piątek, 23 listopada 2018

One shot - Celia x Axel

Hejka :)
Dziś mam dla was pewien one shot który napisałam na życzenie mojego kolegi z discorda z którym a także z innymi piszę o Inazumie. Mam nadzieję, że mu i także tym którzy lubię parring się spodoba. Uwaga: nie ma on nic wspólnego z główną fabułą. 
Uwaga: nowa notka już jutro. 


Rysunek zrobiła moja przyjaciółka , dziękuje jej za to :)

*********************************************************************************

Celia nie sądziła, że wróci do miasta. Wyjechała stąd gdy tylko skończyła liceum i obiecała sobie, że nic nie skłoni jej do powrotu. Studia w innym mieście umiejętnie zajmowały jej myśli. Z czasem przeszłość odchodziła w niepamięć. Jednak ciągłe namowy Juda; nie mogła przejść koło nich obojętnie. Musiała przyjechać, zwłaszcza na jego ślub. W życiu nie sądziła, że tak szybko do tego dojdzie. I, że tak łatwo uda się to Fabii zwłaszcza po ostatnich nieszczęściach jakie wisiały nad ich głowami. Ale ważne, że wszystko się dobrze teraz kończy nie ważne jest to co było lecz to co będzie. No właśnie... Jednak wciąż nie umiała się pogodzić z pewnymi wydarzeniami z czasów gimnazjum i liceum. Wracały one wciąż do jej głowy niczym puszczony bumerang. Chyba nic nie było jej w stanie pomóc. Nie miała też z nim żadnego kontaktu. Całkowicie zniknął z jej życia. Jedynie pojedyńcze artykuły z gazet dostarczały jej informacji co się dzieje w jego życiu. Także nawet gdyby chciała nie mogła o nim całkowicie zapomnieć. Do skończenia studiów zostały jej jeszcze dwa lata. Gdy je skończy będzie mogła sama decydować już całkowicie o swoim życiu i wyjechać stąd daleko tam gdzie nikt jej nie zna i nie będzie nikt o nim wiedział. Takie życie czeka jednak na nią poza granicami jej kraju. Bardzo dobrze sobie radziła z angielskim dlatego wiedziała, że będzie mogła poradzić sobie w większości krajów na tej kuli ziemskiej. Oczywiste jest to, że będzie tęskniła za Judem, ale... Lepiej by nadal pozostawał w nieświadomości jak bardzo nieszczęśliwie jest zakochana jego siostra. Gdyby to wszystko wówczas ujrzało światło dzienne na pewno ucierpiała by ich przyjaźń. Nie chciała być powodem kłótni między swoim bratem a swoją sympatią. Nie chciała niszczyć ich przyjaźni ze względu na swoje uczucia. Nie mogła być przecież aż tak samolubna. Nie spodziewała się jednak, że los może szykować dla niej nie jedną niespodziankę. Chodź wcale oto nie prosiła. Kolej była dość szybka więc nie miała co narzekać na podróż. W niecałe dwie godziny była już na miejscu. Nikomu nie zdradziła, że przyjeżdża. Po co miała robić niepotrzebne zamieszanie. I tak podejrzewała, że spotka większość osób na ślubie. Ciągnęła za sobą walizkę która toczyła się za nią wolno. W końcu wyszła na ulice miasta. Nie wiele się tu zmieniło. Może to i dobrze. Nie chciała łapać taksówki ani autobusu. Wolała się przejść. Mijała dość dobrze znane miejsca mając z nich wiele miłych chwil. W końcu doszła do miejsca gdzie wszystko się zaczęło i skończyło. Boisko nad rzeką. Miało ono w sobie jakąś magiczną moc, której nie umiała wyjaśnić. Zawsze wiele rzeczy się nad nim działo. Miało w sobie to coś co czyniło to miejsce wyjątkowym i przyciągało do siebie. Westchnęła cicho wspominając sobie ostatnią decyzję jaką podjęła tu dla dobra wszystkich w jej otoczeniu. Nagłą ciszę przerwał jej telefon od jej brata.

-Cześć Jude. Wszystko dobrze. Tak... Udało mi złapać wcześniejszy pociąg. Gdzie jestem? Jestem już w mieści. Nie. Nie musisz po mnie wyjeżdżać. Będę za parę minut. Na prawdę. Jude! Czy ty słyszysz co do ciebie mówię?! Rozłączam się.
Schowała telefon do kieszeni spodni i ruszyła dalej. Mimo, że była już pełnoletnia nie przeszkadzało to jej bratu być nadal tak samo opiekuńczym jak była młodsza. Wiedziała, że chciała dla niej dobrze, ale no bez przesady. Czasami myślała, że życie jest dla niej niesprawiedliwe. Ale... jej życie było by niewiele warte bez jej upartego braciszka. W końcu doszła pod jego dom gdzie w drzwiach stał już on. Jak to ona.
-Cześć Jude! Miło cię widzieć.
Wystarczyła chwila by ten przywitał ją uściskiem. Odkąd zaczęła uczyć się w innym mieście ich kontakt ograniczył się do rozmów telefonicznych a gdy Jude wyjechał grać za granicę to i to się ograniczyło. Gdy weszła do mieszkania została także troskliwie przywitana przez Fabię. Doskonale ją pamiętała z czasów gdy jej brat uczył się w liceum. Chodź ich znajomość na początku była burzliwa i całkowicie pozbawiona pozytywnego spojrzenia to z czasem zaczęło się rodzić z tego coś więcej. Usiedli wszyscy razem w salonie i wesoło ze sobą rozmawiali. Jednak Celia chciała mieć to już wszystko za sobą. Nie spodziewała się jednak propozycji dziewczyny by ta zgodziła się być jej świadkiem. Oczywiście zgodziła się. Nie chciała sprawiać przykrości swojej przyszłej siostrze. Jednak nie zastanowiła się by przez chwilę zapytać się kto będzie świadkiem od jej brata. I szybko tego pożałowała.
-W takim razie Jude możesz już o wszystkim powiedzieć Axelowi. - powiedziała Fabia patrząc w stronę swojego narzeczonego.
-Dla Axela? A co Axel ma z tym wspólnego?
-Jude ci nic nie mówił? Axel ma być świadkiem Juda.
Celia czuła jakby ktoś ją czymś uderzył. Nie... W co ona się wpakowała. Nie po to uciekała od niego by znów móc się z nim spotkać. Nie chciała znów przechodzić przez to co musiała czuć w przeszłości. A teraz miała być tak blisko niego i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dość łatwo słuchając tego wszystkiego mogła udać zmęczenie po podróży i poszła do pokoju który zawsze zajmowała gdy przyjeżdżała tutaj na święta czy na wakacje. Fabia już zdążyła go dla niej przygotować.

Rzadno z nich nie mogło tej nocy spokojnie spać. Niebo było zaciemnione a świecił jedynie księżyc swym białym światem z powodu pełni. Oboje stali w oknie patrząc na migoczące gwiazdy. Za dwadzieścia godzin mieli stanąć przy ślubnym kobiercu jako świadkowie swoich przyjaciół i znów się spotkać. Twarzą w twarz. Cóż to był za stres. Jednak Axel miał jeszcze dodatkowy powód do zmartwień. A nazywał się on Jude Sharp. Gdy do niego zadzwonił i oznajmił, że Celia będzie druhną Fabii prawie o mało co nie spadł z krzesła. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć w to, że wróciła do miasta. Kiedyś nawet dobrze się dogadywali. W końcu także była młodszą siostrą jego najlepszego kumpla, a teraz... Nawet przed nią samą nie przyznał się, że kiedyś coś do niej poczuł, lecz próbował to sobie wybić nawet nie pozwalając się temu rozwijać. Gdy wyjechała z miasta mogło się wydawać, że będzie mu tylko lepiej, ale... mylił się. A teraz miał znów się z nią spotkać i udawać w najlepsze, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Będzie musiał być bardzo dobrym aktorem. Nie wiedział na sto procent czy to się uda, ale tak przeczuwał. Niespodziewanie za oknem zaczęły padać płatki śniegu, Znów naciąga zima. Sen jakoś nie mógł przykuć ich do łóżka. Skoro niedługo wszystko miało się zmienić.
Kilka dni później...
-Ślicznie wyglądasz. - rzekła Celia do Fabii gdy ta stanęła przed nią ubrana w suknię ślubną.
-Dziękuje. Tak się denerwuje.
-Nie martw się Fabio. Wszystko będzie dobrze. - rzekła Nelly wchodząc po pomieszczenia.
Na jej palcu widniał pierścionek zaręczynowy więc wyglądało na to, że sprawy z Markiem idą w dobrym kierunku.
-Łatwo wam mówić. Ale was niedługo też to pewnie czeka.
Brunetka zaśmiała się wiedząc, że ta uwaga była skierowana w jej stronę.
-Wiem. Żałuje tylko, że nie ma tu Silvii.
-Szkoda. Ja jej dam tak znowu wyjechać! W dodatku wzięła ślub bez nas. Tak nie można!
Rudowłosa była zżyta z panną Woods od czasu gdy przemówiła do rozsądku Erikowi.
-Fabio, ja się tak zastanawiam... Jakim cudem ty się w ogóle pobierasz z Judem, skoro tak wiele razy chciałaś go zabić? - spytała Nelly patrząc z błyskiem w oku na rudowłosą.
-To moi drodzy... Jest tajna informacja. - i wszystkie się roześmiały.
Nelly spojrzała na zegarek.
-Jeśli się nie pospieszymy będziemy spóźnione.
Zeszły po schodach i tak się wszystko rozpoczęło....

***

Celia czuła jak coś zaciska się w jej gardle. Gdy weszła za Fabią do świątyni zobaczyła go. Mimo, że minęło niewiele czasu on zdołał się zmienić. A wraz z nim jego fryzura. Ciemniejsza cera dodawała mu uroku a pod grzywką kryło się to spojrzenie od którego chciała jak najszybciej uciec. Odruchowo przetarła dłonią swoją szarą sukienkę chcąc uspokoić nerwy. Podeszła do ołtarza jednak nie mogła na niego spojrzeć. Cała ceremonia ciągnęła się bardzo długo. Wydawał się dla niej być to nieskończonością. Czuła czasami na sobie jego wzrok ale ona nie mogła ulec. Gdy tylko skończy się przyjęcie spakuje swoje rzeczy i stąd wyjedzie. To było dla niej zdecydowanie zbyt trudne.
Jakiś czas później......
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Jude się nachylił i złożył pocałunek na ustach Fabii.
Nelly i Camila popłakały się ze szczęścia. Mark się uśmiechał. Tylko Axel i Celia stali z niepewnymi minami. Próbowali udawać, że są w tak dobrym nastroju jak pozostali, ale... to było na pewno dość trudne.
Gdy wyszli z kaplicy Jude wziął Fabię na ręce.
-Co ty robisz? - szepnęła mu do ucha.
-Teraz nikt mi cię już nie odbierze pani Fabio Sharp.
I oboje się zaśmiali.
Celia przyglądała się im ciesząc się ich szczęściem. Sama kiedyś chciała by coś takiego doświadczyć, ale wiedziała, że to nie bajka i nie będzie to możliwe. Zwłaszcza, że zaraz miała się stąd dyskretnie ewakuować tak by inni nic nie widzieli.
Jakiś czas później.....
Powiedźcie mi, co to za wesele bez żadnego skandalu? Normalne, ale... No cóż... Sami się przekonacie.
-,,Może to najlepszy czas by już pójść." - myślała Celia patrząc na młode małżeństwo ukradkiem. Gdy jednak nie uważała po raz pierwszy spotkała się wzrokiem z Axelem, który rozmawiał z jakimś nieznajomym dla niej chłopakiem. Czuła jak przeszedł przez nią dreszcz. Serce zaczęło jej mocniej bić. Nie! Musi przestać! To nie ma racji bytu! Dość szybko poderwała się z krzesła czym na pewno zwróciła uwagę swego brata.
-Celia? Co się dzieje?
Ona jednak nie zwracała uwagi i wyszła a on za nią. Nie widzieli tylko, że za nimi wyszedł także Axel. Blondyn dogonił dziewczynę przy tylnym wejściu zastępując jej jedyną drogę ucieczki.
-Puść mnie! Chcę stąd wyjść!
-Nie wyjdziesz puki nie porozmawiamy na spokojnie.
-Nie! Nie chce z tobą rozmawiać! Puść mnie!
Czuła jak z oczu pociekły jej łzy. Nie umiała opanować emocji. To było dla niej za wiele. Czemu musiał za nią pobiec. Czemu to on musi w tej chwili przyjmować rolę dla niej starszego brata. Zawsze traktował ją jak młodszą siostrą i to ją irytowało.
-Celio?
-Zostaw mnie! Nie dotykaj! Mam dość! Mam dość tego, że jesteś taki ślepy! Nie rozumiesz tego?! Od kiedy tylko pamiętam jestem w tobie zakochana a ty? Traktowałeś mnie zawsze tylko jako siostrę!
-Ja...
Nie wiedział co ma powiedzieć. Emocje dziewczyny całkowicie go zaskoczyły. Nie spodziewał się po niej czegoś takiego. Jednak szybko wyrwał go zadumy dziwny odgłos za ich plecami. Wszystko tylko nie to. Jak na ich nieszczęście pojawił się Sharp. Gdy zobaczył płaczącą Celie wyraz jego twarzy się zmienił.
-Celio.. chodź tutaj.
Dziewczyna wycofała się i uciekła. Chłopacy zostali sami.
-Co zrobiłeś mojej siostrze Blaze?
Zanim zdążył odpowiedzieć poczuł jak coś uderzyło go w twarz. To działo się zbyt szybko. Nim zdążył zareagować leżał na ziemi mając przed swoimi oczami płytki podłogi.
-Teraz przesadziłeś Sharp.
Podniósł się na kolana ocierając rozwaloną wargę z której zaczęła lecieć już krew. Axel próbował zadawać mu ciosy jednak ten je umiejętnie wymijał. Jednak wystarczył jeden błąd blondyna by to dredowłosy przeszedł do ataku.
-Jude, opamiętaj się.
-Moja siostra od chwili przyjazdu zachowuje się inaczej. I to od chwili gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać o tobie. Co jej zrobiłeś Blaze?
-Nic jej nie zrobiłem Sharp!!!
Teraz blondyn był wściekły był oskarżany oto czego nie zrobił. Nie umiał w porę powiedzieć dziewczynie, którą kocha, że on także odwzajemnia jej uczucie. A teraz... zrobił się z tego niezły kogiel-mogiel.
-Axel! Jude! Co wy najlepszego robicie?!
Za nimi pojawili się Fabia i Mark, którzy dość szybko oderwali ich od siebie.
-Ja ją kocham Sharp! Nie mógłbym zrobić jej nic złego.
Wyrwał się z rąk Marka i wyszedł. Czuł, że musiał znaleźć ją. Nie wiedział tylko jednego, że zamierzała ona lada chwila opuścić to miasto.

***

Celia wpadła jak burza do mieszkania brata. Spakowała szybko swoją walizkę od razu przebierając się. Nie chciała by cokolwiek przypominało jej o tym weselu. Musiała jak najszybciej pójść na stację i wyjechać stąd na dobre. Już więcej nie wróci do tego miasta. Zniknie stąd na dobre. Złapała tym razem taksówkę podając adres najbliższej stacji. Jak na złość uciekł jej właśnie pociąg i musiała czekać na kolejny. Miała więc czas by udać się do łazienki by tam ogarnąć się po nieszczęśliwym weselu jej brata. Miała nadzieję, że Fabia nie będzie jej miała tego za złe. Nie chciała też wiedzieć co potoczyło się dalej jednak wiedziała, że jeżeli chodzi o Juda to zapewne wszystkiego się już dowiedział i dopuściła do tego czego bała się od lat. Zepsuła ich przyjaźń. Zniszczyła przyjaźń jej brata. Czemu musiała zakochać się w jego przyjacielu?! Łzy nadal wypływały z jej oczu szybko przeradzając się w szloch. Ludzie ją mijali jednak nikt się nad nią nie pochylił. Była samotna w tym tłumie i zdana sama na siebie.

***

Sharp nic nie mówiąc przytulił mocno Fabię.
-Jude?
-Nic nie mów.
Kilka minut później...
Carii miała dosyć tej duchoty w środku i poszła się przewietrzyć i wyszła na taras. Z ciekawości spojrzała na dół a tam niecodzienny widok chociaż trochę dziwny.
Jude i Joe siedzieli razem za ławeczce a pomiędzy nimi stała butelka shake.
-Wow. Coś się musi za tym kryć. Co ty kolego kombinujesz? - rzekła do siebie.
-Carii.
-Fabia! Wystraszyłaś mnie!
-Co takiego ciekawego zobaczyłaś na dole?
-Sama spójrz bo nie uwierzysz mi na słowo.
Rudowłosa spojrzała i aż zaniemówiła z wrażenia.
-To sen, czy jawa?
-Raczej rzeczywistość.
-Idę na dół. On coś kombinuje! Wiem to!
Gdy zeszła na dół zobaczyła coś czego wolała nie widzieć.
-Sharp! Co ty tu robisz? Najpierw Blaze, a teraz King... Co ty robisz najlepszego?
-Spokojnie Fabio... Ja już pójdę... Tylko rozmawiałem z kumplem. - i już go nie było.
-Sharp! Co ci strzeliło do głowy. Najpierw Axel, teraz King... O co tu chodzi?
-Nie wiem o co ci chodzi. Tylko rozmawialiśmy.
-No pewnie.
Niespodziewanie Fabia wzięła butelkę czystego alkoholu i rozwaliła ją na murze.
-Jesteś taki nieodpowiedzialny! Taki głupi! Taki niemyślący! Ignorant!.......
Dalej by mu wymieniała, gdyby nie uciszył jej pocałunkiem.
-Co ty robisz?
-Przepraszam cię.
-Przeprosiny nie przyjęte. - i puściła mu oczko.
Carii chciała im dać trochę prywatności temu wróciła do sali.
-A teraz na poważnie... Opowiedz mi co się stało.
Fabia usiadła przy swoim mężu wysłuchując jego wersji.
-Jude... Jedź szybko do naszego domu.
-Dlaczego?
-Coś czuję, że Celia będzie chciała uciec.
Dla dredowłosego nie było trzeba mówić więcej. Musiał jak najszybciej porozmawiać z Celią.

***

Axel spojrzał na rozpiskę pociągów. Całe szczęście miał jeszcze kilka minut. Jednak nigdzie jej nie wiedział. Czyżby się spóźnił albo pomylił? To była najbliższa stacja od domu Sharpa więc jeśli jej tam nie ma to mogł być tylko tutaj. Nagle ją wypatrzył. Ciągnęła za sobą walizkę ubrana z zwyczajny strój. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki ich spojrzenia się spotkały. Puściła rączkę a walizka uderzyła z łoskotem o podłogę. Blondyn puścił się biegiem dobiegając do niej by ją objąć i nie pozwolić jej uciec.
-Tym razem mi nie uciekniesz.
Wystarczyła chwila gdy spojrzała w jego oczy by wiedzieć, że nie śni.
-Axel... Ty... Ja...
-Ja też cię kocham Celio.
Wystarczyła chwila by ją pocałował. Czuła się jakby to co się wydarzyło kilka chwil temu nie miało miejsca. 



-Axe... Co ci się stało?
Dopiero teraz zauważyła jego rozwaloną wargę.
-A to... Miałem małe nieporozumienie z Judem...
-Z Judem... Axel, ja... Nie chcę niszczyć waszej przyjaźni. Nie chcę by przeze mnie...
-Celio... Nie bądź głupia... Od dziś wszystko się już zmieni.
Objął ją czule by przekazać jej jak bardzo ją kochał. Tyle lat trzymał to w ukryciu a teraz mógł w końcu to z siebie wyrzucić.
-Celia!
-Jude!
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie chłopaka by ocenił sytuację.
-Sharp... Jeśli chcesz.
-Axel... Przeprasza... Trochę mnie poniosło i ...
-Bracie...
-Przepraszam cię Celio... Nie zauważyłem w porę że cierpisz i nie mogłem ci pomóc a gdy zobaczyłem, że płaczesz myślałem, że zostałaś skrzywdzona i...
-O Jude... - rzuciła się w kierunku swego brata tonąc w jego uścisku.
-A ty Axel... lepiej uważaj. Będę cię baczniej obserwował.
Blondyn tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Wszystko dobre co się dobrze kończy.

wtorek, 13 listopada 2018

32. Zakończenie otwartego rozdziału


Poczuła nagły uścisk na swoim ramieniu, który dość szybko przyciągnął ją do siebie.
Odsunęła gwałtownie krzesło i wybiegła z lokalu.
-Daniela!
Biegła przed siebie nie patrząc na nic. Wbiegła na przejście dla pieszych i usłyszała klakson. Ostatnie co zobaczyła to dwa światła jadące pr
-Jesteś idiotką! Nie strasz mnie tak więcej!
Nie hamując się, rozpłakała się w ramionach Pawła. Dopiero teraz do niej dotarło co się przed chwilą stało. Nie umiała się uspokoić. Czuła jak obejmują ją z całej siły próbując ją w ten sposób wesprzeć. Gdy spojrzała przez swoje ramię zobaczyła wychodzącą z kawiarni Łucję, która niosła w dłoniach jej płaszcza.
-Ykm... - odchrząknęła zwracając uwagę swoich przyjaciół. - To chyba należy do ciebie.
-Tak. Dzięki.
Dość szybko nałożyła na siebie okrycie, dopiero odczuwając jak było jej zimno.
-Moja propozycja jak coś jest nadal aktualna. Jeśli będziesz chciała Paweł ci powie gdzie nas szukać.
Odwróciła się i odeszła zostawiając ich samych.
-Paweł... Powiesz mi w końcu o co chodzi?
-Tak. Chodźmy po domu. Wszystko ci opowiem. Także nie powiem nikomu w domu o tym co się przed chwilą stało.
-Dobrze.
Droga do mieszkania Danieli zmieniła się w drogę wyzwań. Gdy brunetka leżała w swym pokoju próbowała przetrawić na spokojnie wyjaśnienia Pawła. Nadal nie mogła w to uwierzyć, że jej dawna drużyna jest tutaj. W Japonii. Może nie w takim samym składzie, ale to zawsze coś. Paweł o wszystkim wiedział. To by wyjaśniało, czemu na siłę chciał jej pomóc w ponownym zakochaniu się w piłce nożnej. Nie wiedział jednak o tym, że ktoś już jej w tym skutecznie pomaga. Była za to na prawdę wdzięczna Judowi. Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie myślała, że mogłaby ponownie spojrzeć na piłkę nożna inaczej niż tylko przez pryzmat bólu i strachu. Wówczas gdyby ktoś jej powiedział inaczej zapewne by go wyśmiała. Ale teraz... Wszystko potrafi się zmienić. Rodzina w każdej chwili może zawsze się powiększyć a strachy mogą odejść do przeszłość.

***

Następnego dnia...
Raven siedziała na parapecie wpatrując się w krajobraz za oknem. Gdy śnieg przestał padać idealnie można było opisać całą przestrzeń jednym słowem. Zaśnieżony. Mimo, że to co się stało wydawało się być złym snem było czystą prawdą. Fioletowłosa nie mogła sobie z tym poradzić. Nie miała pojęcia co naszło wówczas jej matkę. O co jej chodzi? Czyżby całe jej życie było... kłamstwem? Przed panem Malcolmem i Andrew udawała że jest wszystko dobrze tak samo jak przed całą resztą jego rodziny i przed Alice. Nie chciała robić swojej przyjaciółce niepotrzebnych kłopotów. Nawet jej nieobecność w szkole została usprawiedliwiona i mogła przez te kilka dni odpocząć by jej psychika mogła wrócić do pełnego stanu zdrowia. Ale... Jakieś kolec wciąż wiercił jej dziurę w sercu. W jej głowie było więcej pytań niż odpowiedzi. Nadal czuła pozostałości po tym uderzeniu po którym straciła przytomność. Widziała to szaleństwo w oczach swojej matki gdy wyprowadzała ją policja. Ale... To wydaje się być aż tak nierealne. Niczym jakiś dramat, który można wyświetlić w telewizji w celu zapełnienia czasu antenowego. Nagłe pukanie do drzwi przerwało jej ciszę.
-Raven... Obiad jest gotowy. Zjesz z nami?
-Dobrze pani Malcolm.
Nie chciała robić im problemów. Wolała nie stwarzać żadnych kłopotliwych dla nich i dla niej samej sytuacji. Była tu gościem a gość zawsze kiedyś musi odejść. Gdy tylko sytuacja z jej matką się wyjaśni będzie musiała stąd odejść i wrócić do swojego dawnego życia. Z ociężeniem zeszła na dół gdzie siedziała cała rodzina Malcolów. Cała uśmiechnięta, radosna. Dla fioletowłosej był to dość bolesny widok. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyła i nie będzie miała nawet szansy by jej doświadczyć. Jej rodzina była rozbita i co z tego, że może będzie dało się ją skleić jednak ślady po tym pęknięciu zostaną. Niczym na lustrze, które straci już swoją pierwotną funkcję i będzie wszystkim w koło zawadzać. Chciała się wycofać i usunąć w cieniu swojego dotychczasowego schronienia. Jednak szybkie spojrzenie pana Malcolma znalazło ją stojącą lekko schowaną za drzwiami.
-Raven, wchodź. Czekaliśmy tylko na ciebie.
Dopiero teraz zobaczyła, że przy stole siedziała także Alice, której Andrew pomógł zejść z piętra.
Z lekkim zawahaniem usiadła pomiędzy Andrew a Alice gdzie stało jedyne puste krzesełko. Gdy wszyscy wesoło w koło rozmawiali tylko ona i Alice milczały zajmując się swoim jedzeniem. Chodź wyraźnie ani jednak ani druga nie miała apetytu. Niespodziewanie konwersację przerwał dzwoniący telefon.
-Przepraszam, muszę odebrać.
David odszedł od stołu z niepewną miną. Czyżby dzwonił do niego ktoś z pracy. Po chwili wrócił do stołu tylko po to by się pożegnać.
-Przepraszam, ale... Muszę iść. Obowiązki wzywają.
-Nie mogą wziąć kogoś innego? - spytała pani Malcom z rozczarowanym wzrokiem. - Przecież jest wielu innych.
-Tak, ale to dotyczy sprawy której prowadzę.
-A dokładnie której?
-Potem porozmawiamy kochanie. Lecę.
Atmosfera wydawała się być ciężka. Wszyscy posiedzieli jeszcze chwilę w ciszy i zaczeli się rozchodzić. Raven czuła się jakoś... dziwnie. Postanowiła dogonić Davida i spytać się go oto co nachodziło w obecnej chwili jej myśli. Na całe szczęście nie wyjechał on jeszcze z garażu siłując się z niezapalającym silnikiem.
-Panie Malcolm, możemy porozmawiać?
-Nie teraz Raven, muszę się pośpię... Niech to! Czemu ten gruchot nie chce odpalić!
-Panie Malcolm, ja muszę to wiedzieć... Czy ta sprawa... Dotyczy mnie?
Mężczyzna wstrzymał się z walce z samochodem. Zamiast tego wysiadł i oparł się o auto.
-Najpierw mi obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego Raven.
-Ale...
-Inaczej nie będę mógł ci nic powiedzieć.
-Dobrze... Obiecuję.
-Ok. W takim razie powiem ci. Przed chwilą zadzwonił mój partner w pracy Tsurugi Sata. Dziś rano policja wypuściła twoją matkę z więzienia.
Raven czuła jakby coś w nią uderzyło. Gdyby nie to, że pan David stał koło niej zapewne uderzyła by ciałem o podłogę. Zupełnie jakby ziemia usunęła się jej sprzed nóg. Nie! To nie mogła być prawda.
-Przecież mówił pan, że tego nie zrobią.
-Myliłem się. Jak widać prokurator i ja myślimy zupełnie inaczej. Właśnie dlatego muszę jechać. Spróbuje porozmawiać i przekonać ich do zmiany zdania. Na razie wróć do domu i nie wychodź z niego. Tam jesteś bezpieczna.
-Dobrze. Obiecuje.
-Spróbuje zrobić wszystko co w mojej mocy.
Wsiadł do auta, które tym razem odpaliło bez problemu. Raven zaś wróciła do swojego pokoju by w spokoju to wszystko przemyśleć.

***

Andrew był tym wszystkim również zaskoczony. Nie mógł w to uwierzyć. Stał za drzwiami, które dzieliły ich korytarz od garażu. Lekko uchylone zachęcały by je zamknąć. Jednak znajomy głos dziewczyny kazał mu słuchać. To co powiedział jego ojciec... to... straszne. To wszystko toczy się niczym jakiś okrąg, który nie ma końca. Czy w końcu ten pech się kiedyś dla tej dziewczyny skończy? Wiedział, że teraz tym bardziej nie może zostawić jej samej. Mogła wiele rzeczy obiecywać jego ojcu. Jednak jeśli była taka jak Cerise to wiedział, że będzie musiał pilnie ją obserwować. Zamiast wrócić do swojego pokoju usiadł w salonie z którego idealnie można obserwować drzwi frontowe. Nie mogła mu uciec niezauważona. Zwłaszcza, że nie miała kluczy do garażu. Nie mógł przewidzieć jednak tego, że jego ojczym zapomniał zamknąć garażu. Sam zaś otworzył dokument tekstowy w laptopie i zaczął pisać pracę na kolejne zajęcia. Skupiony na pisanym tekście nie usłyszał otwieranych drzwi z drugiej strony domu.

***

Raven czuła, że ma szczęście. Obiecała coś Davidowi, ale... Musi niestety ją złamać. Musi spotkać się i porozmawiać ze swoją matką. Musi od niej usłyszeć całą prawdę nawet jeśli byłaby ona najgorsza. Bez oporu szła do domu gdzie spędziła większość swojego życia. Oczywiście, że trochę się bała. Ale strach nie może teraz przejąć kontroli nad jej życiem. Było już dosyć blisko. Zatrzymała ją jednak dzwoniąca komórka. Niech to! To Andrew. Pewnie zauważył jej nieobecność. Skąd właściwie miała jego numer? Widocznie musiał jej go wpisać jak spała. Nie mogła jednak odebrać ani z nim rozmawiać. Z ciężkim sercem odrzuciła jego połączenie i schowała komórkę do kieszeni. Jeszcze tylko kilka kroków i stała przed swym celem. Zapukała do drzwi jednak nikt jej nie otworzył. Nie były także zamknięte więc weszła do środka. No cóż... W końcu była u siebie więc nie łamała prawa. W środku było cicho, za cicho. Jakby nikogo tu nie było. Wędrując po domu znajdowała jedynie zniszczenia po pożarze. Nie zniszczył on wiele,co pozwalało łatwo się ich pozbyć robiąc remont, jeśli tylko miało się pieniądze.
-Co ty tu robisz?!
Za jej plecami stała ona. Jej matka. Jej twarz zdradzała wszystko co czuła, ale... Nie wyglądała jak ona. Podkrążone oczy pełne szaleństwa, pogniecione ubrania a do tego rozczochrane włosy. Wszystko co kazało by normalnemu człowiekowi uciekać. Ale... to była jej matka i zawsze nią będzie.
-Mamo, musimy porozmawiać.
Jej śmiech był straszny. Brzmiący niczym z jakiegoś horroru.
-Ja nic nie muszę drogie dziecko. Gram według własnych zasad. Twój ojciec wie o tym najlepiej.
-Więc kłamałaś mówiąc, że on nie żyje.
-Oczywiście. Myślisz, że byłam szczęśliwa tłumacząc się wszystkim czemu siedzi on w więzieniu!
Łatwiej było wymyślić tę historię. Wszystko było pięknie gdybyś nie była tak wścibska!
-Mamo...
-Ucisz się! Nie jestem twoją matką! Twoja matka nie żyje!
Fioletowłosa nie wierzyła w to co usłyszała. Czuła się jakby coś przeszyło jej serce. Nie... To nie mogła być prawda...
-To nieprawa! Kłamiesz!
-Oj kochana... Nawet nie wiesz w ilu kłamstwach żyjesz. Hahaha...
-Więc powiedz mi... Wyjaw mi całą prawdę!
-Prawda jest zbyt męcząca. Kłamstwo jest łatwiejsze i o wiele wygodniejsze. Ale jak chcesz, to będziesz ją miała. Możesz już się zacząć przyzwyczajać bo twoja biologiczna matka nie żyje od kilku lat.
-Nie wierze! Nadal kłamiesz!
-To najszczersza prawda. Mimo, że była moją młodszą siostrą to wyglądałyśmy jak bliźniaczki i często nas mylono. Łatwo było przejąć jej życie gdy ta zmarła. Jechałyśmy razem samochodem który miał wypadek. Wówczas tylko ja i ty przeżyłyśmy. Zabrałam cię i po chwili wybuchł. Ona została uwięziona w środku. Łatwo było przejąć jej życie. Uciec od wszystkich moich problemów jako martwa. Nikt nie mógł mi udowodnić, że kłamałam, zwłaszcza, że ciało mojej siostry spłonęło a ja miałam wszystkie dokumenty i wyglądałyśmy tak samo. Twój ojciec przebywał wówczas w areszcie i był rozwiedziony z twoją matką. Tak samo twój brat. Tylko, że jego popyt w poprawczaku dość szybko się już kończył. Wystarczyła tylko jednak chwila by znów popełnił błąd i wrócił tam. To dobrze, bo mógł by zniszczyć moją maskaradę. Ty widziałaś we mnie swoją mamę, więc zrobiłam z ciebie moją córkę. A skoro Wiliam i Cesar nadal pozostają za kratami ja mogłam być bezpieczna. Ale dość szybko sobie uświadomiłam, że jednak popełniłam błąd zabierając ciebie i zostając tutaj. Mogłam stąd wyjechać, sprzedać dom i cieszyć się wspaniałym życiem jako Aiko Hood zza granicami tego kraju, który zniszczył mi życie. Jednak czułam na sobie spojrzenia władzy. Musiałam więc udawać. Ale teraz... Nic nie ma już znaczenia. Skoro poznałaś moją tajemnicę zabierzesz ją ze sobą do grobu moja mała Raven. Pozdrów ode mnie słodką Cerise gdy będziesz już na tamtej stronie.
Raven nie wiedziała kiedy w dłoni kobiety pojawił się nóż. Słuchała jej jak zahipnotyzowana. Ta historia wydawała się jak wyjęta z jakiegoś dramatu, wręcz z horroru. Czy w jej rodzinie każdy na swych rękach miał krew swych bliskich? Czyżby ich ród był jakiś przeklęty? Nawet nie próbowała się bronić. Nie dała rady. Czuła się jak lalka która czeka, aż w końcu ktoś wykona za nią ruch. Nie miała już sił. Przed chwilą cały jej świat runął. Proszę bardzo niech działa. Czemu nie zada ciosu od razu?
-Na co czekasz?! Zadaj swój cios od razu! Teraz!
-Jak sobie życzysz... kochana siostrzenico.

***

Andrew niewiele myślał a praktycznie wcale gdy pędził przed siebie. Raven nie odbierała telefonu a to znaczyło tylko jedno. Była w niebezpieczeństwie. Nie znał innej odpowiedzi na to pytanie. Musiał jej pomóc. Nie może jej tak samej zostawić teraz, gdy może go najbardziej potrzebować. Nie ona. Czuł, że ta historia zatacza pewne koło. Nie chciał by stało się ponownie nieszczęście dla osoby, na której mu zależy. Nie teraz! Nie na jego warcie! Tym razem historia się nie powtórzy. Zapobiegnie jej złemu zakończeniu. Inaczej nie nazywa się Andrew Malcolm. Gdy był już pod domem zaniepokoiły go otwarte drzwi. Wszedł by do środka gdyby nie to, że zobaczył nagły ruch na górze. Nie widział wiele ale wystarczyło to by działać zwłaszcza gdy w promieniach słońca błysnął mu nóż. Rozejrzał się wokół by znaleźć pomoc i zobaczył kamień. Mówi się trudno, jedna rozbita szyba to małe zło w porównaniu z tym co się może wydarzyć.

***

-Na co czekasz?! Zadaj swój cios od razu! Teraz!
-Jak sobie życzysz... kochana siostrzenico

Jednak ciszę przerwało nagle tłuczone szkło. Dość duży kamień leżał między ich stopami dając dowód na to, że ktoś zrobił to specjalnie. Znajomy krzyk sprawił, że Raven szybko otrzeźwiała.
-Raven! Skacz do .... Po prostu skacz! Złapię cię!
Dziewczyna ufnie skoczyła do okna wiedząc kogo zobaczy na dole. Andrew... Przybiegł tu za nią... Z ufnością ostatni raz spojrzała na swoją oprawczynię i ... skoczyła. Leciała w dół by wylądować w jego ramionach. Chłopak nie wytrzymał by jej mocno nie objąć. Nareszcie. Była bezpieczna. Już on oto zadba. Mimo, że niewiele widział przez okno na pierwszym piętrze to czuł, że postąpił właściwie. Dźwięk radiowozu doskonale go uświadomił, że jego ojczym też się zbliżał. To będzie ostateczny koniec wszystkich problemów rodziny Hood.



Następnego dnia...
Wczorajszy dzień minął pod znakiem wielu pytań i wielu emocji. Pozwolono jednak dziewczynie na odpoczynek. Nie chcieli by jej psychika została całkowicie zniszczona. Woleli poczekać aż sama zechce z nimi porozmawiać i David skutecznie wyjaśnił to prokuratorowi mając poparcie lekarza w tej kwestii. Andrew jako jedyny wiedział co czuje Raven. Temu to on zrobił jej śniadanie i pukając wszedł do jej pokoju. Gdy postawił talerz na stoliku przy jej łóżku ściągnął kołdrę z poduszki chcąc ją obudzić, ale... Nie było jej! Jak to?! Kiedy wyszła i czemu to zrobiła?! Jej telefon leżał na ziemi więc nawet nie próbował do niej dzwonić. Zamiast tego narzucił na siebie kurtkę i wyszedł na zewnątrz.
-Raven! Raven!
Czuł w środku dziwny niepokój. Gdzie mogła pójść? Nie mogła przecież tam wrócić?!
-Raven!!! - krzyknął z całych sił wkładając w niego cały strach o nią.
-Tak?
Odwrócił się i zobaczył ją idącą w jego kierunku. Dość szybko doskoczył do niej i mocną ją objął.
-Nie znikaj tak więcej bez słowa. Chcesz bym padł tu na zawał.
Dziewczyna nie wiedziała jak ma na to zareagować. Po prostu wyszła na zewnątrz się przewietrzyć.
-Eeee... Andrew... Możesz już mnie puścić. Trochę za mocno...
Odsunął się do niej dość szybko tak samo jak ją objął.
-Przepraszam. Po prostu zawsze mów komukolwiek gdzie idziesz. Chcę byś zawsze od dziś była bezpieczna.
-Spokojnie Andrew. Twoja mama sama mi doradziła wyjście do ogrodu. Po prostu... nie wiedziała, że do mnie zajdziesz...
-I zrobię awanturę bo ogłupiałem. Proszę bardzo, śmiej się teraz ze mnie.
Stanął odwrócony do niej plecami zakładając ręce na piersi.
-Spokojnie... Jeszcze nie zdążyłam ci podziękować za wczoraj, dziękuje.
Sama podeszła do niego od przodu i posłała mu uśmiech.
-Mam ochotę na spacer, idziesz ze mną?
-Tak.
Ruszył za nią czując jak szybciej biło jego serce gdy ta posłała mu szczery uśmiech. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak była podobna do swojej rodzonej siostry. I nigdy się o tym nie dowie.  



czwartek, 8 listopada 2018

31. Niepodległa piłka


Blondyn był przyparty do muru. Nie wiedział co miał zrobić. Sytuacja nie była taka prosta jak zdawało się to wydawać. Amun całkowicie go zaskoczył. Ta rozmowa w ogóle nie powinna się odbyć. Dla niego chłopak zachował się w niewytłumaczalny sposób. Jak może knuć za plecami Danieli? Swojej własnej siostry. I to z kim? Z jej przyjacielem, którego wręcz uważa za swojego brata. Tu się działo coś na prawdę dziwnego. Jednak nie może nic powiedzieć brunetce. Zna Danielę już jakiś czas a zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach uwierzenie mu było ostatnią rzeczą, której się spodziewał. Zresztą były to dla niej bliskie osoby. Jakie jest to dziwne, że to zawsze najbliższe dla nas osoby najbardziej nas ranią. Axel był rozdarty. Nie chciał teraz pohamowywać swoich emocji. Był zdenerwowany, nawet na swój sposób wściekły. Przed nogami miał piłkę. Strzelał nią do pustej bramki. Musiał zapomnieć. Musiał się uspokoić. Czuł, że nie do końca był sobą. Nie umiał opisać co się z nim działo. W tej chwili pozostała mu tylko piłka i ćwiczenie zagrywek hissatsu. Daniela nie wiedziała co naszło Axela. Jeszcze nigdy go chyba nie widziała w takim stanie. To nie był on. Dość dziwnie się go obserwowało. Zwłaszcza z ukrycia. Coś niepokojącego wisiało w powietrzu. Chciała wyjść i z nim porozmawiać, lecz jakoś... Coś ją powstrzymywało. Ostatnio ich przyjaźń wydawała się być wystawiana na próbę. Od czasu pojawienie się Pawła coś się zmieniło. Dlaczego blondyn tak źle reagował na jej przyjaciela? Czemu się tak do niego chłodno odnosił? Wiedziała jednak, że rozmowa z nim na ten temat była by jednym wielkim błędem. Musi zaczekać. Może gdy wszelkie emocje wokół opadną wówczas będzie łatwiej podjąć rozmowę. Jego kolejny atak hissatsu trafił w pustą bramkę. Po jego twarzy widziała jego złość, determinację i ten ogień w jego oczach. Nie na darmo jego żywiołem był ogień, który był nawet w jego technikach hissatsu. Zmęczenie zdawało się nad nim coraz bardziej panować. Coraz ciężej oddychał tracąc bez sensu siły. 
-Axel... - szepnęła i siłą oderwała się od jego widoku. 
Wycofała się i znów poszła przed siebie. Wyszła tylko na zakupy a nie było jej już sporo czasu. Miała nadzieję, że jej matka nie zacznie zadawać żadnych zbędnych pytań. Oby była czymś zajęta. Gdy weszła do domu zostawiła siatkę w kuchni. Z zaciekawieniem weszła do salonu z którego dochodził dźwięk grającego telewizora. Maoki siedział w fotelu i oglądał jakąś kreskówkę zaś Amun i Paweł grali w jakąś grę karcianą.                                                                                            -Witaj Dani… Co ci tak długi zeszło?
-Nie muszę ci się spowiadać ze swojego życia Pi.
Ich przekomarzanie było częstym rytuałem więc nikt nie zwracał na to szczególnej uwagi. Amun tylko uśmiechnął się do siebie i poszedł do swojego pokoju by zostawić ich samych. W końcu… obiecał coś Pawłowi a on zawsze dotrzymuje słowa… Zresztą,co w tym może być złego. Jeśli jego siostra będzie szczęśliwa to spoko. A co było w tym złego, że i on mógł z tego skorzystać? W tym samym czasie Daniela zaciągnęła Pawła do kuchni by pomógł jej zrobić obiad a tak właściwie odwalić prawie całą czarną robotę. Brunetka nie umiała gotować i to wiedział każdy kto chodź raz próbował jej kuchni. Dzień płynął leniwie i wolno. Wydawało się, że nic w domu państwa Olsonów nie może się zmienić. Jednak to tylko kwestia czasu.


***


I w końcu musiało się to stać. Po raz pierwszy Daniela widzi śnieg w Japonii mimo, że wcale nie było jeszcze kalendarzowej zimy. Nic dziwnego, że nikt się go nie spodziewał. Ale, nie mogli narzekać na jego pojawienie się bo to oznaczało niezłą zabawę! Zwłaszcza, że za trzy tygodnie rozpoczynała się przerwa świąteczna. Dla Danieli jak zarówno i dla Alice będą to ich pierwsze święta w Japonii, lecz spędzone wraz z ich rodzinami dadzą odczuć prawdziwego ducha świąt z ich rodzinnych krajów. Ale teraz... pora nacieszyć się białym puchem. Zwłaszcza, że wciąż pada i nie widać końca tego tańca śnieżnych płatków śniegu. Jednak Alice nie przewidziała jednego. To, że wraz z śniegiem przywędrował także i lód. Niebezpieczny przeciwnik, który położył już wielu silniejszych od niego ludzi. Rudowłosa się spieszyła. Nawet nie zdała sobie sprawy gdy postawiła zły krok i wszystko potoczyło się w niewłaściwą stronę. Jedyne co poczuła to silny ból gdy upadła na plecy ocalając jednocześnie swoją głowę przed spotkaniem z chodnikiem. 
-Ała!
Nawet nie zdała sobie sprawy gdy krzyk wydarł się z jej gardła. Próbowała wstać, jednak ból w kostce dość szybko uświadomił jej, że to nie będzie takie proste.
-Co ty robisz na ziemi?
Gdy odwróciła głowę zobaczyła za sobą... swego kuzyna, Andrew. Czemu to musiał być on?!Czerwonowłosy nie musiał wiele pytać gdy zobaczył jeszcze niepłynące łzy w jej oczach. Westchnął jedynie i podszedł do kuzynki pochylając się aby podać jej rękę. 
-Chodź. Pomogę ci. 
Rudowłosa nie wiedziała jak ma na ten gest odpowiednio zareagować. To było tak … niepodobne do Andrew. 
-Nie mamy całego dnia. A ja też się spieszę na lekcję. 
Bez wahania przyjęła jego dłoń a ten pomógł jej dojść do drzwi. Dość widoczne było, że dziewczyna kulała i coś musiała sobie zrobić w nogę.                                  -Niech cię...

Bez żadnych ceregieli nagle wziął dziewczynę na ręce. 
-Nic nie mów. Nie będę tracił czasu na kulę u nogi. Zwłaszcza na schodach.            Chodź jego zachowanie się zmieniło to nadal pozostało w nim to coś. 
-Thank you, Andrew.
On jednak nie odpowiedział. Zaniósł ją do domu i położył na kanapie w salonie. Sam zaś poszedł poszukać swojego ojczyma.                                                       -Tato, tato!
Znalazł go wychodzącego z garderoby. 
-Andrew...? Myślałem, że wyszedłeś już do szkoły. 
-Tak, ale przed domem zdarzył się pewien mały wypadek. Alice...
-Gdzie ona jest?
-W salonie. 
Pan Malcolm nie musiał więcej pytać. Wiedział, że tu bez obdukcji lekarskiej nie można postawić właściwej diagnozy. 
-Tato?
-Możesz Andrew iść do szkoły. Zajmę się Alice. 
-No dobrze. 
Rudowłosa wiedziała, że czeka ją ciężkie popołudnie. Nienawidziła lekarzy a tym bardziej szpitali. Jednak wiedziała, że jej wujek jeśli będzie trzeba zaciągnie ją tam nawet siłą. Nie miała jednak tyle siły by się z nim spierać więc się poddała. Po południu leżała już w swoim łóżku ciesząc się z lekarskiej diagnozy. Na szczęście jej noga była cała oprócz jednej rzeczy, kostka. Ona nie miała tyle szczęścia. Nawet nie wiedziała, że przy tak zwykłym upadku mogła ją sobie skręcić. Jednocześnie czym wykluczyła się na jakiś czas z normalnego życia. Musiała leżeć, zażywać lekarstwo, odpowiednio schładzać nabrzmiałe miejsce i przede wszystkim leżeć. Piękniej nie mogła się załatwić. Co za niefart. 


***
Daniela z radością patrzyła na padający za oknem śnieg. To oznaczało, że zima zbliżała się dużymi krokami a ona kochała zimę. Odważyła się nawet otworzyć okno i wyciągnąć rękę by złapać chodź jeden płatek, który dość szybko się na niej rozpuścił. 
-Daniela, pośpiesz się! Bo się spóźnimy! - krzyczał Paweł zza drzwi jej pokoju. 
-Już idę!
Wytarła odruchowo rękę o swoją spódnicę i zamknęła okno. Wzięła tylko jeszcze do ręki swój tornister i spotkała się ze wszystkimi pod drzwiami.                            -Co ci tak długo zajęło? - spytał Amun trzymając rękę już na klamce. 
-To moja prywatna sprawa bracie. 
Wyszła zanim zdołał brunet dorzucić coś więcej. Szli do szkoły spokojnie i to było aż za dziwne, zwłaszcza, że wszędzie leżał śnieg. Gdy jednak przekroczyła bramę szkoły, żałowała, że zrobiła to pierwsza gdy coś uderzyło ją w twarz. Dopiero po chwili zorientowała się, że oberwała w twarz śnieżka. 
-Sorry Daniela. To nie miało trafić w ciebie. - powiedział Mark stając przez koleżanką. 
-To oznacza wojnę Evans. - posłała mu swój ironiczny uśmiech. 
-Spokojnie Daniela. Nie ma sensu... - próbował uspokoić ją Paweł gdy nagle i on oberwał. 
-Sorry. Ale stałeś na linii mojego strzału. - powiedziała Axel stając przy swoim przyjacielu. 
Wystarczyła tylko chwila dla Pawła by i ten wziął do ręki śnieg który jednak zamiast w uchylającego się Axela trafił w … Juda. Wystarczyła tylko chwila nieuwagi by to co miało obrócić się w niewinny żart zamieniło się w wielką śnieżną bitwę. Nikomu nie darowano kto znajdował się na placu. Nagle brunetka wykonując ostry zamach za mocno odchyliła się do tyłu lądując plecami w śnieżnej zaspie. Gdy otworzyła swe oczy przekonała się, że nad nią stoi dwóch chłopaków, którzy podają jej ręce.
-Nic ci nie jest?
Z ich ust padło to samo pytanie. Więc mogła stwierdzić, że słyszy podwójnie. 
-Tak. Wszystko w porządku.
Podała im ręce a oni pomogli jej wstać. Cali mokrzy udali się na swoje pierwsze zajęcia. Na pierwszy jednak rzut oka wszystkich zdziwił brak Alice. Co się mogło za tym kryć?

***
Łucja niecierpliwie siedziała w kawiarence mając przed sobą kubek gorącej czekolady. Dość długo Paweł kazał jej na siebie czekać. Co on sobie myśli? Przez niego spóźni się na trening! A przecież teraz jest walka o wszystko. Co ten blondyn sobie wyobraża. Powiedział, że przyprowadzi ze sobą jakąś niespodziankę. Ciekawe co mu do tej blond główki wpadło?



Odruchowo wzięła kolejny łyk napoju gdy drzwi do kawiarni się otworzyły. Gdy granatowłosa zobaczyła kto przez nie wszedł, o mało co się nie zakrztusiła. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Gdy ich oczy się spotkały, widziała to samo zaskoczenie w oczach brunetki. Ta odruchowo cofnęła się do tyłu i gdyby nie chłopak stojący z tyłu, zapewne by uciekła. Wolnym krokiem oboje podeszli do stolika gdzie siedziała samotna dziewczyna.                                                                                                                    -Witaj Paweł. Lepiej późno niż wcale. Widzę, że twoja niespodzianka... naprawdę jest duża. 
-Nie przesadzaj Łucjo. Zostawię was na chwilę samych. Zaraz wracam. 
I już. Zostały same. Daniela nie wiedziała jak ma się zachować. Była to dość trudna sytuacja i każde zbędne słowo może doprowadzić do niepotrzebnych konsekwencji. 
-Dobrze cię znowu widzieć Dani.
Nie widziały się od czasu tamtego nieszczęsnego meczu. Mimo, że minęło trochę czasu wspomnienia były jak najbardziej żywe.
-Ciebie też miło znowu widzieć, Łucjo.
Brunetka czuła się niezręcznie w tej sytuacji. Nie spodziewała się czegoś takiego. Myślała, że przyszła tu by napić się czegoś ciepłego z Pawłem a tutaj... spotyka ją. Skąd ona mogła tu się wziąć? Czyżby Paweł zrobił to specjalnie? Czy mógł wiedzieć o obecności granatowłosej w tym mieście? Jedno jest pewna... po tym wszystkim czeka ich bardzo poważna rozmowa.
-Co słychać u reszty drużyny?
Daniela próbowała zagaić rozmowę. Ta cisza pomiędzy nimi była dość niezręczna. Gdzie polazł ten chłopak?
-Bardzo dobrze. Nawet lepiej niż sądzisz.
-Co masz na myśli?
-Skoro Paweł cię znalazł, będzie łatwiej mi to zrobić jako zastępca kapitana drużyny.
-Ale co? Ukartowaliście to spotkanie?
-Nie. Sama byłam zdziwiona gdy cię zobaczyłam. Nie miałam pojęcia, że Paweł jest z tobą w kontakcie. Nic mi ani nikomu innemu nie wspominał. Widzę, że ma przed tobą tajemnicę. A podobno nigdy ich nie miał?
Daniela wiedziała, że Paweł kiedyś podobał się Łucji i ta była zazdrosna, że ten spędzał tyle czasu z nią i dość często jej z tego powodu dokuczała.
-Co masz na myśli Łucjo?
-Nie martw się. Już dawno mi przeszło. Obecnie mam kogoś innego na oku.
Żartobliwie puściła jej oczko czym zbiła ją z tropu. To spotkanie zaczynało robić się coraz bardziej dziwne.
-Znam go?
-Nie. Dołączył do naszej drużyny rok po tym... wypadku, na twoje miejsce.
-Rozumiem.
Łucja nie chciała poruszać wrażliwego tematu. Minęło już trochę czasu i ich drużyna przeszła drastyczne zmiany. Po tym wypadku i odejściu z drużyny Danieli, połowa drużyny także zrezygnowała z gry. Dopiero po kolejnym roku udało się zdobyć nowych zawodników którzy pomogli w odtworzeniu jej potęgi. Jednak to nie było już to samo co kiedyś. Gdy nagle wrócił Paweł wydawało się, że dawny duch zaczął powracać, ale... nadal czegoś brakowało. Teraz siedząc tutaj naprzeciwko swojej dawnej koleżanki z drużyny już wiedziała czego. Bliźniaków Olson. Jednak Daniel już nigdy nie wrócił, ale Daniela... To co innego. Miała nadzieję, że Karol nie będzie jej miał tego za złe.
-Daniela... Mam dla ciebie pewną propozycję.
-Słucham?
-Wróć do nas. Dołącz z powrotem do naszej drużyny. Możemy znów razem grać.
Tego brunetka się nie spodziewała. Czuła jak cały świat wokół niej się zatrzymał a ona sama czuła się jakby coś w nią trafiło. Oblał ją zimny dreszcz i jakby ją sparaliżowało. O czym Łucja mówiła? Co to miało znaczyć?! Odsunęła gwałtowanie krzesło i wybiegła z lokalu.
-Daniela!
Biegła przed siebie nie patrząc na nic. Wbiegła na przejście dla pieszych i usłyszała klakson. Ostatnie co zobaczyła to dwa światła jadące prosto na nią.

niedziela, 4 listopada 2018

Special Halloween


Hejka :)
Miło mi znowu tu pisać :D
Musiałam się zregenerować i odpocząć od wszystkiego.
Tylko dzięki mojej rodzinie nie popadłam w depresję, ale...
Teraz już tu jestem cała i zdrowa :D
Dzisiaj na tym blogu narodziła się nowa ja. Dziś właśnie Axeliela Maskarade staje się Arlin .
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i cieszycie się dziś nową notką tak samo jak ja :)

********************************************************************************



Światło księżyca padało na leśną dolinę, która była niedostępna dla zwykłych ludzkich istot. Miejsce mało znane dla nielicznych ocalałych a tak dobrze znane z licznych opowieści. Właśnie tutaj zaczyna się nasza historia. Jak zwykle podczas pełni jasne światło oświetlało dolinę dając poczucie, iż tej nocy wcale nie było nocy, tylko wyjątkowy dzień. Pośrodku stał zamek, wyglądał na opuszczony jednak jak bardzo pozory mogą mylić. Za grubymi murami mieszkał bowiem pewien wampir, niewykrywalny dla ludzkiego oka w swym naturalnym środowisku. Nikt nie potrafił go złapać a kto go widział ten nie był już nigdy sobą. Tak krążyły legendy od wielu wieków. Jednak jak były one blisko prawy?

***

Młody chłopak stał na balkonie wpatrując się w srebrną tarczę księżyca. Wszystko wydawało się być tu normalne. Jednak niech was nie zwiedzie ten niewinny obrazek.
-Mark, tutaj jesteś.
Za plecami chłopaka wyłonił się nastolatek z … wilczymi uszami?
-Szukałeś mnie Nathan?
-Myślałem, że znów gdzieś zniknąłeś.
-Nie martw się. Nie mam zamiaru opuszczać tego zamku.
Gdy wszedł do środka jego peleryna zaszumiała wlokąc się za nim. Jego jasna karnacja wyraźnie kontrastowała z cerą jego przyjaciela. Mark szedł korytarzami swego zamku nie wiedząc nawet gdzie miał iść. Zwłaszcza, że miał na to wieczność. Ten zamek był zarówno dla niego domem jak i przekleństwem. Żaden człowiek bez jego wyraźnego zaproszenia nie mógł tu wejść ani tym bardziej trafić. Tylko tacy jak on mogli pokonać tu drogę sami i być powitani jak równy równemu gdy nierówni byli w ludzkim świecie. Przykładem jest tu Nathan, jeden z jego nielicznych przyjaciół, który jest wilkołakiem. Niedawno przybywała też tu nowa osoba, która jednak bywa tu dość rzadko, lecz nie można zarzucić jej niczego. Bowiem Celia miała w sobie to coś co starała się ukryć przed całym swoim światem, Chodź dla nich było to całkiem widoczne. Jutrzejszy jednak dzień miał być wyjątkowy dla Marka bowiem jutro będzie obchodził swoje setne urodziny. Tak. Dobrze przeczytaliście. Mark jako wampir żył tu od wielu wielu lat skąd pochodzą jego przodkowie. Mimo, że to byłby normalny dzień tak jak każdy, wewnątrz czuł, że coś na pewno się jutro wydarzy. Jako wampir nie potrzebował snu więc funkcjonowanie strasznie mu się w samotności dłużyło zwłaszcza gdy jego przyjaciela odpoczywali a on zostawał samemu sobie. Z samego rana podjął jednak chyba najważniejszą decyzję w swoim życiu. Dzisiejsze urodziny będą tymi niezwykłymi, pewnym przełomem w jego życiu. Po raz pierwszy postanowił wejść do ludzkiego świata. Poznać go na nowo zwłaszcza, że wiele mogło się zmienić odkąd był w nim ostatnio ponad 80 lat temu.
-Mark. Przecież to szalony pomysł. Gdy tylko się dowiedzą kim jesteś... Zabiją cię na miejscu.
-Wiem o tym. Dlatego nie proszę cię byś poszedł za mną. W dodatku jest noc. O tej porze tylko nieliczni przebywają na zewnątrz obawiając się... nas.
Zniknął w cieniu nocy zostawiając za sobą zdezorientowanego przyjaciela. Nikt nie zdołałby go odciągnąć od tego pomysłu. Znał drogę doskonale mimo że nigdy jej nie pokonywał. Czuł jednak intensywny zapach Celii która przebyła tą drogę wczoraj wieczorem w stronę wioski. Jej wielkim atutem było to, że miała żadnych fizycznych znaków tego iż nie była zwykłym człowiekiem. Mogła więc żyć normalnie, dopóki ktoś nie odkryje jej sekretu lub sama tego nie zdradzi. Droga do miasta nie wydawała się dłużyć. Po niespełnych paru minutach był już na głównym placu.

***
Brunetka w sukni balowej krążyła wśród zaproszonych gości. Jej ojciec miał doby pomysł by zorganizować dziś przyjęcie ale ona jakoś nie miała sił na nie. Nie miała ochoty na zabawę. Obecna sytuacja w jej życiu nie napawała jej entuzjazmem. Widziała wiele szczęśliwych tańczących par i jej sam uśmiech pojawiał się na twarzy. Westchnęła tylko cicho i wyszła na balkon. Na siłę próbowała także uciec od wszelkich ludzkich spojrzeń i pytań na temat jej ślubu. Ostatnio bez swojej wiedzy i zgody, została zaręczona przez swojego ojca, ze swoim przyjacielem z lat dziecinnych, z wicehrabią Axelem Blazem. Nie to, że nie lubiła Axela. Był miłym i dobrym przyjacielem. Ale tylko przyjacielem. Nie czuła, że mogłaby spędzić przyszłość u jego boku jako jego żona. Nie widziała tego. Chodź ostatnio co noc śni jej się on. Nigdy nie widzi jego twarzy,ale czuję, że to ten jej jedyny. Ciężko było to dla niej wyjaśnić i nikomu nie odważyła się temu wyjawić, nawet dla swej przyjaciółki lady Celii. Nagle przeszedł ją zimny dreszcz. To był znak by wracać do środka. Lecz gdy weszła do środka nic nie miało być już takie same jak dotychczas, bowiem wśród gości stał... on. Poczuła jakby nagle coś w nią uderzyło. Wszystko wokół wydawało się niknąć wokół jego osoby. Poczuła się jakby zmaterializowała się przed nią jej senna jawa.

***

Brunet chodząc ulicami miasta zauważał niewielkie zmiany. Świat nie wydawał się aż tak bardzo pójść do przodu tak jak myślał. Ludzie czasami go zadziwiali. Zwłaszcza te dziwne dekoracje. Czemu miały służyć? Rozstawione dynie, wiszący czosnek, dziwne nietoperze czy inne różne kształty w kształcie potworów. Co mogły one znaczyć? Nie było to dla niego jasne. Jednak zmierzał do przodu mijając grupę dzieci która biegła w kierunku jakiś drzwi pukając do nich. Poszedł jednak przed siebie by nie zostać przez przypadek rozpoznany. Jakoś do tej pory wszyscy patrzyli na niego i się uśmiechali. Nie miał pojęcia o co tym ludziom mogło chodzić? Gdy coraz bardziej zbliżał się do centrum zauważył tam dość duży ruch. Co tu się mogło dziać? Widział mnóstwo ludzi poprzebieranych jak reszta ludzi których do tej pory spotkał. Nie wiedział co, ale coś mu kazało tam iść. Czuł wewnątrz siebie że tam może coś go czekać. Jednak jego rozsądek mówił coś innego. Co może go dobrego czekać w zbiorowisku samych ludzi? Do tej pory jednak jego instynkt ani razu go nie zawiódł więc i tym razem postanowił mu zaufać. Idąc po schodach ignorował wszystkich aż w końcu wszedł do wielkiej sali gdzie zobaczył tańczących ludzi i … ją. Właśnie stanęła i sama także spojrzała w jego kierunku. Miała na sobie prze śliczną różową suknię a jej twarz przykrywała łabędzia maska. Odruchowo skierował swe kroki w jej kierunku. Nie wiedział co robi ani jak ma się zachować gdy do niej dotrze. Ale czuł silną potrzebę by znaleźć się koło niej. I zrobił to. Stał naprzeciwko niej. Czuł jakby wszystko wokół się zatrzymało. Coś było w tej chwili... magicznego. Wszystko wydawało się przerwać gdy nagle zabrzmiała muzyka.
-Zatańczysz ze mną... eeeee?
Jej głos wydawał się być dla niego niczym kryształ. Dopiero teraz otrzeźwiał i mógł powiedzieć coś rozsądnego.
-Mark. Me imię brzmi Mark. A jak zwą ciebie?
-Jestem Lady Nelly Raimon. Mój ojciec jest gospodarzem tego balu.
-Więc Lady Nelly, z przyjemnością z tobą zatańczę.
Ukłonił się żartobliwie i podał jej dłoń. Wystarczyła tylko chwila by wmieszali się w tłum i stali się zwyczajną parą bawiącą się na tej zabawie. Nelly mogła zapomnieć o tym co ją czeka gdy ten bal się skończy. Zaś Mark chodź raz mógł poczuć się tak jak każdy. Jak każdy normalny człowiek.

***

Celia stała przy ścianie wpatrując się w tańczące towarzystwo. Zdziwiło ją i gdy zobaczyła Marka. Nie sądziła że się tu pojawi. Chociaż dzisiaj... Nikt raczej nie odkryje jego sekretu. Nie mówiła mu nigdy o święcie Halloween ani o tym co ludzie wtedy robią. Zapewne to wszystko musi być dla niego nowe i niezwykłe. W dodatku widziała jego zdziwienie gdy jego wzrok zahaczył na niej. Nigdy mu nie mówiła o swym ludzkim życiu. Zresztą... jako czarownica mogła swobodnie żyć między innymi ludźmi bez ukrywania się tak jak inni o jej statucie. Wiele razy próbowała im pomóc jednak nie mogła wzbudzić podejrzeń u swego brata. Trudno udawać swoje przywiązanie do nich gdy jej własny brat jest łowcą. Odkąd ich rodzice zginęli poprzysiągł sobie że nie spocznie dopóki nie wybije wszystkich potworów w okolicy tak by ich miasto mogło spać spokojnie. Nie miał jednak on o tym pojęcia kim była jego siostra. Tylko ona i ich ciotka o wszystkim wiedziała. Zresztą to sama Lady Raven odkryła, że Celia odziedziczyła moc po swojej matce i wyjawiła jej prawdę. Jakże wielkim kłamstwem okazało się, że ich rodzice zostali zabicie przez zgraję potworów, które się zbuntowały i chciały ludzkiej krwi. Tak na prawdę to ich ojciec pozbawił życia ich matki gdy dowiedział się o tym kim była a później w napadzie rozpaczy sam wymierzył sobie karę także pozbawiając się swojego życia. Ciotka Raven była tego świadkiem i znała całą prawdę. Nie mogła jednak zdradzić jej ludziom bo by wtedy napiętnowali ich dzieci jako dzieci czarownicy i wówczas wszystko mogłoby się potoczyć źle. Dlatego sama zniknęła i zajęła się dziećmi, a gdy rano przypadkowi mieszkańcy znaleźli ciała hrabiego i hrabiny, dopowiedzieli sobie całą historię i stąd jeszcze bardziej zagorzała w nich nienawiść do innych istot, które nie były takie jak oni. Zresztą sama Lady Raven była czarownicą i doskonale wiedziała, że jej siostrzenica też zwłaszcza gdy ta skończyła dziesięć lat i zaczęła przejawiać magiczne umiejętności. Obie jednak martwiły się o jej starszego brata który zza bardzo zaangażował się w polowania na potwory gdy tylko ktoś zauważył jakiegoś w okolicy. Były to jednak sprzyjające okoliczności by mogła ona szkolić Celię by ta przekazała kiedyś te samą wiedzę jakieś innej młodej wiedźmie. Trening oznaczał jednak, że musiała czasami nocować poza swym domem co przyczyniło się do poznania hrabiego Marka i dostanie się w opiekę pod jego skrzydła w zamku w dolinie gdzie do tej pory nigdy nie bywała i nie śniła nigdy o tym, że mogłaby tam chodź przez chwilę być.
-Wszystko w porządku siostro?
Wyrwana z głębokich rozmyślań podniosła odruchowo głowę i spotkać się twarzą w twarz ze swoim bratem.
-Tak bracie. Wszystko jest w porządku.
Posłała mu uśmiech. Nie chciała go martwić ani niepotrzebnie prowokować. Musiała to przyznać, ale czasami bała się go... Zwłaszcza gdy mówił o osobach taki jak ona lecz nie wiedział jak bardzo ją to dotykało.
-Czy moja piękna siostra zgodzi się ze mną zatańczyć?
-O ile jakaś piękna dama nie czeka w kolejce by zatańczyć z przystojnym hrabią?
Uśmiechnął się tylko gdy mu odgryzła i powirowali w dźwięk muzyki. Celia wirując na parkiecie widziała jak dziewczyny wodzą wzrokiem za jej bratem. Wiedziała jednak, że żadną się nie interesuje na poważnie. Zawsze gdy się go oto pytała ten mówił jej, że ma ważniejsze rzeczy na głowie niż miłość. Zresztą, niedługo miał on objąć oficjalnie tytuł hrabiego po ich ojcu i miała wraz z nim przeprowadzić się do ich rodzinnej posiadłości wiele kilometrów stąd. To znaczy że będzie tedy zdana sama na siebie. Z daleka od pomocy ciotki Raven czy też Marka. A mówiąc o Marku...
Tym razem skierowała swój wzrok na tańczącą niedaleko nich parę. Nadal trwali w swych ramionach. Dość dobrze znała Nelly. Były przyjaciółki i mówiły sobie o wszystkim. Cóź... prawie. Wiedziała w jakiej sytuacji jest dziewczyna. Ale widząc szczęście na jej odsłoniętej twarzy wiedziała, że jest szczęśliwa. Wówczas spotkała się wzrokiem z Markiem i kiwnęła mu głową posyłając mu uśmiech. On zrobił to samo. Gdy w końcu muzyka się skończyła na sali nastało zgromadzenie. Do środka wszedł nie kto inny jak hrabia Raimon, gospodarz tego balu i... O nie! Przy nim stał nie kto inny jak przyjaciel Nelly jak zarówno i jej narzeczony wicehrabia Axel Blaze! Odruchowo pokazałam Nelly by uciekała. Ona zdała się zrozumieć jej aluzję i już jej nie było tak samo jak Marka.

***

Nelly wbiegła do najgłębszej części ogrodu gdzie ludzkie spojrzenie nie sięgało. Byli u bezpieczni. Nikt nie mógł ich odkryć.
-Czy coś się stało Lady Nelly?
-Nie nic. Po prostu... Musiałam tu przyjść. Z tobą. Nie mogłam zostać tam na sali!
-Panienko?
-Błagam cię... Nie bądź taki oficjalny. Nie obchodzi mnie jakiej pozycji jesteś. Ponieważ poczułam, że zakochałam się w tobie odkąd cię zobaczyłam. Nie obchodzi mnie kim jesteś! Błagam... Zabierz mnie ze sobą...
Mark wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. On czuł tak samo. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Jednak... Nie wiedziała o nim wszystkiego. Twierdzi, że nie obchodzi jej to kim jest. Jednak jak zareaguje gdy powie jej, że nie jest... człowiekiem. Nie skazał by jej na wieczną tułaczkę i na wieczną nienawiść ze strony jej rodziny byle tylko uszczęśliwić siebie. Przede wszystkim musiał myśleć o niej.
-Tam skąd pochodzę nie mogę cię wziąć. Nie jestem z tego świata a tam żaden człowiek nie pasuje...
-Mark?
-Droga Nelly nie mogę cię skazać na ten los na który sama chcesz mi się dobrowolnie oddać nie znając całej prawy.
-O czym ty mówisz Mark? Oczywiście, że pasuje. Zaakceptuje każdą, nawet najgorszą prawdę. Ponieważ czuję, że ty jesteś dla mnie tym jedynym. Tak czuje i mówi mi to moje serce.
-Znasz mnie zaledwie od chwili. Jak możesz tak twierdzić?
-Miłość od pierwszego wejrzenia. Wiele razy o niej czytałam i słyszałam jak moje opiekunki śmiejąc się z tego w sekrecie narzekając na swoje miłoście. Wierzę w to, że mogę być przy twoim boku szczęśliwa... Mark...
-Przykro mi Nelly, lecz nasza miłość wydaje się być na przegranej pozycji... Ja... Jestem... Ja, nie jestem człowiekiem.
Powiedział to stojąc do niej odwrócony plecami.
-Powinnaś wiedzieć, że dziś obchodzę swoje setne urodziny a miejsce do którego chcesz za mną pójść do leśna dolina.
Odwrócił się by zobaczyć jej reakcje. Ewidentnie była w szoku. Nic dziwnego. W końcu przecież ludzie ich nienawidzili.
-Jesteś... wampirem z tej doliny... - wyszeptała spuszczając głowę.
Wiedział, że to będzie zaledwie chwila by zdołała zareagować jak wszyscy inni. Nagle zdjęła maskę i popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
-I co z tego? Nadal chce z tobą być!
Nie spodziewał się takiej deklaracji.
-Nelly! Lady Nelly? Gdzie jesteś? Twój ojciec martwi się o ciebie?!
Brunetka odruchowo schowała się za żywopłotem jakby nie chciała zostać znalezioną. Gdy tajemniczy gość przeszedł o nią mogła odetchnąć z ulgą.
-Kto to był?
Mina dziewczyny zmieniła się diametralnie.
-To był... mój narzeczony... hrabia Axel Blaze.
-Twój narzeczony? Nelly... Nie możesz ze mną pójść. Masz tutaj ludzi, którzy cię kochają i dadzą ci to czego ja nie mogę dać.
Nie chciał zabierać jej człowiekowi który ją kocha. I którego ona kochała a dzisiejszy wieczór mógł być dla niej czymś … czego będzie jutro żałować? Czuł jak pęka mu serce. Jednak... on był wampirem. Żył wiecznie. Nie mógł skazać człowieka a zwłaszcza tak pięknej dziewczyny jak Nelly na tak okrutny los jaki w oczach człowieka bywa bycie związanym z potworem.
-Mark to nie tak... ja...
-Wybacz mi Nelly... Życzę ci szczęścia. Miło było mi móc cię pokochać.
Nim zdążyła zareagować zniknął w cieniu nocy.
-Mark!!! - krzyknęła i opadła na kolana.
Nie umiała powstrzymać swych łez. Po raz pierwszy od straty matki czuła tak wielki smutek. Nie potrafiła opanować w sobie wewnętrznego bólu który przeszył jej duszę. Czuła się jakby miecz przeszedł jej serce rozcinając je na dwie części. Mark nie wiedział jak bardzo zranił jej serce i jej duszę.

***

Od pamiętnego balu minęło wiele dni. Ani Mark ani Nelly nie mogli dojść do siebie. Zamknięci w swych pokojach próbowali wyleczyć się ze złamanych serc. Jednak wcale nie jest to takie proste jakby się zdawało. Celia podejrzewała, że za ich dziwnych zachowaniem kryło się coś więcej, jednak żadno z nich nie wiedziało, że grafitowłosa znała tą drugą osobę. Czuła się więc jakby była na linii frontu pomiędzy swymi przyjaciółmi. Jak miała wyjść z tej sytuacji? Pewnego dnia poszła do Nelly by się z nią poważnie rozmówić.
-Panienko Nelly, Lady Celia chce się z panią widzieć?
-Niech wejdzie. - odpowiedziała brunetka swej służącej i zostały same w jej pokoju. -Chciałaś coś ode mnie Celio?
-Prawdy. Widziałam cię wtedy na balu... Z nim.
-Oh Celio... Nie mówi że teraz i ty zamierzasz mi prawić morały?
-Ja? Nigdy w życiu. A kto niby to zrobił?
-Mój ojciec. Ktoś mu doniósł o moich tańcach i spędzeniu czasu z Markiem. Pokłóciliśmy się i on... przyspieszył ślub. Mam wyjść za Axela jeszcze w tą sobotę.
Widziała jak po policzkach przyjaciółki poleciały łzy. Na prawdę nie wiedziała jak ma postąpić. Jednak czuła, że musi jej pomóc.
-Nelly, ja... Muszę ci się do czegoś przyznać.
-Ja też... Nikomu tego nie powiedziałam, bo wiem, że to by się skończyło źle dla Marka i dla mnie. Celio... Mark wcale nie jest człowiekiem.
-Wiem o tym. To on jest tym wampirem z doliny.
-Skąd o tym wiesz?!
Brunetka była zdziwiona wiedzą grafitowłosej. Czyżby mogło ją coś kiedyś łączyć z Markiem, ale to nie możliwe... zwłaszcza znając jej starszego brata Juda.
-Wiem o tym, bo ja, bo ja... sama nie jestem człowiekiem. Jestem czarownicą. - wyszeptała jej tak by nikt nie mógł ich usłyszeć.
-Mówisz poważnie? To... niezwykłe! Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?!
Wcale nie wydawała się być tym przestraszona, ale... zafascynowana? Zupełnie inaczej wyobrażała sobie jej reakcje.
-Ty... Nie boisz się?
-A czemu...? Pokochałam wampira... Czemu miałabym się bać mojej przyjaciółki, czarownicy?
Puściła jej żartobliwie oczko i znów powrócił na jej twarz smutek. Celia znała Nelly aż za dobrze by wiedzieć, że naprawdę ją wzięło i naprawdę poważnie i prawdziwie zakochała się w Marku. Tylko ta sobota i ślub z Axelem wydaje się zniszczyć wszystko. Musi jej jakoś pomóc. Nie może tak patrzeć na nieszczęście swej przyjaciółki.
-Celio... Zapewne byłaś tam kiedyś w tym zamku? Błagam cię. Zabierz mnie ze sobą!
-Nelly... chciałabym , ale … nie mogę. Tylko Mark może cię tam zabrać byś tam trafiła, gdyż jesteś człowiekiem. Niestety nie mam w tym takiej mocy ja on. Przykro mi.
-Nic się... nie stało... To przecież... Nie twoja... wina.
Próbowała wstrzymać płynące łzy by nie wybuchnąć szlochem. Szybko wstała i odwróciła się plecami do przyjaciółki by ta nie zobaczyła w jakim jest ona stanie. Czuła się jakby ktoś na zawsze pozbawił ją szczęścia.
-Jeszcze raz wybacz mi Nelly... Muszę już iść.

***

Grafitowłosa wyszła, jednak wcale nie poszła do swego domu. Zamiast tam wrócić skierowała się w stronę zamku czując, że musi tam pójść. Zmierzała wyznaczoną ścieżką pamiętając jak pierwszy Mark ją tędy prowadził. Tylko on znał drogę do swego zamku oraz ci którym on ją pokazał. Inaczej można wśród tego lasu błądzić wiekami a i tak nie znajdzie się celu wędrówki jakim jest zamek wampira z Doliny. Gdy weszła do środka została powitana przez Nathana. Zawsze witał ją Mark dlatego wydało jej się, że on także nie został obojętny po tej halloweenowej nocy.
-Witaj Celio. Miło cię widzieć.
Nathan Wilkołak. Zawsze tu był. Gdy tu przybyła był tu stałym mieszkańcem od kiedy zamordowano jego rodzinę podczas licznej obławy na potwory. Od tamtej chwili ani razu nie opuścił murów tego zamku zawsze towarzysząc swemu przyjacielowi, który nie opuścił go w potrzebie i pomógł mu podnieść się po strasznej traumie. Mark zawsze był pomocny i skory do pomocy. Jego wampirza natura nie ma tu nic do rzeczy. To, że był wampirem nie znaczyło, że był okrutnikiem. Odkąd go zna ani razu nie widziała by pił ludzką krew która podobno była mu tak potrzebna do życia i według ludzkich mitów miała mu służyć do wiecznej młodości. To stek bzdur. Mark doskonale karmił się krwią zwierząt porzucając barbarzyństwo zabijania ludzi by sam nie stać się takim potworem jakimi byli oni sami zabijając wiele niewinnych ludzi w imię sławy i bogactwa a także zemsty. Znała go dobrze i wraz z Nathanem mogli by oddać swe życie jako zaświadczenie o jego nieszkodliwości. Ale czy inni ludzie mogli to zrozumieć? Wątpliwe.
-Celio?
-Przepraszam Nathan. Zamyśliłam się. Mark jest u siebie?
-Tak. Odkąd wyszedł tamtej nocy nie odezwał się ani razu. Wygląda jakby ktoś naprawdę zrobił mu jakąś krzywdę.
-Nawet chyba wiem o co chodzi.
Bez żadnych ceregieli weszła do jego komnaty zostając go leżącego na jego łóżku.
-Czemu nie mogę po prostu zasnąć i na chwilę zapomnieć o tym bólu. Czemu nie mogę się zabić?
-Bo nie jesteś Wolterem, hrabio Evansie. Jesteś wampirem! Nie marnym chłopczyną, który postanawia za jedne nie przebić swe serce mieczem! Zamiast walczyć.
Nathan stanął z boku nie wiedząc jak ma zareagować. Jako jedyny nic nie wiedział o sytuacji i czuł, że jego słowa mogą być nie na miejscu.
-Celia... Nathan... Nie mogę nic zrobić... Nie zniszczę jej życia... Nie ja gdy ma szanse....
-Szansę na co?! Kiedy to zrozumiesz, że Nelly jest nieszczęśliwa! Jeśli nic z tym nie zrobisz już za kilka dni ona będzie należeć do innego.
-Co?
-Jej ojciec przyśpieszył ślub przez wzgląd na wasze spotkanie. Jeśli nic nie zrobisz już w tą sobotę Nelly stanie się panią wicehrabiną Blaze i na zawsze stanie się dla ciebie nieosiągalna. A myślę, że prędzej to ona skończy tu jak Wolter a może nawet jak Julia zanim ty zdołasz wykonać prawidłowy krok Mark...
Wampir podniósł się do pionowej pozycji spuszczając wzrok na swe buty. Nie wiedział jak ma zareagować. Jednak chwila namysłu wystarczyła by podjąć tą jedną i śmiałą decyzję.
-Celio... Pilnuj proszę cię Nelly. Jeśli wszystko dobrze pójdzie w sobotę jednak zabraknie panny młodej.
Dziewczyna nie musiała o nic więcej pytać. Zrozumiała wszystko od razu i z ochotą podjęła się tego zadania.
-Dla ciebie Nathan, przyjacielu mam inne zadanie.
-Zatem słucham cię... Mark.

***

Kilka dni później...
Nelly siedziała w swej komnacie, pozwalając swym służącym na skończenie przygotowań. Już za kilka chwil miała stanąć w ślubnej kaplicy u boku mężczyzny, którego nie kochała. Była załamana a dodatkowo krążyła wokół niej szczęśliwa Celia. Wszystko wokół niej wydawało się krążyć i żyć własnym życiem a ona czuła się jak jakaś marionetka. Wszyscy dookoła niej ją kierowali i robili to czego nie chciała robić. A ona pragnęła tylko jednego. Nie pamięta, ile razy patrzyła przez okno swego domu, w stronę doliny, myśląc o nim. A teraz? Czy tylko będzie jej dane widzieć go w jej snach? Oto nadeszła chwila z której nie ma odwrotu. Jest tu. Stoi przy niej dla niej wybrany i posyła jej miły uśmiech. Wie o tym, że on jej nie skrzywdzi i będzie chciał uczynić ją szczęśliwą, ale... Co to za szczęśliwe życie w którym nie ma miłości i która zdążyła umrzeć zanim zdołała rozkwitnąć.
-Moi drodzy... zebraliśmy się tutaj by połączyć świętym węzłem małżeńskim....
Kapłan rozpoczął odprawianie nabożeństwa. To koniec. Nikt nie mógł jej uratować.
-Kto zna przeszkody dla zawarcia tego małżeństwa niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki...
Brunetka rozejrzała się wokół jednak panowała cisza. Jednak... Nie przyszedł łudziła się do ostatniej chwili.
-Ja znam jeden powód!
Wszystkie głowy zwróciły się w stronę głosu, który wydobywał się z tyłu. Nelly nie mogła w to uwierzyć. A jednak przybył. To wydawało się być...
-Mark! - krzyknęła i wszystkie spojrzenia przeniknęły w jej stronę.
-Kocham tę kobietę i nie pozwolę by poślubiła tego człowieka.
Blondyn nie czekając na rozwój akcji wyciągnął swój miecz i stanął przed swą wybranką.
-Odejdź stąd w tej chwili a oszczędzę ci życie. Wampirze....
Wówczas wtedy w przypływie gniewu brunet wysunął swe kły. Wśród gości pojawiła się panika i tłok. Wszyscy zaczęli uciekać. Nagle znikąd pojawił się nagły hałas i wszystko spowiło się w gęstej mgle. Do Nelly podszedł Nathan mający na sobie kaptur.
-Chodź za mną. Mark będzie na nas tam czekał.
Brunetka zaufała mu i poszła za niebieskowłosym. Gdy opary opadły w kaplicy zostali tylko oni … Mark i Axel.
-Nie myśl wampirze, że oszczędzę ci życia. Nie pozwolę by przez ciebie Nelly nie mogła być bezpieczna i szczęśliwa.
-To prawda, że przy moim boku może być w niebezpieczeństwie, ale to nie ja uczynię ją nieszczęśliwą. Nie zrobię ci krzywdy bo tylko dodatkowo unieszczęśliwiłbym Nelly robiąc coś złego jej przyjacielowi.
Zamiast atakować znów rzucił miksturą Celii w ziemię czym zyskał sobie przewagę w ucieczce. Celia z dnia na dzień stawała się coraz lepszą czarownicą.

***
Jude nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Jak mogło do tego dojść pod jego nosem. To jest... Wręcz niedopuszczalne. Nie mógł pozwolić temu wampirowi i jego towarzyszom odpuścić to co się właśnie zdarzyło. Ale najpierw, musiał zadbać o swoją siostrę. Ale... Gdzie ona była? Jeszcze parę minut temu siedziała koło niego w kościelnej ławie. A teraz? Nie mógł dopuścić i by ją spotkało coś złego. Lecz... Co to? Wystarczyła tylko chwila by zobaczyć jak wampir wymyka się z kaplicy uciekając w cień. Nic w tej chwili go nie powstrzymywało by podejść do niego i wbić w niego ostrze, ale... Co przy nim robi Celia? Wraz z Nelly? Wiedział że musi działać zanim tu się wydarzy coś złego.
-Celia! - krzyknął biegnąc w jej stronę.
-O nie! Mark... Uciekajcie! Ja zatrzymam poszukiwania. Później do was dołączę. Znam drogę.
-Dzięki ci Celio za pomoc. Przyjaciółko. - odrzekł Mark biorąc Nelly za rękę i składając na niej delikatny pocałunek.
-Nawet nie wiesz jaką dzięki tobie jestem szczęśliwa. Dziękuję ci moja przyjaciółko. - odparła brunetka i we dwoje zniknęli w cieniu lasu.
-Celia? Nic ci nie jest?
Dredowlosy dobiegł do swojej siostry i mocno ją ścisnął czując ulgę, że jest bezpieczna.
-Jude... Spokojnie... Nic mi nie jest.
-Czego chciał od ciebie ten stwór? I dokąd zabrał Lady Nelly? Czyżby do swojego zamku? Jeśli teraz wyruszę to może jeszcze...
-Jude... Nie! - powstrzymała brata łapiąc go za rękaw jego koszuli.
-Dlaczego mnie powstrzymujesz siostro? Dobrze wiesz czym się zajmuję. Teraz mam jedyną szansę by skończyć swe dzieło.
-Ty nic nie rozumiesz. Mark wcale nie jest taki jak myślisz?!
-Mark? Skąd znasz imię tego potwora?!
-Wybacz mi, ale... Nie mogę ci powiedzieć.
-Siostro... Co przede mną ukrywasz? Wiem o tym, że nie raz opuszczasz nas dom w środku nocy i tajemniczo pojawiasz się nad rankiem. Nie rozumiem tego w tobie. Co się dzieje?
-Przepraszam cię bracie, ale... Nie zrozumiałbyś tego....
Wkroczyła w las chcąc odciąć ścigającym drogę ścigania.
-Celia! Nie!
Stracił już rodziców. Nie może teraz stracić też siostry. To oznacza tylko jedno! Prawdziwą wojnę ... Nie spocznie dopóki tej nocy nie przebije temu wampirowi jego niebijącego serca.

****
Celia umiejętnie zmyliła poszukującym drogę . Zadanie zostało wykonane. Mimo, że się nie ujawniła to wiele osób widziało jak im pomogła i wie, że nie może już tam wrócić. Została już zapewne napiętnowana w oczach tych ludzi co na pewno niedługo rozniesie się po wszystkich. Musi zniknąć lecz Jude nie może wiedzieć kim jest ona na prawdę. Niech jej brat nie żyje ze świadomością, że jednym z potworów na których poluje jest także jego własna siostra.

***
Jude przedzierał się przez zarośla. Słyszał krzyki swych towarzyszy jednak ignorował je. Zawsze gdy za nimi szedł w końcu wracał do punktu wyjścia i nigdy nie udało im się znaleźć tego czego szukali. Ale teraz... postanowił zmienić swą drogę.
-Hrabio Sharp.
Odwrócił się za siebie by zobaczyć go...
-Wicehrabia Blaze. Co ty tu robisz?
-Potwór wykradł mi narzeczoną i moją przyjaciółkę oraz prawie mnie zabił. Nie odpuszczę mu tego. Hrabio Sharp, jestem do twojej dyspozycji.
-W takim razie proszę podążać za mną. Dzisiejszej nocy wszystko się rozstrzygnie.
Podążyli dalej za swym instynktem nie wiedząc jak blisko są swojego celu.

***

Grafitowłosa słyszała kroki za sobą. Wiedziała, że ją ścigają i musi lepiej się postarać. Wzięła do ręki fiolkę gotowa użyć jej na ich przeciwnikach. 
-Celio! 
-Jude! Wicehrabia Blaze? Co wy tu robicie?
-Moglibyśmy oto samo spytać się ciebie lady Celio? - spytał blondyn zaskoczony obecnością dziewczyny.
Niepewnie odwrócił wzrok w stronę swojego towarzysza, który wyglądał jakby z czymś walczył. 

-Odejdzie stąd. Ten las nie jest wam życzliwy.
-O czym ty mówisz siostro?
-Powiedziałam odejdcie!!! - wyciągnęła dłoń trzymając w niej jakąś fiolkę.
-Celia?! Co ty robisz?!
-To co muszę!
Rzuciła fiolką o ziemię, której płyn sprawił, że trawa i zarośla zaczęły dziko rosnąć. Sama odwróciła się i zniknęła. Axel wydobył swej szabli i zaczął ciąć przeszkodę jednak to nic nie dawało.
-To czary! - krzyknął w stronę swego druha.
-To niemożliwe! Celia!!!
Ona sama słysząc jego rozdarty głos przystanęła czując coś dziwnego w środku. Szybko jednak otrząsnęła się i pobiegła przed siebie. Jude jedak wykorzystując lukę w jej pułapce wykorzystał to by przedostać się na drugą stronę. Nie musiał biec daleko by dogonić swą siostrę zaledwie kilka metrów od siebie.
-Nie zbliżaj się do mnie Jude. - powiedziała trzymając w dłoni ostrzegawczo zapełnioną fiolkę.
-Celio, porozmawiajmy.... To wszystko da się wytłumaczyć, prawda.
-Nie Jude. Wszystko w czym żyłeś było kłamstwem! Ja sama... Nie jestem tą którą myślisz... Tak. Nie jestem człowiekiem. Jestem wiedźmą... Tak samo jak nasza matka!
Rzuciła swym ostatnim eliksirem który pozwolił jej zamrozić jej brata przynajmniej na parę tych minut by mogła zniknąć w lesie i bezpiecznie dojść do zamku.

***

Mark wręcz wpadł do zamku trzymając za rękę swą wybrankę. Chwilę później pojawili się za nimi Nathan i Celia. Byli już wszyscy. Udało się. Nic im nie grozi. Byli bezpieczni w zamku w dolinie.
-Witaj w swym nowym domu Nelly. - powiedział Mark pokazując brunetce swój zamek. Nagle z jej oczu poleciały łzy. Zdezorientowany brunet nie wiedział jak ma na to zareagować.
-Nelly? Coś się stało?
-Nie ja... Po prostu... Jestem dziś najszczęśliwszą osobą na świecie. I to wszystko dzięki wam. Dzięki tobie i naszej miłości Mark...
Chłopak słuchając instynktu przyciągnął dziewczynę do siebie a ta się w niego wtuliła.
Na ich twarzach gościło szczęście którego do tej pory nie znali. Chłopak nachylił się by móc ją pocałować gdy nagle...
-Mark! Mark!
Był zaskoczony gdy ujrzał swoją... matkę!
-Mamo? Co ty tu robisz?
-Pora wstawać do szkoły! Znowu się spóźnisz!
-Co? AAAAA!!!!
Nagle podłoga zniknęła i wszyscy zaczęli wpadać w czarną dziurę. Obudził się w swym łóżku zdając sobie sprawę, że to wszystko było tylko snem a na podłodze leżała książką którą czytał przed snem ,,Legenda Halloweenowej Doliny". Już nigdy więcej nie będzie czytać czegoś takiego przed pójściem spać! Nigdy!
Zaczął zbierać się do szkoły i wybiegł ze swojego pokoju. Jednak gdy wrócił nie mógł nigdzie znaleźć tej książki. A może jednak to wcale nie był tylko sen?