poniedziałek, 25 grudnia 2017

23. Niespodzianka! cz. II

Moi kochani :)
Z racji świat Bożego Narodzenia chciałam wam złożyć najserdeczniejsze życzenia. 
Dużo zdrowia, uśmiechu i pomyślności. 
Jak najwięcej radości :)
I byście mieli do mnie jak najwięcej cierpliwości :)
Wszystkiego najlepszego :D
A teraz zapraszam na nową notkę :)

***********************************************

Rudowłosa szła szybkim krokiem stukając obcasem o chodnik. Ręce miała schowane w kieszeniach płaszcza a wiatr delikatnie kołysał pojedyńcze kosmyki jej włosów. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się stało zaledwie kilka minut temu. Nie wiedziała czemu to zrobiła, skoro obiecała sobie, że z jej ust nie padną już nigdy żadne słowa. To ona doprowadziła do tragedii i teraz to ona musi za to zapłacić. Jednak złamała przysięgę.... Jej słowa znów wyszły na świat dając barwę jej głosu, który miał zaniknąć raz na zawsze z wszelkimi ludzkimi wspomnieniami. Nie mogła do tego znowu dopuścić. Nigdy nie będzie w stanie odpokutować tego co się stało. Musi więc raz na zawsze porzucić ludzką mowę. To jest jej pokuta która nigdy nie ustanie. Do tej pory jej wzrok był skupiony na ziemi po której stąpała. Jednak spojrzała przed siebie. O dziwo okno w jej pokoju było otwarte.
-,,Przecież nie zostawiłam go otwartego... " - pomyślała przypominając sobie chwilę w której go opuszczała. - ,,Chyba, że..."
Andrew przecież był w domu!
-Nie! - krzyknęła w duchu biegnąc do drzwi frontowych jak szalona.
Wbiegając po schodach na piętro, wpadła już w korytarzu ... na czerwonowłosego.
-Gdzie tak pędzisz narwańcu?
W zdenerwowaniu pokazała palcem w kierunku drzwi swojej sypialni i przeniosła go na niego.
-Aaa... O to ci chodzi.... Tak. Byłem tam. Mama mnie poprosiła bym otworzył okno w twojej sypialni by się przewietrzył twój pokój skoro ciebie i tak w nim nie było. Niczego nie ruszałem, więc nie masz się czym martwić, baka. - rzekł, wyminął ją i zniknął na schodach idąc ku parterowi.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Już przywykła do tego, że Andrew zawsze rzucał w jej stronę różnego typu obelgi, ale teraz... to była jakaś nowość. Nie spodziewała się po nim, że może być w jakikolwiek sposób dobry w jej kierunku. Chociaż nie wiadomo czy nie miał w tym jakiegoś ukrytego motywu. Nie mieszający w jej królestwie czerwonowłosy czarnoksiężnik... Weszła do swojego pokoju rozglądając się w około, jednak wszystko wydawało się być na swoim miejscu, więc... Rzuciła się na swoje łóżku przenosząc wzrok na sufit na którym były namalowane róże, które sama kiedyś narysowała. Tym razem pozostawało jej uwierzyć kuzynowi. Tym razem.

                                  ***

Daniela stała podpierając ścianę zaś w ręku trzymała szklankę z sokiem. Szukała wzrokiem rudowłosej, jednak na darmo. W końcu wzrokowo znalazła tego kto mógł to wiedzieć.
-Jude!
-Tak?
-Widziałeś Alice?
-Eeeee.... Tak. Poszła już do domu.
-Co? Jak to? Stało się coś?
Musiało coś się stać. Nikt bez żadnego powodu nie opuszcza od tak sobie wszystkich bez żadnego wytłumaczenia.
-Chyba nie czuła się najlepiej... Wybacz, ale... muszę iść do chłopaków.
Brunetka czuła, że jest jednak w tym coś więcej. Jednak nie miała na to żadnych dowodów. O co tu chodzi Jude... Jednak wolała zostawić ta sprawę na jutro. Nie chcę nikomu dziś niszczyć urodzin. Ani Judowi... Ani Raven... A mówiąc o Raven... Ona także gdzieś zniknęła. Gdzie fioletowłosa mogła pójść?
-Silvio, widziałaś Raven? - spytała podchodząc do zielonowłosej.
-Nie. Przykro mi.
-Kurcze... Gdzie ona mogła pójść?
Zaczęła chodzić po domu swego kuzyna szukając przyjaciółki.
-Nie mówcie tylko, że ona także poszła. - wymruczała pod nosem biorąc do ręki komórkę by do niej zadzwonić.
Niespodziewanie dzwonek zabrzmiał zza.... okna? Oglądając krajobraz zza oknem zobaczyła przyjaciółkę stojącą pod drzewem opierając się o nie i wpatrującą się w niebo.
-Raven! Co ty tam robisz? - krzyknęła brunetka wychylając się prze okno które otworzyła.
-Wszystko w porządku Danielo... Za chwilę przyjdę.
Nastolatka zamknęła szybę zanim narobi niezłego przeciągu na korytarzu. W dodatku nie tylko Raven zachowuje się dzisiaj jakoś inaczej. Erick Eagle... Od pewnego czasu bacznie go obserwowała zwłaszcza od czasu, gdy o jego nietypowym jak dla niego zachowaniu wspomniała Celia. Gdy weszła z powrotem na salę znalazła wzrokiem pana Eagle, który wpatrywał się w ... Silvię. No... no.. no... Zapewne myślał, że nikt tego nie widzi, bo te spojrzenia były dość ukradkowe. Nie mówcie jej tylko, że... Brunetka uśmiechnęła się wręcz na sama myśl tego co chciała pomyśleć. Teraz pozostało jej tylko obmyślić, co może w tej sprawie zrobić.

***

Erick szukał wzrokiem jedynej osoby na której najbardziej mu zależy. Nie wiedział czemu szczególnie zależy mu na tej dziewczynie. Czemu widząc jej szczęście sam jest szczęśliwy. Jej uśmiech wystarczy by i on się mógł uśmiechać.
-Erick.. Erick... Chłopie..! Gdzie ty odpłynąłeś?
Bobby próbował dotrzeć do swojego przyjaciela, który krążył ewidentnie gdzieś w obłokach.
-Bobby.. Nic. Już nie ważne. Po prostu się zamyśliłem.
-Nie pierwszy raz ci się to zdarza. Ciekawe tylko z jakiego.... powoooduuu... - skierował swój wzrok dokładnie tam, gdzie miał je skierowany brunet i układanka zaczęła się powoli sama układać.
-Erick... Chodź ze mną. Musimy pogadać.
-O czym Bobby?
-Chodź i nie pytaj. Na zewnątrz nikt nam nie przeszkodzi.

***

Alan zagadywał Joego jednak ten nie zwracał uwagi na słowa kumpla. Nadal zastanawiał się nad relacją Jude-Celia.
-Co ty Joe taki zmartwiony? Przecież to urodziny naszego kumpla a nie pogrzeb twojego pupila.
-Sorki Herman. Zamyśliłem się.
-Właśnie Alan... - zaczął mówić Herman. - Wiesz może kim dla Sharpa jest ta dziewczyna z Raimona?
-Hahahaha... - niespodziewany śmiech kolegi wyprowadził Josepha z równowagi.
-Co w tym takiego śmiesznego?!
-Wyluzuj stary. Myślałem tylko, że wszyscy już o tym wiedzą.
-Więc może nas oświecisz? - kontynuował Herman.
-Dobrze, już dobrze... Więc chłopaki, poznajcie młodszą siostrę Juda Sharpa, Celię Hills.
Brunet był w kompletnym szoku. Szklanka wypadła mu z dłoni rozbijając się na drobne kawałki po zetknięciu z podłogą. Nie spodziewał się czegoś takiego. Dziewczyną którą bardzo lubi a wręcz kocha jest młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela?!
-Joe? Wszystko w porządku? - spytał Jude podchodząc do nich widząc rozbite szkło przy nogach kumpla.
-Tak. Nic się nie stało. - rzekł kucając i zbierając szkodę, którą wyrządził.
Na nieszczęście musiał akurat zaciąć się szkłem.
-Przepraszam was na chwilę. - minął ich kierując się do kuchni, gdzie wyrzucił odłamki szklanki i skierował swoją dłoń w kierunku kranu i zimnej wody. Strumyk wody mieszał się z jego krwią spływając w kierunku rur.
-Pokaż mi swoją rękę.
Obrócił się na dźwięk kobiecego głosu. To była ona. Któż by inny? Los lubi sobie z niego grać. Stał jak słup soli, aż dziewczyna sama zakręciła kran i siłą zaprowadziła chłopaka do stołu i posadzając go na krześle a sama zajęła miejsce na przeciwko niego. Na stole stała już przygotowana apteczka pierwszej pomocy. Bez zbędnego słowa przyglądał się jej poczynaniom. Jak czyściła jego ramię a potem ją odpowiednio zabezpieczała. Kończyła owijać jego rękę bandażem gdy ten w końcu do niej przemówił.
-Powiedz mi... Czy to prawda? Sharp jest twoim bratem? - spytał z pochyloną głową.
-Tak. - rzekła wstając. - Skończyłam. Mam nadzieję, że szybko się zagoi.
Jednak nie spodziewała się jego reakcji. On zaś szybko się podniósł z krzesła i złapał ją za jej ramię powstrzymując jej odejście.
-Co ty robisz? Puść mnie! Jeśli ktoś tu przyjdzie, to...
-Nie obchodzi mnie to! Tak samo jak to, że Jude to twój brat. Jeśli unikałaś mnie tylko z tego powodu, że jestem jego przyjacielem, to...
-Nie Josephie... - rzekła wpatrując się prosto w jego oczy.
Chciała by mu jak najbardziej wykrzyczeć całą prawdę. Ale nie mogła...
-Po części tak, ale... Nie! Nie mogę ci o tym powiedzieć. Błagam... Zrozum mnie. Proszę cię zapomnij o moim istnieniu inaczej oboje będziemy cierpieć.
-Więc zapomniałaś już o tym, że coś do mnie czułaś?
-Tak. - odrzekła szybko jednak stała do niego obrócona plecami, by nie ukazać swoich prawdziwych emocji.
-Nie wierzę ci. Nie potrafisz kłamać... Tak samo jak twój brat.
-Zapomnij o mnie... Josepie Kingu.
Wyszła a wręcz wybiegła zanim on zdążyłby znów ją powstrzymać. Brunet nie wiedział co ma zrobić. Jednak wiedział jedno. Ani Jude, ani nikt inny nie przeszkodzi mu z zdobyciu serca Celii Hills, dziewczyny którą... kochał.

***

Bobby i Erick stali na tyłach domu czekając aż któryś z nich pierwszy zacznie rozmowę. Jednak cisza pomiędzy nimi tylko się wydłużała.
-Więc, o czym chciałeś ze mną rozmawiać Bobby?
Chłopak spojrzał na przyjaciela zastanawiając się jak ma ubrać to w słowa.
-Powiedz mi Erick... Kim dla ciebie jest Silvia?
-Słucham? Czemu zadajesz mi takie dziwne pytanie Bobby?
-Po prostu mi na nie odpowiedz.
-Jest moją przyjaciółką. W przeszłości bardzo mnie wspierała tak samo jak i teraz.
-Skoro twierdzisz, że jest tylko przyjaciółką... to czemu ciągle się tak na nią patrzysz?
-Co? Kto? Ja? Niby jak patrzę?
Sherer od razu zauważył jego zmieszanie. Wiedział o wiele więcej niż się jego przyjacielowi wydawało.
-Erick. Znamy się od bardzo dawna. Myślałeś, że niczego nie zauważę... Ale skoro ja to zauważyłem, to jedna dziewczyna także może to zauważyć.
-Dobrze rozumiem! Niech cię Bobby! Jakim sposobem zawsze nakłaniasz mnie do zwierzeń? - spytał uśmiechając się i zakładając rękę na swoich biodrze.
-Taka już rola przyjaciół. - odrzekł Bobby zakładając ręce za głowę. - Więc mów co ci leży na sercu stary.
-Od dłuższego czasu sam się zastanawiam... Nie wiem jak nazwać to co czuję. Nie potrafię znaleźć na to odpowiedzi... Jednak wiem, że dopóki Silvia jest szczęśliwa to i ja też będę. Chcę zawsze widzieć uśmiech na jej ustach i radość w jej oczach. Taki sam jak wtedy gdy byliśmy dziećmi.
-Oho.Stary! Wzięło cię na poważnie. Słuchaj Erick, na to jest najprostsze rozwiązanie.
-Jakie?
-Zakochałeś się. Zakochałeś się w naszej Silvii.  

2 komentarze:

  1. Jest! Nareszcie wróciłaś! Notka świetna.
    Życzę Wesołych Świąt 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wesołych Świąt! Fajnie, że jesteś

    OdpowiedzUsuń