piątek, 16 lutego 2018

27. Kainowe piętno

-Aaaapsik!
Alice wcale nie czuła się dobrze. Odkad tylko wstała nie potrafiła zwlec się z łóżka. Czuła się na to zbyt słaba. A wczoraj wszystko było jeszcze dobrze? Czyżby zaraziła się od Kim? Jej kuzynka wróciła przedwczoraj do domu cała rozgrzana i tyle wystarczyło by z samego rana obudziła się z gorączką. Odsunęła kołrę jednak szybko się nią okryła. Było jej o wiele za zimno. Chętnie otuliła się nią chcąc mieć jak najwięcej ciepła.
-Alice! Co ty jeszcze robisz w łóżku? Przecież zaraz się spóźnimy!
Jak burza do pokoju rudowłosej wpadła Tara podchodząc do niej i próbując ściągnąć z niej kołdrę.
-Co ci jest? - spytała widząc jej zaczerwienione policzki.
Dotknęła ręką jej czoła; czując, że ta ma temperaturę zawołała swoją matkę. Pani Malcolm przyniosła ze sobą termometr który wskazywał równo 39°.
-Taro, lepiej się już zbieraj. Alice zostanie dzisiaj w domu.
-Ale mamo... Mogłaby zostać i ci pomóc, przecież...
-Tara! Czy ty mi sugerujesz, że jako lekarz pediatra nie potrafię zająć się dwiema chorymi?
Różowowłosa wiedziała, że jeżeli chodzi o inspiracje zawodowe jej matki lepiej nie brnąć w ten temat nigdy.
-Mnie tu już nie ma.
Wyszła a po chwili dało się słyszeć trzask drzwi.
-Leż spokojnie Alice. Za chwilę przyniosę ci odpowiednie lekarstwa.
Przytaknęła głową na znak, że rozumie. Została sama. Nie pozostało jej nic innego jak posłuchać jej ciotki i odpocząć. Nie czuła się nawet na siłach by podnieść rękę i sięgnąć po telefon. Wiedziałą doskonale, że Tara jest o wiele lepsza niż wiadomość SMS.

***
Pani Malcolm wchodziła właśnie do kuchni gdy minęła się z swoim synem.
-Andrew.
-Tak mamo?
-Powiedz mi, masz dzisiaj jakiś ważny test?
-Test? Nie. Dlaczego pytasz?
-Mógłbyś zostać dziś w domu i trochę mi pomóc? Wiesz o tym, że Kim zachorowała wczoraj a dziś zaraziła się od niej Alice. Potrzebuje małej pomocy.
Chłopak zrobił dobrą minę do złej gry i zgodził się. Zasadniczo wszystko jest lepsze niż pójście na lekcję. Ale istniało parę wyjątków. Jednym z nim było zajmowanie się rudowłosą i własną siostrą. Jednak jeśli nie będzie musiał im usługiwać wszystko będzie dobrze.
-W takim razie, masz tu kartkę i pieniądze. Zrób małe zakupy. Miałam wyjść na nie sama, ale w takiej sytuacji nie mogę opuścić domu na dłuższą chwilę.
Nastolatek wziął kartkę i kasę i wyszedł z domu. Szedł jak najwolniej korzystając z o dziwo ładnej pogody. Zbliżała się końcówka listopada co oznacza, że być może niedługo zacznie pruszyć śnieg. W zeszłym roku zima była mało łaskawa dając niewielkie opady w okresie po świątecznym. Wszedł do pierwszego lepszego spożywczaka i dokonał potrzebnych zakupów. Obładowany pełną torbą wracał do domu gdy poczuł, że ktoś na niego wpada. Nie obyło się bez rozrzuconych zakupów oraz rzeczy osobistych dziewczyny.
-Ej! Patrz jak idziesz!!!
-Przepraszam, przepraszam. Najmocniej przepraszam. - szybko podniosła się po upadku zbierając zakupy chłopaka.
Westchnął i złapał ją za rękę.
-Zostaw to. Sam to pozbieram. Lepiej zajmij się swoimi rzeczami. Chyba, że aż tak ci sie nie spieszy.
Gdy spojrzała na niego zobaczył te oczy. Nigdy nie potrafiłby ich zapomnieć. Takie spojrzenie miała tylko jedna do tej pory spotkana przez niego osoba.
-Cerise?
Dziewczyna zmieszała się i szybko rozpoczęła zbierać swoje rzeczy.
-Chyba musiałeś mnie z kimś pomylić.
Zerwała się na równe nogi i skłoniła by jeszcze raz przeprosić. Gdy ocknął się ona była już daleko za nim a wokół niej falowały jej fioletowe włosy.
W tej chwili zdał sobie co powiedział. Niech to. A obiecał sobie, że już więcej nie wymówi tego imienia. W końcu wziął się za rozrzucone zakupy wyrzucając do śmieci tylko rozwalony kefir który zaczął się wylewać na ulicę. Po co jej matce w ogóle coś takiego? Niespodziewanie zauważył, że coś leży w trawie. Podręcznik do historii? To chyba należy do tej dziewczyny. Wrzucił do na dno plecaka wiedząc, że gdyby go tu zostawił ktoś by się na pewno nim zajął, lecz jego właścicielka mogłaby się na zawsze z nim pożegnać. Całą drogę do swego domu w swoich myślach pozostawała mu ta dziewczyna o oczach jego ukochanej. Co to mogło znaczyć? Czyżby los znów zechciał z niego zakpić, zsyłając na jego drogę dziewczynę którą zaraz zechce mu odebrać? Niedoczekanie jego. Wszelka miłość to zło. Uczucie bez pokrycia, które może tak łatwo zniknąć jak się pojawiło. Gdyby jego ojciec kochał go i jego matkę tak samo jak jego obecny ojczym to wszystko byłoby wtedy inaczej. Jednak od odejścia ojca i śmierci Cerise wszystko się zmieniło. Ludzie wokół niego się zmienili. On sam się zmienił. Dostał nauczkę i cenną lekcję od życia. Nic nie może tego cofnąć ani tym bardziej zmienić.

***

Raven dotarła spóźniona pod szkołę. Miała tylko nadzieję, że pan Yukimura nie będzie na nią zły. Gdy szukała kluczy do swojej szafki przekonała się, że brakuje jej jednej książki. Podręcznika do historii. Oby lepiej pan Yukimura się nigdy o tym nie dowiedział. Musiała jej nie zauważyć i nie zabrać, gdy wpadła na tego chłopaka. Może nadal tam była? Już daruje sobie tą lekcję historii i wróci na miejsce w poszukiwaniu zguby. Nie stać ją było na nowy zakup, zwłaszcza że tą dostała od swojej koleżanki z osiedla, która w zeszłym roku skończyła liceum i nie były już jej potrzebne. Była jej za to bardzo wdzięczna bo dzięki temu mogła zaoszczędzić na książkach pieniądze, które mogła zainwestować w coś innego. Gdy nastanie przerwa świąteczna znowu będzie mogła pójść do pracy by zarobić trochę pieniędzy na swoje przyszłe studia. Wiedziała, że będzie musiała sama na nie nazbierać. Chciała się dalej kształcić lecz w takiej sytuacji mogła liczyć tylko na siebie. To tutaj. Miejsce jej ,,małego wypadku". Przeszukała dokładnie każdy centymetr tego miejsca, lecz książki nie było. Gdzie mogła być? A może tamten chłopak ją wziął? Miała taką nadzieję. Dobrze, że chociaż podpisała ją ołówkiem tak na wszelki wypadek. Teraz gdy szła już powolnym krokiem na następną lekcję miała takie dziwne przeczucie, że już gdzieś widziała tego chłopaka. Gdyby tylko miała czas mu się przyjrzeć. Jedyne co pamięta to jego czerwone włosy. Praktycznie żadnego szczegółu z twarzy. Gdyby tak się nie spieszyła to kto wie.

***

Andrew wszedł do domu zostawiając zakupy w kuchni.
-No nareszcie, czemu zajęło ci to tak długo synku?
-Przepraszam, po prostu wpadłem na starego znajomego na mieście i się z nim zagadałem.
-Znam go?
-Nie. Jest z innej szkoły i z innej drużyny. Kiedyś poznaliśmy się na zawodach piłkarskich.
-Rozumiem. Nas stole masz przepis. Mógłbyś ugotować tę zupę? Ja muszę wyskoczyć po leki dla dziewczyn?
-Dobrze.
Doskonale wiedział, że matka wytnie mu taki numer. Nigdy nie gotowała i nie umiała tego. Gdyby nie on a także jego ojczym musieli by sobie znaleźć pomoc lub kupować gotowe. Nie potrzebował do tego przepisu. Wszystko miał tam gdzie trzeba. W głowie. Założył na siebie fartuch, podwinął rękawy bluzy i zaczął kroić por.

Dwie godziny później...

Danie było już gotowe. Stygło na stole by móc je w każdej chwili podać chorym. Chłopak posprzatał po sobie i wrócił do swojej sypialni. Tam wziął do ręki podręcznik, który znalazł. Wertował kartki powoli szukajac nawet sam nie wiedział czego. Książka wyglądała jak książka. Żadnych zagiętych rogów, pobrudzonych kartek czy też popisanych marginesów. Gdy już miał ją zamknąc uwagę przykuł napis napisany ołówkiem. Znaki układały się się imię Raven Hood. Skądś znał tą nazwisko. Tylko skąd? Z trzaskiem zamknął tom co skutkowało, że coś z niego wypadło. A było to zdjęcie. Jedno spojrzenie na nie skutkowało, że zmroziło go całego. Patrzył na nie a jego dłonie się trzęsły. Nie. To nie możliwe. Na zdjęciu widniała idealna starsza kopia jego Cerise! Dokładnie takie same oczy, długie blond włosy, rysy twarzy. Koło niej stała mała dziewczynka o fioletowych włosach. Prawdopodobnie właścicielka tej książki. To nie mógł być zwykły przypadek. Wszystko wydawało się zataczać koło. Co miała ta dziewczyna na którą wpadł z jego Cerise? Musi ją znaleźć i się tego dowiedzieć. Miał w sobie więcej pytań niż odpowiedzi. Położył się na łóżku wpatrując się w sufit szukając tam nawet sam nie wiedział czego. Jakby liczył na to, że rozwiązanie tej zagadki samo na niego wpłynie. Nawet nie wiedział kiedy znużył go sen.
Nie wiedział jakim cudem znalazł się w swoim starym ogródku. Jako małe dziecko zawsze lubił się tam zaszywać i nikt nie mógł go wtedy znaleźć godzinami. Nagle usłyszał jakiś płacz. Za pomocą wiaderka z piaskownicy stanął na nim i przez płot zauważył jak jak jacyć chłopcy znęcają się nad dziewczynką. Byli starsi od niego a co on mógł osiągnąć jako pięciolatek. Mimo tego nie chciał pozwolić by ta dziewczyna płakała. Zresztą tak mówił jego tato. Prawdziwy mężczyzna nie może pozwolić by dziewczyna płakała. Musi zawsze jej bronić. Nie do końca rozumiał jego słowa, jednak teraz...
-Hej wy! Co robicie!
-To nie twoja sprawa smarku!
-Czemu jej dokuczacie?
-A co? Może chcesz dołączyć? - brunet pociągnął dziewczynę za włosy przez co ona krzyknęła.
Wówczas on przeskoczył przez płot i niezdarnie wylądował na ziemi na czworaka.
Słyszał jak się z niego naśmiewali te mięczaki.
-A macie! - krzyknął zbierając piach z ziemi i rzucając im go prosto w ich oczy.
-Co ty wyprawiasz głupi bachorze!
Jeden z nich chciał go dorwać jednak ten sypnął w niego swoją bronią i stał się kompletnie bezskuteczny.
-Chodźmy stąd. A ty lepiej uważaj, bo może wkrótce twoja mamusia nie zaśpiewa ci już kołysanki na dobranoc.
Odeszli w lekkim biegu trząc oczy i wpadając przy okazji na kosze od śmieci. Niespodziewanie blondynka podeszła do niego i go przytuliła.
-Dziękuje ci. Ale nie rób tego więcej. Oni mogą cie skrzywdzić.
-Nie boję się ich. - dumnie wypiął pierś zadowolony z tego co właśnie dokonał. - Mam na imię Andrew a ty?
-Jestem Cerise.

Niczym wybudzony z koszmaru w pozycji pionowej siedział na łóżku. Jego komórka brzęczała nie chcąc dać o sobie zapomnieć.
-Tak mamo?
-O Andrew... Nareszcie odebrałeś. Dostałam nagły telefon ze szpitala i muszę tam być. Możesz zajrzeć do dziewczyn i dać im leki? Zostawiłam ci je na stole w kuchni z odpowiednią rozpiską. Niedługa powinna wrócić także Tara niech więc ci pomoże. Do zobaczenia wieczorem.
Zanim zdążył się odezwać jego rodzicielka rozłączyła się. Jak o n tego nienawidził.
-Mamo... Jesteś jeszcze gorsza niż nauczyciel matematyki.
Zrezygnowany rzucił komórkę na biurko i zszedł do kuchni. Rzeczywiście leżały tam różne opakowani leków a przy nim karteczka z charakterystycznym pismem jego matki, które ledwo mógł rozczytać. Jego sen... Już od dawna nie śnił o Cerise. Tym razem jednak pojawiła się w jego snach jako mała dziewczynka, dokładnie w chwili gdy się po raz pierwszy poznali. Czy to jakiś znak? Nie. O czym on myśli to tylko zbieg okoliczności. Myślał o niej dlatego osiadła w jego umyśle a ten wyczytał odpowiedni obraz w jego snach. Nie wierzył w to, że to mogło coś znaczyć.
-Dosyć Andrew! - krzyknął sam do siebie klepiąc się w oba policzki.
To przeszłość i trzeba na zawsze o niej zapomnieć. Bez obaw wszedł do pokoju Kim. Rozmawiała z kimś przez telefon jednak on razu przerwała widząc brata.
-Oni-chan? Nie powinieneś być w szkole?
-Mama poprosiła mnie bym dziś został i jej pomógł z wami.
-Rozumiem. Więc po co przyszedłeś braciszku...?
-Przyniosłem ci leki. Masz je wypić.
-Dobrze.
Połozył na jej stoliku przy łóżku odpowiednie tabletki i postawił szklankę z wodą. Mimo, że Kim i Tara nie były jego rodzonymi siostrami zawsze traktował je jakby nimi były. Teraz jednak wyszedł z jej sypialni zmierzając do trudniejszego dla niego zadania.
-Alice...
Wyszeptał jej imię stojąc pod jej drzwiami. Jego kuzynka. Tak niespodziewanie i nagle zjawiła się w ich życiu i w domu. Uchylił drzwi i na jego szczęście spała. Położył zatem leki z wodą na jej biurku i napisał jej krótką wiadomość : Wypij to! Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Kogo mogło nieść o tej porze?! Pewnie Tara znów zapomniał kluczy. Chyba następnym razem dosłownie je do niej przyklei.
-Ile razy jeszcze... - jednak nie dokończył zdania widząc, że przed nim nie stała jego młodsza siostra.
-To ty! - w jednej chwili oboje powedzieli to samo.
Niesamowite! Przed nim dokładnie w tej chwili stała dziewczyna na którą wpadł tego randka.
-Skądś się tu wziełaś?
-Przyszłam do swojej przyjaciółki. Podobno jest chora?
-Przyszłaś do rudej?
-Tak. I lepiej nie obrażaj jej w mojej obecności.
-He? O czym ty mówisz? Ja nigdy...
-Może nie pamiętasz kuzynie Alice... ale my się juz spotkaliśmy.
-Nie przypominam sobie.
-Raz przyszłam tu z pewną dziewczyną. Ostro ci przywaliła.
W tej chwili przypomniał sobie. No nie! Jak mógł wtedy o tej dziewczynie zapomnieć.
-Dodatkowo widzieliśmy się także podczas dni otwartych w Raimonie.
Kolejna scena przeskoczyła mu przed oczami. Zdał sobie sprawę, że musi bardziej na wszystko zwracać uwagę. Wydawało mu się, że dzisiaj po raz pierwszy spotkał tą dziewczynę ale już mieli okazję na siebie wpadać. Jaki był głupi.
-Tak to prawda. Alice jest chora. Jednak teraz to niemożliwe byś się z nią spotkała. Właśnie śpi. -Rozumiem. W takim razie pójdę już. Przekaż jej, że byłam gdy się obudzi.
Oddaliła się a on stracił kolejną szansę by poznać chodź trochę tę dziewczynę i dowiedzieć się o niej prawdy. Może jednak niekoniecznie. Szybko pokonał schody i chwycił książkę którą dziś znalazł. Nawet nie zamykając drzwi pognał za nastolatką mając nadzieję jeszcze ją znaleźć.
-Poczekaj! - krzyknął
Ona zatrzymała się i zdziwiła się, że chłopak za nią podążał.
-Chcesz czegoś ode mnie?
-Proszę. To chyba twoje.
Jej spojrzenie zdradzało wszystko. Nie mogła w to uwierzyć.
-Moja książka. Ale jak?
-Znalazłem ją po tym jak szybko zwiałaś. Zabrałem ją licząc, że kiedyś ci ją oddam.
-Ja... Dziękuje. To miłe z twojej strony. - obdarzyła go miłym uśmiechem co sprawiło, że miał nagle niespodziewaną ochotę ją objąć. O czym on my
ślał?!
Wzięła od niego podręcznik i poszła przed siebie. Nagle obróciła się i po raz ostatni z ukosa zerknęła na chłopaka. Wówczas czerwonowłosego jakby coś oświeciło. Gdy spojrzał poważnie na ta dziewczynę, zobaczył w niej... Cerise?!!! 



1 komentarz:

  1. No no... troche się dzieje, ale czekam na randkę Joego i Celii :)
    Tak apropo czy reaktywujesz drugiego bloga o inazumie? Jest tam notķa z marca...
    Czekam na kolejne części i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń