poniedziałek, 10 grudnia 2018

33. Smutki Raimona


-Joseph! Uważaj! - krzyknął David gdy oddał strzał na jego bramkę.

Chłopak jakby wyrwany z rozmyślań w ostatniej chwili użył techniki hissatsu by zatrzymać nowy strzał swego przyjaciela, który ten ćwiczył.
-Co z tobą jest Joe? Wszystko dobrze?
-Ja... Tak. Jest wszystko jak w najlepszym porządku.
Wyrzucił piłkę do przodu wiedząc, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej niż on mówił. Myślami był zupełnie gdzieś indziej. W jego głowie wciąż krążyło jedno imię ... Celia. Nie rozumiał czemu go ignorowała. Czemu po udanej randce na której wydawała się dobrze bawić nagle wysłała mu tego SMS-a. Nie umiał tego zrozumieć. Wiele razy próbował do niej dzwonić jednak ta uparcie milczała. Kilka razy próbował pójść pod jej szkołę jednak porzucił ten pomysł. Wiedział, że mógłby tym wzbudzić niepotrzebną sensację, ale jeśli było to jedyne wyjście... Był gotowy zaryzykować. Ale teraz był trening. Musiał się skupić na piłce, ale jakoś nie umiał. Gdy tylko patrzył na nią od razu jego myśli wędrowały w drugą stronę. Nie! Potrząsał głową znów przenosząc swój wzrok na swój cel. Jednak jak za każdym razem jego rozproszona uwaga wpływała na słabszą skuteczność jego technik obronnych.
-Joe! Co z tobą?! Mógłbyś się w końcu ogarnąć?! Z taką orientacją to nawet nie zauważysz piłki. - Andrew podbiegł do niego nieźle już poirytowany.
Cały ich trening się sypał przez bujanie w obłokach bramkarza.
-Przepraszam was chłopaki, ale dziś jakoś nie dam rady. Chyba dla wszystkich najlepiej będzie jeśli dziś sobie odpuszczę trening.
Zszedł z boiska i udał się do szatni gdzie opadł na ławkę. Nie pozostało mu nic innego jak przebrać się i wrócił do domu. Na prawdę nie rozumiał on samego siebie. Od czasu randki z Celią czuł jakby coś pozytywnego wkraczało w jego życie ale tamten SMS. Jakby obudził się w alternatywnej rzeczywistości. Nie mógł spać. Próbował się do niej dodzwonię, lecz jej telefon milczał. Tak jest od tamtego dnia. Zero reakcji. Jakby tej chemii pomiędzy nimi nigdy nie było. Jakby ktoś nagle wylał na niego kubeł zimnej wody. Musiał się stąd wyrwać i wrócić do siebie niezauważony przez nikogo. Miał już dość tych pytań czy wszystko gra. Czasami miał ochotę wybuchnąć i wykrzyknąć całą prawdę im prosto w twarz. Wtedy wszystko mogłoby być o wiele prostsze dla niego, ale czy dla innych? Nie chciał wplątywać nikogo w swoje prywatne sprawy. To jest coś co musi on sam załatwić i wiedział, że to nie minie tak łatwo jak można się tego spodziewać. Szybko chwycił torbę sportową i wyszedł z Akademii. Nie wiedział jednak, że z okna ktoś go obserwuje.
-Nie martw się tak Joe... - wyszeptała niebieskowłosa... - Wkrótce będziesz znów szczęśliwy, ale tym razem z właściwą dziewczyną.

***

Celia czuła się przybita. To na pewno nie jest to o czym marzyła. Oczywiście chodziło tu o Josepha. Jedyny chłopak który jej się spodobał ma być dla niej tylko wspomnieniem? Chodź poczułą, że mogło by z tego coś więcej być. Ale... nie mogła niczym ryzykować. Musiała zapomnieć i żyć tak jakby nigdy to się nie wydarzyło. Jednak... To wcale nie było takie proste. Nie miała sił nawet by wstać z łóżka. Wolała tu zostać i wszystko przecierpieć sama. Nie chciała nikogo zamartwiać bo wiedziała, że teraz zaczną się niepotrzebne pytania. Nie chciała też by jej brat zaczął zadawać zbyt dużo pytać. Nie chciała by poznał prawdę lub nawet jego najmniejszą część. To było niebezpieczne. Więc gdy przyszła jej matka idealnie symulując chorobę mogła zostać sama w domu i odpowiednio wszystko przeczekać. A zresztą mogła sama się pozbierać i wrócić do bycia dawną sobą. Jednak... To wcale nie było takie łatwe.
-Joseph! - wykrzyknęła budząc się z kolejnego koszmaru.
Nocami nie mogła spać. Śnił jej się on i ona... Zawsze ten sam koniec. Bez różnicy jak się zaczyna mogła spodziewać się tego, że obudzi się z krzykiem. To było straszne. Czemu musiała przez to przechodzić?
Ding dong.
Dzwonek do drzwi przerwał jej bitwę z myślami. Było już popołudnie więc mogła spodziewać się nawet ojca który mógł zapomnieć kluczy.
-Kto tam? - podeszła do drzwi jednak ich nie otwierając.
-Celia... To ja... Możemy porozmawiać.
O nie! To Jude! Nie mogła go wpuścić! Nie teraz gdy była w takim stanie. Czuła, że mogła mu wszystko powiedzieć a nawet jeszcze więcej. Nie mogła tak ryzykować. Nie mogła pozwolić swojemu bratu tu wejść.
-Jude... Ja... Nie mogę. Nie chcę cię zarazić. Porozmawiamy w szkole gdy wyzdrowieje. Do zobaczenia braciszku.
-Celia!
Odeszła od drzwi i wróciła do łóżka. Jeszcze przez chwilę słyszała jak dobijał się drzwi lecz po paru minutach nie słyszała już nic oprócz tykania zegara. Widocznie musiał już odejść. Nie mogła powstrzymać płynących łez. Jej życie to było jedna wielka seria porażek. Jej wyłączony telefon mógł świadczyć o tym najlepiej. Nie odważy się go włączyć. Wiedziała czego mogła się spodziewać gdy powoła go do życia. Telefonu od jedynego człowieka którego chciała teraz usłyszeć, lecz nie mogła. Od Josepha.

***

Niebieskowłosy biegał dookoła boiska, wpatrując się w ziemię pod swoimi stopami. Nie dało się wręcz nie zauważyć, że ostatnio jego przyjaciele zachowują się jakoś dziwnie. To zupełnie do nich nie pasowało. Czuł te nagłe zmiany nastrojów, które na pewno nie należały do tych szczęśliwych. Jednak on sam miał się nad czym głowić. Czy miał powiedzieć jednej osobie prawdę czy milczeć. Czy miał zdradzić przyjaciela i zachować to co widział czy może wyjawić to co widział przyjacielowi czym na pewno może unieszczęśliwić swoją koleżankę. Wiedział, że cokolwiek zrobi w tej sprawie to jedna ze stron będzie stratna albo i on będzie tego później żałował, że nie zareagował wcześniej mając na ten temat wiedzę. Ale... co poradzić? Czemu musiał się tam wtedy znaleźć. Co go nakłoniło by pójść wtedy na miasto? Gdyby nie to, na pewno nie byłby w tak trudnej sytuacji. Gdyby to jeszcze nie była Celia, to byłoby pół biedy. Gdyby nie była siostrą jego przyjaciela to wtedy były bardziej szczęśliwy i nie widział by w tym nic dziwnego. Jednak zdziwiło go gdy zobaczył ją w towarzystwie bramkarza z Akademii Królewskiej! Co ona mogła z nim zrobić? Można by wręcz pomyśleć po ich zachowaniu, że są... na randce! Szybko się speszył i odwrócił w drugą stronę gdy zobaczył jak wchodzili do jakieś kawiarni.
-Nathan... uspokój się. - ganił sam siebie kręcąc głową.
To nic takiego. Każdy ma prawo robić co chce i nie trzeba tu nic robić. Dziewczyna ma też własny rozum i wie co robi. Jednak by później nie odbiło się to też na jej bracie.
-Nathan! Hej Nathan!
Wyrwany z myśli zauważył za swoimi plecami Marka.
-Hej Mark... Co ty tutaj robisz?
-Jak to co... W końcu pora na nasz trening.
Przez to całe rozmyślanie w ogóle zapomniał o tym. Co te dylematy potrafią robić z ludźmi.

***

Nelly siedział na parapecie okna i wpatrywała się z boisko które widziała z niego. Widziała gromadzących się chłopaków i wiedziała, że za chwilę zaczną oni swój trening. Jako menadżerka powinna być na dole ale nie mogła jakoś spokojni patrzeć na Marka i przypominać sobie o tym co się wydarzyło. Chciała wręcz wykrzyczeć mu to co czuła, jednak wiedziała, że ten i tak tego by nie zrozumiał.
-Evans... Ty głupolu...
Jakby na zawołanie brunet odwrócił głowę i spojrzał w jej okno uśmiechając się. Brunetka odruchowo odwróciła głowę lekko się pesząc. Stanęła na równe nogi krążąc nerwowo po gabinecie. Wiedziała, że musiała działać ale... łatwiej powiedzieć niż zrobić. Ciszę przerwał nagle jej telefon.
-Halo? Tak... Szkoła Gimnazjum Raimona... Z kim rozmawiam?
-Dzień dobry... Dzwoniłam do państwa wczoraj... Chciałam potwierdzić pewne wydarzenie o którym do państwa pisałam.
-Rozumiem, ale muszę poczekać do powrotu dyrektora. Wówczas oddzwonimy do pani.
-Dziękuje. Do widzenia.
W kobiecym głosie słychać było nutkę zagranicznego akcentu. Z kim ona tak dokładnie rozmawiała? I czego ona chciała i o jakim wydarzeniu mówiła? O czym ona nie wiedziała? Czyżby coś robiono za plecami uczniów? Musiała się tego szybko dowiedzieć jednak wszystko było dokładnie utajnione albo było bardzo mało informacji.
-Co tu się dzieję?
Zajęta sprawdzaniem informacji Nelly nawet nie zauważyła jak na teren szkoły weszła trójka dzieciaków, która na pewno nie była uczniami ich szkoły.

***

Daniela czuła jak coś ciągnęło ją na tyły szkoły. Gdy skończyła swoje zajęcia mogła iść do domu ale coś jej kazało poczekać. Zwłaszcza, że nie mogła znaleźć nigdzie Pawła i nie odbierał jej telefonu. Gdy jednak znalazła się by popatrzyć z daleka jak grają doznała niezłego szoku. Wystarczyła jej chwila by rozpoznać przynajmniej dwójkę z nich, trzeci był jej nieznany. Mogła zrobić krok i powstrzymać to co mogło by się wydarzyć, ale nie mogła. Coś ją powstrzymywało. Zamiast tego jak głupia schowała się za drzewem i czekała na rozwój wypadku.

***

Julia nie mogła uwierzyć tak samo jak Łucja, że Daniela jest tu... W Japonii. Ale gdy to usłyszała wszystkie fakty wydawały się łączyć dla niej. Nie przyjechali tu z marnym sensem. Teraz już lepiej wszystko rozumiała. Ale nie mogła się powstrzymać by tu nie przyjść. Zwłaszcza, że mogła też zrobić małego psikusa drużynie z tej szkoły. Wszystko jest zabawne gdy ludzie pozostają w niewiedzy i tą niewiedze można wykorzystać na swoją korzyść.
-Widzisz ją gdzieś Julia... Bo ja nie.
-Cicho bądź Kamil. Jeśli nie porzuciła piłki na pewno ją tam znajdziemy.
-Słyszałaś relację Łucji. Nie sądzę by coś to dało.
-Jaki z ciebie optymista. Ty najlepiej byś niczego nie próbował i wszystko zostawił takie jak było.
-Ej... Nie przyszywaj mi niczego. To jasne, że chciałbym by wszystko potoczyło się inaczej, ale...
-Co ale....
-Ej... Nie chce wam przerywać waszej rozmowy, ale... zwróciliście uwagę całej drużyny. - wybudził ich z ich przepychanki słownej towarzyszący im brunet.
-Witajcie... Ponownie... - przywitała się Julia posyłając im w powietrzu buziaka.
-To znowu ty?
Mark był zaskoczony widokiem dziewczyny znad rzeki. Wiedział, że to była ona, jednak dziś miała zupełnie inne towarzystwo.
-Mark... Znasz ich?
Axel był lekko poirytowany tym nagłym wtargnięciem.
-Nie do końca.
-Wpadliśmy na nią jakiś czas temu nad rzeką jednak była wtedy z zupełnie innym towarzystwem. - wyjaśnił wszystko kolegom Nathan a Jude pokiwał głową.
Ta zagadka zaczynała robić się coraz bardziej dziwna.
-Po co tu przyszliście?
Jude spojrzał na nich wrogo. W końcu nie byli tu uczniami lecz weszli na teren szkoły.
-Szukamy kogoś. - powiedział brunet. - Mam na imię Daniel a to moi przyjaciele: Julia i Kamil.
Na dźwięk imienia Daniel, Daniela i Axel poczuli jakby coś ich uderzyło. Jednak były to zupełnie dwa różne uczucia. Dziewczyna nie mogła ustać na nogach i opadła na ziemię. Nie... To do niej tak wraca. Złapała się rękoma za głowę i potrząsnęła nią mocno jakby chciała si pozbyć tego wspomnienia raz na zawsze. Czemu musiał być do niego tak podobny. Czyżby los ją karał? Może i z wyglądu go lekko przypominał lecz głos i gestykulacja była zupełnie inna.
-Danielo... To nie Daniel... Musisz się ogarnąć. - szeptała do siebie próbując powstrzymać łzy.
-Czego tu szukacie? To nie miejsce gdzie każdy może wejść. - próbował przegonić nieproszonych gości Kevin.
-To teren prywatny szkoły. Tylko uczniowie mogą tu prawnie przebywać i osoby do tego upoważnione. - skomentował to wszystko Willy z ławki siedzący obok lekko zdenerwowanej Silvii.
-Ale z was mięczaki. Więc to prawda co mówił o was Paweł. - próbował sprowokować ich Kamil.
-Paweł? Co on ma z tym wspólnego? - Axel nie spuszczał wzroku z tajemniczej grupki.
W jednej chwili zdał sobie sprawę skąd oni są. Już chciał coś powiedzieć lecz ubiegła go dziewczyna.
-Co będziemy tu tak stać i się kłócić. Są ciekawsze rzeczy do roboty.
Rudowłosa kiwnęła głową do kolegi dając mu tym jakiś znak. Kamil ruszył do przodu i niczym wiatr dotarł do piłki i przejął ją od zdezorientowanego Maxa.
-Piłka nożna do najlepszy sposób na wszystko. Co wy na to by zmierzyć się z naszą trójką?
Wszyscy byli zaskoczeni jednak nie zauważyli w tym podstępu, wszyscy oprócz Danieli. Co Julia znów wymyśliła?
-Czemu nie... Nie macie szans z nikim z nas.
Kevin był zdecydowanie zbyt pewien siebie.
-Dobrze... Kamil, Daniel... Robimy to.
Kamil z piłką ruszył do przodu a reszta grupy biegła z nim w równym rządku. Umiejętnie wymijali przeciwników umiejętnie podając sobie piłkę i nie pozwalając nikomu przejąć piłki. Pod samą bramką rozdzieli się na trzy części podając piłkę między sobą aż w końcu Kamil zaatakował. Gdy Mark był już przygotowany na obronę piłka niespodziewanie zmieniła tor i została przyjęta przez wyskakującą Julię.
-Podwójny... - krzyknęła kopiąc piłkę z całych dwiema nogami w kierunku ziemi.
-Lisi... - kontynuował Daniel odbierając strzał i poprzez dodatkowe kopnięcie w stronę Kamila dodał mu jeszcze większej mocy.
-Podstęp. - ostateczne kopnięcie Kamila z przewrotki w róg bramki dało piłce odpowiednie natężenie pomarańczowym ogonem niczym warkocz komety.
Mark nie spodziewał się takiego ruchu i przepuścił piłkę która potoczyła się wolno w polu bramkowym.
-Tak! - trójka przybiła sobie piątki.
Byli widocznie zadowolenie ze swojego osiągnięcia. Raimon nie mógł uwierzyć w to co się właśnie stało. Zostali ograni przez trójkę obcokrajowców.
-Zapamiętacie nas na długo jako swój najgorszy koszmar. - rzuciła na odchodne Julia i odwróciła się odchodząc a chłopacy za nią.
-A Daniela...? - spytał Daniel.
-Niedługo się z nią spotkamy. Mam nadzieję, że stanie wtedy po naszej stronie...

***

Brunetka nie była wstanie ruszyć się z miejsca. To wszystko było nie tak. Właśnie przed chwilą ta trójka pokonała a raczej wykiwała całą drużynę Raimona. To już nie była ta sama drużyna którą znała. A zaledwie widziała próbkę ich nowej umiejętności. Gdy ostatnio słyszała o tym ruchu, który właśnie wykonywali mieli dopiero jej koncepcję a oni dopracowali to do perfekcji. Było czego się bać. Gdy się odwróciła zauważyła jak przez okno sali przyglądał się temu wszystkiemu Paweł. Szybko jednak odwróciła głowę i poszła przed siebie. Wszystko jak zwykle musi się komplikować.







1 komentarz: