piątek, 4 sierpnia 2017

21. Kto by się tego spodziewał

Mark siedzi w swym pokoju i trzymając piłkę w swych rękach zastanawiał się właśnie nad czymś. Od kilku dni jego głowę zaprzątała... Nelly. Coś się zmieniło od tamtego razu. Dziewczyna przez prawie cały czas go unika. Co może być tego przyczyną? Nie wie, ale czuje że musi się tego dowiedzieć. Musi porozmawiać z brunetką. Położył piłkę na łóżko i zbiegł schodami jak najszybciej mógł.
-Mark, gdzie się wybierasz? - krzyknęła jego mama stojąc za nim.
-Muszę coś bardzo ważnego zrobić. Wrócę na kolację! - odpowiedział z usmiechem na ustach, nakładając buty i wychidząc.
-Ale Mark...
Jednak chłopak już biegł do wyznaczonego celu. Miał nadzieję spotkac dziewczynę w jej domu więc tam skierował swe kroki.

***

Brunetka siedziała skulona w fotelu. Nie miała na nic ochoty. Mimo, że był weekend nigdy bardziej nie chciała by nastał poniedziałek i mogła zająć swe myśli lekcjami. W dłoniach trzymała poduszkę ściskając ją mocno palcami. Wszędzie gdzie tylko się obejrzała coś przypominało jej o Marku. Czemu w ogóle on zajmuje tyle jej myśli. To nie do pomyślenia. Co to w ogóle znaczy? Jakim cudem na samą myśl o num jej serce zaczyna szybciej bić.
-Uspokój się Nelly. - szeptała do siebie.
Kotary były w oknach zasłonięte i nie przepuszczały żadnych promieni słońca dających znak, że słońce jest już dawno wysoko na horyzoncie. Niespodziewanie jej telefon dawał o sobie znać.
-Moshi, moshi.
-Cześć Nelly.
-Witaj Silvio, coś się stało?-Nie. A dlaczego pytasz?
-Tak po prostu. Więc?
-Nie. Nic się nie stało. Chciałam się zapytać  czy będziesz dzisiaj na treningu?
-,,Trening?! Zupełnie o nim zapomniałam'' - pomyślała. - Przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Przekaż wszystkim, że jest mi przykro.
-Dobrze.  Ale muszę ci powiedzieć, że dziwnie się zgraliście.
-Słucham? Co ma na myśli Silvio?
-Marka też nie będzie. Dzwonił przed chwilą i powiedział, że nie czuje się najlepiej.
-Rozumiem. Poczekasz chwilkę... Tak?
-Panienko Raimon... Jakiś młodzieniec do panienki przyszedł. - rzekł pani Sakura ich pomoc domowa.
-Wie pani może kto to taki?
-Nie... Ale przedstawił się jako Mark Evans i mówi, że panienkę zna.
Na dźwięk jego imienia telefon wypadł jej z ręki.
-Panienko Nelly...?
-Nic się nie stało. Powiedz mu, że mnie nie ma.
-Ale ja już...
-Pani Sakuro... Niech pani coś wymyśli... Proszę.
-No dobrze... Spróbuje.
Gdy pani Sakura wyszła brunetka podniosła komórkę.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Wszystko gra... Silvio... Muszę kończyć. Widzimy się w poniedziałek. Pa!
Rozłączyła się i rzuciła telefon na biurko. Sama nie przebrawszy się narzuciła sweter na swoją piżamę i dyskretnie wyszła na korytarz. Nikogo nie było więc chyba kobiecie się udało. Jednak schodząc schodami na parter usłyszała dyskusję za drzwiami które prowadziły do salonu. O nie! Nie udało się. On wciąż tu był. Musiała stąd szybko zniknąć. Nie myśląc wcale narzuciła na siebie płaszcz i wyszła na zewnątrz. Gdzie mogła pójść? Musi się schować przed Evansem a to w tej chwili trudne zadanie, skoro nawet Mark przyszedł do jej własnego domu. Oddalała się od swojego mieszkania wraz z każdym krokiem gdy nagle usłyszała swoje imię.
-N-Nelly!
Słuchając instynktu jej krok przerodził się w marsz. A marsz w bieg. Musi uciec od chłopaka i to jak najdalej. Nie może mu spojrzeć w twarz. Nie rozumiała w tej chwili samej siebie.

***

Mark dotarł ma miejsce o wiele szybciej niż się spodziewał. Drzwi otworzył nieznana mu kobieta.
-Dzień dobry. Czy jest może Nelly?
-Jest w swoim pokoju. Kim jesteś?
-Jestem Mark Evans. Czy mogłaby pani ją zawołać?
-Proszę... Zaczekaj w salonie. - rzekła wskazując mu drzwi po prawej stronie. - Za chwilę wrócę do ciebie.
Po kilku minutach wróciła jednak nie było z nią dziewczyny.
-Coś się stało?
-Przykro mi, ale panienki Raimon nie ma.
-To może wie pani gdzie może ona być?
-Niestety, ale nie.
-Rozumiem. Przepraszam. Ja już chyba pójdę. - już chciał wyjść gdy niespodziewanie usłyszeli trzask frontowych drzwi. - Ktoś przyszedł. Może to Nelly wróciła?
-Nie. To nie panienka. To zapewne... Pan Wilfred... Przyszedł zrobić... Porządki w ogrodzie. - rzekła stojąc w drzwiach utrudniając mu przejście.
-Przepraszam, ale muszę to sprawdzić... Może pani mnie przepuścić?
-Nie!
Mark był zaskoczony jej nagłym tonem.
-To znaczy... Nie ma sensu... Panienka pewnie jest na waszym treningu... Tak... Tam powinna być.
-Dziwne. Silvia mi napisała, że Nelly nie będzie bo się źle czuje.
-Ale już jej lepiej. Nie chciała przegapić waszej gry więc poszła dawno temu.
Brunet nie wiedział czemu ta kobieta nie chce go puścić. Coś tu zdecydowanie nie grało. Odwrócił się w stronę okna i zobaczył ją.
-Nelly. - rzekł dość głośno by kobieta podbiegła do niego a on wykorzystując sytuację już był na dworze.

***

-Nelly! - krzyknął chłopak stojąc zaledwie kilka kroków od nastolatki.
Gdy niespodziewanie zaczęła biec. Nie mając wyboru ruszył za nią.
-Nelly! Stój! Czemu uciekasz?! - krzyczał za nią próbując znaleźć odpowiedź. - Nelly!
-Zostaw mnie w spokoju! Przestań mnie gonić!
Próbowała za wszelką cenę się go pozbyć. Powoli już traciła siły. Nie była miłośniczką biegania co teraz odbijało się na niej. Nie miała szans w starciu z Evansem. Zaawansowanym sportowcem. Jedyne wyjście jakie jej zostało to wykorzystać infrastrukturę miasta i zgubić go w tłumie ludzi. Była już godzina szczytu więc ludzi było bardzo dużo. Wymijała ich dziewczyna po kolei dryfując tak by móc zgubić Evansa. Nigdzie nie była przed nim bezpieczna. Nie potrafiła spojrzeć mu w twarz i przyznać tego wszystkiego co się dzieje. Wolała przed tym uciekać i nie dopuścić by to wszystko co ona czuje wyszło na jaw. Bo w końcu kiedy wszystkie emocje ujrzą światło dzienne, nie ma od nich odwrotu. Wszystko się wtedy zmienia i nie da się wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Co kilka chwil obracała głowę w biegu by zobaczyć rezultat swego maratonu po mieście. Poszczęściło jej się. Nie widziała chłopaka. W swym biegu wybiegła do miejsca dobrze jej znanego. Boisko nad rzeką. Miejsce w którym cała historia z piłką nożną Marka Evansa się zaczęła. Miejsce dla niego bardzo istotne w którym się rozwijał. Co ją właściwie tu przywiodło? Nawet jej ciało robi co chce kierując ją do miejsc ważnych dla niego. Czemu Mark Evans musiał wkroczyć w jej życie? Czemu musiał stać się dla niej tak ważny? Czemu ostatnim czasem myśli tylko o nim i to o wiele ważniejszym sensie niż zazwyczaj. Niespodziewanie na ziemię zaczęły spadać pojedyńcze krople, które szybko przerodziły się w potężniejszy strumień deszczu. Brunetka zbiegła na dół po schodach by móc ukryć się przed żywiołem pod mostem. Nie mając już na nic sił opadła na ziemię osuwając się po ścianie. Jedyne co jej pozostało to wpatrywanie się przed siebie, nic nie wartą, pusta przestrzeń nasłuchując spadających kropel deszczu, uderzających rytmicznie o nierówna powierzchnię ziemi. Kap... kap... kap... kap.. Idealna równia i harmonia gdy nie to, że zakłócił ją odgłos turlania. To była piłka nożna. Turlała się w jej stronę i zatrzymała się lekko ją tknąwszy. Jednak... kto ją tu posłał? Podniosła głowę i spotkała z brązowym spojrzeniem od którego uciekała od dość dawna.
-Mark... Co ty tu robisz?
-Szukałem cię.... i znalazłem.
Wstała powoli i już chciała wybiec na tą ulewę gdy dłoń Evansa ją powstrzymała zaciskając się na jej nadgarstku.
-Nelly, proszę. Nie uciekaj już więcej. - rzekł cały ociekając wodą.
Dla dziewczyny te słowa brzmiały jak jakieś zaklęcie i stanęła z nim twarzą w twarz. To czego najbardziej się bała teraz się spełnia. A oni są oddzieleni od świata barierą deszczu.
-Więc... Czego ode mnie chcesz?
-Porozmawiać. Mam wrażenie, że mnie unikasz od czasu... tamtego wieczoru.
-Jakiego wieczoru?
Nastolatka dobrze wiedziała o co chłopakowi chodzi jednak udawała, że już o wszystkim zapomniała.
-Tamtego... którego... no wiesz, przez przypadek... się... pocałowaliśmy.
Na samą wzmiankę na ten temat dziewczyna się zaczerwieniła. Widocznie dla chłopaka to był także trudny temat gdyż się bardzo jąkał przy powiedzeniu tych kilku słów.
-Chcesz ode mnie czegoś konkretnego?
-Nie... Ja, po prostu... Przepraszam, jeśli to co zrobiłem zezłościło cię lub coś innego. Poza tym... Ja...
-Głupek!
Brunetka już nie wytrzymała. Miała dość! Czy on właśnie przepraszał ją za tamten pocałunek. Ale to by znaczyło, że to dla niego nie miało sensu. Było czystym przypadkiem. Przeprasza ją... za to czego od dawna chciała. Teraz to sobie dopiero uświadomiła. Wcale nie chciała by ją za to przepraszał. Jedyne czego chciała to, żeby on odwzajemniał to co ona. Jednak to się nigdy nie stanie. Chłopak jest za bardzo zapatrzony w sport i mało domyślny skoro do tej pory nie skumał niczego. Co tylko dodało jej dodatkowego bólu.|
-Głupek! Głupek! Idiota! -krzyczała a z jej oczu poleciały łzy.
-Nelly... Czemu płaczesz? Powiedziałem coś nie tak?
-Jesteś taki niedomyślny! Niczego nie rozumiesz Evans! I to mnie najbardziej boli! - nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć to co długo starała się powstrzymywać w swym wnętrzu.
Miała już tego dość. Jeśli nie on to ona w końcu powie co od dawna czuje.
-Nie rozumiesz... Baka... Że ja... Cię lubię. I to bardzo!
I już. Zrobiła to. Powiedziała co leży jej na sercu. On stał dosłownie jak słup soli. Wmurowało go w ziemię.

***

Mark nie wiedział co ma powiedzieć. Panna Raimon całkowicie go zdziwiła. Nie spodziewał się tych słów po niej. Po dziewczynie z którą dość często się kłócił i przekomarzał. Osobie która na początku ich znajomości kładła mu kłody pod nogi. Gdyby mu kiedyś ktoś powiedział o tym co się stanie dzisiaj uważałby chyba, że ten ktoś sobie po prostu żartuje. To wydawało mu się niemożliwe. A teraz... Był pewien, że się nie przesłyszał. Zapłakane oczy Nelly były aż nazbyt prawdziwe i realne. Nigdy jeszcze nie widział jej w stanie. A nie... Jednak widział. Gdy jej ojciec doznał wypadku i leżał dość długo nieprzytomny. Ale nie wiedział jak to wyjaśnić ten ból który widział w jej spojrzeniu był teraz inny niż ten który widział w przeszłości.
-Ty... Lubisz... mnie? - zadał pytanie chcąc znać za wszelką cenę odpowiedź na jej pytanie.
-Tak.
-Od kiedy?
-Od dłuższego czasu... Nie wiem kiedy i dokładnie jak...
-Dlatego ostatnio nie byłaś sobą?
-Zauważyłeś?
-A jak myślałaś czemu chcę z tobą rozmawiać? Myślałem, że coś się stało. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
-Tak... przyjaciółmi. - powiedziała spuszczając głowę.
Wiedziała, że przegrała te walkę. Żałowała w tej chwili wszystkiego.
-Ja też cię lubię... przyjaciółki. - rzekł uśmiechając się szeroko.
No nie! Ona mu wyznaje swoje uczucia a on obraca to w wyznanie przyjaźni. Tego było dla panny Raimon za wiele :






















-Nienawidzę cię Marku Evansie! - wykrzyknęła i nie zważając na deszcz zostawiła go samego.
Zdezorientowany Mark stał jak słup soli patrząc jak brunetka odbiega coraz dalej aż w końcu znika z jego oczu.

2 komentarze: