaledwie siedem lat i nie za bardzo mógł wszystko pamiętać. Więc czemu? Podeszła do jego łóżka przypatrując się jego śpiącej twarzy próbując znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Wtedy jej wzrok przykuł wystający kąt spod jego poduszki. Bez wahania wyjęła spod poduszki zeszyt który okazał się być jego... dziennikiem? Patrząc na zapiski... zapisywał wszystko skrupulatnie jak tylko może siedmiolatek. To dziennik z jego przeszłości. Nie powinna jego czytać, ale... dzięki temu może znaleźć odpowiedź na jej pytania. Po cichu wyszła na korytarz i przy włączonej lampce w salonie zaczęła wertować strony w poszukiwaniu tego co było jej potrzebne. W końcu znalazła...

5 kwietnia
Dzis wielki dzień. Moja siostra była swietna! Strzelila gola!
12 kwietnia
Dzis Daniela nie strzeliła gola ale grała bardzo dobrze. Daniel strzelil aż dwa gole!!
25 kwietnia
Moja siostra jest super! Mój brat tez! Znowu wygrali!
18 maja
Daniela jest najlepsa! Lepsa od Daniela! Ma dzis 3 gole!
29 czerwca
Mój brat i siostra są najlepsi! Wygrali! Daniela jest najlepsa! Lubie oglądac jak gra. Chce zawse ją oglądac. 


To tylko niektóre wpisy małego chłopca który ewidentnie miał wielkie problemy z ortografią i seplenieniem. Jednak nie wiedziała, że Maoki tak o niej myślał. A tu taka miła niespodzianka. Gdy był młodszy podziwiał ją. Uwielbiał patrzeć jak ona gra... Czemu nigdy o tym jej nie powiedział? Szybko odnalazła ostatni wpis który kończył dziennik:

30 kwietnia
Daniela jest smutna. Ciągle płacze. Wiem, ze tęskni za Danielem tak jak ja i Amun. Oddała mi swoją cenną piłke. Moja siostra już nie gra. Nie lubi juz tego co kochała. Nienawidzi piłki nożnej! Tak chcialbym zobaczyc jak znowu gra! Blagam niech Daniela znowu gra! Dla mnie, dla Amuna, dla Daniela!


-Maoki...
Poczuła jak pojedyńcze łzy spływały po policzkach dając upust emocjom. W życiu by nie sądziła, że tak zależy na niej jej najmłodszemu bratu. Nie umiała przejść obojętnie po jego zapisanych słowach. Jakim sposobem ośmiolatek może być aż tak bardzo spostrzegawczy i mądry a popełniać tyle błędów. Długo zastanawiała się nad tym co przeczytała. To była bardzo trudna noc. W końcu w okolicach poranka wślizgnęła się do pokoju brata odkładając notes na miejsce i biorąc to co było jej potrzebne. Musi to zrobić! Musi w końcu przełamać strach! Zrobi to... Dla swoich braci... dla siebie... a przede wszystkim, dla niego. Zdała sobie sprawę, że Daniel chciałby by ona nadal grała. Zresztą... Nie tylko on. Wzięła do ręki piłkę i wyszła zamykając drzwi. Wówczas chłopak otworzył swe oczy uśmiechając się.
-Mam nadzieję braciszku, że to pomoże siostrze. - rzekł i znowu poszedł spać.

Kilka dni później...

Daniela znów biegła. Była już spóźniona na spotkanie z Judem. Miała nadzieję, że kuzyn jeszcze na nią czeka. Niestety. Nad boiskiem nad rzeką już nikogo nie było.
-O nie! Spóźniłam się!
-Olson!
Natychmiast obróciła się i zobaczyła pędzącą z ogromną siłą piłkę w jej stronę. Bez zastanowienia zamknęła oczy i lekko się trzęsąc odsunęła się na bok.
-Co jest Olson?! Nie potrafisz odbić tak prostego uderzenia?!
Na dole stał Sharp który ... Właściwie co chciał osiągnąć?
-Jesteś zwyczajnym tchórzem Olson! Zamiast walczyć uciekasz! Tak zachowuje się osoba która kocha piłkę nożną! Daniel nie byłby zachwycony tym.
-Nie miesza.... W to niego! - krzyknęła.
Zbierała się w niej złość. Jej kuzyn dobrze wiedział co działało na nią pobudzająco i udało mu się uzyskać pożądany efekt. Wysłał jej kolejną szybko-mocną piłkę, jednak tym razem się nie uchyliła. Działała odruchowo. Jej noga oddała strzał w kierunku Jude a ten pozwolił piłce lecieć.
-Udało cię się Daniela. - rzekł podbiegając do kuzynki.
Sama dziewczyna stała jak słup soli nie wierząc w to co właśnie zrobiła. Zamiast uciec tonęła w uścisku chłopaka.
-Udało się... - wyszeptał Jude do jej ucha.
-Udało się... - powtórzyła brunetka uśmiechając się na wspomnienie pierwszego od bardzo dawna kopniaka piłki. - Więc jak? Teraz mi pomożesz?
-Tak. Chociaż długa droga przed tobą Olson.
-Ej! Przestałbyś już Sharp.

W tym samym czasie...

Park. Liście zmieniają kolory na takie jakie dobrze znał. Mimo, że był tu po raz pierwszy nie czuł się nieswojo ani wyobcowano. Przyjechał tu tylko w jednym celu. I nie wyjedzie stąd dopóki tego nie osiągnie. Na samo wspomnienie uśmiechnął się czuło nie mogąc się doczekać tego co ma za nastąpić wkrótce.



poniedziałek, 25 grudnia 2017

23. Niespodzianka! cz. II

Moi kochani :)
Z racji świat Bożego Narodzenia chciałam wam złożyć najserdeczniejsze życzenia. 
Dużo zdrowia, uśmiechu i pomyślności. 
Jak najwięcej radości :)
I byście mieli do mnie jak najwięcej cierpliwości :)
Wszystkiego najlepszego :D
A teraz zapraszam na nową notkę :)

***********************************************

Rudowłosa szła szybkim krokiem stukając obcasem o chodnik. Ręce miała schowane w kieszeniach płaszcza a wiatr delikatnie kołysał pojedyńcze kosmyki jej włosów. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się stało zaledwie kilka minut temu. Nie wiedziała czemu to zrobiła, skoro obiecała sobie, że z jej ust nie padną już nigdy żadne słowa. To ona doprowadziła do tragedii i teraz to ona musi za to zapłacić. Jednak złamała przysięgę.... Jej słowa znów wyszły na świat dając barwę jej głosu, który miał zaniknąć raz na zawsze z wszelkimi ludzkimi wspomnieniami. Nie mogła do tego znowu dopuścić. Nigdy nie będzie w stanie odpokutować tego co się stało. Musi więc raz na zawsze porzucić ludzką mowę. To jest jej pokuta która nigdy nie ustanie. Do tej pory jej wzrok był skupiony na ziemi po której stąpała. Jednak spojrzała przed siebie. O dziwo okno w jej pokoju było otwarte.
-,,Przecież nie zostawiłam go otwartego... " - pomyślała przypominając sobie chwilę w której go opuszczała. - ,,Chyba, że..."
Andrew przecież był w domu!
-Nie! - krzyknęła w duchu biegnąc do drzwi frontowych jak szalona.
Wbiegając po schodach na piętro, wpadła już w korytarzu ... na czerwonowłosego.
-Gdzie tak pędzisz narwańcu?
W zdenerwowaniu pokazała palcem w kierunku drzwi swojej sypialni i przeniosła go na niego.
-Aaa... O to ci chodzi.... Tak. Byłem tam. Mama mnie poprosiła bym otworzył okno w twojej sypialni by się przewietrzył twój pokój skoro ciebie i tak w nim nie było. Niczego nie ruszałem, więc nie masz się czym martwić, baka. - rzekł, wyminął ją i zniknął na schodach idąc ku parterowi.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Już przywykła do tego, że Andrew zawsze rzucał w jej stronę różnego typu obelgi, ale teraz... to była jakaś nowość. Nie spodziewała się po nim, że może być w jakikolwiek sposób dobry w jej kierunku. Chociaż nie wiadomo czy nie miał w tym jakiegoś ukrytego motywu. Nie mieszający w jej królestwie czerwonowłosy czarnoksiężnik... Weszła do swojego pokoju rozglądając się w około, jednak wszystko wydawało się być na swoim miejscu, więc... Rzuciła się na swoje łóżku przenosząc wzrok na sufit na którym były namalowane róże, które sama kiedyś narysowała. Tym razem pozostawało jej uwierzyć kuzynowi. Tym razem.

                                  ***

Daniela stała podpierając ścianę zaś w ręku trzymała szklankę z sokiem. Szukała wzrokiem rudowłosej, jednak na darmo. W końcu wzrokowo znalazła tego kto mógł to wiedzieć.
-Jude!
-Tak?
-Widziałeś Alice?
-Eeeee.... Tak. Poszła już do domu.
-Co? Jak to? Stało się coś?
Musiało coś się stać. Nikt bez żadnego powodu nie opuszcza od tak sobie wszystkich bez żadnego wytłumaczenia.
-Chyba nie czuła się najlepiej... Wybacz, ale... muszę iść do chłopaków.
Brunetka czuła, że jest jednak w tym coś więcej. Jednak nie miała na to żadnych dowodów. O co tu chodzi Jude... Jednak wolała zostawić ta sprawę na jutro. Nie chcę nikomu dziś niszczyć urodzin. Ani Judowi... Ani Raven... A mówiąc o Raven... Ona także gdzieś zniknęła. Gdzie fioletowłosa mogła pójść?
-Silvio, widziałaś Raven? - spytała podchodząc do zielonowłosej.
-Nie. Przykro mi.
-Kurcze... Gdzie ona mogła pójść?
Zaczęła chodzić po domu swego kuzyna szukając przyjaciółki.
-Nie mówcie tylko, że ona także poszła. - wymruczała pod nosem biorąc do ręki komórkę by do niej zadzwonić.
Niespodziewanie dzwonek zabrzmiał zza.... okna? Oglądając krajobraz zza oknem zobaczyła przyjaciółkę stojącą pod drzewem opierając się o nie i wpatrującą się w niebo.
-Raven! Co ty tam robisz? - krzyknęła brunetka wychylając się prze okno które otworzyła.
-Wszystko w porządku Danielo... Za chwilę przyjdę.
Nastolatka zamknęła szybę zanim narobi niezłego przeciągu na korytarzu. W dodatku nie tylko Raven zachowuje się dzisiaj jakoś inaczej. Erick Eagle... Od pewnego czasu bacznie go obserwowała zwłaszcza od czasu, gdy o jego nietypowym jak dla niego zachowaniu wspomniała Celia. Gdy weszła z powrotem na salę znalazła wzrokiem pana Eagle, który wpatrywał się w ... Silvię. No... no.. no... Zapewne myślał, że nikt tego nie widzi, bo te spojrzenia były dość ukradkowe. Nie mówcie jej tylko, że... Brunetka uśmiechnęła się wręcz na sama myśl tego co chciała pomyśleć. Teraz pozostało jej tylko obmyślić, co może w tej sprawie zrobić.

***

Erick szukał wzrokiem jedynej osoby na której najbardziej mu zależy. Nie wiedział czemu szczególnie zależy mu na tej dziewczynie. Czemu widząc jej szczęście sam jest szczęśliwy. Jej uśmiech wystarczy by i on się mógł uśmiechać.
-Erick.. Erick... Chłopie..! Gdzie ty odpłynąłeś?
Bobby próbował dotrzeć do swojego przyjaciela, który krążył ewidentnie gdzieś w obłokach.
-Bobby.. Nic. Już nie ważne. Po prostu się zamyśliłem.
-Nie pierwszy raz ci się to zdarza. Ciekawe tylko z jakiego.... powoooduuu... - skierował swój wzrok dokładnie tam, gdzie miał je skierowany brunet i układanka zaczęła się powoli sama układać.
-Erick... Chodź ze mną. Musimy pogadać.
-O czym Bobby?
-Chodź i nie pytaj. Na zewnątrz nikt nam nie przeszkodzi.

***

Alan zagadywał Joego jednak ten nie zwracał uwagi na słowa kumpla. Nadal zastanawiał się nad relacją Jude-Celia.
-Co ty Joe taki zmartwiony? Przecież to urodziny naszego kumpla a nie pogrzeb twojego pupila.
-Sorki Herman. Zamyśliłem się.
-Właśnie Alan... - zaczął mówić Herman. - Wiesz może kim dla Sharpa jest ta dziewczyna z Raimona?
-Hahahaha... - niespodziewany śmiech kolegi wyprowadził Josepha z równowagi.
-Co w tym takiego śmiesznego?!
-Wyluzuj stary. Myślałem tylko, że wszyscy już o tym wiedzą.
-Więc może nas oświecisz? - kontynuował Herman.
-Dobrze, już dobrze... Więc chłopaki, poznajcie młodszą siostrę Juda Sharpa, Celię Hills.
Brunet był w kompletnym szoku. Szklanka wypadła mu z dłoni rozbijając się na drobne kawałki po zetknięciu z podłogą. Nie spodziewał się czegoś takiego. Dziewczyną którą bardzo lubi a wręcz kocha jest młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela?!
-Joe? Wszystko w porządku? - spytał Jude podchodząc do nich widząc rozbite szkło przy nogach kumpla.
-Tak. Nic się nie stało. - rzekł kucając i zbierając szkodę, którą wyrządził.
Na nieszczęście musiał akurat zaciąć się szkłem.
-Przepraszam was na chwilę. - minął ich kierując się do kuchni, gdzie wyrzucił odłamki szklanki i skierował swoją dłoń w kierunku kranu i zimnej wody. Strumyk wody mieszał się z jego krwią spływając w kierunku rur.
-Pokaż mi swoją rękę.
Obrócił się na dźwięk kobiecego głosu. To była ona. Któż by inny? Los lubi sobie z niego grać. Stał jak słup soli, aż dziewczyna sama zakręciła kran i siłą zaprowadziła chłopaka do stołu i posadzając go na krześle a sama zajęła miejsce na przeciwko niego. Na stole stała już przygotowana apteczka pierwszej pomocy. Bez zbędnego słowa przyglądał się jej poczynaniom. Jak czyściła jego ramię a potem ją odpowiednio zabezpieczała. Kończyła owijać jego rękę bandażem gdy ten w końcu do niej przemówił.
-Powiedz mi... Czy to prawda? Sharp jest twoim bratem? - spytał z pochyloną głową.
-Tak. - rzekła wstając. - Skończyłam. Mam nadzieję, że szybko się zagoi.
Jednak nie spodziewała się jego reakcji. On zaś szybko się podniósł z krzesła i złapał ją za jej ramię powstrzymując jej odejście.
-Co ty robisz? Puść mnie! Jeśli ktoś tu przyjdzie, to...
-Nie obchodzi mnie to! Tak samo jak to, że Jude to twój brat. Jeśli unikałaś mnie tylko z tego powodu, że jestem jego przyjacielem, to...
-Nie Josephie... - rzekła wpatrując się prosto w jego oczy.
Chciała by mu jak najbardziej wykrzyczeć całą prawdę. Ale nie mogła...
-Po części tak, ale... Nie! Nie mogę ci o tym powiedzieć. Błagam... Zrozum mnie. Proszę cię zapomnij o moim istnieniu inaczej oboje będziemy cierpieć.
-Więc zapomniałaś już o tym, że coś do mnie czułaś?
-Tak. - odrzekła szybko jednak stała do niego obrócona plecami, by nie ukazać swoich prawdziwych emocji.
-Nie wierzę ci. Nie potrafisz kłamać... Tak samo jak twój brat.
-Zapomnij o mnie... Josepie Kingu.
Wyszła a wręcz wybiegła zanim on zdążyłby znów ją powstrzymać. Brunet nie wiedział co ma zrobić. Jednak wiedział jedno. Ani Jude, ani nikt inny nie przeszkodzi mu z zdobyciu serca Celii Hills, dziewczyny którą... kochał.

***

Bobby i Erick stali na tyłach domu czekając aż któryś z nich pierwszy zacznie rozmowę. Jednak cisza pomiędzy nimi tylko się wydłużała.
-Więc, o czym chciałeś ze mną rozmawiać Bobby?
Chłopak spojrzał na przyjaciela zastanawiając się jak ma ubrać to w słowa.
-Powiedz mi Erick... Kim dla ciebie jest Silvia?
-Słucham? Czemu zadajesz mi takie dziwne pytanie Bobby?
-Po prostu mi na nie odpowiedz.
-Jest moją przyjaciółką. W przeszłości bardzo mnie wspierała tak samo jak i teraz.
-Skoro twierdzisz, że jest tylko przyjaciółką... to czemu ciągle się tak na nią patrzysz?
-Co? Kto? Ja? Niby jak patrzę?
Sherer od razu zauważył jego zmieszanie. Wiedział o wiele więcej niż się jego przyjacielowi wydawało.
-Erick. Znamy się od bardzo dawna. Myślałeś, że niczego nie zauważę... Ale skoro ja to zauważyłem, to jedna dziewczyna także może to zauważyć.
-Dobrze rozumiem! Niech cię Bobby! Jakim sposobem zawsze nakłaniasz mnie do zwierzeń? - spytał uśmiechając się i zakładając rękę na swoich biodrze.
-Taka już rola przyjaciół. - odrzekł Bobby zakładając ręce za głowę. - Więc mów co ci leży na sercu stary.
-Od dłuższego czasu sam się zastanawiam... Nie wiem jak nazwać to co czuję. Nie potrafię znaleźć na to odpowiedzi... Jednak wiem, że dopóki Silvia jest szczęśliwa to i ja też będę. Chcę zawsze widzieć uśmiech na jej ustach i radość w jej oczach. Taki sam jak wtedy gdy byliśmy dziećmi.
-Oho.Stary! Wzięło cię na poważnie. Słuchaj Erick, na to jest najprostsze rozwiązanie.
-Jakie?
-Zakochałeś się. Zakochałeś się w naszej Silvii.  

piątek, 15 września 2017

Ogłoszenie#5

Nowa notka pojawi się z pewnym poślizgiem czasowym. Mam drobne problemy techniczne. Przez mego brata straciłam wszystkie zapiski związane z przyszłymi notkami do tego bloga. Staram się je odzyskać z pomocą mojego szwagra - informatyka. Do końca następnego tygodnia powinny pojawić się dwie notki które planowałam dodać w tym miesiącu. Mam nadzieję, że macie jeszcze trochę cierpliwości :)

wtorek, 22 sierpnia 2017

22. Niespodzianka! cz.I

Przepraszam, że ta notka pojawia się z pewnym poślizgiem czasowym z mojej strony jednak miałam niespodziewany wyjazd którego nie mogłam opuścić ani nie miałam na nim jak sięgnąć na bloga :(
Mam nadzieję, że notka się spodoba :)


*********************************************************************************************************

-To jak Jude? Gotowy na jutro? - zadała chłopakowi pytanie Daniela.
Właśnie podążali miastem w kierunku mieszkania brunetki.
-Mówiąc szczerze, to nie. Nawet nie wiem czy coś się nie wydarzy.
-Dlaczego tak mówisz?
-Znam ludzi z Raimona, ale także znam ludzi z Królewskich. Nigdy nie przewidzisz wszystkiego co się może wydarzyć.
-Hę?
-Nie nic. Zobaczymy jak się wszystko potoczy. Bo w końcu... lubię niespodzianki. I znając wszystkich na pewno sami także się zdziwią jak to powiem.
-Jesteś pewien, że chcesz to ogłosić właśnie wtedy?
-Tak. Zbyt długo to już ukrywam. Zresztą niektórzy mogą snuć jakieś dziwne teorie i domysły, że tak często przebywamy razem po szkole.
-Niby jakie?
-Lepiej żebyś nie wiedziała.
-Ej no! Nie bądź taki. Powiedz.
-Nie. I nie zmusisz mnie do tego w żaden sposób.
-To nie fair.
-Po co mam ci to powtarzać skoro to są tylko plotki. Nie widzę w tym sensu.
-No dobrze. Jesteś jeszcze bardziej uparty od Amuna.
Uśmiechnął się na słowa kuzynki. Lepszych urodzin nie mógł sobie wymarzyć. W końcu może spędzić je z rodziną. Pierwsze urodziny z Celią, jego siostrą oraz z Danielą, ich kuzynką. Chciał by te urodziny się udały i by wszystko było dobrze. Jednak los bywa nieprzewidywalny i wszystko może się wydarzyć.
Następnego dnia...
Daniela była już gotowa do wyjścia. Jedyne co musiała zrobić to pójść do jubilera oraz do kwiaciarni i to odebrać. Bo dziś o dziwny zbieg okoliczności oprócz Juda urodziny ma także Raven. Fioletowłosa myśli, że nikt o nich nie wie. Bardzo się myliła. Zwłaszcza gdy akcję rozkręciła brunetka i grafitowłosa. Bo czego się nie robi dla przyjaciół. Miały nadzieję, że dzięki temu chodź trochę uda im się ją rozweselić. Zwłaszcza, że ostatnio zachowuje się o wiele ciszej niż zazwyczaj. Około południa wyszła z domu. Właśnie zamykała drzwi kluczem gdy z mieszkania obok wyszedł... Axel. Na jego widok dziewczyna upuściła klucze. Szybko ukucnęła by je podnieść.
-Witaj Danielo.
-Cześć Axel. - rzekła gdy stanęła z nim twarzą w twarz.
W tej chwili wyraz twarzy blondyna był dla niej zagadką. Nie potrafiła z niej nic odczytać. A do tej pory było to zawsze łatwe.
-Wybierasz się gdzieś? - spytał chłopak.
-Tak. Pewnie w to samo miejsce co ty teraz. - rzekła uśmiechając się.
-W to samo miejsce?
-Na imprezę urodzinową u Juda?
-Więc ty też idziesz?
-Tak. Alice i Raven też tam będą. W końcu świętujemy także urodziny Raven. Sama by się do tego nie przyznała, że je ma. Ale Celia pociągnęła za język tam gdzie trzeba i to odkryła.
-Rozumiem... A więc... Jesteś blisko z Sharpem?
-Słucham? Axel... O co ci chodzi?
-O nic. Zapomnij. Idziesz czy nie? - spytał znikając za drzwiami windy.
-Poczekaj na mnie. - zdążyła zanim drzwi się zamknęły.
Jechali na dół w całkowitym milczeniu. W końcu wyszli i poszli w wspólnym kierunku.
-Poczekasz na mnie. Muszę zajść w jedno miejsce.
-Dobrze.
-To super. - uśmiechnęła się i zniknęła czekoladowookiemu z oczu w .... sklepie jubilerskim?
Po chwili wyszła z małą paczuszką.
-Moja mam prosiła bym to odebrała. Mam nadzieję, że się spodoba. Muszę jeszcze zahaczyć o jedno miejsce. I będziemy mogli iść już prosto do Juda. Chyba, że wolisz na mnie nie czekać?
-Nie. Mogę zaczekać.
-To super. - rzekła znikając za drzwiami kwiaciarni.
Musiał przyznać, że dość szybko uporała się z zakupem.

-Jak myślisz? Spodobają się Raven?
-Myślę, że tak. - rzekł wsadzając ręce do kieszeni i poszedł do przodu a koło niego kroczyła brunetka.
Gdyby nie to, że znał się z Judem od dłuższego czasu i to był jego kumpel w ogóle go by tu nie było. Już bardzo dawno spędził tyle czasu w towarzystwie sąsiadki. Zawsze miała coś na głowie. A od ponad miesiąca jest jakaś inna. I o dziwo spędza dużo czasu z Sharpem. Nigdy nie widział, żeby dredowłosy spędzał w ogóle kiedykolwiek czas z jakimiś dziewczynami. Jedyne które wokół niego widział często to ich menadżerki oraz jego młodsza siostra. A co wspólnego z nim mogła mieć panna Olson. Chłopak nie wiedział co przez niego przemawia. Jednak chciał wiedzieć o co tu chodzi i z czym ma do czynienia. W zamyśleniu dotarli do rezydencji Sharpów. Drzwi otworzył im sam solenizant.
-Witaj Jude. Wszystkiego najlepszego. - rzekła brunetka uśmiechając się szeroko i podając mu zapakowane pudełko które odebrała u jubilera.

-Dzięki. - rzekł odwzajemniając uśmiech.
-Wszystkiego najlepszego stary. - rzekł przybijając z kolegą uścisk dłoni.
Dla dziewczyny wydawało się, że czuje pomiędzy nimi jakieś napięcie. O co mogło chodzić.
-Jude... Raven już jest?
-Tak. Jesteście jednymi z ostatnich. Tylko jeszcze Celia z Nelly się spóźniają. Ale dzwoniły, że będą za parę minut. Wchodźcie.
Dla piwnookiej nie było trzeba dwa razy powtarzać. Od razu przeszła całe piętro i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
-Wszystkiego najlepszego kochana! Proszę! - rzekła podając jej bukiet kwiatów które uwielbiała.
-Wielkie dzięki... Ale skąd wiedzieliście? Przecież nikomu nie mówiłam? - spytała Danielę i Alice która stała przy oknie zatopiona w swoich myślach.
-Mamy swoje źródła. Ale nie mogę nic zdradzić. - rzekła Daniela.
-Bardzo wam dziękuje. - rzuciła się przyjaciółkom na szyję.
We trójkę tonęły w uścisku. Niespodziewanie do środka weszły spóźnione dziewczyny.
-Celia... Nelly. - rzekł Jude witając się z nimi.
Pierwsza z nich emanowała radością, druga zaś smutkiem. Trudno było się dziwić Nelly skoro od tamtego wydarzenia minęło dopiero czterdzieści osiem godzin. Nie chciała nikogo widzieć. I tylko dzięki Celii jest tutaj. Gdyby nie grafitowłosa w życiu by w tej chwili jej tu nie było. Nie potrafiła się cieszyć. Jednak nie chciała niszczyć nikomu zabawy swoim złym humorem.
-Wszystkiego najlepszego onii-chan! - krzyknęła rzucając mu się na szyję.
On tylko z uśmiechem odwzajemnił jej uścisk.
-Wszystkiego najlepszego. - rzekła panna Raimon z lekkim wymuszonym uśmiechem podając mu mały pakunek.
-Dzięki.
Widział, że dziewczyna jest w strasznym stanie i nie chciał pogarszać sytuacji.
-Axel, Nathan, Mark, cześć! - krzyknęła panna Hills machając do kolegów ręką.
-Witaj. - odrzekli wszyscy uśmiechając się na wielki entuzjazm dziewczyny.
Jednak oczy Evansa i Raimon od razu się spotkały. Wokół nich powstał dziwny chłód którzy wszyscy to wyczuli. Dziewczyna bez słowa, odwróciła się i poszła przed siebie. Byle jak najdalej od bruneta który spowodował, że teraz była prawie na skraju depresji. Nie wiedziała po co tu przyszła.Wiedziała, że go tu spotka. Więc po co? Chyba tylko po to by siebie jeszcze bardziej zdołować. Musiała znaleźć miejsce w którym nie będzie jego, chodź będzie to dość trudne. Dość szybko dogoniła ją Celia i dołączyły do Raven, Alice i Danieli stojących w kącie dość daleko od chłopaków.
-Cześć Raven! - rzekła Celia rzucając się na szyję koleżance. - Wszystkiego najlepszego.
-Dziękuje. - rzekła z uśmiechem przyjmując od każdej z dziewczyn drobny upominek.
To był jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu. Ostatni raz kiedy świętowała urodziny była mała i od tamtej pory wszystko się zmieniło w jej życiu.
-Raven? Wszystko w porządku? Odpłynęłaś nam gdzieś. - rzekł Silvia która dołączyła chwilę wcześniej.
-Tak. Wszystko w porządku. - i szeroki uśmiech pojawił się na jej ustach.
-Dziewczyny, chodźcie. Chyba przyszłyśmy tu się bawić a nie siedzieć w kącie. - rzekła Silvia która właśnie do nich dołączyła odłączając się od Ericka i Bobby'ego.
-Tak, ale muszę przerosić was na chwilę. - rzekła Daniela. - Celia... chodź.
Grafitowłosa kiwnęła głową i poszła za dziewczyną. Obie poszły w kierunku pana Sharpa który rozmawiał z chłopakami.
-Cześć wszystkim. -rzekła brunetka uśmiechając się lekko.
-Cześć Daniela. - rzekł Mark
-I jak Jude... Mówiłeś już, wiesz o czym?
-He? - wszyscy zebrani koło jubilata byli zdziwieni. O co dziewczynie mogło chodzić? Szczególnie Axel któremu szklanka wypadła z dłoni i uderzyła o ziemię.
-Jeszcze nie.
-Ale o czym Jude? - spytał Erick patrząc to na Juda to na Celię z Danielą.
-O czymś o czym nie ma sensu przed nikim ukrywać. Pamiętacie jak musiałem pilnie wyjechać jakieś dwa miesiące temu?
-Tak... Ale co to ma teraz do rzeczy? - spytał Nathan.
-Wyjechałem wtedy z kraju by kogoś odnaleźć. Jednak mi się nie udało. Bo ta osoba była już na miejscu w Japonii.
-Jude? Do czego zmierzasz? - Mark z każdą chwilą coraz bardziej nie rozumiał.
-Mark... Wszyscy... Daniela to ... moja... moja i Celii.. kuzynka.
To jedno słwo starczyło by wprowadzić w wszystkich niezłe zaskoczenie.
-Eeeee...!!! - krzyknęli dosłownie wszyscy. Nikt się tego nie spodziewał.
-Poważnie Jude... Jesteście ze sobą spokrewnieni? - dopytywał Mark.
-Tak. Okazało się, że nasz mamy były rodzonymi siostrami.
Brunet tylko się uśmiechnął i powiedział:
-Rozumiem. Witaj w Raimonie Danielo, kuzynko Juda i Celii. - rzekł podając jej rękę a ona ja przyjęła. 
Tak oto w jednej chwili Wszystko się wyjaśniło. Dla Axela ta wiadomość była niczym dobra wiadomość. Poczuł się lżej po tym co usłyszał. Nawet nie wiedząc dlaczego. Od wielu dni go to męczyło. Teraz skoro jednak jego przyjaciela łącza z jego przyjaciółką i sąsiadka więzi rodzinne to wszystko zdaje się będzie układać i jest dobrze. Gdy w końcu dziewczyna podeszła do niego spytał ją:
-Czemu nic mi o tym nie powiedziałaś Olson?
-Po prostu się bałam Blaze.
-Czego?
-Sama już nie wiem. Mówiąc szczerze czasami to ja nawet sama siebie nie rozumiem.

                                                                             *** 

Celia stała wraz z innymi dziewczynami które próbowały odkryć co tak bardzo gnębi Nelly. Tak że dziewczyna siedziała w kącie trzymając cały czas od początku imprezy tą samą szklankę soku. Jednak było coś co nie dawało grafitowłosej spokoju. Królewscy... Wiedziała że Jude ich zaprosi. I mówiąc szczerze wcale się ich nie obawia. Jest tylko jeden chłopak z ich szeregu którego wolała dziś nie widzieć. Jednak jej prośby nie zostaną dziś wysłuchane. Bo oto zaledwie dziesięć kroków od niej stał on. Próbowała od niego oderwać wzrok jednak zbyt późno gdyż chłopak ją zauważył. Towarzyszył mu jego cyjanowowłosy przyjaciel. Rozpoznała w nim Davida, przyjaciela jej brata z dawnej drużyny. Chłopak z przepaską także zwrócił uwagę w jej stronę i uśmiechnął się na przywitanie. Nieświadomie podeszła do nich.
-Witaj Celio...
-Cześć David. 
-Poznałaś już Joe'ego? 
-Tak. - odrzekła cicho próbując ukryć swoje zmieszanie. 
David tylko się uśmiechnął i spojrzał ponad ramię dziewczyny i doznał zaskoczenia.
-Maskarade...
Celia odwróciła się i zobaczyła że spojrzenia chłopaków przeniosły się na rudowłosą.
-Znacie Alice?
-Tak. Ty także?
-Tak. Jest kuzynką mojej przyjaciółki. A także moją koleżanką.
-Rozumiem. - rzekł i jeszcze raz spojrzał na dziewczynę która także go zauważyła. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie. Była przerażona. Jej oczy wyrażały strach oraz niepewność.  Nie czekając na nic obróciła się szybko na pięcie i poszła przed siebie. Chłopak rozumiał jej zachowanie. Zwłaszcza po tej aferze kilka miesięcy temu.

                                                                            ***

Joe nie miał pojęcia, że ona tu będzie. Była to dla niego miła niespodzianka. Nie widział jej od czasu balu przebierańców. Zwłaszcza że nawet ona nie wie, że on to było on. Przedstawił się jej jako Robert. Dał jej znak rozpoznawczy, ze gdy znowu się spotkają, on jako Joseph a nie jako Robert powie jej prawdę i wyzna, że ją lubi. Był bardzo ciekaw czy nadal go ma. Myślał o tym dosadnie od kilku tych ostatnich dni. A teraz? Miał ją dosłownie przed sobą. Co ona tu robiła? I to, że David ją zna? Nic z tego nie rozumiał. Był niczym zagoniony w ślepą uliczkę. Stał przy swoim przyjacielu jak kołek nie chcąc niczym się ujawniać. Widział, że jego obecność peszy dziewczynę. Jednak nie wiedział dlaczego. W dodatku rozmawiali o tej dziewczynie... Maskarade... On sam jej nie znał. Słyszał o niej tylko pogłoski związane z jakimś skandalem w ich szkole. Wszystko to było trzymane w tajemnicy i nie miało ujrzeć światła dziennego poza mury małej grupy osób z ich szkoły. Nie rozumiał tylko co David ma z tym wspólnego?

                                                                           ***

Alice nie czuła się dobrze. Miała dziś zrobić coś ważnego... Jednak nie potrafiła się przełamać. Było tu zbyt dużo ludzi z królewskich czego się nie spodziewała. A to przywraca wspomnienia. Złe wspomnienia. Rzeczy o których lepiej zapomnieć i nigdy do nich nie powracać. Jednak dość ciężko zapomnieć o tym gdy swojego oprawcę widzisz codziennie w swym domu, a teraz także kogoś z nimi wspólnego. Pamięta wszystko dokładnie... Tak jakby to było wczoraj... Ból... Upokorzenie... I obrzydzenie do końca tego co kochała kiedyś całkowicie. A teraz widziała tego co był w to zamieszany. Nie... Tego było dla niej za wiele. Musiała wyjść i porzucić swój plan. Nie da rady. Myślała, że jest wystarczająco silna by to przetrwać, jednak się myliła. Postanowiła wyjść tylnym wyjściem by nikt nie zauważył niczego. Gdy już stała przy drzwiach prowadzących do ogrodu poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. To był Jude! Nie spodziewała się go.
-Możemy porozmawiać?
Rudowłosa stanęła do niego plecami i kiwnęła głową. Nie miała sił by jej odpowiedź mogła brzmieć inaczej. I tak wyszła do ogrodu... jednak nie sama lecz z nim.
-Wszystko w porządku?
Ona kiwnęła głowa twierdząco sztucznie się uśmiechając.
-Nie wierzę ci.
Tym jednym stwierdzeniem całkiem ją zaskoczył.
-Alice... Wiem, że podczas nauki w Królewskich coś się wydarzyło...
-,,O nie....!!!" - pomyślała.
Nie chciała by chłopak o tym się dowiedział. Nie chciała wracać do przeszłości. Nie mówcie, że David mu raptem wszystko powiedział, skoro od wielu miesięcy milczał pod groźbą ze strony Andrew.
-Nie wiem dokładnie co się wydarzyło... Lecz widzę, że zachowujesz się inaczej niż zwykle... W dodatku jesteś dziś bez notesu. Nie zamierzałaś dziś nic mówić?
Zaprzeczyła. Nie takie były jej intencje. Przyszła dziś bez niego... bo po raz pierwszy od wielu miesięcy postanowiła w końcu przemówić. Jednak to było o wiele trudniejsze niż się spodziewała. Zwłaszcza, że bardzo długo go nie używała. Otworzyła w końcu usta i zdołała z siebie wydusić słowa których nie wymawiała dość długo.
-Ja...
Na dźwięk jej głosu dredowłosy myślał, że się przesłyszał... Spojrzał uważnie na swoją koleżankę i czekał na jakikolwiek sygnał, że dobrze słyszy.
-Jude... - powiedziała jego imię podnosząc wzrok z ziemi na chłopaka. - Wszystkiego najlepszego. - powiedziała uśmiechając się szeroko.



piątek, 4 sierpnia 2017

21. Kto by się tego spodziewał

Mark siedzi w swym pokoju i trzymając piłkę w swych rękach zastanawiał się właśnie nad czymś. Od kilku dni jego głowę zaprzątała... Nelly. Coś się zmieniło od tamtego razu. Dziewczyna przez prawie cały czas go unika. Co może być tego przyczyną? Nie wie, ale czuje że musi się tego dowiedzieć. Musi porozmawiać z brunetką. Położył piłkę na łóżko i zbiegł schodami jak najszybciej mógł.
-Mark, gdzie się wybierasz? - krzyknęła jego mama stojąc za nim.
-Muszę coś bardzo ważnego zrobić. Wrócę na kolację! - odpowiedział z usmiechem na ustach, nakładając buty i wychidząc.
-Ale Mark...
Jednak chłopak już biegł do wyznaczonego celu. Miał nadzieję spotkac dziewczynę w jej domu więc tam skierował swe kroki.

***

Brunetka siedziała skulona w fotelu. Nie miała na nic ochoty. Mimo, że był weekend nigdy bardziej nie chciała by nastał poniedziałek i mogła zająć swe myśli lekcjami. W dłoniach trzymała poduszkę ściskając ją mocno palcami. Wszędzie gdzie tylko się obejrzała coś przypominało jej o Marku. Czemu w ogóle on zajmuje tyle jej myśli. To nie do pomyślenia. Co to w ogóle znaczy? Jakim cudem na samą myśl o num jej serce zaczyna szybciej bić.
-Uspokój się Nelly. - szeptała do siebie.
Kotary były w oknach zasłonięte i nie przepuszczały żadnych promieni słońca dających znak, że słońce jest już dawno wysoko na horyzoncie. Niespodziewanie jej telefon dawał o sobie znać.
-Moshi, moshi.
-Cześć Nelly.
-Witaj Silvio, coś się stało?-Nie. A dlaczego pytasz?
-Tak po prostu. Więc?
-Nie. Nic się nie stało. Chciałam się zapytać  czy będziesz dzisiaj na treningu?
-,,Trening?! Zupełnie o nim zapomniałam'' - pomyślała. - Przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Przekaż wszystkim, że jest mi przykro.
-Dobrze.  Ale muszę ci powiedzieć, że dziwnie się zgraliście.
-Słucham? Co ma na myśli Silvio?
-Marka też nie będzie. Dzwonił przed chwilą i powiedział, że nie czuje się najlepiej.
-Rozumiem. Poczekasz chwilkę... Tak?
-Panienko Raimon... Jakiś młodzieniec do panienki przyszedł. - rzekł pani Sakura ich pomoc domowa.
-Wie pani może kto to taki?
-Nie... Ale przedstawił się jako Mark Evans i mówi, że panienkę zna.
Na dźwięk jego imienia telefon wypadł jej z ręki.
-Panienko Nelly...?
-Nic się nie stało. Powiedz mu, że mnie nie ma.
-Ale ja już...
-Pani Sakuro... Niech pani coś wymyśli... Proszę.
-No dobrze... Spróbuje.
Gdy pani Sakura wyszła brunetka podniosła komórkę.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Wszystko gra... Silvio... Muszę kończyć. Widzimy się w poniedziałek. Pa!
Rozłączyła się i rzuciła telefon na biurko. Sama nie przebrawszy się narzuciła sweter na swoją piżamę i dyskretnie wyszła na korytarz. Nikogo nie było więc chyba kobiecie się udało. Jednak schodząc schodami na parter usłyszała dyskusję za drzwiami które prowadziły do salonu. O nie! Nie udało się. On wciąż tu był. Musiała stąd szybko zniknąć. Nie myśląc wcale narzuciła na siebie płaszcz i wyszła na zewnątrz. Gdzie mogła pójść? Musi się schować przed Evansem a to w tej chwili trudne zadanie, skoro nawet Mark przyszedł do jej własnego domu. Oddalała się od swojego mieszkania wraz z każdym krokiem gdy nagle usłyszała swoje imię.
-N-Nelly!
Słuchając instynktu jej krok przerodził się w marsz. A marsz w bieg. Musi uciec od chłopaka i to jak najdalej. Nie może mu spojrzeć w twarz. Nie rozumiała w tej chwili samej siebie.

***

Mark dotarł ma miejsce o wiele szybciej niż się spodziewał. Drzwi otworzył nieznana mu kobieta.
-Dzień dobry. Czy jest może Nelly?
-Jest w swoim pokoju. Kim jesteś?
-Jestem Mark Evans. Czy mogłaby pani ją zawołać?
-Proszę... Zaczekaj w salonie. - rzekła wskazując mu drzwi po prawej stronie. - Za chwilę wrócę do ciebie.
Po kilku minutach wróciła jednak nie było z nią dziewczyny.
-Coś się stało?
-Przykro mi, ale panienki Raimon nie ma.
-To może wie pani gdzie może ona być?
-Niestety, ale nie.
-Rozumiem. Przepraszam. Ja już chyba pójdę. - już chciał wyjść gdy niespodziewanie usłyszeli trzask frontowych drzwi. - Ktoś przyszedł. Może to Nelly wróciła?
-Nie. To nie panienka. To zapewne... Pan Wilfred... Przyszedł zrobić... Porządki w ogrodzie. - rzekła stojąc w drzwiach utrudniając mu przejście.
-Przepraszam, ale muszę to sprawdzić... Może pani mnie przepuścić?
-Nie!
Mark był zaskoczony jej nagłym tonem.
-To znaczy... Nie ma sensu... Panienka pewnie jest na waszym treningu... Tak... Tam powinna być.
-Dziwne. Silvia mi napisała, że Nelly nie będzie bo się źle czuje.
-Ale już jej lepiej. Nie chciała przegapić waszej gry więc poszła dawno temu.
Brunet nie wiedział czemu ta kobieta nie chce go puścić. Coś tu zdecydowanie nie grało. Odwrócił się w stronę okna i zobaczył ją.
-Nelly. - rzekł dość głośno by kobieta podbiegła do niego a on wykorzystując sytuację już był na dworze.

***

-Nelly! - krzyknął chłopak stojąc zaledwie kilka kroków od nastolatki.
Gdy niespodziewanie zaczęła biec. Nie mając wyboru ruszył za nią.
-Nelly! Stój! Czemu uciekasz?! - krzyczał za nią próbując znaleźć odpowiedź. - Nelly!
-Zostaw mnie w spokoju! Przestań mnie gonić!
Próbowała za wszelką cenę się go pozbyć. Powoli już traciła siły. Nie była miłośniczką biegania co teraz odbijało się na niej. Nie miała szans w starciu z Evansem. Zaawansowanym sportowcem. Jedyne wyjście jakie jej zostało to wykorzystać infrastrukturę miasta i zgubić go w tłumie ludzi. Była już godzina szczytu więc ludzi było bardzo dużo. Wymijała ich dziewczyna po kolei dryfując tak by móc zgubić Evansa. Nigdzie nie była przed nim bezpieczna. Nie potrafiła spojrzeć mu w twarz i przyznać tego wszystkiego co się dzieje. Wolała przed tym uciekać i nie dopuścić by to wszystko co ona czuje wyszło na jaw. Bo w końcu kiedy wszystkie emocje ujrzą światło dzienne, nie ma od nich odwrotu. Wszystko się wtedy zmienia i nie da się wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Co kilka chwil obracała głowę w biegu by zobaczyć rezultat swego maratonu po mieście. Poszczęściło jej się. Nie widziała chłopaka. W swym biegu wybiegła do miejsca dobrze jej znanego. Boisko nad rzeką. Miejsce w którym cała historia z piłką nożną Marka Evansa się zaczęła. Miejsce dla niego bardzo istotne w którym się rozwijał. Co ją właściwie tu przywiodło? Nawet jej ciało robi co chce kierując ją do miejsc ważnych dla niego. Czemu Mark Evans musiał wkroczyć w jej życie? Czemu musiał stać się dla niej tak ważny? Czemu ostatnim czasem myśli tylko o nim i to o wiele ważniejszym sensie niż zazwyczaj. Niespodziewanie na ziemię zaczęły spadać pojedyńcze krople, które szybko przerodziły się w potężniejszy strumień deszczu. Brunetka zbiegła na dół po schodach by móc ukryć się przed żywiołem pod mostem. Nie mając już na nic sił opadła na ziemię osuwając się po ścianie. Jedyne co jej pozostało to wpatrywanie się przed siebie, nic nie wartą, pusta przestrzeń nasłuchując spadających kropel deszczu, uderzających rytmicznie o nierówna powierzchnię ziemi. Kap... kap... kap... kap.. Idealna równia i harmonia gdy nie to, że zakłócił ją odgłos turlania. To była piłka nożna. Turlała się w jej stronę i zatrzymała się lekko ją tknąwszy. Jednak... kto ją tu posłał? Podniosła głowę i spotkała z brązowym spojrzeniem od którego uciekała od dość dawna.
-Mark... Co ty tu robisz?
-Szukałem cię.... i znalazłem.
Wstała powoli i już chciała wybiec na tą ulewę gdy dłoń Evansa ją powstrzymała zaciskając się na jej nadgarstku.
-Nelly, proszę. Nie uciekaj już więcej. - rzekł cały ociekając wodą.
Dla dziewczyny te słowa brzmiały jak jakieś zaklęcie i stanęła z nim twarzą w twarz. To czego najbardziej się bała teraz się spełnia. A oni są oddzieleni od świata barierą deszczu.
-Więc... Czego ode mnie chcesz?
-Porozmawiać. Mam wrażenie, że mnie unikasz od czasu... tamtego wieczoru.
-Jakiego wieczoru?
Nastolatka dobrze wiedziała o co chłopakowi chodzi jednak udawała, że już o wszystkim zapomniała.
-Tamtego... którego... no wiesz, przez przypadek... się... pocałowaliśmy.
Na samą wzmiankę na ten temat dziewczyna się zaczerwieniła. Widocznie dla chłopaka to był także trudny temat gdyż się bardzo jąkał przy powiedzeniu tych kilku słów.
-Chcesz ode mnie czegoś konkretnego?
-Nie... Ja, po prostu... Przepraszam, jeśli to co zrobiłem zezłościło cię lub coś innego. Poza tym... Ja...
-Głupek!
Brunetka już nie wytrzymała. Miała dość! Czy on właśnie przepraszał ją za tamten pocałunek. Ale to by znaczyło, że to dla niego nie miało sensu. Było czystym przypadkiem. Przeprasza ją... za to czego od dawna chciała. Teraz to sobie dopiero uświadomiła. Wcale nie chciała by ją za to przepraszał. Jedyne czego chciała to, żeby on odwzajemniał to co ona. Jednak to się nigdy nie stanie. Chłopak jest za bardzo zapatrzony w sport i mało domyślny skoro do tej pory nie skumał niczego. Co tylko dodało jej dodatkowego bólu.|
-Głupek! Głupek! Idiota! -krzyczała a z jej oczu poleciały łzy.
-Nelly... Czemu płaczesz? Powiedziałem coś nie tak?
-Jesteś taki niedomyślny! Niczego nie rozumiesz Evans! I to mnie najbardziej boli! - nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć to co długo starała się powstrzymywać w swym wnętrzu.
Miała już tego dość. Jeśli nie on to ona w końcu powie co od dawna czuje.
-Nie rozumiesz... Baka... Że ja... Cię lubię. I to bardzo!
I już. Zrobiła to. Powiedziała co leży jej na sercu. On stał dosłownie jak słup soli. Wmurowało go w ziemię.

***

Mark nie wiedział co ma powiedzieć. Panna Raimon całkowicie go zdziwiła. Nie spodziewał się tych słów po niej. Po dziewczynie z którą dość często się kłócił i przekomarzał. Osobie która na początku ich znajomości kładła mu kłody pod nogi. Gdyby mu kiedyś ktoś powiedział o tym co się stanie dzisiaj uważałby chyba, że ten ktoś sobie po prostu żartuje. To wydawało mu się niemożliwe. A teraz... Był pewien, że się nie przesłyszał. Zapłakane oczy Nelly były aż nazbyt prawdziwe i realne. Nigdy jeszcze nie widział jej w stanie. A nie... Jednak widział. Gdy jej ojciec doznał wypadku i leżał dość długo nieprzytomny. Ale nie wiedział jak to wyjaśnić ten ból który widział w jej spojrzeniu był teraz inny niż ten który widział w przeszłości.
-Ty... Lubisz... mnie? - zadał pytanie chcąc znać za wszelką cenę odpowiedź na jej pytanie.
-Tak.
-Od kiedy?
-Od dłuższego czasu... Nie wiem kiedy i dokładnie jak...
-Dlatego ostatnio nie byłaś sobą?
-Zauważyłeś?
-A jak myślałaś czemu chcę z tobą rozmawiać? Myślałem, że coś się stało. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
-Tak... przyjaciółmi. - powiedziała spuszczając głowę.
Wiedziała, że przegrała te walkę. Żałowała w tej chwili wszystkiego.
-Ja też cię lubię... przyjaciółki. - rzekł uśmiechając się szeroko.
No nie! Ona mu wyznaje swoje uczucia a on obraca to w wyznanie przyjaźni. Tego było dla panny Raimon za wiele :






















-Nienawidzę cię Marku Evansie! - wykrzyknęła i nie zważając na deszcz zostawiła go samego.
Zdezorientowany Mark stał jak słup soli patrząc jak brunetka odbiega coraz dalej aż w końcu znika z jego oczu.

Ogłoszenie#4


Hejka :)
Przepraszam za tą długą nieobecność ale miałam sporo kłopotów w mym życiu.


Matury... Sprawy ze studiami.... I miałam wypadek... Dość długa rehabilitacja i zepsuty laptop który nie chciał się ładować...
Można powiedzieć, że ostatnio prześladowało mnie jakieś złe fatum. Ale teraz już wszystko dobrze. Wracam z pełną parą i nowymi notkami. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie...
I będzie nadal czytać moje notki z taką wielką chęcią z jaką ja je piszę :D

niedziela, 12 marca 2017

20. Chłód listopadowej nocy



Nie przedłużając zapraszam na nową notkę. Przepraszam, że tak długa ale nauka daje mi się bardzo we znaki. Zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliża mi się matura :(


*******************************************************************************************************

-Ale nudy... - rzekła Daniela siedząc podczas przerwy w szkolnej ławce.
-Nie przesadzasz? - spytała Raven odrywając się od czytanej lektury.
-Nie. Dziś są tylko przedmioty ścisłe. A zajęcia mam dopiero po południu
-,,Jakie zajęcia?" - napisała Alice.
-Przecież należę do klubu lekkoatletycznego. - rzekła wstając i wychodząc.
-Dokąd idziesz? Przecież zaraz skończy się przerwa.
-Idę do łazienki. Wrócę za chwilę. - rzekła zamykając drzwi otaczając się jakby mroczną aurą.
-,,Co ją ugryzło?" - pokazała kartkę dla Raven, Alice.
-Nie wiem. Myślisz, że może mieć na to wpływ nieobecność chłopaków? A w szczególności tego jednego?
Rudowłosa wzruszyła ramionami nie wiedząc nic w tej sprawie. Jednak ciekawiło ją o co tym razem mogła pokłócić się ta dwójka.
                                                             ***
Brunetka nie wiedziała co się dzieje. Była dziś dziwnie rozbita. Może ze względu że dziś jest rocznica śmierci Marzeny. Także tej nocy śniły jej się koszmary. W dodatku jedyny człowiek który o tym wiedział był dziś nieobecny. To spowodowało jej jeszcze głębsze przeżywanie tego. Nie mogła jednak nikomu o tym powiedzieć. Nie dała rady. Gdy wraca do klasy niespodziewanie zadzwonił jej telefon.
-Dziwne. - rzekła patrząc na wyświetlacz.
Numer pochodził z ... Polski! Nie zdążyła jednak odebrać gdy sygnał ustał. Sekundę później przyszedł SMS:


,,Czas już nie zawróci Kolejny rok minął. Pamiętam o wszystkim mimo iż minęło wiele miesięcy. Mam nadzieję, że masz się dobrze i że kiedyś jeszcze się spotkamy
P."




A nad wiadomości było zdjęcie ich czwórki: ona, Daniel, Paweł i ... Marzena.












Łza spłynęła po jej policzku. Wspomnienie wróciło. P.? Czyżby to był... Paweł? Po tym czasie nadal o niej ani o nich nie zapomniał. Więc to on dzwonił a ona nie odebrała. Gdy weszła do klasy nauczyciel sprawdzał obecność.
-Olson, gdzie się podziewałaś?
-Przepraszam sensei, ale nie czuje się najlepiej. Mogę pójść do pielęgniarki?
-Tak. Panno Hood proszę pomóc koleżance.
Raven już wstawała jednak Daniela ją powstrzymała.
-Nie trzeba. Mogę  pójść sama. - rzekła zabierając swoje rzeczy i wychodząc z pomieszczenia.
Jednak nigdy nie dotarła tam gdzie miała się udać. Zamiast tego wróciła do domu. Żałowała, że w ogóle przyszła dziś do szkoły. Chciała by wróciły dawne czasy by znów mogli być we czwórkę. Ale to niemożliwe. Daniel i Marzena już nigdy nie wrócą. Ich paczka rozpadła się na zawsze. Nic nie było w stanie ich rozdzielić a zrobiła to śmierć. Dawna przyjaźń umarła, odeszła w zapomnienie. Nawet Paweł ją opuścił. Jego rodzice się wyprowadzili i zabrali go ze sobą do USA. A teraz niespodziewanie się odzywa. Ciekawe czemu? I skąd ma je numer? Nie wiedziała, lecz ma nadzieję iż kiedyś znów się spotkają w Polsce a ich przyjaźń ożyje na nowo. Był dla niej jak brat którego straciła nic więc dziwnego, że przeżyła pewnego rodzaju zawiedzenie gdy zniknął z dnia na dzień.
-Paweł... Tęsknie za tobą przyjacielu...  - wyszeptała patrząc na przesłane zdjęcie.
Gdy doszła do domu rzuciła torbę na ziemię i poszła od razu pod prysznic. Chciała zmyć z siebie wszelkie złe wspomnienia.
                                                            ***
Alice martwiła się o przyjaciółkę. Nie wiedziała co jej jest. A w dodatku w tajemniczy sposób zniknęła ze szkoły. Czyżby poszła do domu? Może tak. Gdyby chociaż dziewczyna odbierała telefon, lecz jak na złość miała jakby wyłączony. To było zdecydowanie zbyt zagadkowe. Co wstąpiło w brunetkę? Rudowłosa nie wiedziała. Musiała pomyśleć temu mimo chłodnego wieczoru wyszła na spacer by się przewietrzyć. Był dopiero początek listopada a temperatura już dawała się we znaki. wszystkim którzy są wielbicielami ciepła. Panna Maskarade lubiła jednak taki chłód. Dla wielu było to dziwne. Kiedyś kochała ciepło i lato. Jednak po wypadku  który wydarzył się w czasie wakacji znienawidziła lata i przeniosła swoje uczucia na tą porę roku która odzwierciedlała to co czuła. Więc
ten spacer był dla niej orzeźwiający. Szła właśnie przez centrum miasta gdy nagle zobaczyła go. Taki podobny do niego, że to aż nierealne. Jednak on tu stoi. Ale to niemożliwe. Mimo to; jest tu; przed nią. James... Jej zmarły brat. Jakim cudem?! Przecież lekarz powiedział jej gdy się obudziła ze śpiączki, że już dawno go pochowano. Czemu go teraz widzi?
-James... - szepnęła a on szedł nadal przez siebie. - James! - krzyknęła jednak ten jakby jej nie słyszał.
Alice krzyczała biegnąc za nim. Jednak on zniknął za rogiem. Gdy ona skręciła jego tam już nie było. Jakby się rozpłynął w powietrzu. A może to był tylko chłopak bardzo podobny do niego. Bo to chyba niemożliwe... żeby,,,,, widziała..... ducha!
Nie wierzy w takie bzdury. On nie żyje i musi się z tym raz na zawsze pogodzić. Już nigdy go nie zobaczy. Nie mogła uwierzyć, że aż tak się zahamowała. Straciła w jednej chwili zdrowy rozsądek. Przeszłość jest przeszłością a teraźniejszość, teraźniejszością. Nic tego nie zmieni choćby człowiek bardzo tego chciał.
-James.... Wybacz swojej siostrze... Wybacz to, że nie masz teraz szansy żyć dalej... Wybacz... Braciszku... - zaczęła cicho szlochać.
Ludzie na ulicy mijając ją dziwnie się na nią patrzyli. Wytarła je rękawem płaszcza i poszła w stronę swojego domu. Po raz pierwszy od czasu wyjścia ze szpitala się odezwała a to wszystko było do niej samej i związane z jej przywidzeniami.
                                                           ***
Daniela nie mogła spać. Narzuciła na siebie bluzę i wyszła na balkon. Noc była chłodna a ciemne chmury przysłoniły wszelkie gwiazdy na niebie. Spojrzała w bok a w jego oknach widniała jasna poświata co znaczy, że paliło się w jego pokoju światło. Wszyscy już wiedzą, że drużyna Raimona wygrała swój mecz z Liceum Akiren.
-,,Ciekawe czemu jeszcze nie śpi..." - pomyślała patrząc w dół gdzie nie było widać nic poza ciemnością.
-Cześć. - usłyszała jego głos.
Podniosła głowę i zobaczyła go stojącego na sąsiednim balkonie.
-Cześć. Ty jeszcze nie śpisz?
-Mogę się ciebie zapytać o to samo?
Zaśmiała się z jego trafnej uwagi.
-Jakoś... Nie mogę zasnąć.
-Co jest tego powodem ?
-Pamiętasz jak kiedyś opowiadałam ci o mojej przyjaciółce która... która odebrała sobie życie?
-Pamiętam.
-Dziś jest rocznica jej śmierci.
Zapadła niezręczna cisza.
-Gdy się tutaj przeprowadziłam miałam po niej jedyną pamiątkę ale ją zgubiłam. To było wtedy kiedy pod drzewem spotkałam twoją siostrę. Uciekłam zostawiając ją, lecz gdy wróciłam się po nią, jej już nie było.
-Jest dla ciebie aż tak cenne?
-Tak. To był prezent od niej na moje ostatnie urodziny które spędziłyśmy jeszcze razem.
-Poczekasz chwilkę?
-Tak.... Ale Axel... Co ty...?
Jednak ten zniknął za drzwiami. Ona oparła się na barierkę i czekała. Niespodziewanie usłyszała huk obok siebie.
-Musiałeś skakać? Od czego są schody? Przestraszyłeś mnie.
-Sorry, ale to najszybszy sposób by się do ciebie dostać. W dodatku nie zdziwiło by twoich rodziców czemu chodzisz tak późno po mieszkaniu?
-Nie boisz się tak skakać?
-Jakoś nie.
-Jesteś szalony.
On uśmiechnął się na jej słowa.
-Po co w ogóle poszedłeś?
-Ah.... Tak. To chyba twoje. - rzekł podając jej..... książkę od Marzeny!
-Co? Ale....? Jak to?
-Znalazłem to wtedy po twojej ucieczce. Nie rozumiałem ani słowa, więc nie mogłem przeczytać tego co ktoś napisał i dowiedzieć się do kogo należy. Zatrzymałem ją licząc, że kiedyś znów spotkam właścicielkę i będę mógł ją oddać.
-Axel... Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy... Jesteś najlepszy! - krzyknęła rzucając się w jego ramiona płacząc ze szczęścia.
On zaskoczony uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk. Ucieszył się, że mógł pomóc przyjaciółce.

 

środa, 4 stycznia 2017

Pierwsze urodzinki

Kochani....
Nie mogę w to uwierzyć :)
Bo właśnie dziś mija okrągły rok działania tego bloga :D
Dziś ten blog obchodzi swoje pierwsze urodziny :)
Z tej okazji mam dla was mały konkursik, ale wszelkie info po dzisiejszą specjalną notką na którą zapraszam :) 


******************************************************************************************************

Jude i Celia.... Oboje stracili rodziców gdy byli jeszcze bardzo mali , którzy zginęli w katastrofie lotniczej. Niestety nie mając bliskich krewnych trafili do sierocińca. Bardzo się kochali i chcieli by mieszkać razem. Lecz co mogły zrobić i uczynić zwykły sześciolatek i pięciolatka. Nic. Mimo, iż ogromnie protestowali, nic to nie dało. I tak zostali rozdzieleni. Chłopiec obiecał, że będzie kontaktował się z nią, lecz to nie było mu dane. Za wszelką cenę próbowano by zapomnieli o sobie. Jednak nie było to wcale takie proste. Ona pisała do niego wiele listów lecz nigdy nie dostała ani jednej odpowiedzi. W dniu swoich swoich ósmych urodzin już nie wytrzymała i poszła do parku, gdzie w opłakanym stanie znaleźli ją jej przybrani rodzice. W nocy obudził ją koszmar. Podeszła do okna i spojrzała na dobrze znany trawnik gdzie wylała wiele łez, gdy otrzymała tą wiadomość, że ,,mama" i ,,tata" nie wiedzą, gdzie jest jej brat. Od tamtej chwili zamknęła się w sobie ale to wszystko się zmieniło. Wróćmy do teraz ...


Normalny dzień... Normalna pora... Normalne miasto..... Spokojna dzielnica. W sam raz dla tych którzy chcą się wychować z dala od hałasu zgiełku centrum. Właśnie w tej dzielnicy mieszkali państwo Hills wraz ze swoją adoptowaną córką. Minęło tyle lat odkąd się tu sprowadzili. Bardzo ją kochali i chronili na wszelkie możliwy sposób nie wiedząc, że tą ochroną zrobili tylko krzywdę psychice dziewczyny. Ich mała dziewczynka właśnie rozpoczęła dzisiaj naukę w niedalekim Gimnazjum Raimona. Od dziecka uczyła się dobrze i wiedzieli, że zdobędzie zapewne wielu przyjaciół. Jednak nie wiedzieli jednego. To co widzieli było tylko maską którą dziewczyna nalładała przed światem. Na prawdę co innego było w jej sercu. Właśnie przekroczyła po raz kolejny bramę swej nowej szkoły i poszła do swego domu okrężną drogą. Niestety idąc przez centrum jak na złość trafiła na uczniów z Akademii Królewskiej. Jak bardzo nienawidziła tej szkoły. Wszyscy którzy do niej uczęszczali byli po prostu okropnymi ludźmi. Ludzie starali się ich unikać na wszelkie sposoby schodząc im z drogi. Byli traktowani przywilejowo ze względu na swoje sukcesy w świecie piłki nożnej. I wiele im wybaczano. Grafitowłosa od samego początku miała z nimi otwarty konflikt wewnętrzny gdy niecałe dwa lata temu w pewien piękny dzień zniszczyła swoją ulubioną bluzkę gdy wpadła na jednego z nich a ten obrudził ją lodem. Nie usłyszała żadnych słów przeprosin. Oczekiwano, że to ona to robi. Ona zaskoczona i zezłoszczona dała chłopakowi kopniaka w zakazane miejsce i uciekła najdalej jak tylko mogła. Wiedziała, że jego koledzy ją gonią. Jednak ona była chytrzejsza przeskakując przez średniej wielkości murek i znikając za zakrętem. Tą akcją wytoczyła im wojnę. Teraz zamiast uciec podniosła podbródek i szła przed sienie jak gdyby nigdy nic. Niestety los chciał, że przez przypadek jeden z nich był tym którego nastolatka wtedy uderzyła. On od razu ją rozpoznał i chwycił gwałtownie za jej ramię.
-Puść idioto! To boli!
-To ty! Ta zuchwała dziewczyna! Ja nigdy nie zapominam twarzy! - krzyknął podnoszą pięść chcąc ją uderzyć.
Odruchowo zamknęła oczy czekając na cios. Jednak nic się nie działo. Otworzyła lekko lewą powiekę i aż ją zatkało. Otóż ktoś powstrzymał tego chłopaka.
-Wiesz o tym, że dziewczyn się nie bije?! - spytał puszczając jego dłoń którą zatrzymał w powietrzu a w zamian biorąc dziewczynę za drugie ramię przyciągnął do siebie.
Ona zmieszana poddała się brunetowi czekając na ruch drugiego.
-A rób co chcesz. Chłopaki idziemy dalej. Zostawmy pana Kinga z .... jego nową wybranką.
Gdy odeszli grafitowłosa wyrwała się zdana, że nadal jest w ramionach obcego chłopaka.
-Dziękuje. - rzekła i pobiegła przed siebie przebiegając przez przejście i wtapiając się w tłum ludzi.
Wbiegła jak szalona do domu zamykając się w swojej sypialni. Byłam tym wszystkim bardzo zszokowana. Jakim prawem tak się z nią spoufalał. Była wszystkim bardzo zdziwiona. Przebrawszy się w dres wyszła na dwór chcąc pobiegać wy wyrzucić z siebie wszelkie złe emocje. Wręcz nienawidziła królewskich za ich zachowywanie się jak ostatnie palanty i wywyższanie jakby to oni zawsze byli najlepsi. Ktoś musiał się im przeciwstawić i ona bardzo tego chciała, lecz co może zrobić. W dodatku jej brat... Minęło tyle lat odkąd jego widziała a on przepadł jak kamień w wodę. Już straciła nadzieję, że kiedyś go spotka. Nie wiedziała co by zrobiła gdy znowu go ujrzała. Wolała o tym nie myśleć. Dobiegła do pewnego pagórka z którego widać całe miasto. Musiała się wykrzyczeć. Wyrzucić z siebie słowa na wiatr które poniesie je chen daleko. Bierze głęboki oddech i krzyczy:
-Nienawidzę królewskich!!! Tych idiotów!!! Zasługują by pokazać im, że nie są najlepsi!!!
-Jesteś bardzo głośna... wiesz.
Zaskoczona obróciła się na pięcie i zobaczyła chłopaka o blond włosach i czerwonych oczach.
-Kim jesteś?
-Kimś kto może ci pomóc.
-Nie rozumiem.
-Nienawidzisz królewskich i to oczywiste, że chcesz zemsty. Mogę ci w tym pomóc.
-Kim ty w ogóle jesteś?
-Zapomniałem się przestawić. Byron Love. Kapitan szkolnej drużyny z Liceum Zeusa.
-Liceum Zeusa? Nigdy nie słyszałam o takiej szkole.
-Jesteśmy nowi. Ale mocniejsi niż królewscy. Pokonamy ich z łatwością. Jeśli nam pomożesz Celio Hills.
-Skąd wiesz kim jestem?
-Trzeba znać swojego wroga z każdej strony.
-O czym ty mówisz?!
-Nie mów, że nic nie wiesz? - spytał śmiejąc się.
-Albo powiesz mi o co ci chodzi, albo sobie idę.
-Ty chyba na prawdę nic nie wiesz... Twój brat... Jude, teraz Jude Sharp jest kapitanem drużyny piłkarskiej z Akademii Królewskiej.
Była tym bardzo zaskoczona. Nie potrafiła nawet ustać na nogach. Padła na kolana patrząc się przed siebie.
-Teraz już wszystko wiesz. W tej sytuacji chyba wszystko się zmienia. Przemyśl to i przyjdź tu jutro w południe i wtedy dasz mi odpowiedź. Do zobaczenia... Celio.
Dziewczyna zostawiona sama sobie musiała postarać się poradzić z tą sytuację. Jednak szybo zebrała się w garść. Gdy przybyła po tym wszystkim do domu, zamknęła się w swoim pokoju i nareszcie puściła łzy, które przez całe lata gromadziła.
-Celia, wszystko w porządku? - zadała jej pytanie mama
-Nie, nic nie jest w porządku.
-Co się stało córeczko? - zadał pytanie tym razem jej ojciec pokazując się za plecami pani Hills.
-Co się stało?! Dzisiaj dowiedziałam się, że mój brat jest o wiele bliżej niż myślałam.
-Ale jak to? Przecież Dark mówił, ze wyjechali z miasta. - rzekła pani Hills, nieświadoma, że mówi to głośno.
-Słucham? - spytała sarkastycznie grafitowłosa wstając ze swojego posłania i stając twarz w twarz z rodzicami.
-Nic kochanie. - próbowała załagodzić sytuację nadal jej matka.
-Przeciez wyraźnie słyszałam. Wiedzieliście o Judzie i nic mi nie powiedzieliście!
-Tak, chcieliśmy, żebyś o nim zapomniała. - powiedział pan Hills.
-Przecież dobrze wiedzieliście, że o nim nie zapomnę. To mój brat! - krzyknęła i wybiegła z domu nie racząc się zatrzymać na ich wołania. Tak biegła aż w końcu zatrzymała się nad boiskiem nad rzeką i tam usiadła na trawie. Zakryła twarz swoimi dłońmi szlochając. W tej chwili przypomniała sobie rozmowę z Byronem. Sama siebie zaskakując postanowiła się zgodzić na jego propozycje. Wróciła do domu, ale zatrzasnęła się na cztery spusty. Swoich przybranych rodziców traktowała z obojętnością. Następnego dnia już stała w umówionym miejscu.
-Widzę, że jednak jesteś. Jaka jest twoja decyzja.
-Chyba samo moje przyjście mówi za siebie.

-Witam na pokładzie. - rzekł i wyciągnął do niej rękę.
Kilka dni później....
Celia nadal normalnie chodziła do szkoły i funkcjonowała. Nikt nie wiedział o jej drugiej stronie która zaczęła współpracę z nieznanym nikomu Liceum Zeusa. Jej szkoła nie miała oficjalnej drużyny a jedyne wspomnienie piłki jakie miała to to jako dziecko grał dobrze jej brat. Niespodziewanie nastała wielka nowina Akademia Królewska chce grać z ich szkołą. Ciekawe dlaczego? To wszystko było pozbawione sensu. O wszystkim powiadomiła Byrona przez SMS. 
-,,To może być ciekawe.'' - pomyślał chłopak. - ,,Nasz trener jest taki przewidywalny." - zaśmiał się i wrócił do przeglądania informacji. - A to interesujące... Nie wiedziałem, że kiedyś grała. 
Celia za to siedziała koło Silvii i wszystko obserwowała. Nie mogła patrzeć na to bezludzkie traktowanie. Królewscy to nie ludzie... To potwory... W tej chwili znienawidziła ich jeszcze bardziej. Tak samo znienawidziła swojego brata patrząc jak wszystko to jego bawi jak resztę. To już nie był jej brat. Zmienił się. Stał się takim samym potworem jak oni. Zerwała się z miejsca i odeszła. Była zbyt wściekła. Wcześniej wyszła do domu i poszła do miejsca gdzie potajemnie spotykała się z Byronem. Jednak chłopak wcale nie przychodził mimo iż mieli dzisiaj ustalić dalsze plany. Wracając usiadła na drabinkach zwisając głową w dół.
-A to niespodzianka. - przestraszona otworzyła szybko oczy widząc chłopaka który uratował ją kilka dni temu. - Uważaj bo jeszcze spadniesz.
-Nie bądź taki hop do przodu. - rzekła elegancko się podnosząc i skacząc na równe nogi. 
Chwyciła torbę i poszła przed siebie ignorując go. 
-Jesteś z Raimona? Prawda?
-Tak. I co cię to obchodzi?
-Nie pamiętasz tej sytuacji sprzed kilka dniu.
-Pamiętam doskonale. Ale poradziłam bym sobie sama. 
-Jakoś bym tego nie powiedział. 
-Dobra. Dziękuje.... Zadowolony! Teraz zostaw mnie w spokoju. 
Już by odeszła gdyby nie to, że on chwycił ją za ramię.
-Co ty robisz?
-To. - rzekł nachylając się i ją całując. 
Była jego śmiałym czynem zszokowana. Próbowała się wyrwać jednak ten za mocno ją trzymał. Coraz mocniej ją do siebie tulił a ona mocniej się szarpała. Co on sobie myślał. Jakim prawem to robił. Próbowała wszystkiego by się wyrwać bez efektu. Jednak z każdą sekundą coraz bardziej mu ulegała. Może by nie odzyskała zdrowego rozsądku gdyby nie to, że zadzwonił telefon. Jakby otrzeźwiała podniosła nogę i z całych sił stanęła mu na nodze. Gdy ten ją puścił, zwinęła rękę w pięć w uderzyła go w gębę. 
-Za co?
-Za niewinność! - krzyknęła i odbiegł od niego na kilka kroków i krzyknęła: 
-Niedługo się spotkamy. Wtedy wszystkiego pożałujecie. 
 Brunet nie wiedział o co jej chodzi. Nie potrafił rozgryść nastolatki. Ona zaś pobiegła do domu gdzie pod drzwiami znalazła ... Byrona!
-Co ty tu robisz?!
-Masz bardzo ciekawą osobowość panno Alice Night.
-O czym ty mówisz?
-Doskonale o tym wiesz... Dotarłem do twojej drugiej strony. - rzekł pokazując jej tajemnicza teczkę z bardzo dobrze znanym jej znakiem. 
-Oddawaj to, nie masz prawa.
-Masz całkiem ciekawy życiorys. Pod pseudonimem jako uczennica podstawówki byłaś członkinią Samurajek. Grałaś w piłkę na skrzydle. Byłyście niepokonane... Grałyście aż przez trzy lata z rzędu wygrywałyście ligę dla podstawówek pomiędzy szkołami w Tokio. Jednak w trzeciej klasie pod koniec roku nastał wypadek. Jedna z waszych koleżanek zaginęła a po niej trzy kolejne. Podejrzewali waszą trenerkę o to i ją zwolnili. Dwie się później znalazły, lecz trzecią wyłowiono z rzeki. Od tamtej pory zamknięto klub i na zawsze było trzeba w tej szkole zapomnieć o piłce nożnej. 
On miał rację. To wszystko co powiedział to prawda. Ale panna Sakura nie była niczemu winna. Nikt z ich drużyny nie mógł w to uwierzyć, lecz gdy ją zwolniono zaginęła bez śladu po wyjechaniu z miasta. Akira i Kotori gdy się odnalazły nie pamiętały niczego i nie mogło się od nich czego dowiedzieć. Najbardziej jednak było żal Shizuki która w tak młodym wieku została zabita. Mimo iż była tylko rezerwową i rzadko grała to pożegnały ją jako honorowego członka drużyny który wiele zrobił. Przynajmniej tyle mogły zrobić dla swojej koleżanki.
-Możesz nam pomóc o wiele bardziej niż sądziłem.
-Co masz na myśli?
-Chcesz dołączyć do naszej drużyny.... Celio Hills?
-Ja.... Nie wiem o czym ty mówisz? Musiałeś mnie z kimś pomylić. 
-Doprawdy? - spytał podrzucając do góry piłkę którą miał pod ręką i wykonał zwykłą przewrotkę jednak z wielką siłą. Szarooka myśląc tylko o odparciu zagrożenia podskoczyła i oddała rzut a on bz problemu ją złapał.
-Właśnie sama się zdradziłaś słodziutka.
-O nie....
-Witaj na pokładzie... Dzięki temu na pewno pokonamy Królewskich.
-O czym ty mówisz?
-Nasz szef zrobi wszystko byśmy zagrali z nimi mecz podczas finałów mistrzów.
-Ale ja jestem w Raimonie. Nie mogę z wami otwarcie grać.
-Podobno chciałaś się zemścić na królewskich. Nie chcesz tego?
-Chcę jak najbardziej.
-Więc postanowiono. Przyjdź w następną sobotę nad boisko nad rzeką. Tam wypróbujemy twoje siły. 
Wchodząc do domu zastanawiała się co mógł mieć on na myśli. 
Tydzień później...
Dziewczyna przebrana w dres czekała na chłopaka. Wtedy wówczas się zjawił przebrany w strój drużyny.
-Teraz pokaż mi... Jak działa technika hissatsu podstęp Posejdona.
O nie! To technika którą wykonywała bardzo dawno temu. 
-Niestety nie mogę. To jest technika obrony i jednocześnie forma ataku i działa dopiero gdy wykonuje go z drugą osobą.
-Rozumiem. Nie musisz go teraz wykonywać, ważne byś opanowała go na mecz więc pomoże ci w tym Jeff. Jeśli ci się to nie uda, będziesz musiała się z nami rozstać. A muszę ci powiedziec, że pokładam w tobie wielką nadzieje. Może nawet okażesz się lepsza od brata. 
C.D.N

******************************************************************************************************

* Dzisiaj po południu pojawi się nowa notka oraz dalsza część specjalnego rozdziału. A powiem jedno.... Będzie się działo. 

*****************************************************************************************************

A teraz konkursik :D 
Temat konkursu wydaje się być prosty. 
Wasza wymyślona postać.
W przyszłych notkach chce dodać special związany z inną okazją. I postanowiłam, że będzie on dotyczył waszej postaci w Raimonie. Zwycięska postać pojawi się w notce i przeżyje przygodę. 
Co ma się zawierać w pracy? Oczywiście informacje o niej takie jak wygląd, cechy itp. Jeśli macie talent plastyczny może być rysunek, jeśli nie jakiekolwiek zdjęcie które lustruje tą postać.
Na podany e-mail : axeliela.blaze@wp.pl ; wysyłacie swoje prace.
Zgłoszenia przyjmuje od 04.01 do 15.01. do 23:30.
Mam nadzieję, że taka zabawa wam się spodoba :D
Zapraszam i czekam na wasze pracę :)