niedziela, 4 listopada 2018

Special Halloween


Hejka :)
Miło mi znowu tu pisać :D
Musiałam się zregenerować i odpocząć od wszystkiego.
Tylko dzięki mojej rodzinie nie popadłam w depresję, ale...
Teraz już tu jestem cała i zdrowa :D
Dzisiaj na tym blogu narodziła się nowa ja. Dziś właśnie Axeliela Maskarade staje się Arlin .
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i cieszycie się dziś nową notką tak samo jak ja :)

********************************************************************************



Światło księżyca padało na leśną dolinę, która była niedostępna dla zwykłych ludzkich istot. Miejsce mało znane dla nielicznych ocalałych a tak dobrze znane z licznych opowieści. Właśnie tutaj zaczyna się nasza historia. Jak zwykle podczas pełni jasne światło oświetlało dolinę dając poczucie, iż tej nocy wcale nie było nocy, tylko wyjątkowy dzień. Pośrodku stał zamek, wyglądał na opuszczony jednak jak bardzo pozory mogą mylić. Za grubymi murami mieszkał bowiem pewien wampir, niewykrywalny dla ludzkiego oka w swym naturalnym środowisku. Nikt nie potrafił go złapać a kto go widział ten nie był już nigdy sobą. Tak krążyły legendy od wielu wieków. Jednak jak były one blisko prawy?

***

Młody chłopak stał na balkonie wpatrując się w srebrną tarczę księżyca. Wszystko wydawało się być tu normalne. Jednak niech was nie zwiedzie ten niewinny obrazek.
-Mark, tutaj jesteś.
Za plecami chłopaka wyłonił się nastolatek z … wilczymi uszami?
-Szukałeś mnie Nathan?
-Myślałem, że znów gdzieś zniknąłeś.
-Nie martw się. Nie mam zamiaru opuszczać tego zamku.
Gdy wszedł do środka jego peleryna zaszumiała wlokąc się za nim. Jego jasna karnacja wyraźnie kontrastowała z cerą jego przyjaciela. Mark szedł korytarzami swego zamku nie wiedząc nawet gdzie miał iść. Zwłaszcza, że miał na to wieczność. Ten zamek był zarówno dla niego domem jak i przekleństwem. Żaden człowiek bez jego wyraźnego zaproszenia nie mógł tu wejść ani tym bardziej trafić. Tylko tacy jak on mogli pokonać tu drogę sami i być powitani jak równy równemu gdy nierówni byli w ludzkim świecie. Przykładem jest tu Nathan, jeden z jego nielicznych przyjaciół, który jest wilkołakiem. Niedawno przybywała też tu nowa osoba, która jednak bywa tu dość rzadko, lecz nie można zarzucić jej niczego. Bowiem Celia miała w sobie to coś co starała się ukryć przed całym swoim światem, Chodź dla nich było to całkiem widoczne. Jutrzejszy jednak dzień miał być wyjątkowy dla Marka bowiem jutro będzie obchodził swoje setne urodziny. Tak. Dobrze przeczytaliście. Mark jako wampir żył tu od wielu wielu lat skąd pochodzą jego przodkowie. Mimo, że to byłby normalny dzień tak jak każdy, wewnątrz czuł, że coś na pewno się jutro wydarzy. Jako wampir nie potrzebował snu więc funkcjonowanie strasznie mu się w samotności dłużyło zwłaszcza gdy jego przyjaciela odpoczywali a on zostawał samemu sobie. Z samego rana podjął jednak chyba najważniejszą decyzję w swoim życiu. Dzisiejsze urodziny będą tymi niezwykłymi, pewnym przełomem w jego życiu. Po raz pierwszy postanowił wejść do ludzkiego świata. Poznać go na nowo zwłaszcza, że wiele mogło się zmienić odkąd był w nim ostatnio ponad 80 lat temu.
-Mark. Przecież to szalony pomysł. Gdy tylko się dowiedzą kim jesteś... Zabiją cię na miejscu.
-Wiem o tym. Dlatego nie proszę cię byś poszedł za mną. W dodatku jest noc. O tej porze tylko nieliczni przebywają na zewnątrz obawiając się... nas.
Zniknął w cieniu nocy zostawiając za sobą zdezorientowanego przyjaciela. Nikt nie zdołałby go odciągnąć od tego pomysłu. Znał drogę doskonale mimo że nigdy jej nie pokonywał. Czuł jednak intensywny zapach Celii która przebyła tą drogę wczoraj wieczorem w stronę wioski. Jej wielkim atutem było to, że miała żadnych fizycznych znaków tego iż nie była zwykłym człowiekiem. Mogła więc żyć normalnie, dopóki ktoś nie odkryje jej sekretu lub sama tego nie zdradzi. Droga do miasta nie wydawała się dłużyć. Po niespełnych paru minutach był już na głównym placu.

***
Brunetka w sukni balowej krążyła wśród zaproszonych gości. Jej ojciec miał doby pomysł by zorganizować dziś przyjęcie ale ona jakoś nie miała sił na nie. Nie miała ochoty na zabawę. Obecna sytuacja w jej życiu nie napawała jej entuzjazmem. Widziała wiele szczęśliwych tańczących par i jej sam uśmiech pojawiał się na twarzy. Westchnęła tylko cicho i wyszła na balkon. Na siłę próbowała także uciec od wszelkich ludzkich spojrzeń i pytań na temat jej ślubu. Ostatnio bez swojej wiedzy i zgody, została zaręczona przez swojego ojca, ze swoim przyjacielem z lat dziecinnych, z wicehrabią Axelem Blazem. Nie to, że nie lubiła Axela. Był miłym i dobrym przyjacielem. Ale tylko przyjacielem. Nie czuła, że mogłaby spędzić przyszłość u jego boku jako jego żona. Nie widziała tego. Chodź ostatnio co noc śni jej się on. Nigdy nie widzi jego twarzy,ale czuję, że to ten jej jedyny. Ciężko było to dla niej wyjaśnić i nikomu nie odważyła się temu wyjawić, nawet dla swej przyjaciółki lady Celii. Nagle przeszedł ją zimny dreszcz. To był znak by wracać do środka. Lecz gdy weszła do środka nic nie miało być już takie same jak dotychczas, bowiem wśród gości stał... on. Poczuła jakby nagle coś w nią uderzyło. Wszystko wokół wydawało się niknąć wokół jego osoby. Poczuła się jakby zmaterializowała się przed nią jej senna jawa.

***

Brunet chodząc ulicami miasta zauważał niewielkie zmiany. Świat nie wydawał się aż tak bardzo pójść do przodu tak jak myślał. Ludzie czasami go zadziwiali. Zwłaszcza te dziwne dekoracje. Czemu miały służyć? Rozstawione dynie, wiszący czosnek, dziwne nietoperze czy inne różne kształty w kształcie potworów. Co mogły one znaczyć? Nie było to dla niego jasne. Jednak zmierzał do przodu mijając grupę dzieci która biegła w kierunku jakiś drzwi pukając do nich. Poszedł jednak przed siebie by nie zostać przez przypadek rozpoznany. Jakoś do tej pory wszyscy patrzyli na niego i się uśmiechali. Nie miał pojęcia o co tym ludziom mogło chodzić? Gdy coraz bardziej zbliżał się do centrum zauważył tam dość duży ruch. Co tu się mogło dziać? Widział mnóstwo ludzi poprzebieranych jak reszta ludzi których do tej pory spotkał. Nie wiedział co, ale coś mu kazało tam iść. Czuł wewnątrz siebie że tam może coś go czekać. Jednak jego rozsądek mówił coś innego. Co może go dobrego czekać w zbiorowisku samych ludzi? Do tej pory jednak jego instynkt ani razu go nie zawiódł więc i tym razem postanowił mu zaufać. Idąc po schodach ignorował wszystkich aż w końcu wszedł do wielkiej sali gdzie zobaczył tańczących ludzi i … ją. Właśnie stanęła i sama także spojrzała w jego kierunku. Miała na sobie prze śliczną różową suknię a jej twarz przykrywała łabędzia maska. Odruchowo skierował swe kroki w jej kierunku. Nie wiedział co robi ani jak ma się zachować gdy do niej dotrze. Ale czuł silną potrzebę by znaleźć się koło niej. I zrobił to. Stał naprzeciwko niej. Czuł jakby wszystko wokół się zatrzymało. Coś było w tej chwili... magicznego. Wszystko wydawało się przerwać gdy nagle zabrzmiała muzyka.
-Zatańczysz ze mną... eeeee?
Jej głos wydawał się być dla niego niczym kryształ. Dopiero teraz otrzeźwiał i mógł powiedzieć coś rozsądnego.
-Mark. Me imię brzmi Mark. A jak zwą ciebie?
-Jestem Lady Nelly Raimon. Mój ojciec jest gospodarzem tego balu.
-Więc Lady Nelly, z przyjemnością z tobą zatańczę.
Ukłonił się żartobliwie i podał jej dłoń. Wystarczyła tylko chwila by wmieszali się w tłum i stali się zwyczajną parą bawiącą się na tej zabawie. Nelly mogła zapomnieć o tym co ją czeka gdy ten bal się skończy. Zaś Mark chodź raz mógł poczuć się tak jak każdy. Jak każdy normalny człowiek.

***

Celia stała przy ścianie wpatrując się w tańczące towarzystwo. Zdziwiło ją i gdy zobaczyła Marka. Nie sądziła że się tu pojawi. Chociaż dzisiaj... Nikt raczej nie odkryje jego sekretu. Nie mówiła mu nigdy o święcie Halloween ani o tym co ludzie wtedy robią. Zapewne to wszystko musi być dla niego nowe i niezwykłe. W dodatku widziała jego zdziwienie gdy jego wzrok zahaczył na niej. Nigdy mu nie mówiła o swym ludzkim życiu. Zresztą... jako czarownica mogła swobodnie żyć między innymi ludźmi bez ukrywania się tak jak inni o jej statucie. Wiele razy próbowała im pomóc jednak nie mogła wzbudzić podejrzeń u swego brata. Trudno udawać swoje przywiązanie do nich gdy jej własny brat jest łowcą. Odkąd ich rodzice zginęli poprzysiągł sobie że nie spocznie dopóki nie wybije wszystkich potworów w okolicy tak by ich miasto mogło spać spokojnie. Nie miał jednak on o tym pojęcia kim była jego siostra. Tylko ona i ich ciotka o wszystkim wiedziała. Zresztą to sama Lady Raven odkryła, że Celia odziedziczyła moc po swojej matce i wyjawiła jej prawdę. Jakże wielkim kłamstwem okazało się, że ich rodzice zostali zabicie przez zgraję potworów, które się zbuntowały i chciały ludzkiej krwi. Tak na prawdę to ich ojciec pozbawił życia ich matki gdy dowiedział się o tym kim była a później w napadzie rozpaczy sam wymierzył sobie karę także pozbawiając się swojego życia. Ciotka Raven była tego świadkiem i znała całą prawdę. Nie mogła jednak zdradzić jej ludziom bo by wtedy napiętnowali ich dzieci jako dzieci czarownicy i wówczas wszystko mogłoby się potoczyć źle. Dlatego sama zniknęła i zajęła się dziećmi, a gdy rano przypadkowi mieszkańcy znaleźli ciała hrabiego i hrabiny, dopowiedzieli sobie całą historię i stąd jeszcze bardziej zagorzała w nich nienawiść do innych istot, które nie były takie jak oni. Zresztą sama Lady Raven była czarownicą i doskonale wiedziała, że jej siostrzenica też zwłaszcza gdy ta skończyła dziesięć lat i zaczęła przejawiać magiczne umiejętności. Obie jednak martwiły się o jej starszego brata który zza bardzo zaangażował się w polowania na potwory gdy tylko ktoś zauważył jakiegoś w okolicy. Były to jednak sprzyjające okoliczności by mogła ona szkolić Celię by ta przekazała kiedyś te samą wiedzę jakieś innej młodej wiedźmie. Trening oznaczał jednak, że musiała czasami nocować poza swym domem co przyczyniło się do poznania hrabiego Marka i dostanie się w opiekę pod jego skrzydła w zamku w dolinie gdzie do tej pory nigdy nie bywała i nie śniła nigdy o tym, że mogłaby tam chodź przez chwilę być.
-Wszystko w porządku siostro?
Wyrwana z głębokich rozmyślań podniosła odruchowo głowę i spotkać się twarzą w twarz ze swoim bratem.
-Tak bracie. Wszystko jest w porządku.
Posłała mu uśmiech. Nie chciała go martwić ani niepotrzebnie prowokować. Musiała to przyznać, ale czasami bała się go... Zwłaszcza gdy mówił o osobach taki jak ona lecz nie wiedział jak bardzo ją to dotykało.
-Czy moja piękna siostra zgodzi się ze mną zatańczyć?
-O ile jakaś piękna dama nie czeka w kolejce by zatańczyć z przystojnym hrabią?
Uśmiechnął się tylko gdy mu odgryzła i powirowali w dźwięk muzyki. Celia wirując na parkiecie widziała jak dziewczyny wodzą wzrokiem za jej bratem. Wiedziała jednak, że żadną się nie interesuje na poważnie. Zawsze gdy się go oto pytała ten mówił jej, że ma ważniejsze rzeczy na głowie niż miłość. Zresztą, niedługo miał on objąć oficjalnie tytuł hrabiego po ich ojcu i miała wraz z nim przeprowadzić się do ich rodzinnej posiadłości wiele kilometrów stąd. To znaczy że będzie tedy zdana sama na siebie. Z daleka od pomocy ciotki Raven czy też Marka. A mówiąc o Marku...
Tym razem skierowała swój wzrok na tańczącą niedaleko nich parę. Nadal trwali w swych ramionach. Dość dobrze znała Nelly. Były przyjaciółki i mówiły sobie o wszystkim. Cóź... prawie. Wiedziała w jakiej sytuacji jest dziewczyna. Ale widząc szczęście na jej odsłoniętej twarzy wiedziała, że jest szczęśliwa. Wówczas spotkała się wzrokiem z Markiem i kiwnęła mu głową posyłając mu uśmiech. On zrobił to samo. Gdy w końcu muzyka się skończyła na sali nastało zgromadzenie. Do środka wszedł nie kto inny jak hrabia Raimon, gospodarz tego balu i... O nie! Przy nim stał nie kto inny jak przyjaciel Nelly jak zarówno i jej narzeczony wicehrabia Axel Blaze! Odruchowo pokazałam Nelly by uciekała. Ona zdała się zrozumieć jej aluzję i już jej nie było tak samo jak Marka.

***

Nelly wbiegła do najgłębszej części ogrodu gdzie ludzkie spojrzenie nie sięgało. Byli u bezpieczni. Nikt nie mógł ich odkryć.
-Czy coś się stało Lady Nelly?
-Nie nic. Po prostu... Musiałam tu przyjść. Z tobą. Nie mogłam zostać tam na sali!
-Panienko?
-Błagam cię... Nie bądź taki oficjalny. Nie obchodzi mnie jakiej pozycji jesteś. Ponieważ poczułam, że zakochałam się w tobie odkąd cię zobaczyłam. Nie obchodzi mnie kim jesteś! Błagam... Zabierz mnie ze sobą...
Mark wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. On czuł tak samo. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Jednak... Nie wiedziała o nim wszystkiego. Twierdzi, że nie obchodzi jej to kim jest. Jednak jak zareaguje gdy powie jej, że nie jest... człowiekiem. Nie skazał by jej na wieczną tułaczkę i na wieczną nienawiść ze strony jej rodziny byle tylko uszczęśliwić siebie. Przede wszystkim musiał myśleć o niej.
-Tam skąd pochodzę nie mogę cię wziąć. Nie jestem z tego świata a tam żaden człowiek nie pasuje...
-Mark?
-Droga Nelly nie mogę cię skazać na ten los na który sama chcesz mi się dobrowolnie oddać nie znając całej prawy.
-O czym ty mówisz Mark? Oczywiście, że pasuje. Zaakceptuje każdą, nawet najgorszą prawdę. Ponieważ czuję, że ty jesteś dla mnie tym jedynym. Tak czuje i mówi mi to moje serce.
-Znasz mnie zaledwie od chwili. Jak możesz tak twierdzić?
-Miłość od pierwszego wejrzenia. Wiele razy o niej czytałam i słyszałam jak moje opiekunki śmiejąc się z tego w sekrecie narzekając na swoje miłoście. Wierzę w to, że mogę być przy twoim boku szczęśliwa... Mark...
-Przykro mi Nelly, lecz nasza miłość wydaje się być na przegranej pozycji... Ja... Jestem... Ja, nie jestem człowiekiem.
Powiedział to stojąc do niej odwrócony plecami.
-Powinnaś wiedzieć, że dziś obchodzę swoje setne urodziny a miejsce do którego chcesz za mną pójść do leśna dolina.
Odwrócił się by zobaczyć jej reakcje. Ewidentnie była w szoku. Nic dziwnego. W końcu przecież ludzie ich nienawidzili.
-Jesteś... wampirem z tej doliny... - wyszeptała spuszczając głowę.
Wiedział, że to będzie zaledwie chwila by zdołała zareagować jak wszyscy inni. Nagle zdjęła maskę i popatrzyła na niego ze łzami w oczach.
-I co z tego? Nadal chce z tobą być!
Nie spodziewał się takiej deklaracji.
-Nelly! Lady Nelly? Gdzie jesteś? Twój ojciec martwi się o ciebie?!
Brunetka odruchowo schowała się za żywopłotem jakby nie chciała zostać znalezioną. Gdy tajemniczy gość przeszedł o nią mogła odetchnąć z ulgą.
-Kto to był?
Mina dziewczyny zmieniła się diametralnie.
-To był... mój narzeczony... hrabia Axel Blaze.
-Twój narzeczony? Nelly... Nie możesz ze mną pójść. Masz tutaj ludzi, którzy cię kochają i dadzą ci to czego ja nie mogę dać.
Nie chciał zabierać jej człowiekowi który ją kocha. I którego ona kochała a dzisiejszy wieczór mógł być dla niej czymś … czego będzie jutro żałować? Czuł jak pęka mu serce. Jednak... on był wampirem. Żył wiecznie. Nie mógł skazać człowieka a zwłaszcza tak pięknej dziewczyny jak Nelly na tak okrutny los jaki w oczach człowieka bywa bycie związanym z potworem.
-Mark to nie tak... ja...
-Wybacz mi Nelly... Życzę ci szczęścia. Miło było mi móc cię pokochać.
Nim zdążyła zareagować zniknął w cieniu nocy.
-Mark!!! - krzyknęła i opadła na kolana.
Nie umiała powstrzymać swych łez. Po raz pierwszy od straty matki czuła tak wielki smutek. Nie potrafiła opanować w sobie wewnętrznego bólu który przeszył jej duszę. Czuła się jakby miecz przeszedł jej serce rozcinając je na dwie części. Mark nie wiedział jak bardzo zranił jej serce i jej duszę.

***

Od pamiętnego balu minęło wiele dni. Ani Mark ani Nelly nie mogli dojść do siebie. Zamknięci w swych pokojach próbowali wyleczyć się ze złamanych serc. Jednak wcale nie jest to takie proste jakby się zdawało. Celia podejrzewała, że za ich dziwnych zachowaniem kryło się coś więcej, jednak żadno z nich nie wiedziało, że grafitowłosa znała tą drugą osobę. Czuła się więc jakby była na linii frontu pomiędzy swymi przyjaciółmi. Jak miała wyjść z tej sytuacji? Pewnego dnia poszła do Nelly by się z nią poważnie rozmówić.
-Panienko Nelly, Lady Celia chce się z panią widzieć?
-Niech wejdzie. - odpowiedziała brunetka swej służącej i zostały same w jej pokoju. -Chciałaś coś ode mnie Celio?
-Prawdy. Widziałam cię wtedy na balu... Z nim.
-Oh Celio... Nie mówi że teraz i ty zamierzasz mi prawić morały?
-Ja? Nigdy w życiu. A kto niby to zrobił?
-Mój ojciec. Ktoś mu doniósł o moich tańcach i spędzeniu czasu z Markiem. Pokłóciliśmy się i on... przyspieszył ślub. Mam wyjść za Axela jeszcze w tą sobotę.
Widziała jak po policzkach przyjaciółki poleciały łzy. Na prawdę nie wiedziała jak ma postąpić. Jednak czuła, że musi jej pomóc.
-Nelly, ja... Muszę ci się do czegoś przyznać.
-Ja też... Nikomu tego nie powiedziałam, bo wiem, że to by się skończyło źle dla Marka i dla mnie. Celio... Mark wcale nie jest człowiekiem.
-Wiem o tym. To on jest tym wampirem z doliny.
-Skąd o tym wiesz?!
Brunetka była zdziwiona wiedzą grafitowłosej. Czyżby mogło ją coś kiedyś łączyć z Markiem, ale to nie możliwe... zwłaszcza znając jej starszego brata Juda.
-Wiem o tym, bo ja, bo ja... sama nie jestem człowiekiem. Jestem czarownicą. - wyszeptała jej tak by nikt nie mógł ich usłyszeć.
-Mówisz poważnie? To... niezwykłe! Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?!
Wcale nie wydawała się być tym przestraszona, ale... zafascynowana? Zupełnie inaczej wyobrażała sobie jej reakcje.
-Ty... Nie boisz się?
-A czemu...? Pokochałam wampira... Czemu miałabym się bać mojej przyjaciółki, czarownicy?
Puściła jej żartobliwie oczko i znów powrócił na jej twarz smutek. Celia znała Nelly aż za dobrze by wiedzieć, że naprawdę ją wzięło i naprawdę poważnie i prawdziwie zakochała się w Marku. Tylko ta sobota i ślub z Axelem wydaje się zniszczyć wszystko. Musi jej jakoś pomóc. Nie może tak patrzeć na nieszczęście swej przyjaciółki.
-Celio... Zapewne byłaś tam kiedyś w tym zamku? Błagam cię. Zabierz mnie ze sobą!
-Nelly... chciałabym , ale … nie mogę. Tylko Mark może cię tam zabrać byś tam trafiła, gdyż jesteś człowiekiem. Niestety nie mam w tym takiej mocy ja on. Przykro mi.
-Nic się... nie stało... To przecież... Nie twoja... wina.
Próbowała wstrzymać płynące łzy by nie wybuchnąć szlochem. Szybko wstała i odwróciła się plecami do przyjaciółki by ta nie zobaczyła w jakim jest ona stanie. Czuła się jakby ktoś na zawsze pozbawił ją szczęścia.
-Jeszcze raz wybacz mi Nelly... Muszę już iść.

***

Grafitowłosa wyszła, jednak wcale nie poszła do swego domu. Zamiast tam wrócić skierowała się w stronę zamku czując, że musi tam pójść. Zmierzała wyznaczoną ścieżką pamiętając jak pierwszy Mark ją tędy prowadził. Tylko on znał drogę do swego zamku oraz ci którym on ją pokazał. Inaczej można wśród tego lasu błądzić wiekami a i tak nie znajdzie się celu wędrówki jakim jest zamek wampira z Doliny. Gdy weszła do środka została powitana przez Nathana. Zawsze witał ją Mark dlatego wydało jej się, że on także nie został obojętny po tej halloweenowej nocy.
-Witaj Celio. Miło cię widzieć.
Nathan Wilkołak. Zawsze tu był. Gdy tu przybyła był tu stałym mieszkańcem od kiedy zamordowano jego rodzinę podczas licznej obławy na potwory. Od tamtej chwili ani razu nie opuścił murów tego zamku zawsze towarzysząc swemu przyjacielowi, który nie opuścił go w potrzebie i pomógł mu podnieść się po strasznej traumie. Mark zawsze był pomocny i skory do pomocy. Jego wampirza natura nie ma tu nic do rzeczy. To, że był wampirem nie znaczyło, że był okrutnikiem. Odkąd go zna ani razu nie widziała by pił ludzką krew która podobno była mu tak potrzebna do życia i według ludzkich mitów miała mu służyć do wiecznej młodości. To stek bzdur. Mark doskonale karmił się krwią zwierząt porzucając barbarzyństwo zabijania ludzi by sam nie stać się takim potworem jakimi byli oni sami zabijając wiele niewinnych ludzi w imię sławy i bogactwa a także zemsty. Znała go dobrze i wraz z Nathanem mogli by oddać swe życie jako zaświadczenie o jego nieszkodliwości. Ale czy inni ludzie mogli to zrozumieć? Wątpliwe.
-Celio?
-Przepraszam Nathan. Zamyśliłam się. Mark jest u siebie?
-Tak. Odkąd wyszedł tamtej nocy nie odezwał się ani razu. Wygląda jakby ktoś naprawdę zrobił mu jakąś krzywdę.
-Nawet chyba wiem o co chodzi.
Bez żadnych ceregieli weszła do jego komnaty zostając go leżącego na jego łóżku.
-Czemu nie mogę po prostu zasnąć i na chwilę zapomnieć o tym bólu. Czemu nie mogę się zabić?
-Bo nie jesteś Wolterem, hrabio Evansie. Jesteś wampirem! Nie marnym chłopczyną, który postanawia za jedne nie przebić swe serce mieczem! Zamiast walczyć.
Nathan stanął z boku nie wiedząc jak ma zareagować. Jako jedyny nic nie wiedział o sytuacji i czuł, że jego słowa mogą być nie na miejscu.
-Celia... Nathan... Nie mogę nic zrobić... Nie zniszczę jej życia... Nie ja gdy ma szanse....
-Szansę na co?! Kiedy to zrozumiesz, że Nelly jest nieszczęśliwa! Jeśli nic z tym nie zrobisz już za kilka dni ona będzie należeć do innego.
-Co?
-Jej ojciec przyśpieszył ślub przez wzgląd na wasze spotkanie. Jeśli nic nie zrobisz już w tą sobotę Nelly stanie się panią wicehrabiną Blaze i na zawsze stanie się dla ciebie nieosiągalna. A myślę, że prędzej to ona skończy tu jak Wolter a może nawet jak Julia zanim ty zdołasz wykonać prawidłowy krok Mark...
Wampir podniósł się do pionowej pozycji spuszczając wzrok na swe buty. Nie wiedział jak ma zareagować. Jednak chwila namysłu wystarczyła by podjąć tą jedną i śmiałą decyzję.
-Celio... Pilnuj proszę cię Nelly. Jeśli wszystko dobrze pójdzie w sobotę jednak zabraknie panny młodej.
Dziewczyna nie musiała o nic więcej pytać. Zrozumiała wszystko od razu i z ochotą podjęła się tego zadania.
-Dla ciebie Nathan, przyjacielu mam inne zadanie.
-Zatem słucham cię... Mark.

***

Kilka dni później...
Nelly siedziała w swej komnacie, pozwalając swym służącym na skończenie przygotowań. Już za kilka chwil miała stanąć w ślubnej kaplicy u boku mężczyzny, którego nie kochała. Była załamana a dodatkowo krążyła wokół niej szczęśliwa Celia. Wszystko wokół niej wydawało się krążyć i żyć własnym życiem a ona czuła się jak jakaś marionetka. Wszyscy dookoła niej ją kierowali i robili to czego nie chciała robić. A ona pragnęła tylko jednego. Nie pamięta, ile razy patrzyła przez okno swego domu, w stronę doliny, myśląc o nim. A teraz? Czy tylko będzie jej dane widzieć go w jej snach? Oto nadeszła chwila z której nie ma odwrotu. Jest tu. Stoi przy niej dla niej wybrany i posyła jej miły uśmiech. Wie o tym, że on jej nie skrzywdzi i będzie chciał uczynić ją szczęśliwą, ale... Co to za szczęśliwe życie w którym nie ma miłości i która zdążyła umrzeć zanim zdołała rozkwitnąć.
-Moi drodzy... zebraliśmy się tutaj by połączyć świętym węzłem małżeńskim....
Kapłan rozpoczął odprawianie nabożeństwa. To koniec. Nikt nie mógł jej uratować.
-Kto zna przeszkody dla zawarcia tego małżeństwa niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki...
Brunetka rozejrzała się wokół jednak panowała cisza. Jednak... Nie przyszedł łudziła się do ostatniej chwili.
-Ja znam jeden powód!
Wszystkie głowy zwróciły się w stronę głosu, który wydobywał się z tyłu. Nelly nie mogła w to uwierzyć. A jednak przybył. To wydawało się być...
-Mark! - krzyknęła i wszystkie spojrzenia przeniknęły w jej stronę.
-Kocham tę kobietę i nie pozwolę by poślubiła tego człowieka.
Blondyn nie czekając na rozwój akcji wyciągnął swój miecz i stanął przed swą wybranką.
-Odejdź stąd w tej chwili a oszczędzę ci życie. Wampirze....
Wówczas wtedy w przypływie gniewu brunet wysunął swe kły. Wśród gości pojawiła się panika i tłok. Wszyscy zaczęli uciekać. Nagle znikąd pojawił się nagły hałas i wszystko spowiło się w gęstej mgle. Do Nelly podszedł Nathan mający na sobie kaptur.
-Chodź za mną. Mark będzie na nas tam czekał.
Brunetka zaufała mu i poszła za niebieskowłosym. Gdy opary opadły w kaplicy zostali tylko oni … Mark i Axel.
-Nie myśl wampirze, że oszczędzę ci życia. Nie pozwolę by przez ciebie Nelly nie mogła być bezpieczna i szczęśliwa.
-To prawda, że przy moim boku może być w niebezpieczeństwie, ale to nie ja uczynię ją nieszczęśliwą. Nie zrobię ci krzywdy bo tylko dodatkowo unieszczęśliwiłbym Nelly robiąc coś złego jej przyjacielowi.
Zamiast atakować znów rzucił miksturą Celii w ziemię czym zyskał sobie przewagę w ucieczce. Celia z dnia na dzień stawała się coraz lepszą czarownicą.

***
Jude nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Jak mogło do tego dojść pod jego nosem. To jest... Wręcz niedopuszczalne. Nie mógł pozwolić temu wampirowi i jego towarzyszom odpuścić to co się właśnie zdarzyło. Ale najpierw, musiał zadbać o swoją siostrę. Ale... Gdzie ona była? Jeszcze parę minut temu siedziała koło niego w kościelnej ławie. A teraz? Nie mógł dopuścić i by ją spotkało coś złego. Lecz... Co to? Wystarczyła tylko chwila by zobaczyć jak wampir wymyka się z kaplicy uciekając w cień. Nic w tej chwili go nie powstrzymywało by podejść do niego i wbić w niego ostrze, ale... Co przy nim robi Celia? Wraz z Nelly? Wiedział że musi działać zanim tu się wydarzy coś złego.
-Celia! - krzyknął biegnąc w jej stronę.
-O nie! Mark... Uciekajcie! Ja zatrzymam poszukiwania. Później do was dołączę. Znam drogę.
-Dzięki ci Celio za pomoc. Przyjaciółko. - odrzekł Mark biorąc Nelly za rękę i składając na niej delikatny pocałunek.
-Nawet nie wiesz jaką dzięki tobie jestem szczęśliwa. Dziękuję ci moja przyjaciółko. - odparła brunetka i we dwoje zniknęli w cieniu lasu.
-Celia? Nic ci nie jest?
Dredowlosy dobiegł do swojej siostry i mocno ją ścisnął czując ulgę, że jest bezpieczna.
-Jude... Spokojnie... Nic mi nie jest.
-Czego chciał od ciebie ten stwór? I dokąd zabrał Lady Nelly? Czyżby do swojego zamku? Jeśli teraz wyruszę to może jeszcze...
-Jude... Nie! - powstrzymała brata łapiąc go za rękaw jego koszuli.
-Dlaczego mnie powstrzymujesz siostro? Dobrze wiesz czym się zajmuję. Teraz mam jedyną szansę by skończyć swe dzieło.
-Ty nic nie rozumiesz. Mark wcale nie jest taki jak myślisz?!
-Mark? Skąd znasz imię tego potwora?!
-Wybacz mi, ale... Nie mogę ci powiedzieć.
-Siostro... Co przede mną ukrywasz? Wiem o tym, że nie raz opuszczasz nas dom w środku nocy i tajemniczo pojawiasz się nad rankiem. Nie rozumiem tego w tobie. Co się dzieje?
-Przepraszam cię bracie, ale... Nie zrozumiałbyś tego....
Wkroczyła w las chcąc odciąć ścigającym drogę ścigania.
-Celia! Nie!
Stracił już rodziców. Nie może teraz stracić też siostry. To oznacza tylko jedno! Prawdziwą wojnę ... Nie spocznie dopóki tej nocy nie przebije temu wampirowi jego niebijącego serca.

****
Celia umiejętnie zmyliła poszukującym drogę . Zadanie zostało wykonane. Mimo, że się nie ujawniła to wiele osób widziało jak im pomogła i wie, że nie może już tam wrócić. Została już zapewne napiętnowana w oczach tych ludzi co na pewno niedługo rozniesie się po wszystkich. Musi zniknąć lecz Jude nie może wiedzieć kim jest ona na prawdę. Niech jej brat nie żyje ze świadomością, że jednym z potworów na których poluje jest także jego własna siostra.

***
Jude przedzierał się przez zarośla. Słyszał krzyki swych towarzyszy jednak ignorował je. Zawsze gdy za nimi szedł w końcu wracał do punktu wyjścia i nigdy nie udało im się znaleźć tego czego szukali. Ale teraz... postanowił zmienić swą drogę.
-Hrabio Sharp.
Odwrócił się za siebie by zobaczyć go...
-Wicehrabia Blaze. Co ty tu robisz?
-Potwór wykradł mi narzeczoną i moją przyjaciółkę oraz prawie mnie zabił. Nie odpuszczę mu tego. Hrabio Sharp, jestem do twojej dyspozycji.
-W takim razie proszę podążać za mną. Dzisiejszej nocy wszystko się rozstrzygnie.
Podążyli dalej za swym instynktem nie wiedząc jak blisko są swojego celu.

***

Grafitowłosa słyszała kroki za sobą. Wiedziała, że ją ścigają i musi lepiej się postarać. Wzięła do ręki fiolkę gotowa użyć jej na ich przeciwnikach. 
-Celio! 
-Jude! Wicehrabia Blaze? Co wy tu robicie?
-Moglibyśmy oto samo spytać się ciebie lady Celio? - spytał blondyn zaskoczony obecnością dziewczyny.
Niepewnie odwrócił wzrok w stronę swojego towarzysza, który wyglądał jakby z czymś walczył. 

-Odejdzie stąd. Ten las nie jest wam życzliwy.
-O czym ty mówisz siostro?
-Powiedziałam odejdcie!!! - wyciągnęła dłoń trzymając w niej jakąś fiolkę.
-Celia?! Co ty robisz?!
-To co muszę!
Rzuciła fiolką o ziemię, której płyn sprawił, że trawa i zarośla zaczęły dziko rosnąć. Sama odwróciła się i zniknęła. Axel wydobył swej szabli i zaczął ciąć przeszkodę jednak to nic nie dawało.
-To czary! - krzyknął w stronę swego druha.
-To niemożliwe! Celia!!!
Ona sama słysząc jego rozdarty głos przystanęła czując coś dziwnego w środku. Szybko jednak otrząsnęła się i pobiegła przed siebie. Jude jedak wykorzystując lukę w jej pułapce wykorzystał to by przedostać się na drugą stronę. Nie musiał biec daleko by dogonić swą siostrę zaledwie kilka metrów od siebie.
-Nie zbliżaj się do mnie Jude. - powiedziała trzymając w dłoni ostrzegawczo zapełnioną fiolkę.
-Celio, porozmawiajmy.... To wszystko da się wytłumaczyć, prawda.
-Nie Jude. Wszystko w czym żyłeś było kłamstwem! Ja sama... Nie jestem tą którą myślisz... Tak. Nie jestem człowiekiem. Jestem wiedźmą... Tak samo jak nasza matka!
Rzuciła swym ostatnim eliksirem który pozwolił jej zamrozić jej brata przynajmniej na parę tych minut by mogła zniknąć w lesie i bezpiecznie dojść do zamku.

***

Mark wręcz wpadł do zamku trzymając za rękę swą wybrankę. Chwilę później pojawili się za nimi Nathan i Celia. Byli już wszyscy. Udało się. Nic im nie grozi. Byli bezpieczni w zamku w dolinie.
-Witaj w swym nowym domu Nelly. - powiedział Mark pokazując brunetce swój zamek. Nagle z jej oczu poleciały łzy. Zdezorientowany brunet nie wiedział jak ma na to zareagować.
-Nelly? Coś się stało?
-Nie ja... Po prostu... Jestem dziś najszczęśliwszą osobą na świecie. I to wszystko dzięki wam. Dzięki tobie i naszej miłości Mark...
Chłopak słuchając instynktu przyciągnął dziewczynę do siebie a ta się w niego wtuliła.
Na ich twarzach gościło szczęście którego do tej pory nie znali. Chłopak nachylił się by móc ją pocałować gdy nagle...
-Mark! Mark!
Był zaskoczony gdy ujrzał swoją... matkę!
-Mamo? Co ty tu robisz?
-Pora wstawać do szkoły! Znowu się spóźnisz!
-Co? AAAAA!!!!
Nagle podłoga zniknęła i wszyscy zaczęli wpadać w czarną dziurę. Obudził się w swym łóżku zdając sobie sprawę, że to wszystko było tylko snem a na podłodze leżała książką którą czytał przed snem ,,Legenda Halloweenowej Doliny". Już nigdy więcej nie będzie czytać czegoś takiego przed pójściem spać! Nigdy!
Zaczął zbierać się do szkoły i wybiegł ze swojego pokoju. Jednak gdy wrócił nie mógł nigdzie znaleźć tej książki. A może jednak to wcale nie był tylko sen?

4 komentarze:

  1. Jejku....ty żyjesz!!! Ale mnie pocieszasz przed jutrem.super ten one shot. Czekam na rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że wróciłaś 😊 świetne opowiadanie 😍

    OdpowiedzUsuń