piątek, 28 grudnia 2018

Ogłoszenie#7


Z przykrością informuje, że notka którą chciałam wstawić jako prezent dla was z okazji świąt zostanie wstawiona z opóźnieniem. Plik w którym ją zapisałam niespodziewanie ,,zdechł" - został uszkodzony. Muszę więc napisać nowy rozdział od początku :(
Bardzo was przepraszam.
Jednak jest pewien plus. Notkę specjał którą chciałam dodać z okazji sylwestra ukaże się planowo. Na całe szczęście ją pisałam jakoś w zeszycie :D
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem...

sobota, 22 grudnia 2018

34. Narodziny Feniksa



Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia mam dla was dwa wyjątkowe prezenty jednak nie umiem się zdecydować... który powinnam wam dać najpierw. Mam nadzieję, że wam się spodobają :D

************************************************************************


Była noc. Żadne światło nie paliło się w jej pokoju co mogło znaczyć, tylko to, że mogła spać. Nic bardziej mylnego. Daniela leżała w swoim łóżku tuląc się do poduszki. Nie wiedziała co ma myśleć. To zdało się w jakiś sposób ją przerastać. Najpierw Łucja, a teraz Kamil i Julia. I jeszcze ten Daniel... Nie! To za wiele. Czuła, że chciało jej się płakać, czuła jak spływają po jej policzkach. Tu mogła sobie na to pozwolić. Tu nikt jej nie widział.
Kilka godzin temu...
Raimon nadal nie wyszedł z szoku po tym co się przed chwilą stało. Nikt nie miał siły nic powiedzieć. To na pewno... wpłynęło na nich osłabiająco.
-Drużyno, dlaczego nie trenujecie?!
Nagłą ciszę przerwało pojawienie się ich trenera Seymoura Hillmana.
-Pan trener.
Mark jako pierwszy wyrwał się z szoku. Nieobecność trenera była zastanawiająca, zwłaszcza, że był zawsze obecny.
-Panowie... Zbliżcie się tutaj. Mam dla was wiadomość.
-Jaką wiadomość? - spytała niepewnie Silvia patrząc na mężczyznę.
-Zza kilka dni rozegramy mecz towarzyski z drużyną zza granicy.
Ta wiadomość na pewno wśród zawodników wprowadziła lekki zamęt.
-Z kim go rozegramy?
Mark był jak zwykle gotowy zmierzyć się z wyzwaniem. Nic nie było w stanie go powstrzymać przed pełną pasją gry.
-Jedyne co mi zdradzono to nazwę drużyny. Zwą ich Niepodległość.
-Ssą zza granicy... Lecz nie wie trener z jakiego kraju?
-Niestety nie. Lecz to i tak nic nie zmienia. Musicie ćwiczyć tak samo jak zawsze.
-Tak jest trenerze!!!
Wydawało się, że w drużynę wstąpiła nowa energia. Jednak Axel wiedział, że czeka go poważna rozmowa z Danielą.
Następnego dnia...
Blondyn czekał na brunetkę pod drzwiami. Nie chciał jej się narzucać. Musiał to wszystko dobrze rozegrać. W końcu wyszła ze swojego pokoju. Nie wyglądała najlepiej.
-Daniela, wszystko gra?
Podskoczyła zaskoczona jego obecnością. Myślała, że wyjdzie z domu jako ostatnia.
-Tak Paweł. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Nie wydaje mi się. Widziałem cię.
-Paweł... To nie najlepszy czas na te rozmowy.
-Więc kiedy?
-Dziś po lekcjach, w parku Tora.
-Dobrze.
Nie chciał on wprowadzać kości niezgody pomiędzy nimi. Wiedział, że będzie ciężko i chciał i chciał wszystko przeprowadzić jak najłagodniej. Czas pomaga... Ale nie było go aż tyle ile go potrzebował. Mecz zbliżał się wielkimi krokami i było trzeba działać szybciej. Zwłaszcza, że Łucja suszyła mu głowę. Szli w milczeniu by ta w szkole gdzieś mu umknęła. Jednak nie mogła mu uciec z klasy gdzie mieli zajęcia. Czuła ona na sobie jego wzrok lecz próbowała udawać, że wszystkie jest jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Daniela wiedziała, że czeka ją poważna rozmowa od której będzie wiele zależało w ich niedalekiej przyszłości.

***

-Więc...
-Więc...
-Paweł... Ja już na prawdę niczego nie rozumiem. Najpierw to spotkanie z Łucją i jej prośba bym z powrotem do nich dołączyła... Teraz to nagłe pojawienie się Kamila i Julii... Paweł, co ty przede mną ukrywasz?
Park był mało zatłoczony więc mogli prowadzić otwartą dyskusję.
-Zamierzałem ci to właśnie wyjaśnić. Daniela... Nie chciałem tego przed tobą ukrywać. Wszystko ci miałem opowiedzieć na spokojnie, stopniowo tak byś się zgodziła. Ale nic z planów nie wyszło. Wiesz, że cierpliwość nie leży w naturze Matyldy.
-Jakich planów? Janowski, mam już dość tych twoich zagadek?!
Już miała odejść... Ale chłopak nagle złapał ją za rękę.
-Chodzi oto... Chodzi oto, że oni tu są. Nasza drużyna tu jest! Mam z nimi zagrać za kilka dni z Raimonem.
Brunetka nie wiedziała jak ma się zachować. Nie spodzie... A nie... Jednak podejrzewała, że coś takiego mogło by się stać. Jednak nadal ciężko było to przyjąć do świadomości.
-Daniela...
-Paweł... Nic nie mów. Muszę to przetrawić... Jak to się w ogóle mogło stać?
-Normalnie... To była fikcja z tym stypendium amerykańskim. Tak na prawdę dostałem polskie stypendium dzięki temu, że byłem jednym z najlepszych piłkarzy gimnazjady polskiej piłki nożnej. Nasza drużyna dotarła do finału tej imprezy i udało nam się ją wygrać. Korzystając z propozycji stypendum postanowiłem także cię odnaleźć. Sama Matylda mnie oto poprosiła. Temu wszyscy tu są. Chcemy byś do nas wróciła Dani... Zrób to dla nas... ale także dla siebie, dla mnie... A w szczególności dla Daniela...
-Przykro mi... To dla mnie za wiele...
Nie mogła już dłużej tego słuchać. Czuła, że musi stąd uciec. Nie chciała całkowicie rozkleić się przy przyjacielu ani nie powiedzieć nic zbędnego. Była rozbita. To prawda, że Jude jej pomagał w pozbyciu się tego niepotrzebnego lęku, ale... Nie czuła się jeszcze na siłach by wchodzić aż na taką głęboką wodę. Lepiej znosiła teraz piłkę ale... Lepiej nie ryzykować za wcześnie. Będzie musiała to wyjaśnić dokładnie Pawłowi jednak dopiero gdy ona dojdzie do siebie emocjonalnie. Nie sądziła jednak, że przed budynkiem wpadnie na Axela.
-Cześć Axel.
-Musimy porozmawiać Danielo.















Słyszała w głosie chłopaka powagę. Czyżby to było to o czym myślała?
-Słucham cię.
-Co wiesz o drużynie Niepodległość?
Brunetka czuła jakby coś w nią uderzyło.
-Ja... Czemu oto pytasz?
-Danielo Olson... Odpowiesz na moje pytanie?
-Niepodległość, to... moja była drużyna z Polski.
-Wiedziałaś o ich przybyciu?
-J...Nie! Dopiero się o tym dowiedziałam!
-Dopiero... Ta trójka przyszła tu kogoś szukać wówczas. Domyślam się kogo. Zamierasz do nich wrócić?
-... Nie myślałam o tym. - wyszeptała ze spuszczoną głową.
Czuła się jakby była ganiona za jakieś popełnione głupstwo. Zupełnie jakby ją osaczono z każdej strony. Nie była przygotowana na atak z jego strony.
-Więc twój przyjaciel nic ci nie powiedział?
-Jeśli masz na myśli Pawła, to wszystko mi powiedział!
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało. Jakby zaprzeczała nawet temu co wie i myśli.
-Skoro ci powiedział... To wszystko jasne.
-Axel...
Jednak ten się odwrócił i poszedł przed siebie wymijając ją.
-Axel!
-Leć do swojego Pawła! Jestem pewien, że macie jeszcze sobie wiele do powiedzenia.
-Ty.... Idioto!
Wbiegła do środka i jechała windą na właściwe piętro. Wbiegła do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz. Czuła w oczach zbierające się łzy jednak je wytarła. O nie! Nie będzie przez niego płakała. Chce wojny... No to będzie ją miał. Niech jednak później nie żałuje tego co się stało. W tej chwili nie panowała ona nad swoimi emocjami. Działała nie zastanawiając się nad niczym. To co dzisiaj robiła była zastanawiające nawet dla niej samej. Musi złamać swoje słowa które dzisiaj mówiła. Krążyła po swoich metrach kwadratowych jakby zaraz miała wybuchnąć, ale Paweł nie wracał. Wybrała więc jego numer i poprosiła go by spotkali się jak najszybciej nic mu nie tłumacząc.

***

-Co ten Paweł znów wykombinował?
Julia nie wiedziała czemu kazał im się tutaj zebrać. Zwłaszcza całej drużynie.
-Mnie się pytasz? Bardziej zagadkowego człowieka nie znałam. Tylko przy Danieli był inny. - powiedziała Łucja wstając ze swojego krzesła by nerwowo przejść się po holu hotelu.
-Ta... Ciekawe czy kiedyś jej to powie... - wyszeptał Kamil.
-Co takiego? - Daniel był na tyle blisko czarnowłosego, że mógł usłyszeć co mówił.
-Nic ważnego.
Karol jak zwykle próbował uspokoić zniecierpliwioną Julię. Jak mogli być spokrewnieni tego Kamil nie wiedział. Z ich starego składu tylko on, Julia, Łucja, Karol, Adrian i Paweł się uchowali. Reszta to nowi zawodnicy którzy pomogli im podnieść się z upadku po śmierci Daniela i ucieczce Danieli a także wyjeździe Pawła. Powrót blondyna jeszcze bardziej poprawnie wpłynął na zespół zwłaszcza gdy osiągnęli po coś dla nich kiedyś nieosiągalnego. Aleksander i Kinga po przeprowadzce zapisali się od razu do naszej nowo reaktywowanej drużyny słysząc o naszym poprzednim osiągnięciu. Nie było trzeba długo czekać na dołączenie Wiktorii. Jednak dołączenie Ewy było największą zagadką. Jednak od kiedy doznała kontuzji miesiąc temu nie mogła się z nimi wybrać w te podróż próbując dojść jak najszybciej w Polsce. Niespodziewanie w holu w końcu pojawił się ten który ich tutaj wszystkich wezwał, ale nie był sam.
-Daniela!
Łucja i Julia nie mogły się powstrzymać by do niej nie dobiec. Dawne koleżanki na pewno ucieszyły się z jej pojawienia się tutaj. Później Kamil, Adrian i również Karol ośmielili się podejść i uścisnąć ją na przywitanie. W oczach nowych zawodników na pewno była obiektem zainteresowania. I żaden z nich niczego nie zrozumiał.
-Moi drodzy... Na pewno nie wszyscy znają jeszcze naszą koleżankę. Oto Daniela Olson.
Wśród reszty towarzyszy były pomroki gdy zdali sobie sprawę z kim mają do czynienia.
-Miło cię znów widzieć Danielo... - zaczął mówić Karol. - ...ale czy jest jakiś powód dlaczego do nas przychodzisz.
-Jest. I jestem pewna, że ucieszycie się z tego tak samo jak ja.
Nagłe pojawienie się Matyldy przyprawiło Danielę o głośniejsze dudnienie serca. Zwłaszcza gdy zobaczyła ją na wózku.
-Pani Matyldo co pani...
-Może kiedyś ci o tym opowiem Danielo. Sadzę jednak, że przybyłaś tu w jednym celu?
-Tak. Postanowiłam... Zagrać z wami w następnym meczu. Chcę chociaż dla niego znów stać się członkiem Niepodległości.
Wszyscy byli w szoku. Nawet sam Paweł był zaskoczony jednak spodziewał się tego gdy poprosiła go by zabrał ją do drużyny.
-Co wy na to... Drużyno?
Paweł posłał pytanie swym towarzyszom. Wszyscy zgodnie przytaknęli głowami a na końcu wysunęła się do nich Julia z wyciągniętą ku brunetce dłonią.
-Witaj w domu... Danielo.
Ta przyjęła ją i wzniósł się w nich okrzyk radości. Kolejny ich zawodnik wrócił do ich drużyny.

***

Nastał wieczór a jej nadal nie było. Gdy wybiegła z powrotem z budynku nie spuszczał wzroku z wejścia by wiedzieć, że bezpiecznie wróciła. Może to było nierozsądne stać o tej porze i tylko w bluzie na balkonie... Ale... Nie patrzył na to. Żałował co powiedział. Nawet nie wiedział czemu tak postąpił. Czemu to powiedział? Nie umiał tego wyjaśnić. Oby tylko nie zrobiła niczego głupiego. Martwił się o nią. Ale jak widać niepotrzebnie gdy zobaczył ją powracającą z uśmiechem na ustach w towarzystwie... jego. Wściekły wrócił do środka padając na łóżko nawet nie zamykając drzwi balkonowych przez co odrobina śniegu znalazła się na jego posadce. Odruchowo schował twarz w swych dłoniach ciężko wzdychając. Jednak nagłe wejście do pokoju jego ojca kazało mu przybrać maskę spokoju.
-Axel... Myślałem, że... Nie siedź przy otwartym oknie bo jeszcze zachorujesz. - powiedział zamykając je.
-Tato... Ja... Chciałbym się ciebie o coś zapytać.
-Tak?
-Już nieważne. Pójdę dziś wcześniej spać.
-Jak chcesz synu. Dobranoc.
To nie był dobry pomysł w tej chwili by spytać oto swojego ojca. Przynajmniej tak sądził. Nie... Z tym niestety będzie musiał poradzić sobie sam. Chociaż była jeszcze jedna osoba której zależało na Danieli i nie była z nim skłócona a przy okazji był także jego przyjacielem. Jude.

poniedziałek, 10 grudnia 2018

33. Smutki Raimona


-Joseph! Uważaj! - krzyknął David gdy oddał strzał na jego bramkę.

Chłopak jakby wyrwany z rozmyślań w ostatniej chwili użył techniki hissatsu by zatrzymać nowy strzał swego przyjaciela, który ten ćwiczył.
-Co z tobą jest Joe? Wszystko dobrze?
-Ja... Tak. Jest wszystko jak w najlepszym porządku.
Wyrzucił piłkę do przodu wiedząc, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej niż on mówił. Myślami był zupełnie gdzieś indziej. W jego głowie wciąż krążyło jedno imię ... Celia. Nie rozumiał czemu go ignorowała. Czemu po udanej randce na której wydawała się dobrze bawić nagle wysłała mu tego SMS-a. Nie umiał tego zrozumieć. Wiele razy próbował do niej dzwonić jednak ta uparcie milczała. Kilka razy próbował pójść pod jej szkołę jednak porzucił ten pomysł. Wiedział, że mógłby tym wzbudzić niepotrzebną sensację, ale jeśli było to jedyne wyjście... Był gotowy zaryzykować. Ale teraz był trening. Musiał się skupić na piłce, ale jakoś nie umiał. Gdy tylko patrzył na nią od razu jego myśli wędrowały w drugą stronę. Nie! Potrząsał głową znów przenosząc swój wzrok na swój cel. Jednak jak za każdym razem jego rozproszona uwaga wpływała na słabszą skuteczność jego technik obronnych.
-Joe! Co z tobą?! Mógłbyś się w końcu ogarnąć?! Z taką orientacją to nawet nie zauważysz piłki. - Andrew podbiegł do niego nieźle już poirytowany.
Cały ich trening się sypał przez bujanie w obłokach bramkarza.
-Przepraszam was chłopaki, ale dziś jakoś nie dam rady. Chyba dla wszystkich najlepiej będzie jeśli dziś sobie odpuszczę trening.
Zszedł z boiska i udał się do szatni gdzie opadł na ławkę. Nie pozostało mu nic innego jak przebrać się i wrócił do domu. Na prawdę nie rozumiał on samego siebie. Od czasu randki z Celią czuł jakby coś pozytywnego wkraczało w jego życie ale tamten SMS. Jakby obudził się w alternatywnej rzeczywistości. Nie mógł spać. Próbował się do niej dodzwonię, lecz jej telefon milczał. Tak jest od tamtego dnia. Zero reakcji. Jakby tej chemii pomiędzy nimi nigdy nie było. Jakby ktoś nagle wylał na niego kubeł zimnej wody. Musiał się stąd wyrwać i wrócić do siebie niezauważony przez nikogo. Miał już dość tych pytań czy wszystko gra. Czasami miał ochotę wybuchnąć i wykrzyknąć całą prawdę im prosto w twarz. Wtedy wszystko mogłoby być o wiele prostsze dla niego, ale czy dla innych? Nie chciał wplątywać nikogo w swoje prywatne sprawy. To jest coś co musi on sam załatwić i wiedział, że to nie minie tak łatwo jak można się tego spodziewać. Szybko chwycił torbę sportową i wyszedł z Akademii. Nie wiedział jednak, że z okna ktoś go obserwuje.
-Nie martw się tak Joe... - wyszeptała niebieskowłosa... - Wkrótce będziesz znów szczęśliwy, ale tym razem z właściwą dziewczyną.

***

Celia czuła się przybita. To na pewno nie jest to o czym marzyła. Oczywiście chodziło tu o Josepha. Jedyny chłopak który jej się spodobał ma być dla niej tylko wspomnieniem? Chodź poczułą, że mogło by z tego coś więcej być. Ale... nie mogła niczym ryzykować. Musiała zapomnieć i żyć tak jakby nigdy to się nie wydarzyło. Jednak... To wcale nie było takie proste. Nie miała sił nawet by wstać z łóżka. Wolała tu zostać i wszystko przecierpieć sama. Nie chciała nikogo zamartwiać bo wiedziała, że teraz zaczną się niepotrzebne pytania. Nie chciała też by jej brat zaczął zadawać zbyt dużo pytać. Nie chciała by poznał prawdę lub nawet jego najmniejszą część. To było niebezpieczne. Więc gdy przyszła jej matka idealnie symulując chorobę mogła zostać sama w domu i odpowiednio wszystko przeczekać. A zresztą mogła sama się pozbierać i wrócić do bycia dawną sobą. Jednak... To wcale nie było takie łatwe.
-Joseph! - wykrzyknęła budząc się z kolejnego koszmaru.
Nocami nie mogła spać. Śnił jej się on i ona... Zawsze ten sam koniec. Bez różnicy jak się zaczyna mogła spodziewać się tego, że obudzi się z krzykiem. To było straszne. Czemu musiała przez to przechodzić?
Ding dong.
Dzwonek do drzwi przerwał jej bitwę z myślami. Było już popołudnie więc mogła spodziewać się nawet ojca który mógł zapomnieć kluczy.
-Kto tam? - podeszła do drzwi jednak ich nie otwierając.
-Celia... To ja... Możemy porozmawiać.
O nie! To Jude! Nie mogła go wpuścić! Nie teraz gdy była w takim stanie. Czuła, że mogła mu wszystko powiedzieć a nawet jeszcze więcej. Nie mogła tak ryzykować. Nie mogła pozwolić swojemu bratu tu wejść.
-Jude... Ja... Nie mogę. Nie chcę cię zarazić. Porozmawiamy w szkole gdy wyzdrowieje. Do zobaczenia braciszku.
-Celia!
Odeszła od drzwi i wróciła do łóżka. Jeszcze przez chwilę słyszała jak dobijał się drzwi lecz po paru minutach nie słyszała już nic oprócz tykania zegara. Widocznie musiał już odejść. Nie mogła powstrzymać płynących łez. Jej życie to było jedna wielka seria porażek. Jej wyłączony telefon mógł świadczyć o tym najlepiej. Nie odważy się go włączyć. Wiedziała czego mogła się spodziewać gdy powoła go do życia. Telefonu od jedynego człowieka którego chciała teraz usłyszeć, lecz nie mogła. Od Josepha.

***

Niebieskowłosy biegał dookoła boiska, wpatrując się w ziemię pod swoimi stopami. Nie dało się wręcz nie zauważyć, że ostatnio jego przyjaciele zachowują się jakoś dziwnie. To zupełnie do nich nie pasowało. Czuł te nagłe zmiany nastrojów, które na pewno nie należały do tych szczęśliwych. Jednak on sam miał się nad czym głowić. Czy miał powiedzieć jednej osobie prawdę czy milczeć. Czy miał zdradzić przyjaciela i zachować to co widział czy może wyjawić to co widział przyjacielowi czym na pewno może unieszczęśliwić swoją koleżankę. Wiedział, że cokolwiek zrobi w tej sprawie to jedna ze stron będzie stratna albo i on będzie tego później żałował, że nie zareagował wcześniej mając na ten temat wiedzę. Ale... co poradzić? Czemu musiał się tam wtedy znaleźć. Co go nakłoniło by pójść wtedy na miasto? Gdyby nie to, na pewno nie byłby w tak trudnej sytuacji. Gdyby to jeszcze nie była Celia, to byłoby pół biedy. Gdyby nie była siostrą jego przyjaciela to wtedy były bardziej szczęśliwy i nie widział by w tym nic dziwnego. Jednak zdziwiło go gdy zobaczył ją w towarzystwie bramkarza z Akademii Królewskiej! Co ona mogła z nim zrobić? Można by wręcz pomyśleć po ich zachowaniu, że są... na randce! Szybko się speszył i odwrócił w drugą stronę gdy zobaczył jak wchodzili do jakieś kawiarni.
-Nathan... uspokój się. - ganił sam siebie kręcąc głową.
To nic takiego. Każdy ma prawo robić co chce i nie trzeba tu nic robić. Dziewczyna ma też własny rozum i wie co robi. Jednak by później nie odbiło się to też na jej bracie.
-Nathan! Hej Nathan!
Wyrwany z myśli zauważył za swoimi plecami Marka.
-Hej Mark... Co ty tutaj robisz?
-Jak to co... W końcu pora na nasz trening.
Przez to całe rozmyślanie w ogóle zapomniał o tym. Co te dylematy potrafią robić z ludźmi.

***

Nelly siedział na parapecie okna i wpatrywała się z boisko które widziała z niego. Widziała gromadzących się chłopaków i wiedziała, że za chwilę zaczną oni swój trening. Jako menadżerka powinna być na dole ale nie mogła jakoś spokojni patrzeć na Marka i przypominać sobie o tym co się wydarzyło. Chciała wręcz wykrzyczeć mu to co czuła, jednak wiedziała, że ten i tak tego by nie zrozumiał.
-Evans... Ty głupolu...
Jakby na zawołanie brunet odwrócił głowę i spojrzał w jej okno uśmiechając się. Brunetka odruchowo odwróciła głowę lekko się pesząc. Stanęła na równe nogi krążąc nerwowo po gabinecie. Wiedziała, że musiała działać ale... łatwiej powiedzieć niż zrobić. Ciszę przerwał nagle jej telefon.
-Halo? Tak... Szkoła Gimnazjum Raimona... Z kim rozmawiam?
-Dzień dobry... Dzwoniłam do państwa wczoraj... Chciałam potwierdzić pewne wydarzenie o którym do państwa pisałam.
-Rozumiem, ale muszę poczekać do powrotu dyrektora. Wówczas oddzwonimy do pani.
-Dziękuje. Do widzenia.
W kobiecym głosie słychać było nutkę zagranicznego akcentu. Z kim ona tak dokładnie rozmawiała? I czego ona chciała i o jakim wydarzeniu mówiła? O czym ona nie wiedziała? Czyżby coś robiono za plecami uczniów? Musiała się tego szybko dowiedzieć jednak wszystko było dokładnie utajnione albo było bardzo mało informacji.
-Co tu się dzieję?
Zajęta sprawdzaniem informacji Nelly nawet nie zauważyła jak na teren szkoły weszła trójka dzieciaków, która na pewno nie była uczniami ich szkoły.

***

Daniela czuła jak coś ciągnęło ją na tyły szkoły. Gdy skończyła swoje zajęcia mogła iść do domu ale coś jej kazało poczekać. Zwłaszcza, że nie mogła znaleźć nigdzie Pawła i nie odbierał jej telefonu. Gdy jednak znalazła się by popatrzyć z daleka jak grają doznała niezłego szoku. Wystarczyła jej chwila by rozpoznać przynajmniej dwójkę z nich, trzeci był jej nieznany. Mogła zrobić krok i powstrzymać to co mogło by się wydarzyć, ale nie mogła. Coś ją powstrzymywało. Zamiast tego jak głupia schowała się za drzewem i czekała na rozwój wypadku.

***

Julia nie mogła uwierzyć tak samo jak Łucja, że Daniela jest tu... W Japonii. Ale gdy to usłyszała wszystkie fakty wydawały się łączyć dla niej. Nie przyjechali tu z marnym sensem. Teraz już lepiej wszystko rozumiała. Ale nie mogła się powstrzymać by tu nie przyjść. Zwłaszcza, że mogła też zrobić małego psikusa drużynie z tej szkoły. Wszystko jest zabawne gdy ludzie pozostają w niewiedzy i tą niewiedze można wykorzystać na swoją korzyść.
-Widzisz ją gdzieś Julia... Bo ja nie.
-Cicho bądź Kamil. Jeśli nie porzuciła piłki na pewno ją tam znajdziemy.
-Słyszałaś relację Łucji. Nie sądzę by coś to dało.
-Jaki z ciebie optymista. Ty najlepiej byś niczego nie próbował i wszystko zostawił takie jak było.
-Ej... Nie przyszywaj mi niczego. To jasne, że chciałbym by wszystko potoczyło się inaczej, ale...
-Co ale....
-Ej... Nie chce wam przerywać waszej rozmowy, ale... zwróciliście uwagę całej drużyny. - wybudził ich z ich przepychanki słownej towarzyszący im brunet.
-Witajcie... Ponownie... - przywitała się Julia posyłając im w powietrzu buziaka.
-To znowu ty?
Mark był zaskoczony widokiem dziewczyny znad rzeki. Wiedział, że to była ona, jednak dziś miała zupełnie inne towarzystwo.
-Mark... Znasz ich?
Axel był lekko poirytowany tym nagłym wtargnięciem.
-Nie do końca.
-Wpadliśmy na nią jakiś czas temu nad rzeką jednak była wtedy z zupełnie innym towarzystwem. - wyjaśnił wszystko kolegom Nathan a Jude pokiwał głową.
Ta zagadka zaczynała robić się coraz bardziej dziwna.
-Po co tu przyszliście?
Jude spojrzał na nich wrogo. W końcu nie byli tu uczniami lecz weszli na teren szkoły.
-Szukamy kogoś. - powiedział brunet. - Mam na imię Daniel a to moi przyjaciele: Julia i Kamil.
Na dźwięk imienia Daniel, Daniela i Axel poczuli jakby coś ich uderzyło. Jednak były to zupełnie dwa różne uczucia. Dziewczyna nie mogła ustać na nogach i opadła na ziemię. Nie... To do niej tak wraca. Złapała się rękoma za głowę i potrząsnęła nią mocno jakby chciała si pozbyć tego wspomnienia raz na zawsze. Czemu musiał być do niego tak podobny. Czyżby los ją karał? Może i z wyglądu go lekko przypominał lecz głos i gestykulacja była zupełnie inna.
-Danielo... To nie Daniel... Musisz się ogarnąć. - szeptała do siebie próbując powstrzymać łzy.
-Czego tu szukacie? To nie miejsce gdzie każdy może wejść. - próbował przegonić nieproszonych gości Kevin.
-To teren prywatny szkoły. Tylko uczniowie mogą tu prawnie przebywać i osoby do tego upoważnione. - skomentował to wszystko Willy z ławki siedzący obok lekko zdenerwowanej Silvii.
-Ale z was mięczaki. Więc to prawda co mówił o was Paweł. - próbował sprowokować ich Kamil.
-Paweł? Co on ma z tym wspólnego? - Axel nie spuszczał wzroku z tajemniczej grupki.
W jednej chwili zdał sobie sprawę skąd oni są. Już chciał coś powiedzieć lecz ubiegła go dziewczyna.
-Co będziemy tu tak stać i się kłócić. Są ciekawsze rzeczy do roboty.
Rudowłosa kiwnęła głową do kolegi dając mu tym jakiś znak. Kamil ruszył do przodu i niczym wiatr dotarł do piłki i przejął ją od zdezorientowanego Maxa.
-Piłka nożna do najlepszy sposób na wszystko. Co wy na to by zmierzyć się z naszą trójką?
Wszyscy byli zaskoczeni jednak nie zauważyli w tym podstępu, wszyscy oprócz Danieli. Co Julia znów wymyśliła?
-Czemu nie... Nie macie szans z nikim z nas.
Kevin był zdecydowanie zbyt pewien siebie.
-Dobrze... Kamil, Daniel... Robimy to.
Kamil z piłką ruszył do przodu a reszta grupy biegła z nim w równym rządku. Umiejętnie wymijali przeciwników umiejętnie podając sobie piłkę i nie pozwalając nikomu przejąć piłki. Pod samą bramką rozdzieli się na trzy części podając piłkę między sobą aż w końcu Kamil zaatakował. Gdy Mark był już przygotowany na obronę piłka niespodziewanie zmieniła tor i została przyjęta przez wyskakującą Julię.
-Podwójny... - krzyknęła kopiąc piłkę z całych dwiema nogami w kierunku ziemi.
-Lisi... - kontynuował Daniel odbierając strzał i poprzez dodatkowe kopnięcie w stronę Kamila dodał mu jeszcze większej mocy.
-Podstęp. - ostateczne kopnięcie Kamila z przewrotki w róg bramki dało piłce odpowiednie natężenie pomarańczowym ogonem niczym warkocz komety.
Mark nie spodziewał się takiego ruchu i przepuścił piłkę która potoczyła się wolno w polu bramkowym.
-Tak! - trójka przybiła sobie piątki.
Byli widocznie zadowolenie ze swojego osiągnięcia. Raimon nie mógł uwierzyć w to co się właśnie stało. Zostali ograni przez trójkę obcokrajowców.
-Zapamiętacie nas na długo jako swój najgorszy koszmar. - rzuciła na odchodne Julia i odwróciła się odchodząc a chłopacy za nią.
-A Daniela...? - spytał Daniel.
-Niedługo się z nią spotkamy. Mam nadzieję, że stanie wtedy po naszej stronie...

***

Brunetka nie była wstanie ruszyć się z miejsca. To wszystko było nie tak. Właśnie przed chwilą ta trójka pokonała a raczej wykiwała całą drużynę Raimona. To już nie była ta sama drużyna którą znała. A zaledwie widziała próbkę ich nowej umiejętności. Gdy ostatnio słyszała o tym ruchu, który właśnie wykonywali mieli dopiero jej koncepcję a oni dopracowali to do perfekcji. Było czego się bać. Gdy się odwróciła zauważyła jak przez okno sali przyglądał się temu wszystkiemu Paweł. Szybko jednak odwróciła głowę i poszła przed siebie. Wszystko jak zwykle musi się komplikować.







piątek, 23 listopada 2018

One shot - Celia x Axel

Hejka :)
Dziś mam dla was pewien one shot który napisałam na życzenie mojego kolegi z discorda z którym a także z innymi piszę o Inazumie. Mam nadzieję, że mu i także tym którzy lubię parring się spodoba. Uwaga: nie ma on nic wspólnego z główną fabułą. 
Uwaga: nowa notka już jutro. 


Rysunek zrobiła moja przyjaciółka , dziękuje jej za to :)

*********************************************************************************

Celia nie sądziła, że wróci do miasta. Wyjechała stąd gdy tylko skończyła liceum i obiecała sobie, że nic nie skłoni jej do powrotu. Studia w innym mieście umiejętnie zajmowały jej myśli. Z czasem przeszłość odchodziła w niepamięć. Jednak ciągłe namowy Juda; nie mogła przejść koło nich obojętnie. Musiała przyjechać, zwłaszcza na jego ślub. W życiu nie sądziła, że tak szybko do tego dojdzie. I, że tak łatwo uda się to Fabii zwłaszcza po ostatnich nieszczęściach jakie wisiały nad ich głowami. Ale ważne, że wszystko się dobrze teraz kończy nie ważne jest to co było lecz to co będzie. No właśnie... Jednak wciąż nie umiała się pogodzić z pewnymi wydarzeniami z czasów gimnazjum i liceum. Wracały one wciąż do jej głowy niczym puszczony bumerang. Chyba nic nie było jej w stanie pomóc. Nie miała też z nim żadnego kontaktu. Całkowicie zniknął z jej życia. Jedynie pojedyńcze artykuły z gazet dostarczały jej informacji co się dzieje w jego życiu. Także nawet gdyby chciała nie mogła o nim całkowicie zapomnieć. Do skończenia studiów zostały jej jeszcze dwa lata. Gdy je skończy będzie mogła sama decydować już całkowicie o swoim życiu i wyjechać stąd daleko tam gdzie nikt jej nie zna i nie będzie nikt o nim wiedział. Takie życie czeka jednak na nią poza granicami jej kraju. Bardzo dobrze sobie radziła z angielskim dlatego wiedziała, że będzie mogła poradzić sobie w większości krajów na tej kuli ziemskiej. Oczywiste jest to, że będzie tęskniła za Judem, ale... Lepiej by nadal pozostawał w nieświadomości jak bardzo nieszczęśliwie jest zakochana jego siostra. Gdyby to wszystko wówczas ujrzało światło dzienne na pewno ucierpiała by ich przyjaźń. Nie chciała być powodem kłótni między swoim bratem a swoją sympatią. Nie chciała niszczyć ich przyjaźni ze względu na swoje uczucia. Nie mogła być przecież aż tak samolubna. Nie spodziewała się jednak, że los może szykować dla niej nie jedną niespodziankę. Chodź wcale oto nie prosiła. Kolej była dość szybka więc nie miała co narzekać na podróż. W niecałe dwie godziny była już na miejscu. Nikomu nie zdradziła, że przyjeżdża. Po co miała robić niepotrzebne zamieszanie. I tak podejrzewała, że spotka większość osób na ślubie. Ciągnęła za sobą walizkę która toczyła się za nią wolno. W końcu wyszła na ulice miasta. Nie wiele się tu zmieniło. Może to i dobrze. Nie chciała łapać taksówki ani autobusu. Wolała się przejść. Mijała dość dobrze znane miejsca mając z nich wiele miłych chwil. W końcu doszła do miejsca gdzie wszystko się zaczęło i skończyło. Boisko nad rzeką. Miało ono w sobie jakąś magiczną moc, której nie umiała wyjaśnić. Zawsze wiele rzeczy się nad nim działo. Miało w sobie to coś co czyniło to miejsce wyjątkowym i przyciągało do siebie. Westchnęła cicho wspominając sobie ostatnią decyzję jaką podjęła tu dla dobra wszystkich w jej otoczeniu. Nagłą ciszę przerwał jej telefon od jej brata.

-Cześć Jude. Wszystko dobrze. Tak... Udało mi złapać wcześniejszy pociąg. Gdzie jestem? Jestem już w mieści. Nie. Nie musisz po mnie wyjeżdżać. Będę za parę minut. Na prawdę. Jude! Czy ty słyszysz co do ciebie mówię?! Rozłączam się.
Schowała telefon do kieszeni spodni i ruszyła dalej. Mimo, że była już pełnoletnia nie przeszkadzało to jej bratu być nadal tak samo opiekuńczym jak była młodsza. Wiedziała, że chciała dla niej dobrze, ale no bez przesady. Czasami myślała, że życie jest dla niej niesprawiedliwe. Ale... jej życie było by niewiele warte bez jej upartego braciszka. W końcu doszła pod jego dom gdzie w drzwiach stał już on. Jak to ona.
-Cześć Jude! Miło cię widzieć.
Wystarczyła chwila by ten przywitał ją uściskiem. Odkąd zaczęła uczyć się w innym mieście ich kontakt ograniczył się do rozmów telefonicznych a gdy Jude wyjechał grać za granicę to i to się ograniczyło. Gdy weszła do mieszkania została także troskliwie przywitana przez Fabię. Doskonale ją pamiętała z czasów gdy jej brat uczył się w liceum. Chodź ich znajomość na początku była burzliwa i całkowicie pozbawiona pozytywnego spojrzenia to z czasem zaczęło się rodzić z tego coś więcej. Usiedli wszyscy razem w salonie i wesoło ze sobą rozmawiali. Jednak Celia chciała mieć to już wszystko za sobą. Nie spodziewała się jednak propozycji dziewczyny by ta zgodziła się być jej świadkiem. Oczywiście zgodziła się. Nie chciała sprawiać przykrości swojej przyszłej siostrze. Jednak nie zastanowiła się by przez chwilę zapytać się kto będzie świadkiem od jej brata. I szybko tego pożałowała.
-W takim razie Jude możesz już o wszystkim powiedzieć Axelowi. - powiedziała Fabia patrząc w stronę swojego narzeczonego.
-Dla Axela? A co Axel ma z tym wspólnego?
-Jude ci nic nie mówił? Axel ma być świadkiem Juda.
Celia czuła jakby ktoś ją czymś uderzył. Nie... W co ona się wpakowała. Nie po to uciekała od niego by znów móc się z nim spotkać. Nie chciała znów przechodzić przez to co musiała czuć w przeszłości. A teraz miała być tak blisko niego i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dość łatwo słuchając tego wszystkiego mogła udać zmęczenie po podróży i poszła do pokoju który zawsze zajmowała gdy przyjeżdżała tutaj na święta czy na wakacje. Fabia już zdążyła go dla niej przygotować.

Rzadno z nich nie mogło tej nocy spokojnie spać. Niebo było zaciemnione a świecił jedynie księżyc swym białym światem z powodu pełni. Oboje stali w oknie patrząc na migoczące gwiazdy. Za dwadzieścia godzin mieli stanąć przy ślubnym kobiercu jako świadkowie swoich przyjaciół i znów się spotkać. Twarzą w twarz. Cóż to był za stres. Jednak Axel miał jeszcze dodatkowy powód do zmartwień. A nazywał się on Jude Sharp. Gdy do niego zadzwonił i oznajmił, że Celia będzie druhną Fabii prawie o mało co nie spadł z krzesła. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć w to, że wróciła do miasta. Kiedyś nawet dobrze się dogadywali. W końcu także była młodszą siostrą jego najlepszego kumpla, a teraz... Nawet przed nią samą nie przyznał się, że kiedyś coś do niej poczuł, lecz próbował to sobie wybić nawet nie pozwalając się temu rozwijać. Gdy wyjechała z miasta mogło się wydawać, że będzie mu tylko lepiej, ale... mylił się. A teraz miał znów się z nią spotkać i udawać w najlepsze, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Będzie musiał być bardzo dobrym aktorem. Nie wiedział na sto procent czy to się uda, ale tak przeczuwał. Niespodziewanie za oknem zaczęły padać płatki śniegu, Znów naciąga zima. Sen jakoś nie mógł przykuć ich do łóżka. Skoro niedługo wszystko miało się zmienić.
Kilka dni później...
-Ślicznie wyglądasz. - rzekła Celia do Fabii gdy ta stanęła przed nią ubrana w suknię ślubną.
-Dziękuje. Tak się denerwuje.
-Nie martw się Fabio. Wszystko będzie dobrze. - rzekła Nelly wchodząc po pomieszczenia.
Na jej palcu widniał pierścionek zaręczynowy więc wyglądało na to, że sprawy z Markiem idą w dobrym kierunku.
-Łatwo wam mówić. Ale was niedługo też to pewnie czeka.
Brunetka zaśmiała się wiedząc, że ta uwaga była skierowana w jej stronę.
-Wiem. Żałuje tylko, że nie ma tu Silvii.
-Szkoda. Ja jej dam tak znowu wyjechać! W dodatku wzięła ślub bez nas. Tak nie można!
Rudowłosa była zżyta z panną Woods od czasu gdy przemówiła do rozsądku Erikowi.
-Fabio, ja się tak zastanawiam... Jakim cudem ty się w ogóle pobierasz z Judem, skoro tak wiele razy chciałaś go zabić? - spytała Nelly patrząc z błyskiem w oku na rudowłosą.
-To moi drodzy... Jest tajna informacja. - i wszystkie się roześmiały.
Nelly spojrzała na zegarek.
-Jeśli się nie pospieszymy będziemy spóźnione.
Zeszły po schodach i tak się wszystko rozpoczęło....

***

Celia czuła jak coś zaciska się w jej gardle. Gdy weszła za Fabią do świątyni zobaczyła go. Mimo, że minęło niewiele czasu on zdołał się zmienić. A wraz z nim jego fryzura. Ciemniejsza cera dodawała mu uroku a pod grzywką kryło się to spojrzenie od którego chciała jak najszybciej uciec. Odruchowo przetarła dłonią swoją szarą sukienkę chcąc uspokoić nerwy. Podeszła do ołtarza jednak nie mogła na niego spojrzeć. Cała ceremonia ciągnęła się bardzo długo. Wydawał się dla niej być to nieskończonością. Czuła czasami na sobie jego wzrok ale ona nie mogła ulec. Gdy tylko skończy się przyjęcie spakuje swoje rzeczy i stąd wyjedzie. To było dla niej zdecydowanie zbyt trudne.
Jakiś czas później......
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Jude się nachylił i złożył pocałunek na ustach Fabii.
Nelly i Camila popłakały się ze szczęścia. Mark się uśmiechał. Tylko Axel i Celia stali z niepewnymi minami. Próbowali udawać, że są w tak dobrym nastroju jak pozostali, ale... to było na pewno dość trudne.
Gdy wyszli z kaplicy Jude wziął Fabię na ręce.
-Co ty robisz? - szepnęła mu do ucha.
-Teraz nikt mi cię już nie odbierze pani Fabio Sharp.
I oboje się zaśmiali.
Celia przyglądała się im ciesząc się ich szczęściem. Sama kiedyś chciała by coś takiego doświadczyć, ale wiedziała, że to nie bajka i nie będzie to możliwe. Zwłaszcza, że zaraz miała się stąd dyskretnie ewakuować tak by inni nic nie widzieli.
Jakiś czas później.....
Powiedźcie mi, co to za wesele bez żadnego skandalu? Normalne, ale... No cóż... Sami się przekonacie.
-,,Może to najlepszy czas by już pójść." - myślała Celia patrząc na młode małżeństwo ukradkiem. Gdy jednak nie uważała po raz pierwszy spotkała się wzrokiem z Axelem, który rozmawiał z jakimś nieznajomym dla niej chłopakiem. Czuła jak przeszedł przez nią dreszcz. Serce zaczęło jej mocniej bić. Nie! Musi przestać! To nie ma racji bytu! Dość szybko poderwała się z krzesła czym na pewno zwróciła uwagę swego brata.
-Celia? Co się dzieje?
Ona jednak nie zwracała uwagi i wyszła a on za nią. Nie widzieli tylko, że za nimi wyszedł także Axel. Blondyn dogonił dziewczynę przy tylnym wejściu zastępując jej jedyną drogę ucieczki.
-Puść mnie! Chcę stąd wyjść!
-Nie wyjdziesz puki nie porozmawiamy na spokojnie.
-Nie! Nie chce z tobą rozmawiać! Puść mnie!
Czuła jak z oczu pociekły jej łzy. Nie umiała opanować emocji. To było dla niej za wiele. Czemu musiał za nią pobiec. Czemu to on musi w tej chwili przyjmować rolę dla niej starszego brata. Zawsze traktował ją jak młodszą siostrą i to ją irytowało.
-Celio?
-Zostaw mnie! Nie dotykaj! Mam dość! Mam dość tego, że jesteś taki ślepy! Nie rozumiesz tego?! Od kiedy tylko pamiętam jestem w tobie zakochana a ty? Traktowałeś mnie zawsze tylko jako siostrę!
-Ja...
Nie wiedział co ma powiedzieć. Emocje dziewczyny całkowicie go zaskoczyły. Nie spodziewał się po niej czegoś takiego. Jednak szybko wyrwał go zadumy dziwny odgłos za ich plecami. Wszystko tylko nie to. Jak na ich nieszczęście pojawił się Sharp. Gdy zobaczył płaczącą Celie wyraz jego twarzy się zmienił.
-Celio.. chodź tutaj.
Dziewczyna wycofała się i uciekła. Chłopacy zostali sami.
-Co zrobiłeś mojej siostrze Blaze?
Zanim zdążył odpowiedzieć poczuł jak coś uderzyło go w twarz. To działo się zbyt szybko. Nim zdążył zareagować leżał na ziemi mając przed swoimi oczami płytki podłogi.
-Teraz przesadziłeś Sharp.
Podniósł się na kolana ocierając rozwaloną wargę z której zaczęła lecieć już krew. Axel próbował zadawać mu ciosy jednak ten je umiejętnie wymijał. Jednak wystarczył jeden błąd blondyna by to dredowłosy przeszedł do ataku.
-Jude, opamiętaj się.
-Moja siostra od chwili przyjazdu zachowuje się inaczej. I to od chwili gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać o tobie. Co jej zrobiłeś Blaze?
-Nic jej nie zrobiłem Sharp!!!
Teraz blondyn był wściekły był oskarżany oto czego nie zrobił. Nie umiał w porę powiedzieć dziewczynie, którą kocha, że on także odwzajemnia jej uczucie. A teraz... zrobił się z tego niezły kogiel-mogiel.
-Axel! Jude! Co wy najlepszego robicie?!
Za nimi pojawili się Fabia i Mark, którzy dość szybko oderwali ich od siebie.
-Ja ją kocham Sharp! Nie mógłbym zrobić jej nic złego.
Wyrwał się z rąk Marka i wyszedł. Czuł, że musiał znaleźć ją. Nie wiedział tylko jednego, że zamierzała ona lada chwila opuścić to miasto.

***

Celia wpadła jak burza do mieszkania brata. Spakowała szybko swoją walizkę od razu przebierając się. Nie chciała by cokolwiek przypominało jej o tym weselu. Musiała jak najszybciej pójść na stację i wyjechać stąd na dobre. Już więcej nie wróci do tego miasta. Zniknie stąd na dobre. Złapała tym razem taksówkę podając adres najbliższej stacji. Jak na złość uciekł jej właśnie pociąg i musiała czekać na kolejny. Miała więc czas by udać się do łazienki by tam ogarnąć się po nieszczęśliwym weselu jej brata. Miała nadzieję, że Fabia nie będzie jej miała tego za złe. Nie chciała też wiedzieć co potoczyło się dalej jednak wiedziała, że jeżeli chodzi o Juda to zapewne wszystkiego się już dowiedział i dopuściła do tego czego bała się od lat. Zepsuła ich przyjaźń. Zniszczyła przyjaźń jej brata. Czemu musiała zakochać się w jego przyjacielu?! Łzy nadal wypływały z jej oczu szybko przeradzając się w szloch. Ludzie ją mijali jednak nikt się nad nią nie pochylił. Była samotna w tym tłumie i zdana sama na siebie.

***

Sharp nic nie mówiąc przytulił mocno Fabię.
-Jude?
-Nic nie mów.
Kilka minut później...
Carii miała dosyć tej duchoty w środku i poszła się przewietrzyć i wyszła na taras. Z ciekawości spojrzała na dół a tam niecodzienny widok chociaż trochę dziwny.
Jude i Joe siedzieli razem za ławeczce a pomiędzy nimi stała butelka shake.
-Wow. Coś się musi za tym kryć. Co ty kolego kombinujesz? - rzekła do siebie.
-Carii.
-Fabia! Wystraszyłaś mnie!
-Co takiego ciekawego zobaczyłaś na dole?
-Sama spójrz bo nie uwierzysz mi na słowo.
Rudowłosa spojrzała i aż zaniemówiła z wrażenia.
-To sen, czy jawa?
-Raczej rzeczywistość.
-Idę na dół. On coś kombinuje! Wiem to!
Gdy zeszła na dół zobaczyła coś czego wolała nie widzieć.
-Sharp! Co ty tu robisz? Najpierw Blaze, a teraz King... Co ty robisz najlepszego?
-Spokojnie Fabio... Ja już pójdę... Tylko rozmawiałem z kumplem. - i już go nie było.
-Sharp! Co ci strzeliło do głowy. Najpierw Axel, teraz King... O co tu chodzi?
-Nie wiem o co ci chodzi. Tylko rozmawialiśmy.
-No pewnie.
Niespodziewanie Fabia wzięła butelkę czystego alkoholu i rozwaliła ją na murze.
-Jesteś taki nieodpowiedzialny! Taki głupi! Taki niemyślący! Ignorant!.......
Dalej by mu wymieniała, gdyby nie uciszył jej pocałunkiem.
-Co ty robisz?
-Przepraszam cię.
-Przeprosiny nie przyjęte. - i puściła mu oczko.
Carii chciała im dać trochę prywatności temu wróciła do sali.
-A teraz na poważnie... Opowiedz mi co się stało.
Fabia usiadła przy swoim mężu wysłuchując jego wersji.
-Jude... Jedź szybko do naszego domu.
-Dlaczego?
-Coś czuję, że Celia będzie chciała uciec.
Dla dredowłosego nie było trzeba mówić więcej. Musiał jak najszybciej porozmawiać z Celią.

***

Axel spojrzał na rozpiskę pociągów. Całe szczęście miał jeszcze kilka minut. Jednak nigdzie jej nie wiedział. Czyżby się spóźnił albo pomylił? To była najbliższa stacja od domu Sharpa więc jeśli jej tam nie ma to mogł być tylko tutaj. Nagle ją wypatrzył. Ciągnęła za sobą walizkę ubrana z zwyczajny strój. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki ich spojrzenia się spotkały. Puściła rączkę a walizka uderzyła z łoskotem o podłogę. Blondyn puścił się biegiem dobiegając do niej by ją objąć i nie pozwolić jej uciec.
-Tym razem mi nie uciekniesz.
Wystarczyła chwila gdy spojrzała w jego oczy by wiedzieć, że nie śni.
-Axel... Ty... Ja...
-Ja też cię kocham Celio.
Wystarczyła chwila by ją pocałował. Czuła się jakby to co się wydarzyło kilka chwil temu nie miało miejsca. 



-Axe... Co ci się stało?
Dopiero teraz zauważyła jego rozwaloną wargę.
-A to... Miałem małe nieporozumienie z Judem...
-Z Judem... Axel, ja... Nie chcę niszczyć waszej przyjaźni. Nie chcę by przeze mnie...
-Celio... Nie bądź głupia... Od dziś wszystko się już zmieni.
Objął ją czule by przekazać jej jak bardzo ją kochał. Tyle lat trzymał to w ukryciu a teraz mógł w końcu to z siebie wyrzucić.
-Celia!
-Jude!
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie chłopaka by ocenił sytuację.
-Sharp... Jeśli chcesz.
-Axel... Przeprasza... Trochę mnie poniosło i ...
-Bracie...
-Przepraszam cię Celio... Nie zauważyłem w porę że cierpisz i nie mogłem ci pomóc a gdy zobaczyłem, że płaczesz myślałem, że zostałaś skrzywdzona i...
-O Jude... - rzuciła się w kierunku swego brata tonąc w jego uścisku.
-A ty Axel... lepiej uważaj. Będę cię baczniej obserwował.
Blondyn tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Wszystko dobre co się dobrze kończy.

wtorek, 13 listopada 2018

32. Zakończenie otwartego rozdziału


Poczuła nagły uścisk na swoim ramieniu, który dość szybko przyciągnął ją do siebie.
Odsunęła gwałtownie krzesło i wybiegła z lokalu.
-Daniela!
Biegła przed siebie nie patrząc na nic. Wbiegła na przejście dla pieszych i usłyszała klakson. Ostatnie co zobaczyła to dwa światła jadące pr
-Jesteś idiotką! Nie strasz mnie tak więcej!
Nie hamując się, rozpłakała się w ramionach Pawła. Dopiero teraz do niej dotarło co się przed chwilą stało. Nie umiała się uspokoić. Czuła jak obejmują ją z całej siły próbując ją w ten sposób wesprzeć. Gdy spojrzała przez swoje ramię zobaczyła wychodzącą z kawiarni Łucję, która niosła w dłoniach jej płaszcza.
-Ykm... - odchrząknęła zwracając uwagę swoich przyjaciół. - To chyba należy do ciebie.
-Tak. Dzięki.
Dość szybko nałożyła na siebie okrycie, dopiero odczuwając jak było jej zimno.
-Moja propozycja jak coś jest nadal aktualna. Jeśli będziesz chciała Paweł ci powie gdzie nas szukać.
Odwróciła się i odeszła zostawiając ich samych.
-Paweł... Powiesz mi w końcu o co chodzi?
-Tak. Chodźmy po domu. Wszystko ci opowiem. Także nie powiem nikomu w domu o tym co się przed chwilą stało.
-Dobrze.
Droga do mieszkania Danieli zmieniła się w drogę wyzwań. Gdy brunetka leżała w swym pokoju próbowała przetrawić na spokojnie wyjaśnienia Pawła. Nadal nie mogła w to uwierzyć, że jej dawna drużyna jest tutaj. W Japonii. Może nie w takim samym składzie, ale to zawsze coś. Paweł o wszystkim wiedział. To by wyjaśniało, czemu na siłę chciał jej pomóc w ponownym zakochaniu się w piłce nożnej. Nie wiedział jednak o tym, że ktoś już jej w tym skutecznie pomaga. Była za to na prawdę wdzięczna Judowi. Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie myślała, że mogłaby ponownie spojrzeć na piłkę nożna inaczej niż tylko przez pryzmat bólu i strachu. Wówczas gdyby ktoś jej powiedział inaczej zapewne by go wyśmiała. Ale teraz... Wszystko potrafi się zmienić. Rodzina w każdej chwili może zawsze się powiększyć a strachy mogą odejść do przeszłość.

***

Następnego dnia...
Raven siedziała na parapecie wpatrując się w krajobraz za oknem. Gdy śnieg przestał padać idealnie można było opisać całą przestrzeń jednym słowem. Zaśnieżony. Mimo, że to co się stało wydawało się być złym snem było czystą prawdą. Fioletowłosa nie mogła sobie z tym poradzić. Nie miała pojęcia co naszło wówczas jej matkę. O co jej chodzi? Czyżby całe jej życie było... kłamstwem? Przed panem Malcolmem i Andrew udawała że jest wszystko dobrze tak samo jak przed całą resztą jego rodziny i przed Alice. Nie chciała robić swojej przyjaciółce niepotrzebnych kłopotów. Nawet jej nieobecność w szkole została usprawiedliwiona i mogła przez te kilka dni odpocząć by jej psychika mogła wrócić do pełnego stanu zdrowia. Ale... Jakieś kolec wciąż wiercił jej dziurę w sercu. W jej głowie było więcej pytań niż odpowiedzi. Nadal czuła pozostałości po tym uderzeniu po którym straciła przytomność. Widziała to szaleństwo w oczach swojej matki gdy wyprowadzała ją policja. Ale... To wydaje się być aż tak nierealne. Niczym jakiś dramat, który można wyświetlić w telewizji w celu zapełnienia czasu antenowego. Nagłe pukanie do drzwi przerwało jej ciszę.
-Raven... Obiad jest gotowy. Zjesz z nami?
-Dobrze pani Malcolm.
Nie chciała robić im problemów. Wolała nie stwarzać żadnych kłopotliwych dla nich i dla niej samej sytuacji. Była tu gościem a gość zawsze kiedyś musi odejść. Gdy tylko sytuacja z jej matką się wyjaśni będzie musiała stąd odejść i wrócić do swojego dawnego życia. Z ociężeniem zeszła na dół gdzie siedziała cała rodzina Malcolów. Cała uśmiechnięta, radosna. Dla fioletowłosej był to dość bolesny widok. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyła i nie będzie miała nawet szansy by jej doświadczyć. Jej rodzina była rozbita i co z tego, że może będzie dało się ją skleić jednak ślady po tym pęknięciu zostaną. Niczym na lustrze, które straci już swoją pierwotną funkcję i będzie wszystkim w koło zawadzać. Chciała się wycofać i usunąć w cieniu swojego dotychczasowego schronienia. Jednak szybkie spojrzenie pana Malcolma znalazło ją stojącą lekko schowaną za drzwiami.
-Raven, wchodź. Czekaliśmy tylko na ciebie.
Dopiero teraz zobaczyła, że przy stole siedziała także Alice, której Andrew pomógł zejść z piętra.
Z lekkim zawahaniem usiadła pomiędzy Andrew a Alice gdzie stało jedyne puste krzesełko. Gdy wszyscy wesoło w koło rozmawiali tylko ona i Alice milczały zajmując się swoim jedzeniem. Chodź wyraźnie ani jednak ani druga nie miała apetytu. Niespodziewanie konwersację przerwał dzwoniący telefon.
-Przepraszam, muszę odebrać.
David odszedł od stołu z niepewną miną. Czyżby dzwonił do niego ktoś z pracy. Po chwili wrócił do stołu tylko po to by się pożegnać.
-Przepraszam, ale... Muszę iść. Obowiązki wzywają.
-Nie mogą wziąć kogoś innego? - spytała pani Malcom z rozczarowanym wzrokiem. - Przecież jest wielu innych.
-Tak, ale to dotyczy sprawy której prowadzę.
-A dokładnie której?
-Potem porozmawiamy kochanie. Lecę.
Atmosfera wydawała się być ciężka. Wszyscy posiedzieli jeszcze chwilę w ciszy i zaczeli się rozchodzić. Raven czuła się jakoś... dziwnie. Postanowiła dogonić Davida i spytać się go oto co nachodziło w obecnej chwili jej myśli. Na całe szczęście nie wyjechał on jeszcze z garażu siłując się z niezapalającym silnikiem.
-Panie Malcolm, możemy porozmawiać?
-Nie teraz Raven, muszę się pośpię... Niech to! Czemu ten gruchot nie chce odpalić!
-Panie Malcolm, ja muszę to wiedzieć... Czy ta sprawa... Dotyczy mnie?
Mężczyzna wstrzymał się z walce z samochodem. Zamiast tego wysiadł i oparł się o auto.
-Najpierw mi obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego Raven.
-Ale...
-Inaczej nie będę mógł ci nic powiedzieć.
-Dobrze... Obiecuję.
-Ok. W takim razie powiem ci. Przed chwilą zadzwonił mój partner w pracy Tsurugi Sata. Dziś rano policja wypuściła twoją matkę z więzienia.
Raven czuła jakby coś w nią uderzyło. Gdyby nie to, że pan David stał koło niej zapewne uderzyła by ciałem o podłogę. Zupełnie jakby ziemia usunęła się jej sprzed nóg. Nie! To nie mogła być prawda.
-Przecież mówił pan, że tego nie zrobią.
-Myliłem się. Jak widać prokurator i ja myślimy zupełnie inaczej. Właśnie dlatego muszę jechać. Spróbuje porozmawiać i przekonać ich do zmiany zdania. Na razie wróć do domu i nie wychodź z niego. Tam jesteś bezpieczna.
-Dobrze. Obiecuje.
-Spróbuje zrobić wszystko co w mojej mocy.
Wsiadł do auta, które tym razem odpaliło bez problemu. Raven zaś wróciła do swojego pokoju by w spokoju to wszystko przemyśleć.

***

Andrew był tym wszystkim również zaskoczony. Nie mógł w to uwierzyć. Stał za drzwiami, które dzieliły ich korytarz od garażu. Lekko uchylone zachęcały by je zamknąć. Jednak znajomy głos dziewczyny kazał mu słuchać. To co powiedział jego ojciec... to... straszne. To wszystko toczy się niczym jakiś okrąg, który nie ma końca. Czy w końcu ten pech się kiedyś dla tej dziewczyny skończy? Wiedział, że teraz tym bardziej nie może zostawić jej samej. Mogła wiele rzeczy obiecywać jego ojcu. Jednak jeśli była taka jak Cerise to wiedział, że będzie musiał pilnie ją obserwować. Zamiast wrócić do swojego pokoju usiadł w salonie z którego idealnie można obserwować drzwi frontowe. Nie mogła mu uciec niezauważona. Zwłaszcza, że nie miała kluczy do garażu. Nie mógł przewidzieć jednak tego, że jego ojczym zapomniał zamknąć garażu. Sam zaś otworzył dokument tekstowy w laptopie i zaczął pisać pracę na kolejne zajęcia. Skupiony na pisanym tekście nie usłyszał otwieranych drzwi z drugiej strony domu.

***

Raven czuła, że ma szczęście. Obiecała coś Davidowi, ale... Musi niestety ją złamać. Musi spotkać się i porozmawiać ze swoją matką. Musi od niej usłyszeć całą prawdę nawet jeśli byłaby ona najgorsza. Bez oporu szła do domu gdzie spędziła większość swojego życia. Oczywiście, że trochę się bała. Ale strach nie może teraz przejąć kontroli nad jej życiem. Było już dosyć blisko. Zatrzymała ją jednak dzwoniąca komórka. Niech to! To Andrew. Pewnie zauważył jej nieobecność. Skąd właściwie miała jego numer? Widocznie musiał jej go wpisać jak spała. Nie mogła jednak odebrać ani z nim rozmawiać. Z ciężkim sercem odrzuciła jego połączenie i schowała komórkę do kieszeni. Jeszcze tylko kilka kroków i stała przed swym celem. Zapukała do drzwi jednak nikt jej nie otworzył. Nie były także zamknięte więc weszła do środka. No cóż... W końcu była u siebie więc nie łamała prawa. W środku było cicho, za cicho. Jakby nikogo tu nie było. Wędrując po domu znajdowała jedynie zniszczenia po pożarze. Nie zniszczył on wiele,co pozwalało łatwo się ich pozbyć robiąc remont, jeśli tylko miało się pieniądze.
-Co ty tu robisz?!
Za jej plecami stała ona. Jej matka. Jej twarz zdradzała wszystko co czuła, ale... Nie wyglądała jak ona. Podkrążone oczy pełne szaleństwa, pogniecione ubrania a do tego rozczochrane włosy. Wszystko co kazało by normalnemu człowiekowi uciekać. Ale... to była jej matka i zawsze nią będzie.
-Mamo, musimy porozmawiać.
Jej śmiech był straszny. Brzmiący niczym z jakiegoś horroru.
-Ja nic nie muszę drogie dziecko. Gram według własnych zasad. Twój ojciec wie o tym najlepiej.
-Więc kłamałaś mówiąc, że on nie żyje.
-Oczywiście. Myślisz, że byłam szczęśliwa tłumacząc się wszystkim czemu siedzi on w więzieniu!
Łatwiej było wymyślić tę historię. Wszystko było pięknie gdybyś nie była tak wścibska!
-Mamo...
-Ucisz się! Nie jestem twoją matką! Twoja matka nie żyje!
Fioletowłosa nie wierzyła w to co usłyszała. Czuła się jakby coś przeszyło jej serce. Nie... To nie mogła być prawda...
-To nieprawa! Kłamiesz!
-Oj kochana... Nawet nie wiesz w ilu kłamstwach żyjesz. Hahaha...
-Więc powiedz mi... Wyjaw mi całą prawdę!
-Prawda jest zbyt męcząca. Kłamstwo jest łatwiejsze i o wiele wygodniejsze. Ale jak chcesz, to będziesz ją miała. Możesz już się zacząć przyzwyczajać bo twoja biologiczna matka nie żyje od kilku lat.
-Nie wierze! Nadal kłamiesz!
-To najszczersza prawda. Mimo, że była moją młodszą siostrą to wyglądałyśmy jak bliźniaczki i często nas mylono. Łatwo było przejąć jej życie gdy ta zmarła. Jechałyśmy razem samochodem który miał wypadek. Wówczas tylko ja i ty przeżyłyśmy. Zabrałam cię i po chwili wybuchł. Ona została uwięziona w środku. Łatwo było przejąć jej życie. Uciec od wszystkich moich problemów jako martwa. Nikt nie mógł mi udowodnić, że kłamałam, zwłaszcza, że ciało mojej siostry spłonęło a ja miałam wszystkie dokumenty i wyglądałyśmy tak samo. Twój ojciec przebywał wówczas w areszcie i był rozwiedziony z twoją matką. Tak samo twój brat. Tylko, że jego popyt w poprawczaku dość szybko się już kończył. Wystarczyła tylko jednak chwila by znów popełnił błąd i wrócił tam. To dobrze, bo mógł by zniszczyć moją maskaradę. Ty widziałaś we mnie swoją mamę, więc zrobiłam z ciebie moją córkę. A skoro Wiliam i Cesar nadal pozostają za kratami ja mogłam być bezpieczna. Ale dość szybko sobie uświadomiłam, że jednak popełniłam błąd zabierając ciebie i zostając tutaj. Mogłam stąd wyjechać, sprzedać dom i cieszyć się wspaniałym życiem jako Aiko Hood zza granicami tego kraju, który zniszczył mi życie. Jednak czułam na sobie spojrzenia władzy. Musiałam więc udawać. Ale teraz... Nic nie ma już znaczenia. Skoro poznałaś moją tajemnicę zabierzesz ją ze sobą do grobu moja mała Raven. Pozdrów ode mnie słodką Cerise gdy będziesz już na tamtej stronie.
Raven nie wiedziała kiedy w dłoni kobiety pojawił się nóż. Słuchała jej jak zahipnotyzowana. Ta historia wydawała się jak wyjęta z jakiegoś dramatu, wręcz z horroru. Czy w jej rodzinie każdy na swych rękach miał krew swych bliskich? Czyżby ich ród był jakiś przeklęty? Nawet nie próbowała się bronić. Nie dała rady. Czuła się jak lalka która czeka, aż w końcu ktoś wykona za nią ruch. Nie miała już sił. Przed chwilą cały jej świat runął. Proszę bardzo niech działa. Czemu nie zada ciosu od razu?
-Na co czekasz?! Zadaj swój cios od razu! Teraz!
-Jak sobie życzysz... kochana siostrzenico.

***

Andrew niewiele myślał a praktycznie wcale gdy pędził przed siebie. Raven nie odbierała telefonu a to znaczyło tylko jedno. Była w niebezpieczeństwie. Nie znał innej odpowiedzi na to pytanie. Musiał jej pomóc. Nie może jej tak samej zostawić teraz, gdy może go najbardziej potrzebować. Nie ona. Czuł, że ta historia zatacza pewne koło. Nie chciał by stało się ponownie nieszczęście dla osoby, na której mu zależy. Nie teraz! Nie na jego warcie! Tym razem historia się nie powtórzy. Zapobiegnie jej złemu zakończeniu. Inaczej nie nazywa się Andrew Malcolm. Gdy był już pod domem zaniepokoiły go otwarte drzwi. Wszedł by do środka gdyby nie to, że zobaczył nagły ruch na górze. Nie widział wiele ale wystarczyło to by działać zwłaszcza gdy w promieniach słońca błysnął mu nóż. Rozejrzał się wokół by znaleźć pomoc i zobaczył kamień. Mówi się trudno, jedna rozbita szyba to małe zło w porównaniu z tym co się może wydarzyć.

***

-Na co czekasz?! Zadaj swój cios od razu! Teraz!
-Jak sobie życzysz... kochana siostrzenico

Jednak ciszę przerwało nagle tłuczone szkło. Dość duży kamień leżał między ich stopami dając dowód na to, że ktoś zrobił to specjalnie. Znajomy krzyk sprawił, że Raven szybko otrzeźwiała.
-Raven! Skacz do .... Po prostu skacz! Złapię cię!
Dziewczyna ufnie skoczyła do okna wiedząc kogo zobaczy na dole. Andrew... Przybiegł tu za nią... Z ufnością ostatni raz spojrzała na swoją oprawczynię i ... skoczyła. Leciała w dół by wylądować w jego ramionach. Chłopak nie wytrzymał by jej mocno nie objąć. Nareszcie. Była bezpieczna. Już on oto zadba. Mimo, że niewiele widział przez okno na pierwszym piętrze to czuł, że postąpił właściwie. Dźwięk radiowozu doskonale go uświadomił, że jego ojczym też się zbliżał. To będzie ostateczny koniec wszystkich problemów rodziny Hood.



Następnego dnia...
Wczorajszy dzień minął pod znakiem wielu pytań i wielu emocji. Pozwolono jednak dziewczynie na odpoczynek. Nie chcieli by jej psychika została całkowicie zniszczona. Woleli poczekać aż sama zechce z nimi porozmawiać i David skutecznie wyjaśnił to prokuratorowi mając poparcie lekarza w tej kwestii. Andrew jako jedyny wiedział co czuje Raven. Temu to on zrobił jej śniadanie i pukając wszedł do jej pokoju. Gdy postawił talerz na stoliku przy jej łóżku ściągnął kołdrę z poduszki chcąc ją obudzić, ale... Nie było jej! Jak to?! Kiedy wyszła i czemu to zrobiła?! Jej telefon leżał na ziemi więc nawet nie próbował do niej dzwonić. Zamiast tego narzucił na siebie kurtkę i wyszedł na zewnątrz.
-Raven! Raven!
Czuł w środku dziwny niepokój. Gdzie mogła pójść? Nie mogła przecież tam wrócić?!
-Raven!!! - krzyknął z całych sił wkładając w niego cały strach o nią.
-Tak?
Odwrócił się i zobaczył ją idącą w jego kierunku. Dość szybko doskoczył do niej i mocną ją objął.
-Nie znikaj tak więcej bez słowa. Chcesz bym padł tu na zawał.
Dziewczyna nie wiedziała jak ma na to zareagować. Po prostu wyszła na zewnątrz się przewietrzyć.
-Eeee... Andrew... Możesz już mnie puścić. Trochę za mocno...
Odsunął się do niej dość szybko tak samo jak ją objął.
-Przepraszam. Po prostu zawsze mów komukolwiek gdzie idziesz. Chcę byś zawsze od dziś była bezpieczna.
-Spokojnie Andrew. Twoja mama sama mi doradziła wyjście do ogrodu. Po prostu... nie wiedziała, że do mnie zajdziesz...
-I zrobię awanturę bo ogłupiałem. Proszę bardzo, śmiej się teraz ze mnie.
Stanął odwrócony do niej plecami zakładając ręce na piersi.
-Spokojnie... Jeszcze nie zdążyłam ci podziękować za wczoraj, dziękuje.
Sama podeszła do niego od przodu i posłała mu uśmiech.
-Mam ochotę na spacer, idziesz ze mną?
-Tak.
Ruszył za nią czując jak szybciej biło jego serce gdy ta posłała mu szczery uśmiech. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak była podobna do swojej rodzonej siostry. I nigdy się o tym nie dowie.