Moi kochani....
Już niedługo powitamy Nowy Rok.
Z tej okazji składam wam drodzy czytelnicy najserdeczniejsze życzenia.
Niech się wszystko w waszym życiu dobrze dzieje i by było ono kolorowe.
Dużo zdrowia i uśmiechów rzadko smutku łez i błędów :D
A już 2.01 kolejna notka oraz pewny bardzo specjalny special :D
A z jakiej okazji?
Tego dnia dowiedzie się wszystkiego :)
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i szczęśliwego nowego roku :D
sobota, 31 grudnia 2016
Sylwester
środa, 28 grudnia 2016
19. Kostiumowe szaleństwo
I oto kolejna prezentowa notka :D
Już ostatnia kolejna pojawi się na Sylwester lub już w Nowym Roku :D
************************************************************************************
Zbliża się koniec października. A co za tym idzie - Halloween. Oczywiście w Raimonie z tej okazji będzie organizowana zabawa - bal przebierańców. Ten pomysł dla wszystkich się spodobał. Oczywiście ludzie z królewskich też się ba nim pojawią. Lecz kto pozna że nie są uczniami tej szkoły. Im bliżej tego wydarzenia tym więcej przygotowań. Kostiumy już gotowe, dekoracje też. Teraz jedynie wystarczało zaczekać na odpowiednią godzinę. Wraz z wybiciem piątej drzwi sali się otworzyły i wszystko się rozpoczęło. Muzyka wprost kusiła do tańca. Daniela w białej sukni i skrzydłach tego samego koloru podpierała ścianę. Nigdy nie chodziła na takie imprezy. To jej brat Amun lepiej się czuł w takich miejscach. Nie wiedziała w ogóle co ona tutaj robi.
Już ostatnia kolejna pojawi się na Sylwester lub już w Nowym Roku :D
************************************************************************************
Zbliża się koniec października. A co za tym idzie - Halloween. Oczywiście w Raimonie z tej okazji będzie organizowana zabawa - bal przebierańców. Ten pomysł dla wszystkich się spodobał. Oczywiście ludzie z królewskich też się ba nim pojawią. Lecz kto pozna że nie są uczniami tej szkoły. Im bliżej tego wydarzenia tym więcej przygotowań. Kostiumy już gotowe, dekoracje też. Teraz jedynie wystarczało zaczekać na odpowiednią godzinę. Wraz z wybiciem piątej drzwi sali się otworzyły i wszystko się rozpoczęło. Muzyka wprost kusiła do tańca. Daniela w białej sukni i skrzydłach tego samego koloru podpierała ścianę. Nigdy nie chodziła na takie imprezy. To jej brat Amun lepiej się czuł w takich miejscach. Nie wiedziała w ogóle co ona tutaj robi.
-Witaj Aniele.
Wyrwana z myśli szukała osoby która do niej zagadała, a był to facet w masce.
-Widzę że się bawisz w zorro, Axel.
-Skąd wiedziałaś?
-Strzelałam. - rzekła uśmiechając się chytrze.
-Widziałaś resztę?
-Nie.
-Czemu tu stoisz?
-Nie wiem. Tak jakoś wyszło. Takie zabawy nie są dla mnie. Hahaha.... - zaśmiała się bardziej ponuro.
-W moim też nie, ale.... Daniela?
-Hai?
-Zatańczysz aniołku?
-Jesteś pewien że włożyłeś dziś odpowiedni strój Blaze? - spytała sarkastycznie przyjmując jego dłoń.
-Na sto procent. - odgryzł się jej.
***
***
Raven poprawiła maskę i ruszyła dalej przed siebie. Jakie miała szczęście, że znalazła stary kostium na strychu. Wystarczyło tylko go przerobić i ..... gotowe. Na zabawę szła piratka. Po raz pierwszy miała na sobie buty na obcasie i miała nadzieję, że się nie zabije. Po drodze dołączyła do Alice która przeobraziła się w czarodziejkę z anime. Na imprezę dotarły w milczeniu otoczone aurą nadchodzącej nocy. Gdy weszły do sali zauważyły Danielę tańcząca z Axelem. Uśmiechnęły się znacząco i zniknęły w tłumie. Na ich nieszczęście zostały rozdzielone i w tej chwili Alice miała idealny punkt obserwacyjny by oglądać aniołka i zorro którzy się od siebie oderwali i zaczęli kłócić.
-,, Czy oni kiedykolwiek się zmienią. '' - spytała samą siebie wzruszając ramionami i uśmiechając się tajemniczo.
Niespodziewanie wpadła na nią kobieta z miotłą.
-,,Co się stało?" - spytała wzrokiem dziewczynę.
-Nie widziałaś mnie. Zniknęłam. Zaginęłam. - rzekła panna Raimon i dalej pobiegła przed siebie.
Kilka sekund później przed jej oczami pojawił się kościotrup.
-Widziałaś Nelly? - spytał Mark.
Skinęła głową w stronę przeciwną niż tam gdzie na prawdę poszła dziewczyna.
-,,Gomen Mark." - pomyślała patrząc jak chłopak odchodzi w błędnym kierunku.
***
-Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - spytał David Joe'ego gdy stali we trójkę pod bramą szkoły.
-Tak jestem. - bardzo chciał zobaczyć Celię więc nie zawahał się zakraść na tę zabawę.
Nie zrozumiał tylko co tu robią David i Andrew.
-Wiecie, że nie musicie iść. - rzekł brunet odwracając się do nich plecami.
-I opuścić całą zabawę? - spytał Andrew zakładając czarną maskę.
-Nic z tego Joe. Idziemy z tobą. - rzekł David.
Nie było już na ten temat dyskusji. Trójka z królewskich rozpoczyna zabawę wśród ludzi z Raimona. Joe wyprzedzając przyjaciół był już na sali. Szukając tej jedynej dla której tu był. Czuł do niej zdecydowanie coś innego niż do tej pory czuł. Chciała wiedzieć kim jest. Jedynym sposobem na to jest ją odnaleźć. A gdzie indziej i lepiej szukac niż szkoła do której chodzi. Przechadzał się między ludźmi szukając tego jedynego spojrzenia dzięki kóremu jego serce bije szybciej niż dotychczas. Wraz z każdą minutą jego zapał zaczął maleć. Widział wiele dziewczyn, lecz poniej jakby zniknął ślad. Ale nie chciał zrezygnować. Zrobił krok do tyłu i poczuł jakby w kogoś uderzył.
-Gomen.- rzekł odwracając się, by zobaczyć, że stoi odwrócona do niego tyłem dziwczyna w różowej sukience i z tiarą na głowie.
-Nic się nie stało. - rzekła odwracając się by spojrzeć kto na nią wpadł.
Wówczas on poczuł się jakby ktoś strzelił piłką w jego głowę. To była ona. Dziewczyna z parku. W tej chwili stała i wpatrywała się w niego pytająco.
-Coś ci się stało?
-Nie. - rzekł.
-To dobrze.
Na jej miły uśmiech jakby uderzył w niego deszcz kwiatów. Jak ktoś może być tak słodki? Po raz pierwszy spotkał taką osobę i chciał ją poznać bardziej.
-Jesteś Celia.... prawda? - chciał się upewnić by później móc uniknąć gafy.
-Tak. A ty?
-,,Nie poznała mnie. " - pomyślał.
Miał szanse by móc ją lepiej poznać. Do czasu aż nie dowie się, że to on Joseph King i nie ucieknie. Musi tego uniknąć za wszelką cenę. Jeśli jest zmuszony nagiąć prawdę zrobi to. Nie wie czemu. Ale wie, że musi.
-Jestem Robert.
-Miło mi cie poznać. Nigdy cię w naszej szkole nie widziałam?
Niedawno dołączyłem.
-Rozumiem. Dobrze się bawisz?
-Jak najbardziej. - rzekł uśmiechając się znacząco.
Na jego reakcję jakby się lekko zmieszała.
-Kim jesteś Robercie?
-Twoim księciem z bajki moja księżniczko. Czy oferujesz mi ten taniec? - rzekł kłaniając się dwornie.
Ona zaskoczona podała mu swoją dłoń i nieśmiało skinęła głową lekko się uśmiechając.
***
Raven siedziała pod ścianą razem z irytowaną Danielą. Przyjaciółka coś mówiła, lecz ona nie słuchała. Wpatrywała się w uczniów czując sę jak jakś obca osoba.
-Wyobrażasz to sobie!
-Tak, tak.
-Wiesz, że tajfun zmiótł mi dom?
-Tak, tak.
Raven! Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
-Przepraszam. Jestem jakaś nieobecna dziś.
-Właśnie widzę..... Chwileczkę... Spójrz.
Właśnie zobaczyły jak Celia rozmawia z jakimś chłopakiem.
-Widzisz gdzieś wampirka? - spytała Daniela.
-Kogo? - spytała zaskoczona Raven.
-Kogo... Juda! Musimy go trzymać jak najdalej stąd. Widziałaś Alice? - spytała zmieniając temat.
-Ostatnio chyba wyszła na zewnątrz.
-Dzięki. - rzekła i poszła szukać rudowłosej.
Jednak nigdzie jej nie było. Niespodziewanie na jej telefon przyszła wiadomość.
,,Już wszystkim się zajęłam. Jude dał się nabrać i odprowadza mnie do domu. Specjalnie wybrałam okrężną trasę. Trzeba dać Celii trochę wolności. Buziaczki Alice :* "
Daniela tylko się zaśmiała i odwróciła się by wrócić na salę gdy wpadła na nią fioletowłosa.
-Daniela... Jak dobrze, że cię widzę.
-Co się stało Raven?
-Musisz mi pomóc. - rzekła złapała przyjaciókę za rękę i zaprowadziła ku głównym drzwiom w kierunku wyjścia ze szkoły.
-W czym mam ci pomóc? - spytała brunetka, gdy się w końcu zatrzymali.
-Chodzi o Axela.
Na dźwięk tego imienia obróciła się na pięcie i chciała odejść jednak panna Hood była szybsza. Wypchnęła dziewczynę na zewnątrz zamykając przed nuą drzwii.
-Raven! Otwórz je natychmiast! Wpuszczaj mnie!
-Gomen. - rzekła i zniknęła brunetce z oczu.
Olson nie miała wyboru i musiała tu zostać. Co strzeliło do głowy tej Hood! Zabije ją! Tu jest zimno! Złapała się za ramiona próbując się ogrzać. Nie ma to jak stać w zimną noc w sukience na ramiączkach.
-Mogła chociaż rzucić mi mój płaszcz. - rzekła cicho do siebie.
Niespodziewanie poczuła jak coś spada jej na ramiona.
-,,Jak ciepło" - jednak otrzeźwiała gdy zobaczyła znajomy czarny materiał. - Dzięki.
-Przepraszam za podstęp z Raven, ale inaczej byś pewnie nie przyszła.
-Masz rację. Chciałeś coś?
-Tak. Spójrz w niebo/
-Wow.
Dziwnym trafem właśnie podziwiali najbardziej rozgwieżdżone niebo jakie widzieli. W dodatku tylu spadających gwiazd jeszcze nie widziała.
-Piękne.
-Warto było się wyrwać ze środka.
-Fakt. Axel...
-Tak?
-Arigato.
-Już się nie gniewasz na mnie?
-Nie. Wiesz przecież, że nie lubię się kłócić. W końcu jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Blondyn na jej słowa uśmiechnął się i skupił swój wzrok na niebie. Dziewczyna czuła się szczęśliwa. Zastanawiała się co będzie dalej w jej życiu tutaj.
***
Raven wiedziała, że Daniela chce ją zabić. Jednak była świadoma, ze pewnie za chwilę jej ta złość przejdzie. Miała taką nadzieję. Gdy stała i czekała na rozwój wypadku zobaczyła go. Jego spojrzenie jakby przenikało ją na wskroś. Czerwone włosy miał związane w kitkę i dziwnie jakby chytrze się do niej uśmiechał. Ona nie miała śmiałości by zrobić krok w jego stronę. Przeniosła swój ciężar na swe plecy które oparła o ścianę i odwróciła swój wzrok spuszczając do na swe stopy. Ten tajemniczy pirat lekko zawrócił jej w głowie. A gdyby tak podszedł i ..... Szybko potrząsnęła głową by się otrzeźwić.
-,,O czym ty myślisz. Przestań!''
Niespodziewanie poczuła jak ktoś złapał ją za rękę i siłą przyciągnął do siebie. Uderzyła w męską klatkę piersiową i poczuła jak obejmują ją jego ramiona. Czuła jego oddech na swojej szyi.
-Jestem piratem. - zaczął szeptać do jej ucha. - Jestem złodziejem i oszustem. Dziś ty należysz do mnie. - rzekł odsuwając się od niej, chwytając jej dłoń i prowadząc za sobą. Ona posłusznie szła. Była jakby zahipnotyzowana. Gdy dotarli na prawie sam środek sali porwał ją do tańca. Fioletowłosa czuła się jakby latała. Była bardzo szczęśliwa. Dziś ten łotr skradł nie tylko taniec z nią ale także jej serce. Jedna, kim on był? Z jakiej był klasy? Na te pytanie zaraz przyjdzie czas. Gdy zabrzmiała ostatnia nuta pociągnął ją w kierunku tylnego wyjścia. Zaszli tak do pierwszej lepszej klasy gdzie ona usiadła na ławce by odpocząć. Był bardzo dobrym tancerzem.
-Zdradzisz mi jak masz na imię? - spytała niespodziewanie go tym zaskakując.
Uśmiechnął się znacząco i rzekł:
-Możesz mnie nazywać Andy. Jednak mnie raczej tu nie znajdziesz.
-O czym ty mówisz? - wydusiła z siebie zmieszana.
On tylko uśmiechnął się, nachylił i ją.... pocałował.
-Może się jeszcze kiedyś zobaczymy... Raven. - rzekł wyskakując przez okno znikjaąc w cieniu gdzie czekał na niego jego kolega zbójca.
-Co... Co to było? - pytała podnosząc swoje palce i dotykając swoich nabrzmiałych warg.
Próbowała wstać, lecz jej nogi były jak z waty. Jak on całował. Czuła się nadal silnie pod wpływem tego co się stało. Jej pierwszy pocałunek i to jaki... I to gdzie? Na balu przebierańców. Przez kogo Przez kolesia w masce. Co miał na myśli mówiąc, ze może jeszcze kiedyś się zobaczą. Czyżby nie był z Raimona? Przecież to niemożliwe. Skąd inaczej znałby jej imię. W tej chwili było więcej pytań niż odpowiedzi. Czuła jak się cała czerwieni na twarzy. Musi się ocknąć z tego kilkuminutowego snu. Gdy się ostudziła w końcu ze wszystkich emocji, zorientowała się że za pół godziny dzwony zegra wybiją północ. A przecież mieli jeszcze świętować dziś urodziny Marka. Co miało być dla niego niespodzianką. Musiała więc wyjść i odszukać resztę. Wyszła na sekundę na zewnątrz by zobaczyć jak Andy znika z dwoma kolegami w ciemności. Chciała podbiec i się go o coś spytać, lecz byli szybsi.
-Raven, co ty tu robisz? - spytał Jude który już wrócił.
-Nic wyszłam się przewietrzyć.
-Tak ja ci dwojga? - spytał wskazując na Danielę i Axela .
-Tak.
-Czy ty próbujesz ich swatać? - spytał szeptem.
-Raczej pogodzić po raz kolejny. - odrzekła znikając w środku.
***
Kilka minut temu...
Celia nadal niczego nieświadoma tańczyła z swym księciem. Tańczyli tak prawie całą zabawę. Grafitowłosa bawiła się przecudownie. Zdziwiło ją to, że jeszcze nigdzie na horyzoncie nie widziała swojego brata. I dobrze. Przynajmniej nie wydarzy się nic podobnego co miała miejsce podczas festiwalu kulturowego w kawiarence ( odwołanie do roz. 16) To był taki dodatkowy plus. Dziękowała w duchu tym osobom, które się do tego przyczyniły. Będzie im za to bardo wdzięczna. Jednak teraz skupiała się tylko na Robercie. Jeszcze nigdy nie.... Jednak spotkała. Joe. Bardzo przypominał Roberta... Nie mogła teraz o tym myśleć. Musiała zapomnieć o Josephie. Nie może zniszczyć jego przyjaźni z jej bratem. Nie chce by z jej powodu stracili, rozwalili swoją przyjaźń. Może właśnie Robert będzie tym. Ale wiedziała, że Jude nikogo nie zaakceptuje. Trzeba postawić go przed faktem dokonanym. Niespodziewanie brunet odciągnął ją na bok.
-Coś się stało? - spytała go panna Hils.
-Celio... Już wybiła jedenasta. Muszę już iść.
-Zobaczę cię jeszcze Robercie?
-Zapewne tak, lecz pod innym imieniem.
-Jak to?
-Wszystko zrozumiesz w swoim czasie. - rzekł kłaniając się i całują dziewczynę w rękę, włożył na jej palec pierścionek z szarym oczkiem.
-To będzie symbol naszego spotkania. Tylko ja i ty o nim wiemy. Nikt inny. Dzięki temu będziesz mogła mnie odnaleźć moja księżniczko. - i odszedł w cieniu podwórza razem z Davidem i Andrew.
Miał nadzieję, że być może coś się teraz zmieni. Pozostała nadzieja i czas. Czy domyśla się ona kim jest człowiek ukryty za maską. Może tak, może nie. Dowie się tego wkrótce. Już niedługo wszystko się powinno rozwiązać. Celia zaś stała tam gdzie zostawił ją Joe. Nie wiedziała co ma robić gdy dołączyła do niej zmieszana Raven.
-Jude wrócił. - szepnęła Raven do ucha Celii.
Ta się w końcu ocknęła i przyjęła maskę, że nic si,ę nie stało i się dobrze bawiła.
-Idziemy?
-Tak. - rzekła otrząsnąwszy się ze snu dzisiejszej nocy.
Gdy wszyscy znów zebrali się na sali odśpiewali huczne sto lat dla Marka który był zaskoczony. Niespodziewanie ujrzał Nelly w kacie sali i uśmiechnął się pokazując jej podniesiony kciuk do góry. Jakby zrobiło jej się lżej w środku. Odwzajemniła uśmiech i odwróciła się uciekając. Jej serce biło mocniej. Cóż to oznacza? Mark już jej nie widział. Znikła mu z oczu.
***
Alice leżała na łóżku patrząc się w sufit. Obok niej leżała jej maska. Dziwnie się czuła na większych imprezach i cieszyła się, że mogła wcześniej wyjść robiąc tym dobry uczynek dla kogoś i niego. Dwie pieczenia na jednym ogniu. Jedyne przez co czuła się dziwnie, że przerwała zabawę Judowi, który ją odprowadził. To było miłe. W dodatku musiała go jakoś zająć by dać Celii czas z chłopakiem który jej nie odpuszczał od pierwszego tańca. Czuła się mieszanie. Co powinna prawidłowo czuć. Usłyszała jak drzwi obok trzaskają.
-,,Gdzie Andrew był o tej porze?'' - pomyślała przewracając się na drugi bok i zakładając słuchawki do mp3. - ,,Dobrze, że nie natknęli się z Judem na siebie.'' - z tą myślą zasnęła w rytm angielskiej ballady.
************************************************************************************
A na zakończenie mam zdjęcie które stoi na szafce nocnej Joe'ego :D

-,,Co się stało?" - spytała wzrokiem dziewczynę.
-Nie widziałaś mnie. Zniknęłam. Zaginęłam. - rzekła panna Raimon i dalej pobiegła przed siebie.
Kilka sekund później przed jej oczami pojawił się kościotrup.
-Widziałaś Nelly? - spytał Mark.
Skinęła głową w stronę przeciwną niż tam gdzie na prawdę poszła dziewczyna.
-,,Gomen Mark." - pomyślała patrząc jak chłopak odchodzi w błędnym kierunku.
***
-Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - spytał David Joe'ego gdy stali we trójkę pod bramą szkoły.
-Tak jestem. - bardzo chciał zobaczyć Celię więc nie zawahał się zakraść na tę zabawę.
Nie zrozumiał tylko co tu robią David i Andrew.
-Wiecie, że nie musicie iść. - rzekł brunet odwracając się do nich plecami.
-I opuścić całą zabawę? - spytał Andrew zakładając czarną maskę.
-Nic z tego Joe. Idziemy z tobą. - rzekł David.
Nie było już na ten temat dyskusji. Trójka z królewskich rozpoczyna zabawę wśród ludzi z Raimona. Joe wyprzedzając przyjaciół był już na sali. Szukając tej jedynej dla której tu był. Czuł do niej zdecydowanie coś innego niż do tej pory czuł. Chciała wiedzieć kim jest. Jedynym sposobem na to jest ją odnaleźć. A gdzie indziej i lepiej szukac niż szkoła do której chodzi. Przechadzał się między ludźmi szukając tego jedynego spojrzenia dzięki kóremu jego serce bije szybciej niż dotychczas. Wraz z każdą minutą jego zapał zaczął maleć. Widział wiele dziewczyn, lecz poniej jakby zniknął ślad. Ale nie chciał zrezygnować. Zrobił krok do tyłu i poczuł jakby w kogoś uderzył.
-Gomen.- rzekł odwracając się, by zobaczyć, że stoi odwrócona do niego tyłem dziwczyna w różowej sukience i z tiarą na głowie.
-Nic się nie stało. - rzekła odwracając się by spojrzeć kto na nią wpadł.
Wówczas on poczuł się jakby ktoś strzelił piłką w jego głowę. To była ona. Dziewczyna z parku. W tej chwili stała i wpatrywała się w niego pytająco.
-Coś ci się stało?
-Nie. - rzekł.
-To dobrze.
Na jej miły uśmiech jakby uderzył w niego deszcz kwiatów. Jak ktoś może być tak słodki? Po raz pierwszy spotkał taką osobę i chciał ją poznać bardziej.
-Jesteś Celia.... prawda? - chciał się upewnić by później móc uniknąć gafy.
-Tak. A ty?
-,,Nie poznała mnie. " - pomyślał.
Miał szanse by móc ją lepiej poznać. Do czasu aż nie dowie się, że to on Joseph King i nie ucieknie. Musi tego uniknąć za wszelką cenę. Jeśli jest zmuszony nagiąć prawdę zrobi to. Nie wie czemu. Ale wie, że musi.
-Jestem Robert.
-Miło mi cie poznać. Nigdy cię w naszej szkole nie widziałam?
Niedawno dołączyłem.
-Rozumiem. Dobrze się bawisz?
-Jak najbardziej. - rzekł uśmiechając się znacząco.
Na jego reakcję jakby się lekko zmieszała.
-Kim jesteś Robercie?
-Twoim księciem z bajki moja księżniczko. Czy oferujesz mi ten taniec? - rzekł kłaniając się dwornie.
Ona zaskoczona podała mu swoją dłoń i nieśmiało skinęła głową lekko się uśmiechając.
***
Raven siedziała pod ścianą razem z irytowaną Danielą. Przyjaciółka coś mówiła, lecz ona nie słuchała. Wpatrywała się w uczniów czując sę jak jakś obca osoba.
-Wyobrażasz to sobie!
-Tak, tak.
-Wiesz, że tajfun zmiótł mi dom?
-Tak, tak.
Raven! Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
-Przepraszam. Jestem jakaś nieobecna dziś.
-Właśnie widzę..... Chwileczkę... Spójrz.
Właśnie zobaczyły jak Celia rozmawia z jakimś chłopakiem.
-Widzisz gdzieś wampirka? - spytała Daniela.
-Kogo? - spytała zaskoczona Raven.
-Kogo... Juda! Musimy go trzymać jak najdalej stąd. Widziałaś Alice? - spytała zmieniając temat.
-Ostatnio chyba wyszła na zewnątrz.
-Dzięki. - rzekła i poszła szukać rudowłosej.
Jednak nigdzie jej nie było. Niespodziewanie na jej telefon przyszła wiadomość.
,,Już wszystkim się zajęłam. Jude dał się nabrać i odprowadza mnie do domu. Specjalnie wybrałam okrężną trasę. Trzeba dać Celii trochę wolności. Buziaczki Alice :* "
Daniela tylko się zaśmiała i odwróciła się by wrócić na salę gdy wpadła na nią fioletowłosa.
-Daniela... Jak dobrze, że cię widzę.
-Co się stało Raven?
-Musisz mi pomóc. - rzekła złapała przyjaciókę za rękę i zaprowadziła ku głównym drzwiom w kierunku wyjścia ze szkoły.
-W czym mam ci pomóc? - spytała brunetka, gdy się w końcu zatrzymali.
-Chodzi o Axela.
Na dźwięk tego imienia obróciła się na pięcie i chciała odejść jednak panna Hood była szybsza. Wypchnęła dziewczynę na zewnątrz zamykając przed nuą drzwii.
-Raven! Otwórz je natychmiast! Wpuszczaj mnie!
-Gomen. - rzekła i zniknęła brunetce z oczu.
Olson nie miała wyboru i musiała tu zostać. Co strzeliło do głowy tej Hood! Zabije ją! Tu jest zimno! Złapała się za ramiona próbując się ogrzać. Nie ma to jak stać w zimną noc w sukience na ramiączkach.
-Mogła chociaż rzucić mi mój płaszcz. - rzekła cicho do siebie.
Niespodziewanie poczuła jak coś spada jej na ramiona.
-,,Jak ciepło" - jednak otrzeźwiała gdy zobaczyła znajomy czarny materiał. - Dzięki.
-Przepraszam za podstęp z Raven, ale inaczej byś pewnie nie przyszła.
-Masz rację. Chciałeś coś?
-Tak. Spójrz w niebo/
-Wow.
Dziwnym trafem właśnie podziwiali najbardziej rozgwieżdżone niebo jakie widzieli. W dodatku tylu spadających gwiazd jeszcze nie widziała.
-Piękne.
-Warto było się wyrwać ze środka.
-Fakt. Axel...
-Tak?
-Arigato.
-Już się nie gniewasz na mnie?
-Nie. Wiesz przecież, że nie lubię się kłócić. W końcu jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Blondyn na jej słowa uśmiechnął się i skupił swój wzrok na niebie. Dziewczyna czuła się szczęśliwa. Zastanawiała się co będzie dalej w jej życiu tutaj.
***
Raven wiedziała, że Daniela chce ją zabić. Jednak była świadoma, ze pewnie za chwilę jej ta złość przejdzie. Miała taką nadzieję. Gdy stała i czekała na rozwój wypadku zobaczyła go. Jego spojrzenie jakby przenikało ją na wskroś. Czerwone włosy miał związane w kitkę i dziwnie jakby chytrze się do niej uśmiechał. Ona nie miała śmiałości by zrobić krok w jego stronę. Przeniosła swój ciężar na swe plecy które oparła o ścianę i odwróciła swój wzrok spuszczając do na swe stopy. Ten tajemniczy pirat lekko zawrócił jej w głowie. A gdyby tak podszedł i ..... Szybko potrząsnęła głową by się otrzeźwić.
-,,O czym ty myślisz. Przestań!''
Niespodziewanie poczuła jak ktoś złapał ją za rękę i siłą przyciągnął do siebie. Uderzyła w męską klatkę piersiową i poczuła jak obejmują ją jego ramiona. Czuła jego oddech na swojej szyi.
-Jestem piratem. - zaczął szeptać do jej ucha. - Jestem złodziejem i oszustem. Dziś ty należysz do mnie. - rzekł odsuwając się od niej, chwytając jej dłoń i prowadząc za sobą. Ona posłusznie szła. Była jakby zahipnotyzowana. Gdy dotarli na prawie sam środek sali porwał ją do tańca. Fioletowłosa czuła się jakby latała. Była bardzo szczęśliwa. Dziś ten łotr skradł nie tylko taniec z nią ale także jej serce. Jedna, kim on był? Z jakiej był klasy? Na te pytanie zaraz przyjdzie czas. Gdy zabrzmiała ostatnia nuta pociągnął ją w kierunku tylnego wyjścia. Zaszli tak do pierwszej lepszej klasy gdzie ona usiadła na ławce by odpocząć. Był bardzo dobrym tancerzem.
-Zdradzisz mi jak masz na imię? - spytała niespodziewanie go tym zaskakując.
Uśmiechnął się znacząco i rzekł:
-Możesz mnie nazywać Andy. Jednak mnie raczej tu nie znajdziesz.
-O czym ty mówisz? - wydusiła z siebie zmieszana.
On tylko uśmiechnął się, nachylił i ją.... pocałował.
-Może się jeszcze kiedyś zobaczymy... Raven. - rzekł wyskakując przez okno znikjaąc w cieniu gdzie czekał na niego jego kolega zbójca.
-Co... Co to było? - pytała podnosząc swoje palce i dotykając swoich nabrzmiałych warg.
Próbowała wstać, lecz jej nogi były jak z waty. Jak on całował. Czuła się nadal silnie pod wpływem tego co się stało. Jej pierwszy pocałunek i to jaki... I to gdzie? Na balu przebierańców. Przez kogo Przez kolesia w masce. Co miał na myśli mówiąc, ze może jeszcze kiedyś się zobaczą. Czyżby nie był z Raimona? Przecież to niemożliwe. Skąd inaczej znałby jej imię. W tej chwili było więcej pytań niż odpowiedzi. Czuła jak się cała czerwieni na twarzy. Musi się ocknąć z tego kilkuminutowego snu. Gdy się ostudziła w końcu ze wszystkich emocji, zorientowała się że za pół godziny dzwony zegra wybiją północ. A przecież mieli jeszcze świętować dziś urodziny Marka. Co miało być dla niego niespodzianką. Musiała więc wyjść i odszukać resztę. Wyszła na sekundę na zewnątrz by zobaczyć jak Andy znika z dwoma kolegami w ciemności. Chciała podbiec i się go o coś spytać, lecz byli szybsi.
-Raven, co ty tu robisz? - spytał Jude który już wrócił.
-Nic wyszłam się przewietrzyć.
-Tak ja ci dwojga? - spytał wskazując na Danielę i Axela .
-Tak.
-Czy ty próbujesz ich swatać? - spytał szeptem.
-Raczej pogodzić po raz kolejny. - odrzekła znikając w środku.
***
Kilka minut temu...
Celia nadal niczego nieświadoma tańczyła z swym księciem. Tańczyli tak prawie całą zabawę. Grafitowłosa bawiła się przecudownie. Zdziwiło ją to, że jeszcze nigdzie na horyzoncie nie widziała swojego brata. I dobrze. Przynajmniej nie wydarzy się nic podobnego co miała miejsce podczas festiwalu kulturowego w kawiarence ( odwołanie do roz. 16) To był taki dodatkowy plus. Dziękowała w duchu tym osobom, które się do tego przyczyniły. Będzie im za to bardo wdzięczna. Jednak teraz skupiała się tylko na Robercie. Jeszcze nigdy nie.... Jednak spotkała. Joe. Bardzo przypominał Roberta... Nie mogła teraz o tym myśleć. Musiała zapomnieć o Josephie. Nie może zniszczyć jego przyjaźni z jej bratem. Nie chce by z jej powodu stracili, rozwalili swoją przyjaźń. Może właśnie Robert będzie tym. Ale wiedziała, że Jude nikogo nie zaakceptuje. Trzeba postawić go przed faktem dokonanym. Niespodziewanie brunet odciągnął ją na bok.
-Coś się stało? - spytała go panna Hils.
-Celio... Już wybiła jedenasta. Muszę już iść.
-Zobaczę cię jeszcze Robercie?
-Zapewne tak, lecz pod innym imieniem.
-Jak to?
-Wszystko zrozumiesz w swoim czasie. - rzekł kłaniając się i całują dziewczynę w rękę, włożył na jej palec pierścionek z szarym oczkiem.
-To będzie symbol naszego spotkania. Tylko ja i ty o nim wiemy. Nikt inny. Dzięki temu będziesz mogła mnie odnaleźć moja księżniczko. - i odszedł w cieniu podwórza razem z Davidem i Andrew.
Miał nadzieję, że być może coś się teraz zmieni. Pozostała nadzieja i czas. Czy domyśla się ona kim jest człowiek ukryty za maską. Może tak, może nie. Dowie się tego wkrótce. Już niedługo wszystko się powinno rozwiązać. Celia zaś stała tam gdzie zostawił ją Joe. Nie wiedziała co ma robić gdy dołączyła do niej zmieszana Raven.
-Jude wrócił. - szepnęła Raven do ucha Celii.
Ta się w końcu ocknęła i przyjęła maskę, że nic si,ę nie stało i się dobrze bawiła.
-Idziemy?
-Tak. - rzekła otrząsnąwszy się ze snu dzisiejszej nocy.
Gdy wszyscy znów zebrali się na sali odśpiewali huczne sto lat dla Marka który był zaskoczony. Niespodziewanie ujrzał Nelly w kacie sali i uśmiechnął się pokazując jej podniesiony kciuk do góry. Jakby zrobiło jej się lżej w środku. Odwzajemniła uśmiech i odwróciła się uciekając. Jej serce biło mocniej. Cóż to oznacza? Mark już jej nie widział. Znikła mu z oczu.
***
Alice leżała na łóżku patrząc się w sufit. Obok niej leżała jej maska. Dziwnie się czuła na większych imprezach i cieszyła się, że mogła wcześniej wyjść robiąc tym dobry uczynek dla kogoś i niego. Dwie pieczenia na jednym ogniu. Jedyne przez co czuła się dziwnie, że przerwała zabawę Judowi, który ją odprowadził. To było miłe. W dodatku musiała go jakoś zająć by dać Celii czas z chłopakiem który jej nie odpuszczał od pierwszego tańca. Czuła się mieszanie. Co powinna prawidłowo czuć. Usłyszała jak drzwi obok trzaskają.
-,,Gdzie Andrew był o tej porze?'' - pomyślała przewracając się na drugi bok i zakładając słuchawki do mp3. - ,,Dobrze, że nie natknęli się z Judem na siebie.'' - z tą myślą zasnęła w rytm angielskiej ballady.
************************************************************************************
A na zakończenie mam zdjęcie które stoi na szafce nocnej Joe'ego :D

18. Atak z zaskoczenia
Ta - dam :D
Z okazji tego, że były święta na ten blog zawitał spóźniony święty Mikołaj !!!! :D
Dlatego przychodzi do was z nową notką tak szybko :)
************************************************************************************
Piękny październikowy dzień. Jak na jesień dziwnie dziś było ciepło. Wolna sobota tylko skłaniała do spacerów. Tak też panna Raimon chodziła po mieście bez żadnego celu. Dzień był piękny po wczorajszym deszczowym dniu. Nie było żadnego sensu tej wędrówki. Myślała o wszystkim i o niczym. Ciężko było myśleć rozsądnie zwłaszcza po wczorajszym południu.
-,,Nelly! O czym ty myślisz!" - zganiła samą siebie w myślach kręcąc przy okazji nerwowo głową. Nie chciała zostać sama w domu ani trafić na nikogo znajomego na mieście. Niespodziewanie zadzwonił jej telefon jednak pozwoliła by nadal grał melodyjkę nie odbierając go. Oddzwoni później. Nie miała teraz siły na żadne rozmowy. Miała poważniejszy problem na głowie. Jego imię brzmiało Mark. A na nazwisko Evans. Mimo iż to był przypadek to na prawdę ją to zaskoczyło i speszyło. Cała szkoła zaczęła plotkować i snuć swoje teorie co było jej na rękę. Pod groźbą jednak kary zostania po lekcjach rozmowy ucichły. Uniosła dłoń do swego policzka i dotknęła go lekko opuszkami palców przypominając sobie jego wargi w tym miejscu. Znów poczuła jak na policzki wyskakuje jej rumieniec a potem czerwieni się sama. Nie..... Nie.... Nie!!!!! Czemu on! Czemu ten maniak od piłki nożnej! Czemu to zrobił! Jak na złość! Nie wierzyła w jego tłumaczenia. Podobno tylko się potknął..... Musi o tym zapomnieć. Musi. To nie miało żadnego głębszego znaczenia i nie chciała by to jakkolwiek jej przeszkadzało w życiu lub w tym co robiła lub kim była. Była Nelly Raimon. Dziewczyną która nie wyraża otwarcie swoich emocji ani nikomu o nich nie mówi. Odkąd jej matki nie ma. Nigdy jej nie miała. Zmarła zaraz po urodzeniu swego jedynego dziecka. Od zawsze uczucia dla brunetki były zbędną formą wyrażania która przeszkadzała ludziom. Po nich niektórzy mogą dokładnie określić kim jesteśmy i jacy jesteśmy co jest niepokojące dla niej. Tylko przy swoim ojcu mogła być sobą bo trudno było cokolwiek przed nim ukrywać. Czasami pan Raimon mówił, że była ona jak otwarta księga i można było odczytać z jej twarzy co się dzieje w niej. Z każdą minutą pokonywała coraz więcej kroków a kamyki które znajdowała przed sobą odkopywała dalej lub na boki. Tak ją poniosło, że nie wiedząc jak z ulicy przy swoim domu wyszła o kilka przecznic dalej. Jej telefon nadal brzęczał. Z ciekawości wyjęła komórkę by sprawdzić kto się do niej dobijał:
Z okazji tego, że były święta na ten blog zawitał spóźniony święty Mikołaj !!!! :D
Dlatego przychodzi do was z nową notką tak szybko :)
************************************************************************************
Piękny październikowy dzień. Jak na jesień dziwnie dziś było ciepło. Wolna sobota tylko skłaniała do spacerów. Tak też panna Raimon chodziła po mieście bez żadnego celu. Dzień był piękny po wczorajszym deszczowym dniu. Nie było żadnego sensu tej wędrówki. Myślała o wszystkim i o niczym. Ciężko było myśleć rozsądnie zwłaszcza po wczorajszym południu.
-,,Nelly! O czym ty myślisz!" - zganiła samą siebie w myślach kręcąc przy okazji nerwowo głową. Nie chciała zostać sama w domu ani trafić na nikogo znajomego na mieście. Niespodziewanie zadzwonił jej telefon jednak pozwoliła by nadal grał melodyjkę nie odbierając go. Oddzwoni później. Nie miała teraz siły na żadne rozmowy. Miała poważniejszy problem na głowie. Jego imię brzmiało Mark. A na nazwisko Evans. Mimo iż to był przypadek to na prawdę ją to zaskoczyło i speszyło. Cała szkoła zaczęła plotkować i snuć swoje teorie co było jej na rękę. Pod groźbą jednak kary zostania po lekcjach rozmowy ucichły. Uniosła dłoń do swego policzka i dotknęła go lekko opuszkami palców przypominając sobie jego wargi w tym miejscu. Znów poczuła jak na policzki wyskakuje jej rumieniec a potem czerwieni się sama. Nie..... Nie.... Nie!!!!! Czemu on! Czemu ten maniak od piłki nożnej! Czemu to zrobił! Jak na złość! Nie wierzyła w jego tłumaczenia. Podobno tylko się potknął..... Musi o tym zapomnieć. Musi. To nie miało żadnego głębszego znaczenia i nie chciała by to jakkolwiek jej przeszkadzało w życiu lub w tym co robiła lub kim była. Była Nelly Raimon. Dziewczyną która nie wyraża otwarcie swoich emocji ani nikomu o nich nie mówi. Odkąd jej matki nie ma. Nigdy jej nie miała. Zmarła zaraz po urodzeniu swego jedynego dziecka. Od zawsze uczucia dla brunetki były zbędną formą wyrażania która przeszkadzała ludziom. Po nich niektórzy mogą dokładnie określić kim jesteśmy i jacy jesteśmy co jest niepokojące dla niej. Tylko przy swoim ojcu mogła być sobą bo trudno było cokolwiek przed nim ukrywać. Czasami pan Raimon mówił, że była ona jak otwarta księga i można było odczytać z jej twarzy co się dzieje w niej. Z każdą minutą pokonywała coraz więcej kroków a kamyki które znajdowała przed sobą odkopywała dalej lub na boki. Tak ją poniosło, że nie wiedząc jak z ulicy przy swoim domu wyszła o kilka przecznic dalej. Jej telefon nadal brzęczał. Z ciekawości wyjęła komórkę by sprawdzić kto się do niej dobijał:
Tata (3)
Celia (2)
Celia (2)
Już
miała oddzwonić by dowiedzieć się o co może chodzić. Podniosła
słuchawkę do ucha i jej spojrzenie zahaczyło o ..... Marka! Na
przeciwko niej biegł chłopak którego próbowała wyrzucić ze
swych myśli. Czemu jak na złość musi być tu i teraz. Jakim cudem
nogi ją tu przyniosły? O co chodzi? To jakby jej ciało wiedziało
i czuło inaczej niż jej rozum. Może jednak uda się jej jakoś go
wyminąć i z nim nie rozmawiać. Trzeba było mieć nadzieję do
ostatniej sekundy. Próbowała się odwrócić i przejść na drugą
stronę jednak on ją zawołał będąc zaledwie kilka kroków od
niej:
-Nelly..... Co ty tu robisz? - spytał przystając i patrząc się na koleżankę.
-A ty Evans?
-Dzisiaj nie ma treningu więc postanowiłem sam trochę potrenować.
-Nelly..... Co ty tu robisz? - spytał przystając i patrząc się na koleżankę.
-A ty Evans?
-Dzisiaj nie ma treningu więc postanowiłem sam trochę potrenować.
-Rozumiem.
To na razie. - rzekła wymijając go.
Jakby
pomiędzy nimi przebiegła elektryzująca nić dotycząca ich
relacji.
-Nelly.... zaczekaj. - po kilku sekundach chłopak się odwrócił chcąc złapać koleżankę jednak jej już nie było. -Gdzie ona..... Jest? - spytał sam siebie i pobiegł dalej.
-Nelly.... zaczekaj. - po kilku sekundach chłopak się odwrócił chcąc złapać koleżankę jednak jej już nie było. -Gdzie ona..... Jest? - spytał sam siebie i pobiegł dalej.
W tej samej
chwili dziewczyna odetchnęła głęboką ulgą ukrywając się za
ścianą pobliskiego budynku. Czułą to dziwne napięcie między
nimi gdy go mijała. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie miała. Przez
to spotkanie wszystko jej się przypomniało. Jakby to się działo
nie ponad dwadzieścia cztery godziny temu tylko kilka sekund temu.
Przez to wszystko podniósł jej się poziom adrenaliny i musiała
uspokoić się by pójść dalej. Nie wiele myśląc poszła dalej
coraz bardziej zagłębiając się w miasto zapominając o istniejącym
świecie. Znowu sprawił to bramkarz zespołu Raimona. Ale czemu? Nie
wiedziała. Niespodziewanie poczuła coś dziwnego za swoimi plecami.
Jakby ktoś wpatrywał się w jej plecy. Jednak ona to zignorowała i
szła dalej. Godzina mijała za godziną. Już niedługi nastanie
wieczór a ona zmęczona przysiadła na huśtawce na pobliskim
placyku zabawa który mijała. Z tego wszystkiego zapomniała
zadzwonić i zorientowała się, że nie ma przy sobie
komórki.
-Gdzie
ona jest? - przeszukiwała kieszenie mając nadzieję, że po prostu
wrzuciła ją do innej.
Jednak
nie było telefonu zapewne wypadł jej gdy spotkała Marka.
-No
nie. Muszę wrócić i ją znaleźć.
Wstała
bardzo szybko i już miała zawrócić gdy jej oczy ujrzały że z
daleka przygląda jej się jakiś dziwny typ. Adrenalina znów
uderzyła, zaczęła krążyć w jej żyłach. To tylko jej
wyobraźnia. Pójdzie normalnie jak gdyby nigdy nic i wróci
spokojnie do domu. Telefon nie jest aż taki ważny by się dodatkowo
narażać. Zrobiła szybko zwrot i znów poszła do siebie. Robiąc
kroki przysłuchiwała się czy przypadkiem za nią nie idzie. Gdy
stawała kroki za nią też stawały. Gdy się odwracała on znikał
z widoku.
-,,Spokojnie
Nelly..." - rzekła do siebie próbując się uspokoić by nie
wpaść w panikę.
Jednak
gdy ten niebezpiecznie się do niej zbliżył ona zamieniła krok w
szybki marsza, a marsz w bieg. Chciała jak najszybciej się znaleźć
w domu. Jaka była głupia. Teraz tego żałuje. Gdy wybiegła na
główne skrzyżowanie skręciła w pierwszą lepszą ulicę u skryła
się w maleńkiej uliczce. Jednak on już tam był a miał przy sobie
trzech kolegów. Nie czekając na rozwój wypadków pognała znów
przed siebie jednak jedyna na co trafiła to ślepa uliczka. Była w
pułapce. Zamknęli ją jak w potrzasku. Niebezpiecznie zbliżyli się
do niej przyciskając ją do muru. Ile by dała by być bardziej
rozważną. Pozwoliła dziś zaufać uczuciom i gdzie ją one
przywiodły. Jeszcze tylko kilka kroków i nic ich nie powstrzyma.
Zdezorientowana zamknęła ze strachu oczu. Jednak.....
Niespodziewany hałas nastąpił. Co się dzieje. Za bardzo się
bała by je otworzyć. Minęły trzy minuty a nadal nic się nie
dzieje. Uchyliła jedną powiekę, lecz co to zobaczyła zaskoczyło ją. Ci którzy ją otoczyli leżeli rozwaleni na ziemi jakby ich pociąg przyjechał. Z ich nieprzytomnych ciał przeniosła wzrok ku górze i zobaczyła kogoś kogo się nie spodziewała....
-Mark......?
-Mark......?
-Nic ci nie jest.... Nelly?
-Nie. Arigato.... - rzekła rozpłakując się i wycierając rękoma spływające łzy z jej policzków.
-Na pewno nic ci nie zrobili?
-Nie. Nie zdążyli. Jakim sposobem się tu znalazłeś?
-Mówiąc szczerze śledziłem cię od rzeki.
-Co! Jak to?
-Nie. Arigato.... - rzekła rozpłakując się i wycierając rękoma spływające łzy z jej policzków.
-Na pewno nic ci nie zrobili?
-Nie. Nie zdążyli. Jakim sposobem się tu znalazłeś?
-Mówiąc szczerze śledziłem cię od rzeki.
-Co! Jak to?
-Upuściłaś swój telefon. Chciałem ci go zwrócić. Nieźle się za tobą nabiegałem. Chodź zanim oni się obudzą.
Opuścili uliczkę i wyszli na znajome ulice miasta.
-Gomen... Przeze mnie nie mogłeś trenować.
-Nic się nie stało. Za to, że za tobą biegałem przez prawie cało miasto też był jakiś trening.
-Fakt.
-Fakt.
I oboje się zaśmiali.
-Odprowadzę cię do domu. Lepiej by nikomu o tym nie mówić co się stało.
-Dobrze.
Dziewczyna spojrzała milszym wzrokiem na chłopaka. Dzisiaj ją uratował i była mu bardzo wdzięczna.
-Nelly uważaj!
Bruneta obróciła się i zobaczyła, że weszła na czerwonym świetle na przejście dla pieszych. Chłopak przyciągnął ją do siebie najszybciej jak umiał. Gdyby nie chwila, ułamek sekundy uderzyła by w nią taksówka. Niestety pan Evans się potknął i pociągnął za sobą panną Raimon. Wokół nich powstało małe zamieszanie. Nelly poczuła na swych ustach coś niewiarygodnie miękkiego i ciepłego. Gdy powoli otworzyła oczy uderzyło w nią spojrzenie jej kolegi. Z jednej sekundzie zdała sobie sprawę co się wydarzyło. Nie! Szybko się zerwała i stanęła na równe nogi.
-Dziękuje ci za wszystko. Musze lecieć już. Cześć. - i pobiegła przed siebie najszybciej jak mogła.
Mark był też z niezłym szoku i nie mógł uwierzyć w to co się stało. Jakimś cudem właśnie przed chwilą, przez przypadek pocałował się z Nelly Raimon!!! Przez kilka minut siedział na ziemi aż się w końcu otrząsnął. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie zdążył jej oddać telefonu. Zrobi to gdy ponownie ją spotka.
poniedziałek, 26 grudnia 2016
17. Urodziny bez krytyki
-Przeklęty budzik... - wyrzekła sama do siebie słysząc jego denerwujący dźwięk. - Gdzie się go..... wyłącza! - wykrzyknęła szukając na oślep wyłącznika i w końcu się udało.
Obróciła się na drugi bok i ponownie zapadła w lekki sen. Jednak chwilę później.
-Wstałaś już! - dało się słyszeć z salonu.
-Tak mamo. - wyrzekła i szybko poderwała się z łóżka.
Pomaszerowała do kuchni gdzie usiadła przy stole i odruchowo wzięła do ręki tosta by posmarować go nutellą.
-Danielo? Pamiętasz jaki dziś dzień? - spytała pani Olson wstawiając wodę na herbatę.
-Nie. A co? - spytała gryząc swoje śniadanie.
-Ja wychodzę. - rzekł Amun łapiąc do ręki jabłko które rzucił mu pan Olson. - Wszystkiego najlepszego siora. - i wyszedł z domu.
Na jego słowa brunetka zakrztusiła się sokiem.
-O jejku! To już dziś. - rzekła przypominając sobie.
Jej ojciec rozbawiony złożył gazetę.
-Widzę, że pamięć cię nie zawodzi.
-Oj tato.... Ostatnio mam wiele na głowie. - rzekła dalej pijąc napój wracając myślami do festynu i do gry terenowej sprzed dwóch dni.
-Ziemia do Danieli... Jeśli się nie pośpieszysz to się spóźnisz. - rzekła pani Sue zalewając mężowi kawę.
-Rzeczywiście! - krzyknęła i pobiegła do swego pokoju jak strzała.
-O czym mogła tak głęboko myśleć... - powiedział pan Olson biorąc łyk kawy.
-Zapewne o chłopakach.
Na to zdanie jakby facet się zakrztusił. Gdyby nie szybka reakcja Maokiego mógłby się poparzyć resztą napoju.
Obróciła się na drugi bok i ponownie zapadła w lekki sen. Jednak chwilę później.
-Wstałaś już! - dało się słyszeć z salonu.
-Tak mamo. - wyrzekła i szybko poderwała się z łóżka.
Pomaszerowała do kuchni gdzie usiadła przy stole i odruchowo wzięła do ręki tosta by posmarować go nutellą.
-Danielo? Pamiętasz jaki dziś dzień? - spytała pani Olson wstawiając wodę na herbatę.
-Nie. A co? - spytała gryząc swoje śniadanie.
-Ja wychodzę. - rzekł Amun łapiąc do ręki jabłko które rzucił mu pan Olson. - Wszystkiego najlepszego siora. - i wyszedł z domu.
Na jego słowa brunetka zakrztusiła się sokiem.
-O jejku! To już dziś. - rzekła przypominając sobie.
Jej ojciec rozbawiony złożył gazetę.
-Widzę, że pamięć cię nie zawodzi.
-Oj tato.... Ostatnio mam wiele na głowie. - rzekła dalej pijąc napój wracając myślami do festynu i do gry terenowej sprzed dwóch dni.
-Ziemia do Danieli... Jeśli się nie pośpieszysz to się spóźnisz. - rzekła pani Sue zalewając mężowi kawę.
-Rzeczywiście! - krzyknęła i pobiegła do swego pokoju jak strzała.
-O czym mogła tak głęboko myśleć... - powiedział pan Olson biorąc łyk kawy.
-Zapewne o chłopakach.
Na to zdanie jakby facet się zakrztusił. Gdyby nie szybka reakcja Maokiego mógłby się poparzyć resztą napoju.
-Dzięki synku. - odrzekł i w ruch poszła szklanka z wodą by ostudzić poparzony język.
-Nie mów kochanie, że to cię zaskoczyło. Już jest raczej w tym wieku kiedy to wychodzi na wierzch. - rzekła pani Sue śmiejąc się z reakcji swojego męża.
-To wcale nie jest śmieszne.
-Dla mnie owszem. Uspokój się. To normalne, że twoja mała córeczka jest starsza o kolejny rok.
-Masz jakieś za dobry humor. - rzekł podchodząc do żony i obejmując ją w pasie przyciągnął do siebie chcąc ją pocałować.
-No nie. - rzekła Daniela wchodząc na scenę. - Nie przy ludziach. - rzekła biorąc podręcznik z stołu w salonie.
-Jesteście z tatą tacy do siebie podobni. - rzekła pani Olson patrząc na męża i córkę.
-Wcale, że nie. - odrzekli jednocześnie i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Masz jakieś plany na popołudnie? - spytała się jej mama.
-Tak. Podobno Jude ma dla mnie jakąś niespodziankę. Teraz już wiem z jakiej okazji.
-Rozumiem. Daj znać mi później o której wrócicie.
-Dobrze. Pa. Bo się spóźnię. - rzekła zakładając buty i przeskakując co trzy stopnie zbiegała na dół gdyż winda jak na złość się zepsuła.
-A ty na którą masz do pracy? - spytała pani Sue.
-Dziś mam wolne. Ale muszę wyjść i coś załatwić.
-To znaczy?
-Niespodzianka. - i wyszedł.
-Co on kombinuje?
Jednak pan Olson był bardzo przewidywalny tak samo jak jego córka. Która w obecnej chwili biegła z całych sił by zdążyć na pierwszy dzwonek.

Jak szalona wpadła na szkolny korytarz i weszła jak tornado do sali.
-Olson Daniela.
-Jestem. - rzekła wchodząc ciężko oddychając.
-Dziewczyno co ci się stało? - spytał pan Twilight.
-To pan. Gdzie pani Takeuchi?
-Miała niegroźny wypadek i poprosiła mnie o zastępstwo. Dziewczyno.... Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton.
-Ja... Tego.... Aaa.... Yyyy..... Mi się wydaje, czy ja widzę podwójnie? - spytała samą siebie chwiejąc się lekko na boki aż osunęła się na kolana.
Gdyby nie szybka reakcja Juda który akurat wycierał tablicę brunetka upadła by na ziemię.
-Nic ci nie jest.
-Nie. Tylko jestem trochę wykończona. Przebiegłam całą drogę Z domu.... i .... i .... kilka razy zaliczyłam wywrotkę.
-Co? Proszę pana, może lepiej zaprowadzę ją do pielęgniarki.
-Dobrze Sharp.
W tej chwili Jude zarzucił ramię Danieli wokół swojej szyi i poprowadził ją do gabinetu higienistki.
-Jude...Na prawdę.... Nic mi nie jest. Tylko chwilkę odpocznę. - rzekła siadając na kozetce.
-Jesteś tego pewna?
-Tak. Tylko trochę się zasiedziałam rano w domu. Proszę... Nie dzwoń do mnie do domu ani nie mów nikomu. Proszę... Inaczej nie dadzą mi spokoju.
-No dobrze... Czego się nie robi dla rodziny.
-Bardzo ci dziękuje kuzynku. - rzekła i puściła mu oczko a on uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Nie mów kochanie, że to cię zaskoczyło. Już jest raczej w tym wieku kiedy to wychodzi na wierzch. - rzekła pani Sue śmiejąc się z reakcji swojego męża.
-To wcale nie jest śmieszne.
-Dla mnie owszem. Uspokój się. To normalne, że twoja mała córeczka jest starsza o kolejny rok.
-Masz jakieś za dobry humor. - rzekł podchodząc do żony i obejmując ją w pasie przyciągnął do siebie chcąc ją pocałować.
-No nie. - rzekła Daniela wchodząc na scenę. - Nie przy ludziach. - rzekła biorąc podręcznik z stołu w salonie.
-Jesteście z tatą tacy do siebie podobni. - rzekła pani Olson patrząc na męża i córkę.
-Wcale, że nie. - odrzekli jednocześnie i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Masz jakieś plany na popołudnie? - spytała się jej mama.
-Tak. Podobno Jude ma dla mnie jakąś niespodziankę. Teraz już wiem z jakiej okazji.
-Rozumiem. Daj znać mi później o której wrócicie.
-Dobrze. Pa. Bo się spóźnię. - rzekła zakładając buty i przeskakując co trzy stopnie zbiegała na dół gdyż winda jak na złość się zepsuła.
-A ty na którą masz do pracy? - spytała pani Sue.
-Dziś mam wolne. Ale muszę wyjść i coś załatwić.
-To znaczy?
-Niespodzianka. - i wyszedł.
-Co on kombinuje?
Jednak pan Olson był bardzo przewidywalny tak samo jak jego córka. Która w obecnej chwili biegła z całych sił by zdążyć na pierwszy dzwonek.

Jak szalona wpadła na szkolny korytarz i weszła jak tornado do sali.
-Olson Daniela.
-Jestem. - rzekła wchodząc ciężko oddychając.
-Dziewczyno co ci się stało? - spytał pan Twilight.
-To pan. Gdzie pani Takeuchi?
-Miała niegroźny wypadek i poprosiła mnie o zastępstwo. Dziewczyno.... Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton.
-Ja... Tego.... Aaa.... Yyyy..... Mi się wydaje, czy ja widzę podwójnie? - spytała samą siebie chwiejąc się lekko na boki aż osunęła się na kolana.
Gdyby nie szybka reakcja Juda który akurat wycierał tablicę brunetka upadła by na ziemię.
-Nic ci nie jest.
-Nie. Tylko jestem trochę wykończona. Przebiegłam całą drogę Z domu.... i .... i .... kilka razy zaliczyłam wywrotkę.
-Co? Proszę pana, może lepiej zaprowadzę ją do pielęgniarki.
-Dobrze Sharp.
W tej chwili Jude zarzucił ramię Danieli wokół swojej szyi i poprowadził ją do gabinetu higienistki.
-Jude...Na prawdę.... Nic mi nie jest. Tylko chwilkę odpocznę. - rzekła siadając na kozetce.
-Jesteś tego pewna?
-Tak. Tylko trochę się zasiedziałam rano w domu. Proszę... Nie dzwoń do mnie do domu ani nie mów nikomu. Proszę... Inaczej nie dadzą mi spokoju.
-No dobrze... Czego się nie robi dla rodziny.
-Bardzo ci dziękuje kuzynku. - rzekła i puściła mu oczko a on uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Widzę że nieźle rozpoczęłam swoje urodzinki Danielko.
-Jak widać Jude. A przy okazji.... Powiesz mi gdzie planujesz mnie zabrać.
-Mogę ci powiedzieć tylko jedno że to śliska sprawa.
-Że co?
-Że co?
-Zaraz po szkole zabieram cię na łyżwy.- i wyszedł z gabinetu zostawiając zdezorientowaną brunetkę.
-Pewnie myślisz kuzynku że nie potrafię jeździć... To się zdziwisz. - rzekła i wyszła kilka chwil po nim.
Śmiało wróciła na drugą lekcje i rąk do końca dnia. Czuła się fantastycznie zwłaszcza że to były jej urodziny. I nikt o nich nie wiedział. Nie lubiła się tym afiszować. Niespodziewanie gdy weszła do sali chemicznej.
-Wszystkiego najlepszego. - rzekli wszyscy zgromadzeni a także jej przyjaciele.
Nieźle zaskoczyli piwnooką.
-Dziękuję wam.... Ale... Ale skąd widzieliście?
-Amun nam powiedział. - rzekł Axel stojąc jak zwykle z tyłu i opierając się o ścianę.
-Ty zapewne wiedziałeś o tym wcześniej prawda Blaze?
-Przez przypadek wpadłem kilka dni temu na twoją mamę na mieście jak kupowała ci prezent. Wszystko powiedziała.
-,,Moja matka to straszna papla. Teraz już wiem po kim Maoki to ma.'' - pomyślała udając spokój i patrząc chytrze na blondyna.
Cała uwaga była zwrócona w ich kierunku.
-Chwila moment... To wy jakoś się wyjątkowo znacie? - zaczęła temat Celia chcąc dowiedzieć się czegoś więcej i złagodzić atmosferę.
-Nie... Zaraz... Nic nie ma takiego.... Tylko koło siebie mieszkamy. Jesteśmy sąsiadami.
-Jasne.... To dlaczego się czerwienisz? - spytała chcąc jeszcze bardziej podjjdzic dziewczynę by wyrzekla prawdziwe emocje.
-Jude... Lepiej uspokój swoją siostrę.
-Zapomniałam bym... - znów zaczęła Celia. - Spotkałam Alice. Powiedziała żeby ci podziękować za to że ostatnio odprowadziłeś ja do domu późnym wieczorem. Co wy tak długo razem robiliście?
Sharp wyglądał jakby w tej chwili chciał dopuścić się mordu a w dodatku był cały czerwony.
-Ty chyba jesteś w dobrym humorze Celia. - stwierdziła Tara patrząc na przyjaciółkę.
-Tak. Im trzeba pomóc. Zwłaszcza znając ich samych. - rzekła i wyszła.
-,,W takim razie skoro chcesz się bawic w swatanie to ja też tego spróbuję. Szykuje się koleżanko na spotkanie z Kingiem.'' - pomyślała i podążyła śladem panny Hills.
W tym czasie weszła nauczycielka lecz atmosfera wcale nie ostygła,lecz utrzymywała się do końca dnia.
Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek Daniela pobiegła przed siebie aż na drugim zakręcie zwolniła i o mało co nie zderzyła by się z Judem.
-Jesteś gotowa?
-Jak. Pokarze ci jak się jeździ w Polsce.
-Jesteś bardzo pewna siebie.
-A ty pełen sekretów. To o co chodziło z Alice?
-O nic. - rzekł i poszedł przed siebie.
-Nie bądź taki... Powiedz. - próbowała go namówić idąc za nim.
-Nie.
-Proszę powiedz.
-Niczego takiego nie była. Celia to wyolbrzymiła.
-Okey. To jak idziemy?
-Tak. Ale jak znów zaczniesz... To sobie pójdę.
-Ale jesteś....
Nie zauważyli jednak że ktoś im się przyglądał. Za rogiem stał Axel który był zbity z tropu. Nie wiedział czemu w ogóle się tym interesował ani czemu tutaj stał. Ale ta ich bliskość nie dawała mu spokoju. Z okazji jej urodzin chciał zaprosić brunetkę do kina ale ona ma już inne plany. Zmjątł bilety w dłoni i wyrzucił je do kosza. Gdy tamci zniknęli mu z oczu wyszedł za rogu i ruszył do domu zastanawiając się czemu są ze sobą tak blisko. Bo chyba by.... Nie.... A może... Już nic nie wiedział... Nigdy się tak nie czuł...
-Mamo... - rzekła patrząc w niebo. - Co się że mną dzieje?
sobota, 24 grudnia 2016
Życzenia
Z okazji świąt postanowiłam olać niektóre sprawy i w końcu skończyć to co zaczęłam :)
Moi kochani z okazji świąt chce wam życzyć by te święta były niezapomniane.
Pełne radości i niespodzianek :)
By wszystko dobrze się działo,
byście się nie smucili lecz cieszyli.
By odwaga w waszym życiu zawsze była.
Cierpliwości i miłości wielkiej w tym rodzinnym święcie.
Ponieważ każdy zasługuje na to w tym dniu.
Wesołych świąt. :D
P.S : Już jutro pojawi się nowy rozdział a za dwa dni specjalny dodatek świąteczny
Moi kochani z okazji świąt chce wam życzyć by te święta były niezapomniane.
Pełne radości i niespodzianek :)
By wszystko dobrze się działo,
byście się nie smucili lecz cieszyli.
By odwaga w waszym życiu zawsze była.
Cierpliwości i miłości wielkiej w tym rodzinnym święcie.
Ponieważ każdy zasługuje na to w tym dniu.
Wesołych świąt. :D
P.S : Już jutro pojawi się nowy rozdział a za dwa dni specjalny dodatek świąteczny
Subskrybuj:
Posty (Atom)