niedziela, 25 lutego 2018

28. Akcja-reakcja?

-Daniela, jak ci poszło z tymi słówkami?
-Mam nadzieję, że dobrze. O ile nie popełniłam literówek powinnam mieć większą cześć zaliczoną.
Daniela i Paweł wraz z resztą byli akurat po kartkówce z języka angielskiego. Miło znowu było mieć go u swego boku. Przyjazd Pawła wpłynął na jej życie. To na pewno. Nigdy nie sądziła,że coś takiego może się wydarzyć. To niesamowite jak los może nas pokierować by się znów zobaczyć po dłuższej rozłące. Paweł był ważnym elementem w  jej życiu. To on pomógł jej się pozbierać po śmierci Daniela. To on był przy niej gdy Marzena postanowiła dołączy do Daniela. Towarzyszył jej w najtrudniejszych chwilach jej życia martwiąc się najpierw o nią a dopiero później o siebie. Gdyby nie wyjazd do Stanów nadal by przy niej był. Trudno było to opisać ale w jakiś sposób tych dwoje łączyła szczególna więź. Nawet próba czasu nie zdołała jej przerwać. Rodzice Danieli przyjęli Pawła niczym własnego syna, zresztą tak już go traktowali od dziecka. Paweł zawsze był obecny w życiu Danieli i Daniela, więc był takim nieformalnym piątym członkiem ich rodziny.
-Daniela? Słuchasz mnie?
-Co? Ah..Tak. O co chodzi?
-Jak zwykle błądzisz myślami. - poczochrał jej włosy robiąc z nic niezły bałagan.
-Hej! Nawet nie wiesz jak trudno jest je tak ułożyć.
-Na pewno nie tak długo... Pytałem się ciebie czy może chciałabyś pójść jutro, ze mną do kina?
-Jutro? Niestety nie mogę. Umówiłam się z Judem i Markiem. Będziemy robić projekt na biologię.
-Rozumiem. Szkoda. Może następnym razem?
-Może. Widzimy się w domu. Na razie.
-Cześć.
Daniela poszła na zajęcia swojego klubu zaś on pofatygował się do mieszkania przyjaciółki. Zdziwił się gdy zastał w swojej sypialni Amuna.
-Cześc Amun. Co cię do mnie sprowadza?
-Cześć Paweł. Nie mogę tak po prostu do ciebie przyjść?
-Nie no, możesz. Ale nigdy tego nie robiłeś więc się pytam. - zdjął marynarkę od mundurku i gdy wieszał ją w szafie usłyszał pytanie którego się nie spodziewał.
-Powiedz mi Paweł... kochasz moją siostrę?
-Co? O co ty mnie pytasz Amun?!
Był zmieszany. W życiu nie spodziewałby się takiej bezpośredniości po tym chłopaku.
-Pytam wprost. Ty tak samo mi odpowiedz.
-Po co ci ta wiedza?
-Powiem wprost... Nigdy nie chciałem tu przyjeżdżać. Jedyne czego chce to wrócić do Polski. Gdybyś zaczął chodzić z moją siostrą może w jakiś sposób wtedy mógłbym nakłonić moją mamę do powrotu.
-Amun...
-Nie chcesz chyba powiedzieć Paweł, że chcesz zostać w Japonii na zawsze?
Amun doskonale go znał. Nawet nie wiedział jakim to cudem. Miał już dość życia na obczyźnie. Polska to jego jedyny dom i chce on tam wrócić gdy tylko będzie mógł... z kobieta którą kocha.
-To prawda. Kocham Danielę i zrobię wszystko by wróciła ze mną do Polski.
-A jednak. Miałem rację.
-Podpuściłeś mnie?
-Tak. Ale nie miałem innego wyboru. To się nazywa siła perswazji.
-Chyba siła przymusu.
-Nazywaj to jak chcesz, ale wiedz, że będę cię w tym wspierał. Jesteś najlepszy dla Danieli.
-Dzięki.
Amun wstał i w końcu opuścił jego pokój. Jednak nie spodziewał się, że na korytarzu wpadnie na Maokiego.
-Maoki... co ty tu robisz?
-To samo co ty. Stoję.
-Nie denerwuj mnie.
Miał iść w stronę kuchni gdy nagle coś kazało mu się zatrzymać.
-Powiem jej.
-Słucham?
-Powiem Danieli wszystko. O tym o czym rozmawialiście.
-Nie zrobisz tego.
-A założysz się? Jestem ciekawy jak na to zareaguje Daniela.
-Powtarzam jeszcze raz... nie zrobisz tego!
-A jak zrobię to co?
-Ty...! Ile kosztuje twoje milczenie.
-Proszę?
-Przecież wiem, że chcesz na tym ugrać interes. Nie znamy się od wczoraj Maoki.
-To prawda. Po prostu oddasz mi swoje miesięczne kieszonkowe.
-Słucham?
-Moje milczenie w tej sprawie drogo kosztuje.
-Okej, umowa stoi. Tylko ani słowa Danieli.
-Masz moje słowo, oni-chan.
Amun miał nadzieję, że Maoki dotrzyma umowy. Inaczej może to się wszystko zakończyć zanim się jeszcze zaczęło. A właśnie... Była jeszcze rzecz która musiał się zająć on. Musi się pozbyć jeszcze jednej przeszkody zagrażającej jego planowi. Mimo, że go lubił i wydawał się być super kumplem to teraz to zdaje się niknąć. Axel Blaze musi zniknąć jako przyjaciel z życie jego siostry.

***


Następnego dnia...
Mark, Nathan i Jude wracali ze szkoły rozmawiając ze sobą. Głowy zaprzątał im dzisiejszy trening. Ćwiczyli dziś nowe zagrywki więc było o czym dyskutować. Nowi przeciwnicy wymagają nowych rozwiązań i nowych taktyk. Gdy zbliżyli się ku boisku gdzie dość często ćwiczyli usłyszeli czyjeś krzyki. Na bramce stał jakiś chłopak a dwie dziewczyny na zmianę lub podając sobie poprzez zagrywki próbowały strzelić mu gole.
- Nie masz szans Karol, wiesz o tym!
- Nie gadaj, tylko strzelaj Julio!
- Mówisz masz!
Nie rozumieli ich krzyków które były wykrzykiwane w obcym dla nich języku. Brzmiał dość dziwnie i skomplikowanie lecz Judowi wydawało się, że gdzieś go słyszał, ale nie wiedział gdzie.
- Uwaga!
Ten krzyk był skierowany wyraźnie w ich stronę. Szybka reakcja Juda i jego błyskawiczne podanie sprawiło, że nie oberwał żaden z nich.
- Sorry, za mocno kopnęłam.
Jedna z dziewczyn zwróciła się do nich łamaną japońszczyzną. Słychać było, że była cudzoziemką.
- Nic się nie stało. - odrzekł Mark jak zwykle będąc dla wszystkich przyjazny. - Następnym razem bardziej uważaj.
Jude kopnął im piłkę co chłopak łatwo ją złapał a nie było to słabe podanie. Nagle białowłosy szepnął coś rudowłosej i pokazał na ich mundurki.
-Sorki, że pytam... Ale nie jesteście przypadkiem z Gimnazjum Raimona?
-Tak. - Nathan był zdziwiony.
Co ci cudzoziemcy mogą od nich chcieć. Nagle granatowłosa uśmiechnęła się i spojrzała na swoich towarzyszy.
- Jesteś dla nich zbyt miła Julia. Wrogów się zawsze traktuje ostro.
- Że co?! - krzyknął Mark. - Jakich wrogów?! O co ci chodzi?
- Nie krzycz na nią. - powiedziała podniesionym głosem dziewczyna, którą tamta nazwała Julią i spojrzała na chłopaków niemiłym spojrzeniem. 


- Tylko ja i Karol możemy to robić.
- Nie mieszaj mnie w swojego gierki kuzynko.
- Ty się lepiej w to nie mieszaj. To oni się tu napatoczyli.
- O co wam w ogóle chodzi? - włączył się do dyskusji Jude.
- To wy nic nie wiecie?
Białowłosy uśmiechnął się drwiącą zaś granatowłosa spojrzała na nich nieufnie nie wiedząc czy żartują czy kłamią.
















- Oni na prawdę nic nie wiedzą Łucja.
- No co ty nie powiesz Julka. Może im wszystko pięknie wyjaśnisz Karol. W końcu jesteś takim zapalonym poliglotą.
- Wolę pozostawić tę zagadkę naszym towarzyszom. I tak wkrótce się wszystkiego dowiedzą.
- Masz rację Karol.
Julka uśmiechnęła się z satysfakcją, podrzuciła piłkę chłopaka do góry i wykonując piruet w skoku strzeliła piłkę na pustą bramkę nadając jej prędkości huraganu.
- Powiem wam jedno, marna namiastko Raimona. Nigdy nie lekceważcie dziewczyn, bo jeszcze mogą was zgnieść.
I odeszła zostawiając wszystkich.
- Julia, czekaj! Gdzie się tak spieszysz?
Chłopak wraz ze swoją drugą towarzyszką pobiegli za koleżanką.
Mark, Jude i Nathan stali niczym osłupieni. Nie wiedzieli jak mają na to zareagować. O co tu właściwie chodziło i kim byli ci... tamci?!
- Jude... Czy ty wiesz co tu się przed chwilą wydarzyło? - spytał Nathan który jako pierwszy odzyskał przytomność z szoku.
- Nie. Dzieje się tu coś dziwnego. I najwidoczniej ktoś nam czegoś nie mówi.
- Hę?
Mark jak zwykle nie rozumiał słów przyjaciela. Był nadal pod pewnym wrażeniem wykopa tamtej dziewczyny. Tylko skąd coś takiego umiała?

***

Amun chodził po swoim pokoju jak narwany. Nie mógł się powstrzymać, coś go nosiło. Zbyt dużo myślał i teraz wszystko spadło na jego głowę. Wiedział, że musi to zrobić inaczej nic z tego nie będzie. Okej. Raz kozie śmierć. Co chwila również podchodził do okna by monitorować sytuacje i nie przegapić jego powrotu. Jak na złość musiał mieć dzisiaj jakieś zajęcia. Jest. Właśnie idzie. Zerwał się jak poparzony i już stał przed drzwiami. Za chwilę wysiądzie z tej windy i musi wtedy zadziałać. Jak nie on to nikt tego nie zrobi. Musi to zrobić. Dla Pawła i Danieli. I dla powrotu do domu. Dzyn... Drzwi windy się otworzyły i wysiadł z nich znajomy blondyn.
- Cześć Amun, wychodzisz gdzieś o tej porze?
- Cześć Axel. Tak właściwie to nie. Czekałem na ciebie.
- Hy? Chciałeś czegoś ode mnie?
- Tak. Jest coś co od ciebie chce.
- Zamieniam się w słuch.
- ZstawDanile... - wysyczał przez zęby.
- Słucham? Amun, mów wyraźniej.
- Zostaw Danielę w spokoju i więcej się do niej nie odzywaj.
Tego Axel się po nim nie spodziewał.
- Amun... O czym ty mówisz?
- To co słyszałeś. Nie jesteś przecież ani głuchy ani głupi.
- Nie rozumiem cię. Jaki masz w tym cel?
- To już moja sprawa.
- Amun... Rób sobie co chcesz, lecz mnie w to nie mieszaj.
- Musisz się usunąć z życia Danieli. Inaczej ona znowu będzie cierpieć.
Brunet znów wprawił sąsiada w osłupienie. Blaze czuł, że tu chodzi o coś innego.
- Olson... Nigdy w życiu nie sprawiłbym, żeby skrzywdzić kogokolwiek. W to także zalicza się twoja siostra. Nic nie grozi Danieli.
- Jakiś ty niedomyślny Blaze. Wkrótce wszystkiego się dowiesz skoro jesteś taki ciekawy.
Blondyn został sam w czasie gdy jego młodszy kolega wszedł do swojego mieszkania. O co tu chodzi?

*********************************************************************************************************

Sorki, że tak krótko i późno, ale jestem chora i nie mam siły na dłuższe pisanie, ale mogę powiedzieć tylko jedno....
W kolejnych notkach będzie więcej niespodzianek, sekretów, tajemnic i wiele smutnych oraz radosnych chwil.

piątek, 16 lutego 2018

27. Kainowe piętno

-Aaaapsik!
Alice wcale nie czuła się dobrze. Odkad tylko wstała nie potrafiła zwlec się z łóżka. Czuła się na to zbyt słaba. A wczoraj wszystko było jeszcze dobrze? Czyżby zaraziła się od Kim? Jej kuzynka wróciła przedwczoraj do domu cała rozgrzana i tyle wystarczyło by z samego rana obudziła się z gorączką. Odsunęła kołrę jednak szybko się nią okryła. Było jej o wiele za zimno. Chętnie otuliła się nią chcąc mieć jak najwięcej ciepła.
-Alice! Co ty jeszcze robisz w łóżku? Przecież zaraz się spóźnimy!
Jak burza do pokoju rudowłosej wpadła Tara podchodząc do niej i próbując ściągnąć z niej kołdrę.
-Co ci jest? - spytała widząc jej zaczerwienione policzki.
Dotknęła ręką jej czoła; czując, że ta ma temperaturę zawołała swoją matkę. Pani Malcolm przyniosła ze sobą termometr który wskazywał równo 39°.
-Taro, lepiej się już zbieraj. Alice zostanie dzisiaj w domu.
-Ale mamo... Mogłaby zostać i ci pomóc, przecież...
-Tara! Czy ty mi sugerujesz, że jako lekarz pediatra nie potrafię zająć się dwiema chorymi?
Różowowłosa wiedziała, że jeżeli chodzi o inspiracje zawodowe jej matki lepiej nie brnąć w ten temat nigdy.
-Mnie tu już nie ma.
Wyszła a po chwili dało się słyszeć trzask drzwi.
-Leż spokojnie Alice. Za chwilę przyniosę ci odpowiednie lekarstwa.
Przytaknęła głową na znak, że rozumie. Została sama. Nie pozostało jej nic innego jak posłuchać jej ciotki i odpocząć. Nie czuła się nawet na siłach by podnieść rękę i sięgnąć po telefon. Wiedziałą doskonale, że Tara jest o wiele lepsza niż wiadomość SMS.

***
Pani Malcolm wchodziła właśnie do kuchni gdy minęła się z swoim synem.
-Andrew.
-Tak mamo?
-Powiedz mi, masz dzisiaj jakiś ważny test?
-Test? Nie. Dlaczego pytasz?
-Mógłbyś zostać dziś w domu i trochę mi pomóc? Wiesz o tym, że Kim zachorowała wczoraj a dziś zaraziła się od niej Alice. Potrzebuje małej pomocy.
Chłopak zrobił dobrą minę do złej gry i zgodził się. Zasadniczo wszystko jest lepsze niż pójście na lekcję. Ale istniało parę wyjątków. Jednym z nim było zajmowanie się rudowłosą i własną siostrą. Jednak jeśli nie będzie musiał im usługiwać wszystko będzie dobrze.
-W takim razie, masz tu kartkę i pieniądze. Zrób małe zakupy. Miałam wyjść na nie sama, ale w takiej sytuacji nie mogę opuścić domu na dłuższą chwilę.
Nastolatek wziął kartkę i kasę i wyszedł z domu. Szedł jak najwolniej korzystając z o dziwo ładnej pogody. Zbliżała się końcówka listopada co oznacza, że być może niedługo zacznie pruszyć śnieg. W zeszłym roku zima była mało łaskawa dając niewielkie opady w okresie po świątecznym. Wszedł do pierwszego lepszego spożywczaka i dokonał potrzebnych zakupów. Obładowany pełną torbą wracał do domu gdy poczuł, że ktoś na niego wpada. Nie obyło się bez rozrzuconych zakupów oraz rzeczy osobistych dziewczyny.
-Ej! Patrz jak idziesz!!!
-Przepraszam, przepraszam. Najmocniej przepraszam. - szybko podniosła się po upadku zbierając zakupy chłopaka.
Westchnął i złapał ją za rękę.
-Zostaw to. Sam to pozbieram. Lepiej zajmij się swoimi rzeczami. Chyba, że aż tak ci sie nie spieszy.
Gdy spojrzała na niego zobaczył te oczy. Nigdy nie potrafiłby ich zapomnieć. Takie spojrzenie miała tylko jedna do tej pory spotkana przez niego osoba.
-Cerise?
Dziewczyna zmieszała się i szybko rozpoczęła zbierać swoje rzeczy.
-Chyba musiałeś mnie z kimś pomylić.
Zerwała się na równe nogi i skłoniła by jeszcze raz przeprosić. Gdy ocknął się ona była już daleko za nim a wokół niej falowały jej fioletowe włosy.
W tej chwili zdał sobie co powiedział. Niech to. A obiecał sobie, że już więcej nie wymówi tego imienia. W końcu wziął się za rozrzucone zakupy wyrzucając do śmieci tylko rozwalony kefir który zaczął się wylewać na ulicę. Po co jej matce w ogóle coś takiego? Niespodziewanie zauważył, że coś leży w trawie. Podręcznik do historii? To chyba należy do tej dziewczyny. Wrzucił do na dno plecaka wiedząc, że gdyby go tu zostawił ktoś by się na pewno nim zajął, lecz jego właścicielka mogłaby się na zawsze z nim pożegnać. Całą drogę do swego domu w swoich myślach pozostawała mu ta dziewczyna o oczach jego ukochanej. Co to mogło znaczyć? Czyżby los znów zechciał z niego zakpić, zsyłając na jego drogę dziewczynę którą zaraz zechce mu odebrać? Niedoczekanie jego. Wszelka miłość to zło. Uczucie bez pokrycia, które może tak łatwo zniknąć jak się pojawiło. Gdyby jego ojciec kochał go i jego matkę tak samo jak jego obecny ojczym to wszystko byłoby wtedy inaczej. Jednak od odejścia ojca i śmierci Cerise wszystko się zmieniło. Ludzie wokół niego się zmienili. On sam się zmienił. Dostał nauczkę i cenną lekcję od życia. Nic nie może tego cofnąć ani tym bardziej zmienić.

***

Raven dotarła spóźniona pod szkołę. Miała tylko nadzieję, że pan Yukimura nie będzie na nią zły. Gdy szukała kluczy do swojej szafki przekonała się, że brakuje jej jednej książki. Podręcznika do historii. Oby lepiej pan Yukimura się nigdy o tym nie dowiedział. Musiała jej nie zauważyć i nie zabrać, gdy wpadła na tego chłopaka. Może nadal tam była? Już daruje sobie tą lekcję historii i wróci na miejsce w poszukiwaniu zguby. Nie stać ją było na nowy zakup, zwłaszcza że tą dostała od swojej koleżanki z osiedla, która w zeszłym roku skończyła liceum i nie były już jej potrzebne. Była jej za to bardzo wdzięczna bo dzięki temu mogła zaoszczędzić na książkach pieniądze, które mogła zainwestować w coś innego. Gdy nastanie przerwa świąteczna znowu będzie mogła pójść do pracy by zarobić trochę pieniędzy na swoje przyszłe studia. Wiedziała, że będzie musiała sama na nie nazbierać. Chciała się dalej kształcić lecz w takiej sytuacji mogła liczyć tylko na siebie. To tutaj. Miejsce jej ,,małego wypadku". Przeszukała dokładnie każdy centymetr tego miejsca, lecz książki nie było. Gdzie mogła być? A może tamten chłopak ją wziął? Miała taką nadzieję. Dobrze, że chociaż podpisała ją ołówkiem tak na wszelki wypadek. Teraz gdy szła już powolnym krokiem na następną lekcję miała takie dziwne przeczucie, że już gdzieś widziała tego chłopaka. Gdyby tylko miała czas mu się przyjrzeć. Jedyne co pamięta to jego czerwone włosy. Praktycznie żadnego szczegółu z twarzy. Gdyby tak się nie spieszyła to kto wie.

***

Andrew wszedł do domu zostawiając zakupy w kuchni.
-No nareszcie, czemu zajęło ci to tak długo synku?
-Przepraszam, po prostu wpadłem na starego znajomego na mieście i się z nim zagadałem.
-Znam go?
-Nie. Jest z innej szkoły i z innej drużyny. Kiedyś poznaliśmy się na zawodach piłkarskich.
-Rozumiem. Nas stole masz przepis. Mógłbyś ugotować tę zupę? Ja muszę wyskoczyć po leki dla dziewczyn?
-Dobrze.
Doskonale wiedział, że matka wytnie mu taki numer. Nigdy nie gotowała i nie umiała tego. Gdyby nie on a także jego ojczym musieli by sobie znaleźć pomoc lub kupować gotowe. Nie potrzebował do tego przepisu. Wszystko miał tam gdzie trzeba. W głowie. Założył na siebie fartuch, podwinął rękawy bluzy i zaczął kroić por.

Dwie godziny później...

Danie było już gotowe. Stygło na stole by móc je w każdej chwili podać chorym. Chłopak posprzatał po sobie i wrócił do swojej sypialni. Tam wziął do ręki podręcznik, który znalazł. Wertował kartki powoli szukajac nawet sam nie wiedział czego. Książka wyglądała jak książka. Żadnych zagiętych rogów, pobrudzonych kartek czy też popisanych marginesów. Gdy już miał ją zamknąc uwagę przykuł napis napisany ołówkiem. Znaki układały się się imię Raven Hood. Skądś znał tą nazwisko. Tylko skąd? Z trzaskiem zamknął tom co skutkowało, że coś z niego wypadło. A było to zdjęcie. Jedno spojrzenie na nie skutkowało, że zmroziło go całego. Patrzył na nie a jego dłonie się trzęsły. Nie. To nie możliwe. Na zdjęciu widniała idealna starsza kopia jego Cerise! Dokładnie takie same oczy, długie blond włosy, rysy twarzy. Koło niej stała mała dziewczynka o fioletowych włosach. Prawdopodobnie właścicielka tej książki. To nie mógł być zwykły przypadek. Wszystko wydawało się zataczać koło. Co miała ta dziewczyna na którą wpadł z jego Cerise? Musi ją znaleźć i się tego dowiedzieć. Miał w sobie więcej pytań niż odpowiedzi. Położył się na łóżku wpatrując się w sufit szukając tam nawet sam nie wiedział czego. Jakby liczył na to, że rozwiązanie tej zagadki samo na niego wpłynie. Nawet nie wiedział kiedy znużył go sen.
Nie wiedział jakim cudem znalazł się w swoim starym ogródku. Jako małe dziecko zawsze lubił się tam zaszywać i nikt nie mógł go wtedy znaleźć godzinami. Nagle usłyszał jakiś płacz. Za pomocą wiaderka z piaskownicy stanął na nim i przez płot zauważył jak jak jacyć chłopcy znęcają się nad dziewczynką. Byli starsi od niego a co on mógł osiągnąć jako pięciolatek. Mimo tego nie chciał pozwolić by ta dziewczyna płakała. Zresztą tak mówił jego tato. Prawdziwy mężczyzna nie może pozwolić by dziewczyna płakała. Musi zawsze jej bronić. Nie do końca rozumiał jego słowa, jednak teraz...
-Hej wy! Co robicie!
-To nie twoja sprawa smarku!
-Czemu jej dokuczacie?
-A co? Może chcesz dołączyć? - brunet pociągnął dziewczynę za włosy przez co ona krzyknęła.
Wówczas on przeskoczył przez płot i niezdarnie wylądował na ziemi na czworaka.
Słyszał jak się z niego naśmiewali te mięczaki.
-A macie! - krzyknął zbierając piach z ziemi i rzucając im go prosto w ich oczy.
-Co ty wyprawiasz głupi bachorze!
Jeden z nich chciał go dorwać jednak ten sypnął w niego swoją bronią i stał się kompletnie bezskuteczny.
-Chodźmy stąd. A ty lepiej uważaj, bo może wkrótce twoja mamusia nie zaśpiewa ci już kołysanki na dobranoc.
Odeszli w lekkim biegu trząc oczy i wpadając przy okazji na kosze od śmieci. Niespodziewanie blondynka podeszła do niego i go przytuliła.
-Dziękuje ci. Ale nie rób tego więcej. Oni mogą cie skrzywdzić.
-Nie boję się ich. - dumnie wypiął pierś zadowolony z tego co właśnie dokonał. - Mam na imię Andrew a ty?
-Jestem Cerise.

Niczym wybudzony z koszmaru w pozycji pionowej siedział na łóżku. Jego komórka brzęczała nie chcąc dać o sobie zapomnieć.
-Tak mamo?
-O Andrew... Nareszcie odebrałeś. Dostałam nagły telefon ze szpitala i muszę tam być. Możesz zajrzeć do dziewczyn i dać im leki? Zostawiłam ci je na stole w kuchni z odpowiednią rozpiską. Niedługa powinna wrócić także Tara niech więc ci pomoże. Do zobaczenia wieczorem.
Zanim zdążył się odezwać jego rodzicielka rozłączyła się. Jak o n tego nienawidził.
-Mamo... Jesteś jeszcze gorsza niż nauczyciel matematyki.
Zrezygnowany rzucił komórkę na biurko i zszedł do kuchni. Rzeczywiście leżały tam różne opakowani leków a przy nim karteczka z charakterystycznym pismem jego matki, które ledwo mógł rozczytać. Jego sen... Już od dawna nie śnił o Cerise. Tym razem jednak pojawiła się w jego snach jako mała dziewczynka, dokładnie w chwili gdy się po raz pierwszy poznali. Czy to jakiś znak? Nie. O czym on myśli to tylko zbieg okoliczności. Myślał o niej dlatego osiadła w jego umyśle a ten wyczytał odpowiedni obraz w jego snach. Nie wierzył w to, że to mogło coś znaczyć.
-Dosyć Andrew! - krzyknął sam do siebie klepiąc się w oba policzki.
To przeszłość i trzeba na zawsze o niej zapomnieć. Bez obaw wszedł do pokoju Kim. Rozmawiała z kimś przez telefon jednak on razu przerwała widząc brata.
-Oni-chan? Nie powinieneś być w szkole?
-Mama poprosiła mnie bym dziś został i jej pomógł z wami.
-Rozumiem. Więc po co przyszedłeś braciszku...?
-Przyniosłem ci leki. Masz je wypić.
-Dobrze.
Połozył na jej stoliku przy łóżku odpowiednie tabletki i postawił szklankę z wodą. Mimo, że Kim i Tara nie były jego rodzonymi siostrami zawsze traktował je jakby nimi były. Teraz jednak wyszedł z jej sypialni zmierzając do trudniejszego dla niego zadania.
-Alice...
Wyszeptał jej imię stojąc pod jej drzwiami. Jego kuzynka. Tak niespodziewanie i nagle zjawiła się w ich życiu i w domu. Uchylił drzwi i na jego szczęście spała. Położył zatem leki z wodą na jej biurku i napisał jej krótką wiadomość : Wypij to! Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Kogo mogło nieść o tej porze?! Pewnie Tara znów zapomniał kluczy. Chyba następnym razem dosłownie je do niej przyklei.
-Ile razy jeszcze... - jednak nie dokończył zdania widząc, że przed nim nie stała jego młodsza siostra.
-To ty! - w jednej chwili oboje powedzieli to samo.
Niesamowite! Przed nim dokładnie w tej chwili stała dziewczyna na którą wpadł tego randka.
-Skądś się tu wziełaś?
-Przyszłam do swojej przyjaciółki. Podobno jest chora?
-Przyszłaś do rudej?
-Tak. I lepiej nie obrażaj jej w mojej obecności.
-He? O czym ty mówisz? Ja nigdy...
-Może nie pamiętasz kuzynie Alice... ale my się juz spotkaliśmy.
-Nie przypominam sobie.
-Raz przyszłam tu z pewną dziewczyną. Ostro ci przywaliła.
W tej chwili przypomniał sobie. No nie! Jak mógł wtedy o tej dziewczynie zapomnieć.
-Dodatkowo widzieliśmy się także podczas dni otwartych w Raimonie.
Kolejna scena przeskoczyła mu przed oczami. Zdał sobie sprawę, że musi bardziej na wszystko zwracać uwagę. Wydawało mu się, że dzisiaj po raz pierwszy spotkał tą dziewczynę ale już mieli okazję na siebie wpadać. Jaki był głupi.
-Tak to prawda. Alice jest chora. Jednak teraz to niemożliwe byś się z nią spotkała. Właśnie śpi. -Rozumiem. W takim razie pójdę już. Przekaż jej, że byłam gdy się obudzi.
Oddaliła się a on stracił kolejną szansę by poznać chodź trochę tę dziewczynę i dowiedzieć się o niej prawdy. Może jednak niekoniecznie. Szybko pokonał schody i chwycił książkę którą dziś znalazł. Nawet nie zamykając drzwi pognał za nastolatką mając nadzieję jeszcze ją znaleźć.
-Poczekaj! - krzyknął
Ona zatrzymała się i zdziwiła się, że chłopak za nią podążał.
-Chcesz czegoś ode mnie?
-Proszę. To chyba twoje.
Jej spojrzenie zdradzało wszystko. Nie mogła w to uwierzyć.
-Moja książka. Ale jak?
-Znalazłem ją po tym jak szybko zwiałaś. Zabrałem ją licząc, że kiedyś ci ją oddam.
-Ja... Dziękuje. To miłe z twojej strony. - obdarzyła go miłym uśmiechem co sprawiło, że miał nagle niespodziewaną ochotę ją objąć. O czym on my
ślał?!
Wzięła od niego podręcznik i poszła przed siebie. Nagle obróciła się i po raz ostatni z ukosa zerknęła na chłopaka. Wówczas czerwonowłosego jakby coś oświeciło. Gdy spojrzał poważnie na ta dziewczynę, zobaczył w niej... Cerise?!!! 



środa, 14 lutego 2018

Special Valentine's Day

Witajcie :)
Dziś zamiast notki coś specjalnego z okazji dzisiejszych walentynek :D
Dziś świętowałam je przy czekoladzie i ciekawym romansie, mam nadzieje, że u was były lepsze :)
Normalna notka pojawi się najpóźniej w piątek.
A teraz zapraszam na special walentynkowy.

*********************************************************************************************************

Fabuła zawarta nie ma żadnych powiązań z zawartością fabuły która dzieje się obecnie na blogu. Można to potratować jako bonusowy rozdział :)

*********************************************************************************************************

-Dokąd ty mnie ciągniesz Rika? Zwłaszcza tak wcześnie rano? Szkołę mamy dopiero za dwie godziny.
-Nie marudź Touko. Muszę tam być odpowiednio wcześniej by tego nie rozkupiono.
-O czym ty mówisz?
Różowłosa nie rozumiała swojej koleżanki. Po co ją tak ciągnie przez całe miasto o ... szóstej rano?!
-Nie mów, że nie wiesz. Dzisiaj są walentynki.
Dla Touko nie było trzeba więcej tłumaczyć obróciła się na pięcie i odeszła by gdyby nie zatrzymała jej Rika.
-Dokąd idziesz?
-Wracam do domu.
-Przecież dziś są walentynki.
-No właśnie temu.
-Nie powiesz mi, że o nich zapomniałaś?
-Tak. Nie mam celu pamiętać o tym czego nie obchodzę.
-Chwileczkę... Przecież w Raimonie i w tym mieście jest wielu przystojniaków, nie podoba ci się żaden?
-Szczerze? Nie. Moją miłością jest gra w piłkę i to mi wystarczy.
-Jak tam sobie chcesz, ale i tak idziesz ze mną.
Tym razem Rika pobiegła ciągnąć niechętną koleżnakę. Po kilku minutach weszły do lokalu który był zaludniony.
-Jaki tu tłok.
-Co się dziwisz? Madame Valentina jest najlepsza w tym co robi. W walentynki zawsze ma największe obroty. Największą sławą cieszą się jej czekoladki z eliksirem miłości.
-Błagam cię Rika, chyba nie wierzysz w takie rzeczy?
-Możesz się śmiać, jednak w tym roku zamierzam je podarować dla Kochanie.
-,,No pięknie, fascynacja Erikiem jeszcze jej nie minęła."
Obecnie uczęszczały do ostatniej klasy liceum. Niedługo miały rozpocząć studia a tu Rika wierzy w jakieś magiczne czekoladki.
-Witam madame. - niebieskowłosa zwróciła się w stronę kobiety za ladą. - Zostało coś jeszcze z pani specjalności?
-Dla mojej stałej klientki mam specjalne odłożone. Proszę kochana. Cena taka jak zwykle.
Rika wyjęła odpowiedni banknot i jednocześnie schowała swój zakup.
-Madam Valentino, czy ma może pani coś dla mojej koleżanki?
-,,O nie! To było specjalnie Rika."
Teraz cała uwaga została skupiona na różowowłosej.
-Masz śliczną koleżankę Urabe-chan. Jednak widzę, że ma dość skomplikowaną osobowość a tu będzie dość trudno.
-Hę? - nastolatka nie wiedziała jak ma na to zareagować. - Skoro kupiłaś Rika to co chciałaś możemy już iść.
-Sama pani widzi madame, Touko to dość trudny przypadek jeśli chodzi o trudne przypadki.
Jednak Zaizen już wyszła na zewnątrz. Czekała tylko aż jej koleżanka z własnej woli opuści ten lokal. Magiczna czekolada, też coś. Magia nie istnieje. Po pięciu minutach w końcu wyszła i mogły pójść do szkoły. Drogę pokonały w całkowitym milczeniu. Rozeszły się do swoich klas i miały się spotkać podczas przerwy obiadowej. Jednak było coś co martwiło Touko. Ten dziwny błysk w oku Riki podczas gdy ta oznajmiała jej gdzie mają się później spotkać. Na lekcjach siedziała jak na szpilkach, zamiast się skupić na lekcjach obserwowała ludzki. Daniela coś bazgrała w zeszycie zaś Raven przyglądała się co się dzieje za oknem. Tylko Silvia wpatrywała się w tablicę skupiając się nad tym co mówili nauczyciele. Gdy w końcu zaczęła się dłuższa przerwa poszła do klasy Riki gdzie uczęszczali także Mark, Axel i Jude. Erick i Bobby wylądowali wraz z Tsunamim i Nelly w jeszcze innej klasie. W liceum ich porozrzucano, takie było życie. Jednak gdy Touko weszła do odpowiedniej sali w życiu nie spodziewała się tego co ujrzy.
-Urabe Rika!!!
-Tak Touko?
-Co to ma znaczyć?!
-Przecież ci mówiłam, że te czekoladki są magiczne.
-Właśnie widzę, tylko czemu udzieliło się to innym?
-Zostawiłam je dla Erika z karteczką i czekałam na jego reakcję ale nie przewidziałam, że podzieli się nimi z chłopakami. Ale i tak cieszy mnie efekt końcowy. Prawda kochanie?
-Prawda słoneczko.
Erik niczym jakiś ślepy siedział przy Rice i przytulał się do niej a dziewczyna próbowała robić niewinną minę do złej gry.
-No pięknie, brakuje tylko by Silvia to zobaczyła.
Różowowłosa błagała by to minęło jak najszybciej. Magiczne czekoladki, w tej chwili żadne tłumaczenie nie miałoby sensu. Wszystko co się tu działo nie było normalne. Na prawie końcu sali na ziemi siedział Bobby a przy nim... Nelly! Trzymali się za ręce a jej głowa była oparta na jej ramieniu. Na przeciwko nich siedział Mark a wokół niego jakieś dwie dziewczyny których nie kojarzyła. Wesoło o czymś rozmawiali i obie trzymały go za każde ramię chcąc jego uwagi tylko dla siebie. Nagle do sali wbiegł przestraszeni Axel i Jude gonieni przez ... Danielę i Raven!!! ŚWIAT OSZALAŁ!
-Axel, Jude... Wy nie jedliście czekoladek od Erika?
-Nie. Zdążył je rozdać zanim przyszliśmy. - wytłumaczył Axel, który równiez nie mógł uwierzyć wraz z Sharpem w to co widzą. Manewrując między ławkami próbowali uciec dziewczynom nadal nie wiedząc co im jest.
Przynajmniej oni byli bezpieczni, ale reszta.
-Rika! W tej chwili powiedz nam jak to odkręcić.
-Ale po co? Dzisiaj są walnetynki. To święto miłości. Niech wszyscy będą szczęśliwi i zakochani.
-O nie! Nie mówisz, że ty także je zjadłaś?
-Tak. Nie mogłam przeciez odrzucić poczęstowania przez kochanie...
Touko już nie wytrzymywała. To jest chore! Te walentynki to jedna wielka tortura. I co ona ma zrobić? Musi czekać aż działanie tych... czekoladek się skończy. Ale ile ma czekać? Kilka minut, godzin, może dni? Co ta Rika w ich wpakowała. Jeśli dość szybko wytrzeźwieją z tej miłosnej atmosfery to przysięga, że wybije takie głupi rzeczy z jej głowy. Jednak nagle poczuła jak ktoś unosi ją w powietrzu. Jednak chwila i znalazła się w ramionach... Tsunamiego!!! Chłopak wyniósł ją z sali i szedł przed siebie.
-Tsunami!!! Co ty robisz?! Dokąd mnie niesiesz? Postaw mnie w tej chwili! Nie mów, że także zjadłeś czekoladki od Erika?
Jednak ten wydawał się być głuchy na jej pytania niosąc ją nadal a wszyscy im się przyglądali z zaciekawieniem. No pięknie, tylko jeszcze dziewczynie brakowało w tej chwili plotek. W końcu zatrzymali się przed pustą salą i posadził ją na stoliku przy którym nie raz siedziała na lekcjach plastyki.
-Tsunami Jousuke! Wyjasnij mi wszystko w tej chwili!
Jednak ten ani myślał cokolwiek powiedzieć.

-Touko... Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
-Ale ja nie chcę. Muszę pójść i im pomóc.
-Nie musisz. - powiedział przykładajć jej palec do ust nakazując milczenie.
Patrzył się prosto w jej oczy powodując, że czuła jak się czerwieni.
-Tsunami.
Nachylił się by ją pocałować. Gdy ich usta dzieliły zaledwie centymetry, ktoś uderzył chłopaka z tyłu o głowę.
-Tsunami! Zaizen! Co wy tu robicie? Zachciało wam się amorów... Lepiej wracajcie do swoich klas.
Pan Kasai stał za nimi z poważną miną. Tsunami chwycił dziewczynę za ręke i wybiegli z klasy.
-Touko, tu jesteś. Wszędzie cię szukaaaaałam.
Silvia była zdziwiona widokiem koleżanki z chłopakiem.
-Wybacz jeśli wam przeszkadasz.
-Nie przeszkadzasz. - różowowłosa otrząsnęła się.
Nie mogła dać się wyprowadzić z równowagi. Jednak od razu przyszedł jej do głowy obraz tego co się przed chwilą działo. Poczuła jak rumieńce pieką jej w policzki. Trząsła głową by jak najszypciej pozbyć się niechcianego wspomnienia z myśli.
-Touko? Wszystko w porządku?
-Nie! Nic nie jest w porządku. Co chciałaś ode mnie Silvio?
-Mam twoją torbę. Możemy już iśc do domu. Pani Ito się rozchorowała i możemy iść do domu.
-Rozumiem dzięki.
Gdy zielonowłosa podawała jej torbę upadła ona na ziemię i wypadło z niej jakieś zawiniątko. O dziwo było na niej logo tego sklepiku który odwiedziły rano dziewczyny. Od razu przypomniała się dla Touko poranek.
-Madam Valentino, czy ma może pani coś dla mojej koleżanki?
-Masz śliczną koleżankę Urabe-chan. Jednak widzę, że ma dość skomplikowaną osobowość a tu będzie dość trudno.
-Hę? Skoro kupiłaś Rika to co chciałaś możemy już iść.
-Sama pani widzi madame, Touko to dość trudny przypadek jeśli chodzi o trudne przypadki.
Czyżby to dlatego Rika została tam jeszcze dłużej niż powinna? Szybko otworzyła opakowania i znalazła tam pudełko czekoladek a przy nim kartkę. 

Więc Madam Valentina wszystko przewidziała. Tylko dlaczego dała to jej? Skoro Rika kupuje to co roku, to co roku musiało by się dziać coś podejrzanego. Jednak to pierwszy raz gdy jest świadkiem czegoś takiego. Czyżby to był pierwszy raz kiedy trafiły do Erika osobiście? Lecz to nie była właściwa chwila by o tym myśleć. Było trzeba wszystkich odczarować. 
-Wszystko w porządku Silvio. Dziękuje ci, że przyniosłaś moją torbę. Do zobaczenia jutro.
-Tak. Do zobaczenia. - uśmiechnęła się na pożegananie i już jej nie było.
Tym lepiej. Dzięki temu nie zobaczy Riki i Erika. Tsunami znów chwycił ją za rękę i obrócił tak, że niemal wtulała się w niego. Jego ramiona objęły ją w mocnym uścisku. Nie wiedziała czemu, ale czuła się zupełnie inaczej niż się spodziewała. Już po krótkiej chwili przestała się wyrywać. Co się z nią działo. Nawet nie zaprotestowała kiedy ten chciał ją pocałować.
-Tsunami...
-Tak Touko?
-Powiedz... Zjesz czekoladkę który ci przygotowałam?
-Z przyjemnością.
Otworzyła opakowanie i bez namysłu włożyła mu jedną w jego usta. Ten zjadł ją ze smakiem i ucałował jej palce na których została odrobina czekolady. Tyle wystarczyło by stała przed nim czerwona jak burak.
-Touko... Co ja tu robię? Co ci się stało?
-Ja.. To... Nic nie pamiętasz?
-Co mam pamiętać?
-Już nic. Chodź zanim to wszystko się źle skończy.
Po drodze do klasy wpadły na Axela i Juda chowających się za ścianę.
-Chłopaki, łapcie. - rzuciła im po czekoladce. - Niech to zjedzą. Wtedy wszystko wróci do normy.
Tyle im wystarczyło nie było żadnych niepotrzebnych pytań. W klasie każdemu dała antidotum na różne sposoby. Na szczęście wszystko wróciło do normy. Wiedziała, że potem będzie wiele pytań a teraz także wiele zgrzytów, ale w końcu dzisiaj są walentynki. Gdy miała już wracać do domu kątem oka zauważyła jak Mark rozmawia z Nelly a na końcu się do siebie przytulają. Oni to dopiero byli wieczną zagadką. Bobby próbował rozmawiać z Erikiem zaś Rika gdzieś zniknęła. Przy drzwiach czekał na nią Tsunami nieźle zmieszany.
-Touko słuchaj... Ja... Pamiętam wszsytko co się wydarzyło. Nie wiem jak się tłumaczyć.
-Nie musisz. To nie była twoja wina. Wszystko w porządku.
-Mogę cię przynajmniej odprowadzić do domu? Wyjaśnisz mi wszystko po drodze.
-Czemu nie.
Podczas przechadzki dziewczyna opowiedziała chłopakowi całą przygodę. Od dzisiejszego ranka aż do teraz.
-No nieźle. W życiu bym się nie spodziewał, że będziecie takie szalone!
-Ja nie.. to.. Już nieważne. Dobrze, że wszystko skończyło pozytywnie.
Pożegnała się przy bramie i weszła do środka. 
O dziwo miała gościa. Na kanapie w salonie siedziała Rika cała zapłakana.
-Rika? Co ty tu robisz? 
-Touko, zrobiłam coś głupiego. Możemy porozmawiać?
-Tak pewnie. Chodźmy do mnie.
Zabrała ją do swojego pokoju. Tam niebieskowłosa opowiedziała jej co się stało gdy oboje zażyli antidotum i wyszli z klasy by spokojnie porozmawiać. Brunet dał jej jasno do zrozumienia, że nic do niej nie czuje i że jest inna dziewczyna którą lubi.
-Od dziś nienawidzę walentynek! To święto zakochanych a mi złamano serce.
-Spokojnie Rika. Wszystko się jakoś ułoży.
Jej myśli jednak były skierowane w stronę Tsunamiego. Ciekawa była co teraz porabia.