środa, 27 grudnia 2017

24. Zmiana dziejów

Ho ho ho...
Święty mikołaj zawitał także i tutaj :)
Zostawił dla was nową notkę :D
Zapraszam was na kolejną notkę przygód naszych bohaterów z Raimona :)


*********************************************************************************

Daniela stała przed drzwiami klubu wahając się. Jej ręka była przygotowana do pukania... Jednak dość szybko opadła. Miała pewną niepewność. Wzięła głęboki wdech... i wydech. Musiała wziąć się w garść. Nie może więcej dać się ponosić strachowi. Podjęła decyzję i nie może się w tej chwili wycofać. Jeśli nie zrobi tego teraz, nie wie kiedy znowu najdzie ją potrzebna odwaga. Już miała uderzyć piąstką o drzwi, gdy nagle same się otworzyły.
-O... Daniela? Co ty tu robisz?
Teraz nie miała już odwrotu.
-Szukam Juda. Jest może gdzieś w okolicy? Wiem, że macie dzisiaj trening więc... temu tu przyszłam.
-Sorry, spóźniłaś się. Wszyscy poszli już do domu. Tylko ja zostałem bo szukałem czegoś.
-Kurczę, dzięki.
Odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie. Już nie miała co robić na terenie szkoły, więc poszła w kierunku swojego mieszkania. Jednak wesoła melodyjka przerwała jej wszelkie myśli.
-Moshi, moshi...
-Cześć Daniela, dzwonił do mnie Mark. Podobno masz jakąś sprawę do mnie?
-Tak. Szukałam cię po zajęciach klubowych ale ciebie już nie było.
-Więc, co to za sprawa?
-To nie jest rozmowa na telefon. Możemy się spotkać?
-Tak. Możesz być za pół godziny nad rzeką?
-Yhm... W takim razie do zobaczenia.
Wrzuciła telefon do torby i przyspieszyła kroku. To już niedługo a ona musiała jeszcze zajść do mieszkania i przebrać się. Chyba czas by przerzucić się z piechoty na rower. Musi go tylko wygrzebać z piwnicy. A teraz pozostał jej tylko... biec. Bez żadnego przygotowania i przez zmieniającą się pogodę dotarła do mieszkania oddychając ciężej niż zazwyczaj. Gdy się przebrała nawet nie czekała na windę która dopiero co zjeżdzała na parter. Pokonywała co dwa a nawet trzy schodki. Przy ostatniej klatce zważając na mniejszą wysokość i nie myśląc wcale.... skoczyła lądując na dwóch nogach, jakby to nie był skok z dwóch metrów! Pędziła ile miała w sobie sił. Gdy dobiegła na miejsce spotkania jej kuzyn już na nią czekał. Minęły zaledwie dwa dni od jego urodzin a ona czuła jakby były to wieki.
-Witaj Jude.
-Hej. - rzekł podchodząc do dziewczyny trzymając ręce w kieszeniach. - Co było aż takie ważne, że chciałaś o tym porozmawiać wręcz natychmiast?
Jednak ona zgięła się w pół próbując złapać oddech.
-Czy ty właśnie przebiegłaś maraton czy co? Wyglądasz jakbyś biegła tu przez całe miasto.
-Można... chyba...tak ...powiedzieć. - wysapała łapiąc szybkie oddechy.
Po chwili było jej już o wiele lepiej.
-Najpierw pobiegłam do domu, wbiegłam na ostanie piętro, biegałam po mieszkaniu, potem zbiegłam na sam dół i biegłam prosto tutaj. - rzekła wyliczając to wszystko na palcach jednej ręki.
-Na pewno nic ci nie jest? Może potrzebujesz odpocząć?
-Nie... Musiałam tylko złapać oddech. Nie na darmo lubię bieganie. - rzekła uśmiechając się porozumiewawczo wiedząc co sądził o tym dredowłosy.
-Więc...
-Więc? A... Sorki, już mówię. Chodzi o to, że... Pamiętasz jak mówiłam ci o mojej fobii do piłki nożnej?
-Tak. Wspominałaś o tym pewnego razu.
-Długo myślałam nad twoją propozycją. Jestem nadal pewna obaw, ale... chce spróbować.
-Mówisz poważnie?
-Tak. To... kiedy możemy zaczynać? - spytała uśmiechając się lekko wpatrując się w swoje nogi.
-Niestety mam zajęcie z klubem i mogę dopiero w najbliższy weekend.
-Dopiero?
-Niestety. Jednak mam dla ciebie pracę domową którą będzie musiała odrobić codziennie.
-Niby jaką?
-Masz w domu piłkę... Tak?
-Tak... Ale oddałam ją Maokiemu z... wiadomych przyczyn.
-Teraz musisz ją odzyskać. Codziennie będziesz się do niej na nowo przyzwyczajać. Z każdym dniem coraz dłużej. Aż w końcu przełamiesz w s obie strach by nią patrzeć jak na sport a nie jakoś inaczej. Dopiero wtedy będę mógł na prawdę zacząć ci pomóc.
-Ale Jude. To jest dla mnie nie możliwe. Nie kiedy...
-Śmierć Daniela nie ma nic wspólnego z piłką nożną! - krzyknął łapiąc ją za ramiona i lekko nią potrząsnął. - Musisz to sobie w końcu uświadomić! Nie jesteś niczemu winna! To był nieszczęśliwy wypadek! Jak myślisz, kto chciałby najbardziej żebyś znowu grała i robiła to co kochasz?! Właśnie... Znasz na to doskonale odpowiedź. Jeśli na prawdę tego chcesz to widzimy się tutaj w sobotę, w południe. Jeśli nie przełamiesz się psychicznie... nikt nie będzie w wstanie pomóc tobie Danielo... Ani ja... ani nikt inny.
Zostawił ją z jej przemyśleniami. Ona odwróciła i pobiegła w przeciwną stronę niż on. Nie spodziewała się tego po Judzie. Jego słowa miały wiele prawdy i racji... Jednak wewnętrzna blokada nie chciała ustąpić. Zgaszona weszła do windy wciskając przycisk swojego piętra. Zmęczona rzuciła się na swoje łóżko rozmyślając nad słowami Sharpa. Nie! To było czyste szaleństwo! Jego metoda była czystym szaleństwem. Jednak cały czas o tym myślała i nie dawało jej to spokoju.
-One-san... Kolacja gotowa. - rzekł Maoki zaglądając przez uchylone drzwi do jej sypialni.
-Maoki...
-Tak?
-Gdzie masz tą piłkę którą dla ciebie dałam?
-Trzymam ją w pudełku pod biurkiem. Chcesz ją z powrotem?
-Nie... Tak tylko pytam.
-Chodź lepiej jeść bo mama nie jest w zbyt najlepszym humorze.
Zwlokła się z posłania z wielkim dylematem. Po kolacji próbowała się skupić na lekcjach jednak to nic nie dawało. Jej myśli uciekały w stronę decyzji która ma zaważyć na całej jej najbliższej przyszłości. Gdy zegar zbliżał się ku godzinie zerowej nagle wstała. Z komórką w ręce oświetliła sobie drogę do pokoju swego najmłodszego brata. Na szczęście Maoki miał zawsze mocny sen więc nie bała się, że go obudzi. Podeszła na palcach w kierunku jego biurka i klękają wysunęło pudło w którym był ukryty potrzebny jej przedmiot. Z lekka obawą wyciągnęła dłonie by dotknąć piłki. Z wielkim strachem wzięła ją w swe dłonie jednak odwróciła wzrok. Nie dała rady myśleć o niej jako coś dobrego. To było dla niej niemożliwe. Nie da rady! Nie jest tak silna jak myślała. Wypuściła narzędzie tortur z swych dłoni które poturlało się w kierunku śpiącego chłopca. Wtem coś rzuciło się w jej oczy. Na biurku chłopca stało zdjęcie całej ich czwórki, zrobione dokładnie w tym dniu kiedy drużyna Danieli i Daniela wygrała turniej krajowy młodzików w piłkę nożną. A działo się to zaledwie cztery lata temu. To były ostatnie zawody tego szczeblu dla Daniela, gdyż rok później nie było go już wśród nich. Ona porzuciła sport przez co ich drużyna osłabła i powoli się rozpadła na jej oczach. Jej koledzy i koleżanki z drużyny rozeszli się po innych zespołach próbując tam spełniać swoje marzenia. Czemu Maoki w ogóle trzymał to zdjęcie? Miał wtedy zaledwie siedem lat i nie za bardzo mógł wszystko pamiętać. Więc czemu? Podeszła do jego łóżka przypatrując się jego śpiącej twarzy próbując znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Wtedy jej wzrok przykuł wystający kąt spod jego poduszki. Bez wahania wyjęła spod poduszki zeszyt który okazał się być jego... dziennikiem? Patrząc na zapiski... zapisywał wszystko skrupulatnie jak tylko może siedmiolatek. To dziennik z jego przeszłości. Nie powinna jego czytać, ale... dzięki temu może znaleźć odpowiedź na jej pytania. Po cichu wyszła na korytarz i przy włączonej lampce w salonie zaczęła wertować strony w poszukiwaniu tego co było jej potrzebne. W końcu znalazła...

5 kwietnia
Dzis wielki dzień. Moja siostra była swietna! Strzelila gola!
12 kwietnia
Dzis Daniela nie strzeliła gola ale grała bardzo dobrze. Daniel strzelil aż dwa gole!!
25 kwietnia
Moja siostra jest super! Mój brat tez! Znowu wygrali!
18 maja
Daniela jest najlepsa! Lepsa od Daniela! Ma dzis 3 gole!
29 czerwca
Mój brat i siostra są najlepsi! Wygrali! Daniela jest najlepsa! Lubie oglądac jak gra. Chce zawse ją oglądac. 


To tylko niektóre wpisy małego chłopca który ewidentnie miał wielkie problemy z ortografią i seplenieniem. Jednak nie wiedziała, że Maoki tak o niej myślał. A tu taka miła niespodzianka. Gdy był młodszy podziwiał ją. Uwielbiał patrzeć jak ona gra... Czemu nigdy o tym jej nie powiedział? Szybko odnalazła ostatni wpis który kończył dziennik:

30 kwietnia
Daniela jest smutna. Ciągle płacze. Wiem, ze tęskni za Danielem tak jak ja i Amun. Oddała mi swoją cenną piłke. Moja siostra już nie gra. Nie lubi juz tego co kochała. Nienawidzi piłki nożnej! Tak chcialbym zobaczyc jak znowu gra! Blagam niech Daniela znowu gra! Dla mnie, dla Amuna, dla Daniela!


-Maoki...
Poczuła jak pojedyńcze łzy spływały po policzkach dając upust emocjom. W życiu by nie sądziła, że tak zależy na niej jej najmłodszemu bratu. Nie umiała przejść obojętnie po jego zapisanych słowach. Jakim sposobem ośmiolatek może być aż tak bardzo spostrzegawczy i mądry a popełniać tyle błędów. Długo zastanawiała się nad tym co przeczytała. To była bardzo trudna noc. W końcu w okolicach poranka wślizgnęła się do pokoju brata odkładając notes na miejsce i biorąc to co było jej potrzebne. Musi to zrobić! Musi w końcu przełamać strach! Zrobi to... Dla swoich braci... dla siebie... a przede wszystkim, dla niego. Zdała sobie sprawę, że Daniel chciałby by ona nadal grała. Zresztą... Nie tylko on. Wzięła do ręki piłkę i wyszła zamykając drzwi. Wówczas chłopak otworzył swe oczy uśmiechając się.
-Mam nadzieję braciszku, że to pomoże siostrze. - rzekł i znowu poszedł spać.

Kilka dni później...

Daniela znów biegła. Była już spóźniona na spotkanie z Judem. Miała nadzieję, że kuzyn jeszcze na nią czeka. Niestety. Nad boiskiem nad rzeką już nikogo nie było.
-O nie! Spóźniłam się!
-Olson!
Natychmiast obróciła się i zobaczyła pędzącą z ogromną siłą piłkę w jej stronę. Bez zastanowienia zamknęła oczy i lekko się trzęsąc odsunęła się na bok.
-Co jest Olson?! Nie potrafisz odbić tak prostego uderzenia?!
Na dole stał Sharp który ... Właściwie co chciał osiągnąć?
-Jesteś zwyczajnym tchórzem Olson! Zamiast walczyć uciekasz! Tak zachowuje się osoba która kocha piłkę nożną! Daniel nie byłby zachwycony tym.
-Nie miesza.... W to niego! - krzyknęła.
Zbierała się w niej złość. Jej kuzyn dobrze wiedział co działało na nią pobudzająco i udało mu się uzyskać pożądany efekt. Wysłał jej kolejną szybko-mocną piłkę, jednak tym razem się nie uchyliła. Działała odruchowo. Jej noga oddała strzał w kierunku Jude a ten pozwolił piłce lecieć.
-Udało cię się Daniela. - rzekł podbiegając do kuzynki.
Sama dziewczyna stała jak słup soli nie wierząc w to co właśnie zrobiła. Zamiast uciec tonęła w uścisku chłopaka.
-Udało się... - wyszeptał Jude do jej ucha.
-Udało się... - powtórzyła brunetka uśmiechając się na wspomnienie pierwszego od bardzo dawna kopniaka piłki. - Więc jak? Teraz mi pomożesz?
-Tak. Chociaż długa droga przed tobą Olson.
-Ej! Przestałbyś już Sharp.

W tym samym czasie...

Park. Liście zmieniają kolory na takie jakie dobrze znał. Mimo, że był tu po raz pierwszy nie czuł się nieswojo ani wyobcowano. Przyjechał tu tylko w jednym celu. I nie wyjedzie stąd dopóki tego nie osiągnie. Na samo wspomnienie uśmiechnął się czuło nie mogąc się doczekać tego co ma za nastąpić wkrótce.



poniedziałek, 25 grudnia 2017

23. Niespodzianka! cz. II

Moi kochani :)
Z racji świat Bożego Narodzenia chciałam wam złożyć najserdeczniejsze życzenia. 
Dużo zdrowia, uśmiechu i pomyślności. 
Jak najwięcej radości :)
I byście mieli do mnie jak najwięcej cierpliwości :)
Wszystkiego najlepszego :D
A teraz zapraszam na nową notkę :)

***********************************************

Rudowłosa szła szybkim krokiem stukając obcasem o chodnik. Ręce miała schowane w kieszeniach płaszcza a wiatr delikatnie kołysał pojedyńcze kosmyki jej włosów. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się stało zaledwie kilka minut temu. Nie wiedziała czemu to zrobiła, skoro obiecała sobie, że z jej ust nie padną już nigdy żadne słowa. To ona doprowadziła do tragedii i teraz to ona musi za to zapłacić. Jednak złamała przysięgę.... Jej słowa znów wyszły na świat dając barwę jej głosu, który miał zaniknąć raz na zawsze z wszelkimi ludzkimi wspomnieniami. Nie mogła do tego znowu dopuścić. Nigdy nie będzie w stanie odpokutować tego co się stało. Musi więc raz na zawsze porzucić ludzką mowę. To jest jej pokuta która nigdy nie ustanie. Do tej pory jej wzrok był skupiony na ziemi po której stąpała. Jednak spojrzała przed siebie. O dziwo okno w jej pokoju było otwarte.
-,,Przecież nie zostawiłam go otwartego... " - pomyślała przypominając sobie chwilę w której go opuszczała. - ,,Chyba, że..."
Andrew przecież był w domu!
-Nie! - krzyknęła w duchu biegnąc do drzwi frontowych jak szalona.
Wbiegając po schodach na piętro, wpadła już w korytarzu ... na czerwonowłosego.
-Gdzie tak pędzisz narwańcu?
W zdenerwowaniu pokazała palcem w kierunku drzwi swojej sypialni i przeniosła go na niego.
-Aaa... O to ci chodzi.... Tak. Byłem tam. Mama mnie poprosiła bym otworzył okno w twojej sypialni by się przewietrzył twój pokój skoro ciebie i tak w nim nie było. Niczego nie ruszałem, więc nie masz się czym martwić, baka. - rzekł, wyminął ją i zniknął na schodach idąc ku parterowi.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Już przywykła do tego, że Andrew zawsze rzucał w jej stronę różnego typu obelgi, ale teraz... to była jakaś nowość. Nie spodziewała się po nim, że może być w jakikolwiek sposób dobry w jej kierunku. Chociaż nie wiadomo czy nie miał w tym jakiegoś ukrytego motywu. Nie mieszający w jej królestwie czerwonowłosy czarnoksiężnik... Weszła do swojego pokoju rozglądając się w około, jednak wszystko wydawało się być na swoim miejscu, więc... Rzuciła się na swoje łóżku przenosząc wzrok na sufit na którym były namalowane róże, które sama kiedyś narysowała. Tym razem pozostawało jej uwierzyć kuzynowi. Tym razem.

                                  ***

Daniela stała podpierając ścianę zaś w ręku trzymała szklankę z sokiem. Szukała wzrokiem rudowłosej, jednak na darmo. W końcu wzrokowo znalazła tego kto mógł to wiedzieć.
-Jude!
-Tak?
-Widziałeś Alice?
-Eeeee.... Tak. Poszła już do domu.
-Co? Jak to? Stało się coś?
Musiało coś się stać. Nikt bez żadnego powodu nie opuszcza od tak sobie wszystkich bez żadnego wytłumaczenia.
-Chyba nie czuła się najlepiej... Wybacz, ale... muszę iść do chłopaków.
Brunetka czuła, że jest jednak w tym coś więcej. Jednak nie miała na to żadnych dowodów. O co tu chodzi Jude... Jednak wolała zostawić ta sprawę na jutro. Nie chcę nikomu dziś niszczyć urodzin. Ani Judowi... Ani Raven... A mówiąc o Raven... Ona także gdzieś zniknęła. Gdzie fioletowłosa mogła pójść?
-Silvio, widziałaś Raven? - spytała podchodząc do zielonowłosej.
-Nie. Przykro mi.
-Kurcze... Gdzie ona mogła pójść?
Zaczęła chodzić po domu swego kuzyna szukając przyjaciółki.
-Nie mówcie tylko, że ona także poszła. - wymruczała pod nosem biorąc do ręki komórkę by do niej zadzwonić.
Niespodziewanie dzwonek zabrzmiał zza.... okna? Oglądając krajobraz zza oknem zobaczyła przyjaciółkę stojącą pod drzewem opierając się o nie i wpatrującą się w niebo.
-Raven! Co ty tam robisz? - krzyknęła brunetka wychylając się prze okno które otworzyła.
-Wszystko w porządku Danielo... Za chwilę przyjdę.
Nastolatka zamknęła szybę zanim narobi niezłego przeciągu na korytarzu. W dodatku nie tylko Raven zachowuje się dzisiaj jakoś inaczej. Erick Eagle... Od pewnego czasu bacznie go obserwowała zwłaszcza od czasu, gdy o jego nietypowym jak dla niego zachowaniu wspomniała Celia. Gdy weszła z powrotem na salę znalazła wzrokiem pana Eagle, który wpatrywał się w ... Silvię. No... no.. no... Zapewne myślał, że nikt tego nie widzi, bo te spojrzenia były dość ukradkowe. Nie mówcie jej tylko, że... Brunetka uśmiechnęła się wręcz na sama myśl tego co chciała pomyśleć. Teraz pozostało jej tylko obmyślić, co może w tej sprawie zrobić.

***

Erick szukał wzrokiem jedynej osoby na której najbardziej mu zależy. Nie wiedział czemu szczególnie zależy mu na tej dziewczynie. Czemu widząc jej szczęście sam jest szczęśliwy. Jej uśmiech wystarczy by i on się mógł uśmiechać.
-Erick.. Erick... Chłopie..! Gdzie ty odpłynąłeś?
Bobby próbował dotrzeć do swojego przyjaciela, który krążył ewidentnie gdzieś w obłokach.
-Bobby.. Nic. Już nie ważne. Po prostu się zamyśliłem.
-Nie pierwszy raz ci się to zdarza. Ciekawe tylko z jakiego.... powoooduuu... - skierował swój wzrok dokładnie tam, gdzie miał je skierowany brunet i układanka zaczęła się powoli sama układać.
-Erick... Chodź ze mną. Musimy pogadać.
-O czym Bobby?
-Chodź i nie pytaj. Na zewnątrz nikt nam nie przeszkodzi.

***

Alan zagadywał Joego jednak ten nie zwracał uwagi na słowa kumpla. Nadal zastanawiał się nad relacją Jude-Celia.
-Co ty Joe taki zmartwiony? Przecież to urodziny naszego kumpla a nie pogrzeb twojego pupila.
-Sorki Herman. Zamyśliłem się.
-Właśnie Alan... - zaczął mówić Herman. - Wiesz może kim dla Sharpa jest ta dziewczyna z Raimona?
-Hahahaha... - niespodziewany śmiech kolegi wyprowadził Josepha z równowagi.
-Co w tym takiego śmiesznego?!
-Wyluzuj stary. Myślałem tylko, że wszyscy już o tym wiedzą.
-Więc może nas oświecisz? - kontynuował Herman.
-Dobrze, już dobrze... Więc chłopaki, poznajcie młodszą siostrę Juda Sharpa, Celię Hills.
Brunet był w kompletnym szoku. Szklanka wypadła mu z dłoni rozbijając się na drobne kawałki po zetknięciu z podłogą. Nie spodziewał się czegoś takiego. Dziewczyną którą bardzo lubi a wręcz kocha jest młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela?!
-Joe? Wszystko w porządku? - spytał Jude podchodząc do nich widząc rozbite szkło przy nogach kumpla.
-Tak. Nic się nie stało. - rzekł kucając i zbierając szkodę, którą wyrządził.
Na nieszczęście musiał akurat zaciąć się szkłem.
-Przepraszam was na chwilę. - minął ich kierując się do kuchni, gdzie wyrzucił odłamki szklanki i skierował swoją dłoń w kierunku kranu i zimnej wody. Strumyk wody mieszał się z jego krwią spływając w kierunku rur.
-Pokaż mi swoją rękę.
Obrócił się na dźwięk kobiecego głosu. To była ona. Któż by inny? Los lubi sobie z niego grać. Stał jak słup soli, aż dziewczyna sama zakręciła kran i siłą zaprowadziła chłopaka do stołu i posadzając go na krześle a sama zajęła miejsce na przeciwko niego. Na stole stała już przygotowana apteczka pierwszej pomocy. Bez zbędnego słowa przyglądał się jej poczynaniom. Jak czyściła jego ramię a potem ją odpowiednio zabezpieczała. Kończyła owijać jego rękę bandażem gdy ten w końcu do niej przemówił.
-Powiedz mi... Czy to prawda? Sharp jest twoim bratem? - spytał z pochyloną głową.
-Tak. - rzekła wstając. - Skończyłam. Mam nadzieję, że szybko się zagoi.
Jednak nie spodziewała się jego reakcji. On zaś szybko się podniósł z krzesła i złapał ją za jej ramię powstrzymując jej odejście.
-Co ty robisz? Puść mnie! Jeśli ktoś tu przyjdzie, to...
-Nie obchodzi mnie to! Tak samo jak to, że Jude to twój brat. Jeśli unikałaś mnie tylko z tego powodu, że jestem jego przyjacielem, to...
-Nie Josephie... - rzekła wpatrując się prosto w jego oczy.
Chciała by mu jak najbardziej wykrzyczeć całą prawdę. Ale nie mogła...
-Po części tak, ale... Nie! Nie mogę ci o tym powiedzieć. Błagam... Zrozum mnie. Proszę cię zapomnij o moim istnieniu inaczej oboje będziemy cierpieć.
-Więc zapomniałaś już o tym, że coś do mnie czułaś?
-Tak. - odrzekła szybko jednak stała do niego obrócona plecami, by nie ukazać swoich prawdziwych emocji.
-Nie wierzę ci. Nie potrafisz kłamać... Tak samo jak twój brat.
-Zapomnij o mnie... Josepie Kingu.
Wyszła a wręcz wybiegła zanim on zdążyłby znów ją powstrzymać. Brunet nie wiedział co ma zrobić. Jednak wiedział jedno. Ani Jude, ani nikt inny nie przeszkodzi mu z zdobyciu serca Celii Hills, dziewczyny którą... kochał.

***

Bobby i Erick stali na tyłach domu czekając aż któryś z nich pierwszy zacznie rozmowę. Jednak cisza pomiędzy nimi tylko się wydłużała.
-Więc, o czym chciałeś ze mną rozmawiać Bobby?
Chłopak spojrzał na przyjaciela zastanawiając się jak ma ubrać to w słowa.
-Powiedz mi Erick... Kim dla ciebie jest Silvia?
-Słucham? Czemu zadajesz mi takie dziwne pytanie Bobby?
-Po prostu mi na nie odpowiedz.
-Jest moją przyjaciółką. W przeszłości bardzo mnie wspierała tak samo jak i teraz.
-Skoro twierdzisz, że jest tylko przyjaciółką... to czemu ciągle się tak na nią patrzysz?
-Co? Kto? Ja? Niby jak patrzę?
Sherer od razu zauważył jego zmieszanie. Wiedział o wiele więcej niż się jego przyjacielowi wydawało.
-Erick. Znamy się od bardzo dawna. Myślałeś, że niczego nie zauważę... Ale skoro ja to zauważyłem, to jedna dziewczyna także może to zauważyć.
-Dobrze rozumiem! Niech cię Bobby! Jakim sposobem zawsze nakłaniasz mnie do zwierzeń? - spytał uśmiechając się i zakładając rękę na swoich biodrze.
-Taka już rola przyjaciół. - odrzekł Bobby zakładając ręce za głowę. - Więc mów co ci leży na sercu stary.
-Od dłuższego czasu sam się zastanawiam... Nie wiem jak nazwać to co czuję. Nie potrafię znaleźć na to odpowiedzi... Jednak wiem, że dopóki Silvia jest szczęśliwa to i ja też będę. Chcę zawsze widzieć uśmiech na jej ustach i radość w jej oczach. Taki sam jak wtedy gdy byliśmy dziećmi.
-Oho.Stary! Wzięło cię na poważnie. Słuchaj Erick, na to jest najprostsze rozwiązanie.
-Jakie?
-Zakochałeś się. Zakochałeś się w naszej Silvii.