środa, 15 grudnia 2021
2. Strachy naszym murem (REMAKE)
,,Sen zamknął twe powieki, lecz niespełnione są drogi losu. Może jeszcze kiedyś ujrzę, zielony chłód twych oczu..."
Po raz kolejny czytała znany jej tekst, nadal jednak nie wiedziała, dlaczego ten krótki wierszyk zapisała tu dobrze znana jej kiedyś blondynka. Zresztą, czy miało to teraz znaczenie? Wertowała kolejne strony nie czując jak mija czas. Nic więc dziwnego, że z dosyć opóźnieniem usłyszała krzyk skierowany w jej stronę.
- Uwaga!
Nie było jednak czasu na żadną reakcję z jej strony. Gwałtownie coś uderzyło w jej głowę tracąc na chwilę świadomość, odrzucając książkę przed siebie.
- Co to było…. – wyszeptała łapiąc się za twarz.
.- Bardzo przepraszam, nic ci nie jest.
Gdy w końcu niewyraźne plamki zniknęły z jej spojrzenia, zobaczyła stojącą przed nią małą dziewczynkę w dwoma brązowymi warkoczami oraz w różowej sukience. Jakby zobaczyła siebie z przeszłości gdy jeszcze ubierały ją matka oraz babka. Teraz za Chiny Ludowe nie dałaby założyć na siebie sukienki.
- Nie, chyba nic.
Nie chciała by niepokoiła się tak błahą rzeczą. Wypadki się zdarzały.
- Przepraszam jeszcze raz. Mój braciszek, trochę za mocno kopnął. Jestem Julia.
Przedstawiła się biorąc do rąk leżącą na ziemi piłkę. Chwila moment… Dopiero po chwilowej rozkminie, brunetka zdała sobie sprawę czym oberwała. Nagle poczuła jak oblewa ją zimny pot, szybko podniosła się z ziemi i szybkim krokiem oddaliła w stronę wyjścia, dokładnie tam skąd wyszła.
- Julia wszystko w porządku? Nie powinnaś tak się sama oddalać. Sam mogłem po nią pójść.
- Nie musisz się oto martwić braciszku. Jednak miałeś rację, uderzyłeś w jakąś dziewczynę. Właśnie ucieka w tamtą stronę.
Wskazała palcem na drogę ucieczki dziewczyny. Tajemniczy brat Julii przeniósł wzrok na kierunek wskazywany mu przez siostrę i zauważył biegnącą dziewczynę a wokół niej rozrzucone lśniące w zachodzącym słońcu brązowe włosy.
- Zobacz, zostawiła to.
Ukucnęła podnosząc z ziemi książkę i podała ją chłopakowi. Uważnie spojrzał na okładkę i przekartkował kilka stron, jednak nie rozpoznał języka w którym była spisana. Przez myśl przemknęła mu, że musi być turystką. Trudno… Nie miał wyboru. Postanowił zachować literaturę z nadzieją, że będzie mógł mu ją kiedyś oddać.
***
Daniela wbiegła do bloku, naciskając gwałtownie wiele razy przycisk do windy chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Wpadła do mieszkania jak piorun i zamknęła się w swoim nowym pokoju. Jednak zamiast paść jak kłoda na łóżko, odsunęła świeżo zawieszone zasłony przez ją matkę i wyszła na balkon, jakby zupełnie wcale nie była chwilę temu na podwórku. Ataki paniki z biegiem lat nie ustąpiły. Wciąż jest to samo, gdy spotyka się bezpośrednio z piłką do nogi. Nienawidzi jej, nienawidzi i nigdy to się nie zmieni. Zniszczyła jej całe życie!!! W tej chwili mogła tylko przyjąć podmuch chłodnej już bryzy jesiennego wiatru na swoją twarz, zaciskając ręce jak najmocniej na poręczy bariery balkonu chcąc skupić swoje myśli na czymś innym. Jednak to nie pomagało. Przeniosła swój wzrok na ziemię, gdzie wszystko było takie małe… Gdy już uspokoiła swe skołatane nerwy ,wróciła do środka upewniając się, że szczelnie zamknęła drzwi. Mimo, że mieszkała praktycznie na ostatnim piętrze, ostrożności nigdy za wiele. Odruchowo przeniosła wzrok na szafę gdzie na wieszaku wisiał jej nowo zakupiony mundurek szkolny. Z kraju którego pochodziła, miała to szczęście, że udało jej się uniknąć noszenia mundurków chodząc do publicznej szkoły. Zresztą, co za różnica czy była ona prywatna czy państwowa. Egzamin kończący je był taki sam dla nich wszystkich. Może nie uczęszczała do jakiegoś elitarnego, jednak pozwoliło ono jej rozwinąć skrzydła oraz swoje pasje jednocześnie pozwalając na dość wysokie wyniki, które konkurowały z tych bardziej prestiżowych szkół. Nienawidziła więc tego, że teraz będzie zmuszona do tej głupiej idei. Gdyby tylko mogła nosić jeszcze spodnie. Sukienki oraz spódnice zawsze były jej wrogiem i odrzucała je jak tylko mogła. Nawet dzisiaj w jej garderobie była obecna jedna sukienka która była przeznaczona na specjalne okazję i tyle jej wystarczyło, pod naciskiem jej rodzicielki. O samej szkole wiedziała niewiele, praktycznie nic oprócz jej nazwy. Nie interesowała ją jakoś szczególnie. Zwłaszcza, że to nie ona sama dokonała wyboru, że chce do niej chodzić. O wszystkim zdecydował jej ojciec po usłyszeniu o niej od swojego nowego znajomego z pracy. Doktor Adam Olszewski jest obecnie nowym lekarzem miejscowego szpitala na oddziale Kardiochirurgii, w wyniku możliwości przeniesienia w ramach wymiany, które jego przełożony złożył w jego imieniu jako rozwoju jego ścieżki naukowej i medycznej, otwierając nowe drzwi do bardziej zaawansowanej medycyny niż tej do której miał dostęp, widząc z nim jako swoim byłym uczniu dość duży potencjał. Sam doktor chodź zaskoczony pozytywną decyzją, zgodził się na przeniesienie do szpitala w innym kraju, z którego pochodziła jego żona, co było zdecydowanie dużym atutem, gdyż był już zaznajomiony z językiem tutejszym, nie tworząc jednocześnie żadnych barier językowych. Jednak czy ktoś ich pytał o zdanie, jej oraz chłopaków? Nie. Zdecydowano jak zwykle za nich, za co Arek miał do niej pretensję, że to wszystko przez nią. Ale czego ona była wina, że ich ojciec uznał to za przygodę życia dla nich wszystkich. Niecały miesiąc po zapadnięciu decyzji wszystko zaczęto planować, wraz z powiedzeniem o wszystkim dla ich babki, Marii Olszewskiej, która nie przyjęła tego z wielką radością. Dla niej wszystko poza jej wioską było obce i złe. Jednak jej synowa była swojska, temu uszła jako ta zza granicy. Ale to był jej jedyny wyjątek. Zresztą… Może i dobrze, że uniknie inwigilowania się rodzicielki jej taty w jej życie prywatne. Nie minęło pół roku i całe ich życie przeniosło się tu, na skraj Azji. Rodzice już dawno załatwili im przeniesienie do szkół po zasięgnięciu opinii u nowego kolegi po fachu pana Adama, dr Aleksandra. Jedynym uciążeniem dla brunetki był fakt, że do tego samego gimnazjum będzie również chodził Arek. Jedynie uda jej się uniknąć widywania dosyć często Mateusza, którego podstawówka Riksona mieściła się w drugą stronę. Z ciężkim westchnieniem opadła jak kłoda na łóżko, przytulając się do swojego ukochanego pluszaka, uroczego bałwanka. Kochała je mimo, że była na nie za stara, ale szkoda by było wyrzucić nagrodę z konkursu, który udało się jej wygrać, mimo, że wzięła w nim udział tylko dla żartu. Kątem oka jednak jej spojrzenie spoczęło na komodzie, gdzie w ramkach stały różne zdjęcie. W tym fotografia, na którym stała ze swoją najlepszą przyjaciółką – Marzeną. Tęskniła za nią bardzo jednak nie mogła w tej sprawie już nic zrobić. Pojedyńcza łza spłynęła po jej bladym policzku chowając się w niebieskiej pościli jej łóżka. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła, obudziły ją dopiero promienie wpadającego do środka słońca. Nienawidziła tego okropnie, co dość często się zdarzało, gdy zapomniała zasłonić wieczorem zasłon w swoim pokoju. Mówi się trudno… Po ogarnięciu się, zjedzenia śniadania i przebraniu w strój klauna, poszła w kierunku nowej szkoły za pomocą GPS-a. Skutecznie udało jej się wyperspadować pomysł, by ojciec ich podwiózł na miejsce. Obędzie się bez początkowego obciachu na sam początek szkoły. Obecnie szła sama pozbawiona towarzystwa swego młodszego brata, który wyszedł wcześniej od niej. W zasadzie… niech robi dla niej co mu się podoba. Nie jest jego niańką, że ma go pilnować. Będąc na miejscu widziała jak wiele setek spojrzeń się na nią gapi. Była ciekawym widowiskiem bo była nowa i wyróżniała się z tłumu mając inne korzenie od tego pewnie od tego co przywykli na co dzień. To już jednak ich problem. Olewając wszystko skierowała się do gabinetu dyrektora, w którym była już kiedyś i w którym musiała się znaleźć podobnie by się zameldować. Co za niepotrzebny nikomu cyrk. I tak była na celowniku a tak będzie jeszcze bardziej. Dodatkowo wkurzało ją, że gdzieś zapodziała książkę, którą wczoraj czytała. Dała by sobie rękę uciąć, że wróciła z nią do domu i rzuciła w kąt pokoju. Jednak nigdzie nie mogła jej odszukać. Jak wróci do domu jeszcze raz dokładnie przeszuka wszystko. Może zwyczajnie leży na wierzchu i ją przeoczyła w swoim rozgardiaszu. Tak samo było z jej cennym brudnopisem gdzie zapisywała swoje wszelkie pomysły, myśli itd. Zdecydowanie musi zacząć się pakować o wiele wcześniej by czegoś takiego unikać. W końcu po oficjalnej części wszelkich formalności została odprowadzona przez jakąś babkę do właściwej sali i weszła do nowego środowiska, z którym będzie musiała przez pewny okres obcować. Przy biurku stała jakaś kobieta, która od razu uśmiechnęła się lekko na jej widok. Dziewczyna nie umiała określi, czy był to prawdziwy czy bardziej wymuszony.
- Moi drodzy, dziś dołączy do was nowa koleżanka, Daniela Olszewska. Przeniosła się do nas z rodziną zza granicy. Mam nadzieję, że pomożecie jej się u nas klimatyzować. Nie miejcie do niej pretensji, jeśli będzie miała kłopotów z językiem. Witamy w Raimonie, proszę usiądź na wolnym miejscu.
Daniela podeszła do pustej ławki pod ścianą, z wielką ulgą, że nie będzie wystawiona na łatwiejszy cel i mogła się łatwiej ukryć z tyłu. Rozpakowała się i otworzyła właściwą książkę, udając, że zagłębiła się w lekturę. W tle słyszała słabe echo głosu tutora, który prowadził zajęcia skutecznie ją omijając dając jej łatwiejsze pole do nieskupiania się. Z lekkim zainteresowaniem wpatrywała się w twarze nowych kolegów z klasy chcąc wiedzieć z kim będzie musiała obcować jako tako. Szczególną uwagę zwróciła na pewną blondynkę, która ewidentnie wyglądała jakby miała zaraz zasnąć. Jej podkrążone oczy zdradzały wszystko. Ewidentnie miała za sobą, nie jedną zerwaną nockę. Druga siedząca za nią skutecznie zasłaniała twarz włosami więc odpuściła sobie obserwacje niej. Nawet nie zauważyła, gdy na podobnych czynnościach minął jej praktycznie cały dzień. Opuściła szkołę jako jedna z ostatnich z swojej klasy, gdy przekraczając próg wyjściowy budynku, powstrzymał ją dzwoniący telefon a na wyświetlaczu pojawił się dość dobrze znany jej numer.
- Tak? Coś się stało mamo?
- Nie kochanie. Skończyłaś już zajęcia?
- Tak. Dosłownie przed chwilą.
- Kurcze. Masz może klucze do mieszkania?
- Nie.
Zdziwiło ją to nagłe wypytywanie matki, co ona kombinowała?
- Musiałam załatwić coś ważne na mieście. Jest ze mną Mateusz. Arek poszedł z nowymi znajomymi na karaoke. Mają go potem odprowadzić do domu. Najlepiej kochanie byś poszła do pracy ojca i byś wróciła z nim skoro nie masz kluczy. Nie będziesz przecież siedziała pod klatką schodową skoro nie masz kluczy.
- No dobrze. Cześć.
Rozłączyła się zanim jej matka się rozkręciła w swej rozmowie. Mogła tylko dziękować losowi, że nie musiała jeszcze wracać do mieszkania i zajmowania się porządkami. Po wbiciu adresu do mapy, GPS odpowiednio pokierował nią w stronę szpitala. Była tu tylko raz dlatego już znała wygląd tego budynku. Mijając kolejne zakręty i ulice wydawała się być wręcz u celu gdy ktoś biegnący potrącił ją powodując jej upadek. Niefortunnie upadła na kolana zdzierając sobie lekko skórę z rąk i kolan. Wydawało się, że też jej kostka jakoś dziwnie pulsuje. Widocznie podczas upadku nie zdawała sobie sprawy, jak jej noga pulsuje.
- Ty idioto!
Zdołała tylko wykrzyczeć za plecami chłopaka w pomarańczowej bluzie. Wstała się otrzepując, jak widać nie dane jest jej żyć bez żadnych obrażeń. Od razu przeniosła wzrok na prawą nogę, gdzie ewidentnie była trochę grubsza niż zazwyczaj.
- Świetnie….
Teraz brakowało jej tylko jakiejkolwiek kontuzji i to tak szybko. Na szczęście nie boli za bardzo więc za kilka dni powinno jej przejść. Kilka okładów może wystarczy. Po wolniejszym kroku w końcu dotarła do celu. Weszła do środka, gdzie została natychmiast zatrzymana przez pielęgniarki. Jednak po dość szybkim wytłumaczeniu sytuacji została dopuszczona i zaprowadzona przez jedną z nich do gabinetu jej ojca. Weszła bez pukania do środka.
- Cześć tato.
Między sobą zawsze rozmawiali w swoim ojczystym języku, więc nie dziwiły już ich zaskakujące spojrzenia innych. Więc zignorowała stojącą obok niego pielęgniarkę. Po chwili zostali sami.
- Witaj Danielo. Jakoś ta droga zajęła ci o wiele dłużej niż myślałem.
Domyśliła się, że na pewno rozmawiał już z jej matką, która o wszystkim mu powiedziała.
- Jakiś idiota wpadł na mnie gdy tu szłam. Przez niego się wywaliłam i noga mnie jakoś dziwnie boli.
Dopiero po chwili zwrócił uwagę że dziewczyna podpiera się głównie na jednej uwadze, delikatnie kulejąc.
- Usiądź tu. Ja za chwilę wrócę.
Lekarz wyszedł z gabinetu zostawiając nastolatkę w środku samą. Brunetka usiadł na krześle przy jego biurku w pustym gabinecie rozglądając się dookoła. Wiedziała, że zapewne będzie tutaj nie raz gościem i wolała dość szybko zapoznać się z tym nowym miejscem, które różniło się tak bardzo od tego co znała jeszcze z Polski. Przeniosła wzrok na nogę, która na szczęście bardziej nie spuchła. Odetchnęła z ulgą szczęśliwa, że to nic poważnego. Miała już bardziej poważniejsze urazy w przeszłości. Nie dało się ich uniknąć wtedy… Na moment zawiesiła się na wspomnienie przeszłości. Zapewne ten stan trwał by dłużej, gdyby drzwi do gabinetu się nagle nie otworzyły. Jednak oprócz znajomej twarzy swojego rodzica, ujrzała nieznajomego lekarza którego w życiu nie widziała. Jego ciemna karnacja oraz lekko siwiejące włosy wyróżniały go na tle jego kolegi, którego cera była dość jasna i idealnie pasowała do jego kruczoczarnych włosów, które odziedziczył jedynie Arek.
- Nie martw się, zastąpię cię na dyżurze.
- Dziękuje ci. Odwdzięczę się jak tylko będę mógł.
- To zapewne twoja córka?
- Tak. Danielo, to doktor Aleksander Blaze. Pracujemy razem na oddziale.
- Miło mi pana poznać.
Uśmiechnęła się lekko, wstając na równe nogi i podchodząc do mężczyzn lekko utykając.
- Usiądź. Na razie założę ci maść i bandaż elastyczny. W domu zajmę się tym porządniej.
Jak powiedział, tak zrobił. Po zrobieniu prowizorycznego opatrunku wraz z drugim lekarzem wyszli z gabinetu by skończyć wspólny obchód i pan Adam mógł zabrać córkę do domu. Brunetka siedziała w gabinecie wpatrując się w swoją nową kontuzję, którą śmiało mogła dodać do kolekcji swojej wiecznej niezdarności. Jak to jej kiedyś ktoś powiedział, nie umie ona żyć bez raz i siniaków. I chyba miała ta osoba pełną rację. W końcu drzwi do gabinetu lekarskiego się otworzyły, jednak nie był to żaden z lekarzy. Młody blond włosy chłopak był zaskoczony, że widzi siedzącą w środku dziewczynę.
- Przepraszam… Nie sądziłem, że ktoś jest w środku.
- Nie szkodzi. I tak miałam wychodzić.
Nie wiedziała dlaczego, ale wydawało jej się, że już go gdzieś widziała. Jednak nie potrafiła sobie teraz przypomnieć dokładnie skąd. Jednak gdy odwrócił się do niej plecami jakby doznała nagłego olśnienia.
- To ty! To ty mnie popchnąłeś na ulicy godzinę temu!
Jej nagłe oskarżenie, powstrzymało go przed opuszczeniem tego pomieszczenia tak jak zamierzał to przed chwilą.
- Nie wiem o czym ty mówisz.
- Wiesz doskonale. Skrzyżowanie południowe, godzina temu. Masz bardzo charakterystyczną bluzę.
Miał jej zamiar widocznie odpowiedzieć, gdy prób pomieszczeniu przekroczył pan Olszewski tym razem już bez swojego fartucha lekarskiego.
- Możemy już…
Jednak przerwał w połowie zdania gdy zobaczył w środku obcego chłopaka.
- Dzień dobry. Powiedziano mi, że doktor Blaze będzi tutaj proszę pana.
- Minęliście się dosłownie. Jest po drugiej stronie szpitala. Szukaj go w pobliżu jego gabinetu.
Kiwnął głową dziękując za odpowiedź i już go nie było.
- Znasz go tato?
- Osobiście nie. Jednak raz go widziałem. To syn doktora Aleksandra. Nie wiem, jak możesz go nie kojarzyć. Przecież chodzicie do jednej szkoły.
- Co?!
W tej chwili wszelkie zaskoczenie odebrało jej całkowicie mowę. W zupełnej ciszy zeszła z ojcem na dół i jego nowym samochodem, który kupił już jakiś czas tutaj na miejscu, wrócili pod ich blok. Do mieszkania weszła z nadzieją, że na jak tak dużą szkołę, to rzadko będzie miała okazję na wpadnięcie na niego. Nawet nie wiedziała jak w tamtej chwili się myliła.
poniedziałek, 29 listopada 2021
1. Słowa to nie wszystko ( REMAKE)
Przed wami poprawiony pierwszy rozdział. Zapraszam do lektury :D
Słońce już zachodziło za horyzont zabarwiając niebo na pomarańczowo. Przepiękny widok krajobrazu dla większości ludzkich oczu. Jednak dla pewnej osoby, nie miał już żadnego znaczenia. W zasadzie nic nie miało już takiego samego sensu jak bywało to w dalej przeszłości. Idąc przed siebie jej jedynym towarzyszem był wiatr, który rozwiewał jej dość długie rudawe włosy, które komponowały się idealnie z obecną porą roku - jesienią. Mimo, że przebywała dokładnie tu, jej wewnętrzne spojrzenie sięgało aż za dostępny dla zwykłego ludzkiego oka horyzontu świata. Jednak to była już przeszłość, o której powinno się zapomnieć by móc żyć dalej w tym świecie marionetek. Po wzięciu głębokiego wdechu potrząsnęła gwałtownie głową, by się całkowicie otrzeźwić i wrócić do niechcianej rzeczywistości i celu jej spaceru, jej domu. Mieszkanie, w którym obecnie się znajdowała, od ponad roku, należał do jej wujostwa, państwa Malcolmów. Mieszkała z nimi w wyniku pewnych zbiegów losów, które nie pozwolił jej zapomnieć o sobie i nadal nie pozwoliły normalnie żyć. Poczucie obcości nie opuściło jej do dziś, zwłaszcza, że nie dano jej odczuć, że było zupełnie inaczej. Obecnie była po niejakiej części wolna, jednak dość szybko to się jutro skończy. Miała rozpocząć naukę w nowej placówce edukacyjnej zwanej Gimnazjum Raimona. Obawiała się tego, gdyż do tej pory nauka w japońskich szkołach znacząco różniła się od tego czego zaznała w systemie szkolnictwa angielskim, gdy mieszkała jeszcze w Londynie. Zanim oficjalnie zatwierdzono jej przeniesienie się do Raimona, uczęszczała do tzw. Akademii Królewskiej wraz ze swoimi kuzynami. Ale… wolała nie rozpamiętywać tych miesięcy w tej klatce. Już nigdy dobrowolnie nie przekroczy progu tamtej szkoły w tym ani w przyszłym życiu. Musiała dość długo przesiedzieć zamknięta w swoich pokoju unikając nauki i tego budynku, by jej ciotka zaproponowała możliwość przeniesienia się do drugiej szkoły, gdzie uczęszczała jej najmłodsza kuzynka, Tara. Warunkiem podstawowym przeniesienia było nadrobienie zaległości, których się dopuściła oraz po zdaniu egzaminów po wakacjach letnich. Jeśli to zrobi, na jesień będzie mogła uczyć się w nowej szkole. Dość szybko spełniła wszystkie warunki i mogła zacząć się uczyć gdzieś. gdzie nikt jej nie znał i nie będzie miała styczności z … nimi. Kierując się w stronę miejsca zamieszkania wpatrywała się w swe kroki wydłużając drogę jak tylko można było. Gdyby to było możliwe… Już dawno by skończyła swoje życie by zapłacić za swoje winy. Jednak za każdym razem, gdy o tym myślała, śnił jej się on, jej brat. Za każdym razem odwodził ją od tego temu się poddawała. Od dawna nie miała znów takich myśli, więc nie musiała znów o nim śnić i budzić się niczym z koszmaru. Sygnał komórki uświadomił jej, że było już dosyć późno i już zaczynają się niepokoić, że nie była w domu, gdy wszyscy inni już byli. Musiała dotrzeć tam przed zmierzchem. To był jedyny warunek, który musiała spełniać, jeśli chodziło o jej samotne wędrówki.
Następnego dnia....
Nie minęła nawet doba od jej spaceru, by przebrana w nowy
mundurek zmierzała w kierunku nowej szkoły mając przy swoim boku przewodniczkę,
wspomnianą wcześniej Tarę. Była to dość żywiołowa, młodsza o jeden rok
dziewczyna, lekkomyślna i dość uczuciowa. Zupełne jej przeciwieństwo, jednak
jako jedyna rozumiała ją i stała po jej stronie, zwłaszcza, gdy reszta
kuzynostwa była przeciwko niej.
- Jestem pewna, że będzie ci w tej szkole dobrze.
Zobaczysz... - paplała tak całą drogę.
Była już przyzwyczajona do jej niezamykających się ust.
Nie znała nikogo kto był by zdolny do przegadania jej. Tak zagłębiona w swój
świat nie zauważyła, że oddzieliła się od swojej przewodniczki, która również
zagłębiona w własny świat wyprzedziła ją i zgubiła w tłumie idących uczniów. Prze
jej myśli przetoczyło się w tej chwili miele sarkastycznych wyrazów, które
mogła wypowiedzieć, lecz tego nie zrobiła. Lekko zlękniona w końcu przekroczyła
bramę szkoły, o której wiele czytała. Nie była to kolejna placówka edukacja, o
której słyszeli jedynie miejscowi i wpisywała się w krajobraz dzielnicy i na
tym jej rola się kończyła. Szkoła Raimona była dość znana dzięki swojemu
klubowi piłkarskiemu i to była jedyna przeszkoda w tej placówce, która
przeszkadzała nastolatce. Ale mając do wyboru Raimona a Akademię Królewską, o
wiele bardziej wolała jednak poświęcić tą druga dla tej pierwszej. Mijając
zaskoczonych uczniów weszła do budynki kierując się w stronę gabinetu
dyrektora. Mimo, że była tu tylko raz, doskonale pamiętała trasę. Od czasu tej
tragedii… Wręcz idealnie wyćwiczyła swoją pamięć nie mając innej rzeczy w
swoich życiu. Zresztą, od dziecka chodziła do jednych z najlepszych angielskich
szkół będąc nawet członkiem Samorządu Uczniowskiego. Robiła jednak to wszystko
na pokaz, by móc się dostać na swoje wymarzone studia prawnicze bądź
politologiczne. Jednak być może teraz nie będzie to jej już nigdy dane.
Zapukała do właściwych drzwi i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka, by
zobaczyć dobrze znaną już dla niej twarz dyrektora, oraz nieznaną jeszcze
dziewczynę.
- Dzień dobry. Miło mi widzieć, że jesteś przed czasem
moja droga.
Uśmiechnął się do niej życzliwie. Nastolatka tylko
kiwnęła głową jednak nadal czuła świdrujące spojrzenie obcej osoby.
- To twoja nowa koleżanka z klasy. Panna Nelly Raimon.
Panienko Nelly, to nasza nowa uczennica panna Alice Maskarade, przyjechała do
nas z Anglii, w wyniku wypadku nie mówi. Temu się do nas nie odzywa.
Dyrektor doskonale znał jej sytuację i udało mu się
dogadać z jego ciotką w zakresie jej komunikacji, udając przed wszystkimi, że
straciła zdolność mowy. I to jest powodem, dla którego nie wypowiada żadnych
słów. Prawda była jednak zupełnie inna i o wiele głębsza, lecz nie zamierzała
się nią dzielić ze wszystkimi. Wystarczy, że ona jako główna zainteresowana wie
i to jest najważniejsze. Po krótkiej oficjalnej rozmowie jednostronnej z głową
tej placówki rudosłowa dziewczyna udała się za brunetką do swojej nowej klasy.
Wiedziała, że ta cały czas do niej mówi opowiadając o zasadach i historii
placówki jednak puszczała to mimochodem, będąc zagłębiona we własnych myślach.
Znała dość dobrze już reakcję Japończyków na swoje zagraniczne korzenie i
wiedziała doskonale, że i tym razem jej to nie ominie i stanie się przedmiotem
głównym zainteresowania na dość dłuższy okres i w tym dobrym i tego złego słowa
znaczeniu. W końcu znalazły się pod drzwiami, które się otworzyły i wszystkie
ciekawe spojrzenia zostały skierowane na nie. Nauczycielka uśmiechnęła się na
ich widok. Widać było, że ich oczekuje.
- Moi drodzy, już was o tym informowałam, ale pozwólcie,
że powiem to znów. Od dziś macie nową koleżankę w klasie.
Nieśmiałym krokiem dziewczyna weszła do środka podchodząc
do biurka kobiety odwracając się przodem do klasy.
- Nazywa się Alice Rose Masquerade i przyjechała do nas z
Anglii. Mam nadzieję, że miło ją u nas przyjmiecie. Przeniosła się do nas z
Akademii Królewskiej. I najważniejsza rzecz, jest niemową więc nie denerwujcie
się, że wam nie odpowiada lub nie udziela się. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.
Możesz usiąść kochana gdzie chcesz. Mamy dwa wolne miejsca.
Dziewczyna sztucznie się uśmiechnęła i kiwnęła głową
klasie na powitanie. Idąc do ławki ustawionej z tyłu słyszała te szepty i
spekulacje. Jednak ona wolała się skupić na czymś innym.
-…A teraz otwórzcie podręczniki na stronie...
Jednak ona już nie słuchała. Do końca lekcji pozostawała
w letargu udając, że słucha uważnie jednak będąc w innym świecie. Może właśnie
dlatego wyszła z klasy jako ostatnia gdy nastąpiło południe i pora przerwy na
posiłek.
- Znalazłam cię.
Zobaczyła przed sobą Tarę, która stała w obecności
nieznanej dla niej nowej dziewczyny. Przepraszam, że tak się rozdzieliśmy,
martwiłam się o ciebie, ale jak widzę dałaś sobie radę. Chciałam cię odnaleźć
by zjeść z tobą obiad. Pójdziesz z nami na stołówkę?
Odruchowo kiwnęła głową, gdy kuzynka wzięła ją pod ramię
i zaczęła ciągnąć przed siebie mając szeroki uśmiech na twarzy, zaś jej
towarzyszka również była uśmiechnięta na zachowanie znajomej. Gdy weszły do ogromnej
Sali, znalazły sobie stolik na uboczu gdzie w spokoju jadły swój posiłek.
- Zapomniałabym na śmierć.
Tara nagle gwałtownie połknęła to co miała w ustach
przypominając sobie o dość ważnym szczególe.
- Alice, to moja przyjaciółka i koleżanka z klasy Celia
Hils. Celio, to moja o rok starsza kuzynka Alice Maskquerade.
- Miło mi ciebie poznać. - uśmiechnęła się miło
grafitowłosa.
Starsza dziewczyna tylko odwzajemniła jej uśmiech kiwając
lekko głową na znak, że jej również miło chodź nie miało to w tej chwili
znaczenia żadnego. Jakby sobie o czymś przypominając szybko zerwała się z
miejsca i wybiegła ze stołówki jakby nigdy nic zostawiając zdziwione towarzyszki
z jej stolika.
- Cześć dziewczyny.
Jednak dane im było szybko się ogarnąć z tej nietypowej
sytuacji, gdy usłyszały znajomy głos za swoimi plecami.
- Cześć dziewczyny.
- Cześć Mark. Co u was?
Tara przywitała się uśmiechając się szeroko na widok kapitana
i bramkarza drużyny piłkarskiej Raimona.
-Zrobiliście coś ten dziewczynie? Bardzo szybko stąd
wypadła?
Zadał pytanie przysiadając się do ich stolika i wskazując
na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu siedziała Alice.
- Zupełnie nic. Nagle tak wstała i już jej nie było.
- Tak w zasadzie to nic mnie już nie zdziwi w jej sprawie
Celio.
- Co masz na myśli?
- To moja kuzynka.
Grupka chłopaków była zaskoczona tym stwierdzeniem,
zupełnie siebie nie przypominały może dlatego stąd takie zdziwienie z ich
strony.
- Znasz ją dobrze Tara?
Różowowłosa nie spodziewała się, że takie pytanie wypadnie
z ust dredowłosego.
- Tylko tyle ile powiedziała mi ciotka i ona sama mi
napisała. Odkąd z nami zamieszkała nie wypowiedziała ani jednego słowa.
Zresztą, chyba wam o tym powiedzieli.
- Tak w zasadzie to napomknęli tylko, że jest niemową.
- Czyli aż tak to spłycili?
Blondyn spojrzał na nią z pytającym spojrzeniem. Dziewczyna
wiedziała o co mu chodzi, nawet ten nie musiał wypowiadać słów.
- No dobrze, powiem wam co wiem, ale tylko wy o tym
wiecie tak dokładniej.
Po chwili zaczęła opowiadać szeptem grupce.
- Alice pochodzi z Wielkiej Brytanii, a dokładniej z Londynu.
Nasze matki są rodzonymi siostrami, a w zasadzie były. Jej rodzice i brat
zginęli w wypadku. Od tamtego momentu dziwnie się zachowuje i nie odezwała się
ani słowem do nikogo od czasu jej wyjścia ze szpitala.
- Ciekawy przypadek…
- Nawet nie wiesz jak bardzo Jude. Ale wszyscy tutaj w
Japonii uważają ją za niemowę, może to i lepiej. Czyli to do waszej klasy
trafiła?
-Owszem. Ale co ona robiła w Akademii Królewskiej?
Na samo wspomnienie nazwy, ramiona Juda napięły się.
- Ona… Uczęszczała tam wraz z moim… starszym rodzeństwem.
- Ty masz rodzeństwo? - spytał zdziwiony Mark.
- Tak. Nie mówiłam wam nigdy? Starszego brata i siostrę
bliźniaczkę.
- Na dodatek masz siostrę bliźniaczkę?
-Tak. Wyglądamy jak dwie krople wody. Za to charakter...
Już miała dokończyć zdanie gdy sielankę rozmowy przerwał
sygnał telefonu Evansa.
-Sorki, ale musimy już lecieć na trening. Celia
przyjdziesz zaraz? Jak chcesz przyprowadź Tarę ze sobą.
-Okej, do zobaczenia kapitanie.
Kilka sekund później po zniknięciu chłopaków Tara jednak
dość szybko zmieniła zdanie.
-Idź sama Celio. Ja pójdę poszukać mojej Alice.
- No dobra. Do zobaczenia później.
-Pa.
Zbliżające się okienko pozwalało jej się nie spieszyć,
jednak wiedziała, że musi się pośpieszyć, zwłaszcza, że rudowłosa nie miała prawa
znać szkoły ani okolicy dość dobrze by tu chodzić. Jak bardzo się myliła. Po
nieowocnym poszukiwaniu w okolicy wróciła do domu znajdując w pokoju jej torbę.
- Mamo, wiesz gdzie jest
Alice?
- Zostawiła kartkę w salonie, że wróci wieczorem. Wiesz
doskonale, że jak kot chodzi własnymi drogami.
- Spytałaś się jej przynajmniej jak jej poszło w szkole?
- Nie zdążyłam.
Obie automatycznie w tej samej chwili otworzyłyśmy drzwi. Wiesz przecież
doskonale, że i tak by mi nie odpowiedziała. Zawsze zostawia wiadomość w tym
samym miejscu. Dzięki temu nie musimy się niepotrzebnie martwić.
- Dobrze….
- Coś się stało w szkole?
-Nie...nie.
Po dosłownej chwili niezręcznej ciszy się zmyła chcąc
uniknąć gradobicia pytań ze strony jej rodzicielki.
-Zrozum dzisiejszą młodzież.
Pani Malcom nie miała innego wyjścia jak tylko ponownie
wrócić do swoich obowiązków.
W tym samym czasie gdzieś tam....
Panna Masquerade szła przed siebie jak zwykle każdego
dnia. W ten sposób poznawała każdy zakamarek tego miasta. Wolała to niż
siedzieć w czterech ścianach swojego pseudo domu, w którym czuła się jak w
więzieniu. Jednak pisane było jej już cierpienie do końca jej dni. Gdyby nie wówczas
jej roztargnienie i nacisk, nie wracali by do ciotki by zabrać jej telefon i
nie doszło by o tragedii. Przez jej działanie zginęły niewinne osoby a ona
przeżyła chodź nie miała prawa. Nie gdy oni zniknęli… Gdyby nie ten tragiczny
los, nadal siedziałaby w Anglii, zapewne dopiero rozpoczęła by naukę w
prywatnym gimnazjum do którego chodził jej brat. Tak się cieszyła, że będzie
nosić ten mundurek, którego zazdrościła by większość dziewczyn w jej mieście,
zwłaszcza w porównaniu z tych z publicznych szkół. Miniony rok dał jej odczuć,
że nie pasuje do Japonii, ani do Tokio, ani do żadnego miasta. To nie jest jej
świat. Została wychowana w innej kulturze, w innym kraju z innymi tradycjami.
Była indywiduum i to się wyraźnie pokazywało w jej guście muzycznym,
gastronomicznym czy modowym. Nawet nie wiedziała kiedy tak rozmyślając dotarła
nad rzekę przy której było… boisko? Szybki rzut oka pokazał jej, że musi się
stąd szybko ulotnić. Stawiając krok z tył nie zauważyła wystającego kamienia i
potknęła się o niego lądując w miękkiej trawie. Szybko stanęła jednak męski
głos uświadomił jej, że ktoś był świadkiem jej nieudanego wyczynu.
- Nic ci nie jest?
Odwróciła się w kierunku jego dźwięku i zauważyła znajomą
twarz, którą zapamiętała jako członka jej nowej klasy. Szybko się otrząsnęła i
pokiwała głową, że nic. Jego sportowy dres oraz sportowa torba świadczyły, że
właśnie wracał z zajęć pozalekcyjnych właśnie.
-Jestem Jude Sharp, a ty to Alice Maskarade. Chodzimy
razem do jednej klasy. Ale to chyba pamiętasz bo nie jesteś zaskoczona tym, że
z tobą rozmawiam. Moja młodsza siostra przyjaźni się z twoją kuzynką Tarą.
Na dźwięk imienia siostry ciotecznej napięła mięśnie,
oczekując wszystkiego. Bała się, że i tym razem miała ona jednak trochę zbyt
długi język i wszyscy już o wszystkim wiedzą. Bez zbędnych słów odwróciła się i
pobiegła przed siebie uciekając jak najdalej mogła nie patrząc na kierunek swej
drogi ewakuacji. Zdezorientowany chłopak wpatrywał się tylko w oddalającą się
sylwetkę swojej nowej koleżanki. Zanim zdążył zareagować, nie było już jej na horyzoncie.
Już miał odejść gdy jego wzrok przykuł dziwny błysk. Podniósł ów przedmiot,
który okazał się być srebrnym łańcuszkiem na którego końcu zwisały dwie złote
obrączki. Zastanawiało go przez chwilę czy należy do niej czy może do kogoś
innego. Wszystko stało się jednak jasne gdy znalazł w środku grawer który
ewidentnie głosił, że właścicielami byli
,,Rose x Tom Maskquerade 24 VI 19…”
Ostatnie cyfry były trudniejsze do rozszyfrowania lecz same nazwisko wystarczyło by wiedział, że znaleziony łańcuszek należał do niej. I musiało być dla niej ważne, skoro miała go przy sobie, zwłaszcza gdy usłyszał, że straciła ona rodzinę. Byli w podobnej sytuacji jednak dzieliło je wiele lat i jednej drobiazg. Jego siostra żyła przy nim, zaś jej brat nie. Schował znalezisko do torby chcąc jej oddać zgubę jutro w szkole. Tak czy siak prędzej ją spotka z ten czy inny sposób. Raimon nie jest w końcu aż taki wielki.
wtorek, 16 listopada 2021
Ogłoszenie w sprawie przyszłości bloga
Hejka kochani :)
Tak. Ja wciąż żyje 😂 I wciąż jako tako piszę. Postanowiłam napisać ten post w sprawie przyszłości tego bloga by rozwiązać wasze wątpliwości. Ostatnio tak go przejrzałam i długo myślałam co mogłabym zrobić. Oczywiście mam zaplanowaną fabułę na kolejne rozdziały i w zasadzie mogłabym pisać dalej, jednak dopiero z biegiem czasu dostrzegłam wiele luk fabularnych i błędów które popełniłam do tej pory. Postanowiłam więc poprawić tą historię i iść dalej aż do wyczerpania tematu lub końca internetu. 😂 Będę już niedługo wrzucać tutaj poprawione pierwsze rozdziały by nie za bardzo mieszać z historią tworząc kolejne blogi itd. nie idzie mi rozstać się z tym dzieckiem, które stworzyłam od podstaw. Jeśli jesteście nadal ze mną liczę na wasze wsparcie i ciepłe słowa w komentarz.
Do zobaczenia niedługo.
Wasza kochana ArlinM. 💓