sobota, 31 grudnia 2016

Sylwester

Moi kochani....
Już niedługo powitamy Nowy Rok.
Z tej okazji składam wam drodzy czytelnicy najserdeczniejsze życzenia.
Niech się wszystko w waszym życiu dobrze dzieje i by było ono kolorowe.
Dużo zdrowia i uśmiechów rzadko smutku łez i błędów :D
A już 2.01 kolejna notka oraz pewny bardzo specjalny special :D
A z jakiej okazji?
Tego dnia dowiedzie się wszystkiego :)
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i szczęśliwego nowego roku :D 

środa, 28 grudnia 2016

19. Kostiumowe szaleństwo

I oto kolejna prezentowa notka :D 
Już ostatnia kolejna pojawi się na Sylwester lub już w Nowym Roku :D

************************************************************************************

Zbliża się koniec października. A co za tym idzie -  Halloween. Oczywiście w Raimonie z tej okazji będzie organizowana zabawa - bal przebierańców. Ten pomysł dla wszystkich się spodobał. Oczywiście ludzie z królewskich też się ba nim pojawią. Lecz kto pozna że nie są uczniami tej szkoły. Im bliżej tego wydarzenia tym więcej przygotowań. Kostiumy już gotowe, dekoracje też. Teraz jedynie wystarczało zaczekać na odpowiednią godzinę. Wraz z wybiciem piątej drzwi sali się otworzyły i wszystko się rozpoczęło. Muzyka wprost kusiła do tańca. Daniela w białej sukni i skrzydłach tego samego koloru podpierała ścianę. Nigdy nie chodziła na takie imprezy. To jej brat Amun lepiej się czuł w takich miejscach. Nie wiedziała w ogóle co ona tutaj robi. 
-Witaj Aniele. 
Wyrwana z myśli szukała osoby która do niej zagadała, a był to facet w masce. 
-Widzę że się bawisz w zorro, Axel. 
-Skąd wiedziałaś? 
-Strzelałam. - rzekła uśmiechając się chytrze. 
-Widziałaś resztę? 
-Nie. 
-Czemu tu stoisz?
-Nie wiem. Tak jakoś wyszło. Takie zabawy nie są dla mnie. Hahaha.... - zaśmiała się bardziej ponuro. 
-W moim też nie, ale.... Daniela?
-Hai?
-Zatańczysz aniołku? 
-Jesteś pewien że włożyłeś dziś odpowiedni strój Blaze? - spytała sarkastycznie przyjmując jego dłoń. 
-Na sto procent. - odgryzł się jej.
                                                                               
                                                          ***

Raven poprawiła maskę i ruszyła dalej przed siebie. Jakie miała  szczęście, że znalazła stary kostium na strychu. Wystarczyło tylko go przerobić i ..... gotowe. Na zabawę szła piratka. Po raz pierwszy miała na sobie buty na obcasie i miała nadzieję, że się nie zabije. Po drodze dołączyła do Alice która przeobraziła się w czarodziejkę z anime. Na imprezę dotarły w milczeniu otoczone aurą nadchodzącej nocy. Gdy weszły do sali zauważyły Danielę tańcząca z Axelem. Uśmiechnęły się znacząco i zniknęły w tłumie. Na ich nieszczęście zostały rozdzielone i w tej chwili Alice miała idealny punkt obserwacyjny by oglądać aniołka i zorro którzy się od siebie oderwali i zaczęli kłócić. 
-,, Czy oni kiedykolwiek się zmienią. '' - spytała samą siebie wzruszając ramionami i uśmiechając się tajemniczo. 
Niespodziewanie wpadła na nią kobieta z miotłą.
-,,Co się stało?" - spytała wzrokiem dziewczynę.
-Nie widziałaś mnie. Zniknęłam. Zaginęłam. - rzekła panna Raimon i dalej pobiegła przed siebie.
Kilka sekund później przed jej oczami pojawił się kościotrup.
-Widziałaś Nelly? - spytał Mark.
Skinęła głową w stronę przeciwną niż tam gdzie na prawdę poszła dziewczyna.
-,,Gomen Mark." - pomyślała patrząc jak chłopak odchodzi w błędnym kierunku.

                                                         ***
-Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - spytał David Joe'ego gdy stali we trójkę pod bramą szkoły.
-Tak jestem. - bardzo chciał zobaczyć Celię więc nie zawahał się zakraść na tę zabawę.
Nie zrozumiał tylko co tu robią David i Andrew.
-Wiecie, że nie musicie iść. - rzekł brunet odwracając się do nich plecami.
-I opuścić całą zabawę? - spytał Andrew zakładając czarną maskę.
-Nic z tego Joe. Idziemy z tobą. - rzekł David.
Nie było już na ten temat dyskusji. Trójka z królewskich rozpoczyna zabawę wśród ludzi z Raimona. Joe wyprzedzając przyjaciół był już na sali. Szukając tej jedynej dla której tu był. Czuł do niej zdecydowanie coś innego niż do tej pory czuł. Chciała wiedzieć kim jest. Jedynym sposobem na to jest ją odnaleźć. A gdzie indziej i lepiej szukac niż szkoła do której chodzi. Przechadzał się między ludźmi szukając tego jedynego spojrzenia dzięki kóremu jego serce bije szybciej niż dotychczas. Wraz z każdą minutą jego zapał zaczął maleć. Widział wiele dziewczyn, lecz poniej jakby zniknął ślad. Ale nie chciał zrezygnować. Zrobił krok do tyłu i poczuł jakby w kogoś uderzył.
-Gomen.- rzekł odwracając się, by zobaczyć, że stoi odwrócona do niego tyłem dziwczyna w różowej sukience i z tiarą na głowie.
-Nic się nie stało. - rzekła odwracając się by spojrzeć kto na nią wpadł.
Wówczas on poczuł się jakby ktoś strzelił piłką w jego głowę. To była ona. Dziewczyna z parku. W tej chwili stała i wpatrywała się w niego pytająco.
-Coś ci się stało?
-Nie. - rzekł.
-To dobrze.
Na jej miły uśmiech jakby uderzył w niego deszcz kwiatów. Jak ktoś może być tak słodki? Po raz pierwszy spotkał taką osobę i chciał ją poznać bardziej.
-Jesteś Celia.... prawda? - chciał się upewnić by później móc uniknąć gafy.
-Tak. A ty?
-,,Nie poznała mnie. " - pomyślał.
Miał szanse by móc ją lepiej poznać. Do czasu aż nie dowie się, że to on Joseph King i nie ucieknie. Musi tego uniknąć za wszelką cenę. Jeśli jest zmuszony nagiąć prawdę zrobi to. Nie wie czemu. Ale wie, że musi.
-Jestem Robert.
-Miło mi cie poznać. Nigdy cię w naszej szkole nie widziałam?
Niedawno dołączyłem.
-Rozumiem. Dobrze się bawisz?
-Jak najbardziej. - rzekł uśmiechając się znacząco.
Na jego reakcję jakby się lekko zmieszała.
-Kim jesteś Robercie?
-Twoim księciem z bajki moja księżniczko. Czy oferujesz mi ten taniec? - rzekł kłaniając się dwornie.
Ona zaskoczona podała mu swoją dłoń i nieśmiało skinęła głową lekko się uśmiechając.

                                                           ***

Raven siedziała pod ścianą razem z irytowaną Danielą. Przyjaciółka coś mówiła, lecz ona nie słuchała. Wpatrywała się w uczniów czując sę jak jakś obca osoba.
-Wyobrażasz to sobie!
-Tak, tak.
-Wiesz, że tajfun zmiótł mi dom?
-Tak, tak.
Raven! Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
-Przepraszam. Jestem jakaś nieobecna dziś.
-Właśnie widzę..... Chwileczkę... Spójrz.
Właśnie zobaczyły jak Celia rozmawia z jakimś chłopakiem.
-Widzisz gdzieś wampirka? - spytała Daniela.
-Kogo? - spytała zaskoczona Raven.
-Kogo... Juda! Musimy go trzymać jak najdalej stąd. Widziałaś Alice? - spytała zmieniając temat.
-Ostatnio chyba wyszła na zewnątrz.
-Dzięki. - rzekła i poszła szukać rudowłosej.
Jednak nigdzie jej nie było. Niespodziewanie na jej telefon przyszła wiadomość.
,,Już wszystkim się zajęłam. Jude dał się nabrać i odprowadza mnie do domu. Specjalnie wybrałam okrężną trasę. Trzeba dać Celii trochę wolności. Buziaczki Alice :* "
Daniela tylko się zaśmiała i odwróciła się by wrócić na salę gdy wpadła na nią fioletowłosa.
-Daniela... Jak dobrze, że cię widzę.
-Co się stało Raven?
-Musisz mi pomóc. - rzekła złapała przyjaciókę za rękę i zaprowadziła ku głównym drzwiom w kierunku wyjścia ze szkoły.
-W czym mam ci pomóc? - spytała brunetka, gdy się w końcu zatrzymali.
-Chodzi o Axela.
Na dźwięk tego imienia obróciła się na pięcie i chciała odejść jednak panna Hood była szybsza. Wypchnęła dziewczynę na zewnątrz zamykając przed nuą drzwii.
-Raven! Otwórz je natychmiast! Wpuszczaj mnie!
-Gomen. - rzekła i zniknęła brunetce z oczu.
Olson nie miała wyboru i musiała tu zostać. Co strzeliło do głowy tej Hood! Zabije ją! Tu jest zimno! Złapała się za ramiona próbując się ogrzać. Nie ma to jak stać w zimną noc w sukience na ramiączkach.
-Mogła chociaż rzucić mi mój płaszcz. - rzekła cicho do siebie.
Niespodziewanie poczuła jak coś spada jej na ramiona.
-,,Jak ciepło" - jednak otrzeźwiała gdy zobaczyła znajomy czarny materiał. - Dzięki.
-Przepraszam za podstęp z Raven, ale inaczej byś pewnie nie przyszła.
-Masz rację. Chciałeś coś?
-Tak. Spójrz w niebo/
-Wow.
Dziwnym trafem właśnie podziwiali najbardziej rozgwieżdżone niebo jakie widzieli. W dodatku tylu spadających gwiazd jeszcze nie widziała.
-Piękne.
-Warto było się wyrwać ze środka.
-Fakt. Axel...
-Tak?
-Arigato.
-Już się nie gniewasz na mnie?
-Nie. Wiesz przecież, że nie lubię się kłócić. W końcu jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Blondyn na jej słowa uśmiechnął się i skupił swój wzrok na niebie. Dziewczyna czuła się szczęśliwa. Zastanawiała się co będzie dalej w jej życiu tutaj.

                                                             ***

Raven  wiedziała, że Daniela chce ją zabić. Jednak była świadoma, ze pewnie za chwilę jej ta złość przejdzie. Miała taką nadzieję. Gdy stała i czekała na rozwój wypadku zobaczyła go. Jego spojrzenie jakby przenikało ją na wskroś. Czerwone włosy miał związane w kitkę i dziwnie jakby chytrze się do niej uśmiechał. Ona nie miała śmiałości by zrobić krok w jego stronę. Przeniosła swój ciężar na swe plecy które oparła o ścianę  i odwróciła swój wzrok spuszczając do na swe stopy. Ten tajemniczy pirat lekko zawrócił jej w głowie. A gdyby tak podszedł i ..... Szybko potrząsnęła głową by się otrzeźwić.
-,,O czym ty myślisz. Przestań!''
Niespodziewanie poczuła jak ktoś złapał ją za rękę i siłą przyciągnął do siebie. Uderzyła w męską klatkę piersiową i poczuła jak obejmują ją jego ramiona. Czuła jego oddech na swojej szyi.
-Jestem piratem. - zaczął szeptać do jej ucha. - Jestem złodziejem i oszustem. Dziś ty należysz do mnie. - rzekł odsuwając się od niej, chwytając jej dłoń i prowadząc za sobą. Ona posłusznie szła. Była jakby zahipnotyzowana. Gdy dotarli na prawie sam środek sali porwał ją do tańca. Fioletowłosa czuła się jakby latała. Była bardzo szczęśliwa. Dziś ten łotr skradł nie tylko taniec z nią ale także jej serce. Jedna, kim on był? Z jakiej był klasy? Na te pytanie zaraz przyjdzie czas. Gdy zabrzmiała ostatnia nuta pociągnął ją w kierunku tylnego wyjścia. Zaszli tak do pierwszej lepszej klasy gdzie ona usiadła na ławce by odpocząć. Był bardzo dobrym tancerzem.
-Zdradzisz mi jak masz na imię? - spytała niespodziewanie go tym zaskakując.
Uśmiechnął się znacząco i rzekł:
-Możesz mnie nazywać Andy. Jednak mnie raczej tu nie znajdziesz.
-O czym ty mówisz? - wydusiła z siebie zmieszana.
On tylko uśmiechnął się, nachylił i ją.... pocałował.
-Może się jeszcze kiedyś zobaczymy... Raven. - rzekł wyskakując przez okno znikjaąc w cieniu gdzie czekał na niego jego kolega zbójca.
-Co... Co to było? - pytała podnosząc swoje palce i dotykając swoich nabrzmiałych warg.
Próbowała wstać, lecz jej nogi były jak z waty. Jak on całował. Czuła się nadal silnie pod wpływem tego co się stało. Jej pierwszy pocałunek i to jaki... I to gdzie? Na balu przebierańców. Przez kogo Przez kolesia w masce. Co miał na myśli mówiąc, ze może jeszcze kiedyś się zobaczą. Czyżby nie był z Raimona? Przecież to niemożliwe. Skąd inaczej znałby jej imię. W tej chwili było więcej pytań niż odpowiedzi. Czuła jak się cała czerwieni na twarzy. Musi się ocknąć z tego kilkuminutowego snu. Gdy się ostudziła w końcu ze wszystkich emocji, zorientowała się że za pół godziny dzwony zegra wybiją północ. A przecież mieli jeszcze świętować dziś urodziny Marka. Co miało być dla niego niespodzianką. Musiała więc wyjść i odszukać resztę. Wyszła na sekundę na zewnątrz by zobaczyć jak Andy znika z dwoma kolegami w ciemności. Chciała podbiec i się go o coś spytać, lecz byli szybsi.
-Raven, co ty tu robisz? - spytał Jude który już wrócił.
-Nic wyszłam się przewietrzyć.
-Tak ja ci dwojga? - spytał wskazując na Danielę i Axela .
-Tak.
-Czy ty próbujesz ich swatać? - spytał szeptem.
-Raczej pogodzić po raz kolejny. - odrzekła znikając w środku.

                                                        ***

Kilka minut temu...
Celia nadal niczego nieświadoma tańczyła z swym księciem. Tańczyli tak prawie całą zabawę. Grafitowłosa bawiła się przecudownie. Zdziwiło ją to, że jeszcze nigdzie na horyzoncie nie widziała swojego brata. I dobrze. Przynajmniej nie wydarzy się nic podobnego co miała miejsce podczas festiwalu kulturowego w kawiarence ( odwołanie do roz. 16)  To był taki dodatkowy plus. Dziękowała w duchu tym osobom, które się do tego przyczyniły. Będzie im za to bardo wdzięczna. Jednak teraz skupiała się tylko na Robercie. Jeszcze nigdy nie.... Jednak spotkała. Joe. Bardzo przypominał Roberta... Nie mogła teraz o tym myśleć. Musiała zapomnieć o Josephie. Nie może zniszczyć jego przyjaźni z jej bratem. Nie chce by z jej powodu stracili, rozwalili swoją przyjaźń. Może właśnie Robert będzie tym. Ale wiedziała, że Jude nikogo nie zaakceptuje. Trzeba postawić go przed faktem dokonanym. Niespodziewanie brunet odciągnął ją na bok.
-Coś się stało? - spytała go panna Hils.
-Celio... Już wybiła jedenasta. Muszę już iść.
-Zobaczę cię jeszcze Robercie?
-Zapewne tak, lecz pod innym imieniem.
-Jak to?
-Wszystko zrozumiesz w swoim czasie. - rzekł kłaniając się i całują dziewczynę w rękę, włożył na jej palec pierścionek z szarym oczkiem.
-To będzie symbol naszego spotkania. Tylko ja i ty o nim wiemy. Nikt inny. Dzięki temu będziesz mogła mnie odnaleźć moja księżniczko. - i odszedł w cieniu podwórza razem z Davidem i Andrew.
Miał nadzieję, że być może coś się teraz zmieni. Pozostała nadzieja i czas. Czy domyśla się ona kim jest człowiek ukryty za maską. Może tak, może nie. Dowie się tego wkrótce. Już niedługo wszystko się powinno rozwiązać. Celia zaś stała tam gdzie zostawił ją Joe. Nie wiedziała co ma robić gdy dołączyła do niej zmieszana Raven.
-Jude wrócił. - szepnęła Raven do ucha Celii.
Ta się w końcu ocknęła i przyjęła maskę, że nic si,ę nie stało i się dobrze  bawiła.
-Idziemy?
-Tak. - rzekła otrząsnąwszy się ze snu dzisiejszej nocy.
Gdy wszyscy znów zebrali się na sali odśpiewali huczne sto lat dla Marka który był zaskoczony. Niespodziewanie ujrzał Nelly w kacie sali i uśmiechnął się pokazując jej podniesiony kciuk do góry. Jakby zrobiło jej się lżej w środku. Odwzajemniła uśmiech i odwróciła się uciekając. Jej serce biło mocniej. Cóż to oznacza? Mark już jej nie widział. Znikła mu z oczu.

                                                           ***

Alice leżała na łóżku patrząc się w sufit. Obok niej leżała jej maska. Dziwnie się czuła na większych imprezach i cieszyła się, że mogła wcześniej wyjść robiąc tym dobry uczynek dla kogoś i niego. Dwie pieczenia na jednym ogniu. Jedyne przez co czuła się dziwnie, że przerwała zabawę Judowi, który ją odprowadził. To było miłe. W dodatku musiała go jakoś zająć by dać Celii czas z chłopakiem który jej nie odpuszczał od pierwszego tańca. Czuła się mieszanie. Co powinna prawidłowo czuć. Usłyszała jak drzwi obok trzaskają.
-,,Gdzie Andrew był o tej porze?'' - pomyślała przewracając się na drugi bok i zakładając słuchawki do mp3. - ,,Dobrze, że nie natknęli się z Judem na siebie.'' - z tą myślą zasnęła w rytm angielskiej ballady.


************************************************************************************
A na zakończenie mam zdjęcie które stoi na szafce nocnej Joe'ego :D

                             

18. Atak z zaskoczenia

Ta - dam :D
Z okazji tego, że były święta na ten blog zawitał spóźniony święty Mikołaj !!!! :D

Dlatego przychodzi do was z nową notką tak szybko :) 

************************************************************************************

Piękny październikowy dzień. Jak na jesień dziwnie dziś było ciepło. Wolna sobota tylko skłaniała do spacerów. Tak też panna Raimon chodziła po mieście bez żadnego celu. Dzień był piękny po wczorajszym deszczowym dniu. Nie było żadnego sensu tej wędrówki. Myślała o wszystkim i o niczym. Ciężko było myśleć rozsądnie zwłaszcza po wczorajszym południu.
-,,Nelly! O czym ty myślisz!" - zganiła samą siebie w myślach kręcąc przy okazji nerwowo głową. Nie chciała zostać sama w domu ani trafić na nikogo znajomego na mieście. Niespodziewanie zadzwonił jej telefon jednak pozwoliła by nadal grał melodyjkę nie odbierając go. Oddzwoni później. Nie miała teraz siły na żadne rozmowy. Miała poważniejszy problem na głowie. Jego imię brzmiało Mark. A na nazwisko Evans. Mimo iż to był przypadek to na prawdę ją to zaskoczyło i speszyło. Cała szkoła zaczęła plotkować i snuć swoje teorie co było jej na rękę. Pod groźbą jednak kary zostania po lekcjach rozmowy ucichły. Uniosła dłoń do swego policzka i dotknęła go lekko opuszkami palców przypominając sobie jego wargi w tym miejscu. Znów poczuła jak na policzki wyskakuje jej rumieniec a potem czerwieni się sama. Nie..... Nie.... Nie!!!!! Czemu on! Czemu ten maniak od piłki nożnej! Czemu to zrobił! Jak na złość! Nie wierzyła w jego tłumaczenia. Podobno tylko się potknął..... Musi o tym zapomnieć. Musi. To nie miało żadnego głębszego znaczenia i nie chciała by to jakkolwiek jej przeszkadzało w życiu lub w tym co robiła lub kim była. Była Nelly Raimon. Dziewczyną która nie wyraża otwarcie swoich emocji ani nikomu o nich nie mówi. Odkąd jej matki nie ma. Nigdy jej nie miała. Zmarła zaraz po urodzeniu swego jedynego dziecka. Od zawsze uczucia dla brunetki były zbędną formą wyrażania która przeszkadzała ludziom. Po nich niektórzy mogą dokładnie określić kim jesteśmy i jacy jesteśmy co jest niepokojące dla niej. Tylko przy swoim ojcu mogła być sobą bo trudno było cokolwiek przed nim ukrywać. Czasami pan Raimon mówił, że była ona jak otwarta księga i można było odczytać z jej twarzy co się dzieje w niej. Z każdą minutą pokonywała coraz więcej kroków a kamyki które znajdowała przed sobą odkopywała dalej lub na boki. Tak ją poniosło, że nie wiedząc jak z ulicy przy swoim domu wyszła o kilka przecznic dalej. Jej telefon nadal brzęczał. Z ciekawości wyjęła komórkę by sprawdzić kto się do niej dobijał:
Tata (3)
Celia (2)
Już miała oddzwonić by dowiedzieć się o co może chodzić. Podniosła słuchawkę do ucha i jej spojrzenie zahaczyło o ..... Marka! Na przeciwko niej biegł chłopak którego próbowała wyrzucić ze swych myśli. Czemu jak na złość musi być tu i teraz. Jakim cudem nogi ją tu przyniosły? O co chodzi? To jakby jej ciało wiedziało i czuło inaczej niż jej rozum. Może jednak uda się jej jakoś go wyminąć i z nim nie rozmawiać. Trzeba było mieć nadzieję do ostatniej sekundy. Próbowała się odwrócić i przejść na drugą stronę jednak on ją zawołał będąc zaledwie kilka kroków od niej:
-Nelly..... Co ty tu robisz? - spytał przystając i patrząc się na koleżankę.
-A ty Evans?
-Dzisiaj nie ma treningu więc postanowiłem sam trochę potrenować.
-Rozumiem. To na razie. - rzekła wymijając go.
Jakby pomiędzy nimi przebiegła elektryzująca nić dotycząca ich relacji.
-Nelly.... zaczekaj. - po kilku sekundach chłopak się odwrócił chcąc złapać koleżankę jednak jej już nie było. 
-Gdzie ona..... Jest? - spytał sam siebie i pobiegł dalej.
W tej samej chwili dziewczyna odetchnęła głęboką ulgą ukrywając się za ścianą pobliskiego budynku. Czułą to dziwne napięcie między nimi gdy go mijała. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie miała. Przez to spotkanie wszystko jej się przypomniało. Jakby to się działo nie ponad dwadzieścia cztery godziny temu tylko kilka sekund temu. Przez to wszystko podniósł jej się poziom adrenaliny i musiała uspokoić się by pójść dalej. Nie wiele myśląc poszła dalej coraz bardziej zagłębiając się w miasto zapominając o istniejącym świecie. Znowu sprawił to bramkarz zespołu Raimona. Ale czemu? Nie wiedziała. Niespodziewanie poczuła coś dziwnego za swoimi plecami. Jakby ktoś wpatrywał się w jej plecy. Jednak ona to zignorowała i szła dalej. Godzina mijała za godziną. Już niedługi nastanie wieczór a ona zmęczona przysiadła na huśtawce na pobliskim placyku zabawa który mijała. Z tego wszystkiego zapomniała zadzwonić i zorientowała się, że nie ma przy sobie
komórki.
-Gdzie ona jest? - przeszukiwała kieszenie mając nadzieję, że po prostu wrzuciła ją do innej.
Jednak nie było telefonu zapewne wypadł jej gdy spotkała Marka.
-No nie. Muszę wrócić i ją znaleźć.
Wstała bardzo szybko i już miała zawrócić gdy jej oczy ujrzały że z daleka przygląda jej się jakiś dziwny typ. Adrenalina znów uderzyła, zaczęła krążyć w jej żyłach. To tylko jej wyobraźnia. Pójdzie normalnie jak gdyby nigdy nic i wróci spokojnie do domu. Telefon nie jest aż taki ważny by się dodatkowo narażać. Zrobiła szybko zwrot i znów poszła do siebie. Robiąc kroki przysłuchiwała się czy przypadkiem za nią nie idzie. Gdy stawała kroki za nią też stawały. Gdy się odwracała on znikał z widoku.
-,,Spokojnie Nelly..." - rzekła do siebie próbując się uspokoić by nie wpaść w panikę.
Jednak gdy ten niebezpiecznie się do niej zbliżył ona zamieniła krok w szybki marsza, a marsz w bieg. Chciała jak najszybciej się znaleźć w domu. Jaka była głupia. Teraz tego żałuje. Gdy wybiegła na główne skrzyżowanie skręciła w pierwszą lepszą ulicę u skryła się w maleńkiej uliczce. Jednak on już tam był a miał przy sobie trzech kolegów. Nie czekając na rozwój wypadków pognała znów przed siebie jednak jedyna na co trafiła to ślepa uliczka. Była w pułapce. Zamknęli ją jak w potrzasku. Niebezpiecznie zbliżyli się do niej przyciskając ją do muru. Ile by dała by być bardziej rozważną. Pozwoliła dziś zaufać uczuciom i gdzie ją one przywiodły. Jeszcze tylko kilka kroków i nic ich nie powstrzyma. Zdezorientowana zamknęła ze strachu oczu. Jednak..... Niespodziewany hałas nastąpił. Co się dzieje. Za bardzo się bała by je otworzyć. Minęły trzy minuty a nadal nic się nie dzieje. Uchyliła jedną powiekę, lecz co to zobaczyła zaskoczyło ją. Ci którzy ją otoczyli leżeli rozwaleni na ziemi jakby ich pociąg przyjechał. Z ich nieprzytomnych ciał przeniosła wzrok ku górze i zobaczyła kogoś kogo się nie spodziewała....
-Mark......?

























-Nic ci nie jest.... Nelly?
-Nie. Arigato.... - rzekła rozpłakując się i wycierając rękoma spływające łzy z jej policzków.
-Na pewno nic ci nie zrobili?
-Nie. Nie zdążyli. Jakim sposobem się tu znalazłeś?
-Mówiąc szczerze śledziłem cię od rzeki.
-Co! Jak to?
-Upuściłaś swój telefon. Chciałem ci go zwrócić. Nieźle się za tobą nabiegałem. Chodź zanim oni się obudzą. 
Opuścili uliczkę i wyszli na znajome ulice miasta.
-Gomen... Przeze mnie nie mogłeś trenować. 
-Nic się nie stało. Za to, że za tobą biegałem przez prawie cało miasto też był jakiś trening.
-Fakt.
I oboje się zaśmiali. 
-Odprowadzę cię do domu. Lepiej by nikomu o tym nie mówić co się stało.
-Dobrze. 
Dziewczyna spojrzała milszym wzrokiem na chłopaka. Dzisiaj ją uratował i była mu bardzo wdzięczna.
-Nelly uważaj! 
Bruneta obróciła się i zobaczyła, że weszła na czerwonym świetle na przejście dla pieszych. Chłopak przyciągnął ją do siebie najszybciej jak umiał. Gdyby nie chwila, ułamek sekundy uderzyła by w nią taksówka. Niestety pan Evans się potknął i pociągnął za sobą panną Raimon. Wokół nich powstało małe zamieszanie. Nelly poczuła na swych ustach coś niewiarygodnie miękkiego i ciepłego. Gdy powoli otworzyła oczy uderzyło w nią spojrzenie jej kolegi. Z jednej sekundzie zdała sobie sprawę co się wydarzyło. Nie! Szybko się zerwała i stanęła na równe nogi. 
-Dziękuje ci za wszystko. Musze lecieć już. Cześć. - i pobiegła przed siebie najszybciej jak mogła. 
Mark był też z niezłym szoku i nie mógł uwierzyć w to co się stało. Jakimś cudem właśnie przed chwilą, przez przypadek pocałował się z Nelly Raimon!!! Przez kilka minut siedział na ziemi aż się w końcu otrząsnął. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie zdążył jej oddać telefonu. Zrobi to gdy ponownie ją spotka. 

poniedziałek, 26 grudnia 2016

17. Urodziny bez krytyki

-Przeklęty budzik... - wyrzekła sama do siebie słysząc jego denerwujący dźwięk. - Gdzie się go..... wyłącza! - wykrzyknęła szukając na oślep wyłącznika i w końcu się udało.
Obróciła się na drugi bok i ponownie zapadła w lekki sen. Jednak chwilę później.
-Wstałaś już! - dało się słyszeć z salonu.
-Tak mamo. - wyrzekła i szybko poderwała się z łóżka.
Pomaszerowała do kuchni gdzie usiadła przy stole i odruchowo wzięła do ręki tosta by posmarować go nutellą.
-Danielo? Pamiętasz jaki dziś dzień? - spytała pani Olson wstawiając wodę na herbatę.
-Nie. A co? - spytała gryząc swoje śniadanie.
-Ja wychodzę. - rzekł Amun łapiąc do ręki jabłko które rzucił mu pan Olson. - Wszystkiego najlepszego siora. - i wyszedł z domu.
Na jego słowa brunetka zakrztusiła się sokiem.
-O jejku! To już dziś. - rzekła przypominając sobie.
Jej ojciec rozbawiony złożył gazetę.
-Widzę, że pamięć cię nie zawodzi.
-Oj tato.... Ostatnio mam wiele na głowie. - rzekła dalej pijąc napój wracając myślami do festynu i do gry terenowej sprzed dwóch dni.
-Ziemia do Danieli... Jeśli się nie pośpieszysz to się spóźnisz. - rzekła pani Sue zalewając mężowi kawę.
-Rzeczywiście! - krzyknęła i pobiegła do swego pokoju jak strzała.
-O czym mogła tak głęboko myśleć... - powiedział pan Olson biorąc łyk kawy.
-Zapewne o chłopakach.
Na to zdanie jakby facet się zakrztusił. Gdyby nie szybka reakcja Maokiego mógłby się poparzyć resztą napoju. 
-Dzięki synku. - odrzekł i w ruch poszła szklanka z wodą by ostudzić poparzony język.
-Nie mów kochanie, że to cię zaskoczyło. Już jest raczej w tym wieku kiedy to wychodzi na wierzch. - rzekła pani Sue śmiejąc się z reakcji swojego męża.
-To wcale nie jest śmieszne.
-Dla mnie owszem. Uspokój się. To normalne, że twoja mała córeczka jest starsza o kolejny rok.
-Masz jakieś za dobry humor. - rzekł podchodząc do żony i obejmując ją w pasie przyciągnął do siebie chcąc ją pocałować.
-No nie. - rzekła Daniela wchodząc na scenę. - Nie przy ludziach. - rzekła biorąc podręcznik z stołu w salonie.
-Jesteście z tatą tacy do siebie podobni. - rzekła pani Olson patrząc na męża i córkę.
-Wcale, że nie. - odrzekli jednocześnie i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Masz jakieś plany na popołudnie? - spytała się jej mama.
-Tak. Podobno Jude ma dla mnie jakąś niespodziankę. Teraz już wiem z jakiej okazji.
-Rozumiem. Daj znać mi później o której wrócicie.
-Dobrze. Pa. Bo się spóźnię. - rzekła zakładając buty i przeskakując co trzy stopnie zbiegała na dół gdyż winda jak na złość się zepsuła.
-A ty na którą masz do pracy? - spytała pani Sue.
-Dziś mam wolne. Ale muszę wyjść i coś załatwić.
-To znaczy?
-Niespodzianka. - i wyszedł.
-Co on kombinuje?
Jednak pan Olson był bardzo przewidywalny tak samo jak jego córka. Która w obecnej chwili biegła z całych sił by zdążyć na pierwszy dzwonek.











Jak szalona wpadła na szkolny korytarz i weszła jak tornado do sali.
-Olson Daniela.
-Jestem. - rzekła wchodząc ciężko oddychając.
-Dziewczyno co ci się stało? - spytał pan Twilight.
-To pan. Gdzie pani Takeuchi?
-Miała niegroźny wypadek i poprosiła mnie o zastępstwo. Dziewczyno.... Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton.
-Ja... Tego.... Aaa.... Yyyy..... Mi się wydaje, czy ja widzę podwójnie? - spytała samą siebie chwiejąc się lekko na boki aż osunęła się na kolana.
Gdyby nie szybka reakcja Juda który akurat wycierał tablicę brunetka upadła by na ziemię.
-Nic ci nie jest.
-Nie. Tylko jestem trochę wykończona. Przebiegłam całą drogę Z domu.... i .... i .... kilka razy zaliczyłam wywrotkę.
-Co? Proszę pana, może lepiej zaprowadzę ją do pielęgniarki.
-Dobrze Sharp.
W tej chwili Jude zarzucił ramię Danieli wokół swojej szyi i poprowadził ją do gabinetu higienistki.
-Jude...Na prawdę.... Nic mi nie jest. Tylko chwilkę odpocznę. - rzekła siadając na kozetce.
-Jesteś tego pewna?
-Tak. Tylko trochę się zasiedziałam rano w domu. Proszę... Nie dzwoń do mnie do domu ani nie mów nikomu. Proszę... Inaczej nie dadzą mi spokoju.
-No dobrze... Czego się nie robi dla rodziny.
-Bardzo ci dziękuje kuzynku. - rzekła i puściła mu oczko a on uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób. 
-Widzę że nieźle rozpoczęłam swoje urodzinki Danielko.
-Jak widać Jude. A przy okazji.... Powiesz mi gdzie planujesz mnie zabrać.
-Mogę ci powiedzieć tylko jedno że to śliska sprawa.
-Że co?
-Zaraz po szkole zabieram cię na łyżwy.- i wyszedł z gabinetu zostawiając zdezorientowaną brunetkę. 
-Pewnie myślisz kuzynku że nie potrafię jeździć... To się zdziwisz. - rzekła i wyszła kilka chwil po nim. 
Śmiało wróciła na drugą lekcje i rąk do końca dnia. Czuła się fantastycznie zwłaszcza że to były jej urodziny. I nikt o nich nie wiedział. Nie lubiła się tym afiszować. Niespodziewanie gdy weszła do sali chemicznej. 
-Wszystkiego najlepszego. - rzekli wszyscy zgromadzeni a także jej przyjaciele. 
Nieźle zaskoczyli piwnooką. 
-Dziękuję wam.... Ale... Ale skąd widzieliście? 
-Amun nam powiedział. - rzekł Axel stojąc jak zwykle z tyłu i opierając się o ścianę. 
-Ty zapewne wiedziałeś o tym wcześniej prawda Blaze? 
-Przez przypadek wpadłem kilka dni temu na twoją mamę na mieście jak kupowała ci prezent. Wszystko powiedziała. 
-,,Moja matka to straszna papla. Teraz już wiem po kim Maoki to ma.'' - pomyślała udając spokój i patrząc chytrze na blondyna. 
Cała uwaga była zwrócona w ich kierunku.
-Chwila moment... To wy jakoś się wyjątkowo znacie? -  zaczęła temat Celia chcąc dowiedzieć się czegoś więcej i złagodzić atmosferę. 
-Nie... Zaraz... Nic nie ma takiego.... Tylko koło siebie mieszkamy. Jesteśmy sąsiadami.
-Jasne.... To dlaczego się czerwienisz? - spytała chcąc jeszcze bardziej podjjdzic dziewczynę by wyrzekla prawdziwe emocje. 
-Jude... Lepiej uspokój swoją siostrę. 
-Zapomniałam bym...  - znów zaczęła Celia. - Spotkałam Alice. Powiedziała żeby ci podziękować za to że ostatnio odprowadziłeś ja do domu późnym wieczorem. Co wy tak długo razem robiliście? 
Sharp wyglądał jakby w tej chwili chciał dopuścić się mordu a w dodatku był cały czerwony. 
-Ty chyba jesteś w dobrym humorze Celia. - stwierdziła Tara patrząc na przyjaciółkę. 
-Tak. Im trzeba pomóc. Zwłaszcza znając ich samych. - rzekła i wyszła. 
-,,W takim razie skoro chcesz się bawic w swatanie to ja też tego spróbuję. Szykuje się  koleżanko na spotkanie z Kingiem.'' - pomyślała i podążyła śladem panny Hills. 
W tym czasie weszła nauczycielka lecz atmosfera wcale nie ostygła,lecz utrzymywała się do końca dnia. 
Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek Daniela pobiegła przed siebie aż na drugim zakręcie zwolniła i o mało co nie zderzyła by się z Judem. 
-Jesteś gotowa? 
-Jak. Pokarze ci jak się jeździ w Polsce.
-Jesteś bardzo pewna siebie. 
-A ty pełen sekretów. To o co chodziło z Alice?
-O nic. - rzekł i poszedł przed siebie.
-Nie bądź taki... Powiedz. - próbowała go namówić idąc za nim.
-Nie. 
-Proszę powiedz.
-Niczego takiego nie była. Celia to wyolbrzymiła.
-Okey. To jak idziemy? 
-Tak. Ale jak znów zaczniesz... To sobie pójdę. 
-Ale jesteś....
Nie zauważyli jednak że ktoś im się przyglądał. Za rogiem stał Axel który był zbity z tropu. Nie wiedział czemu w ogóle się tym interesował ani czemu tutaj stał. Ale ta ich bliskość nie dawała mu spokoju. Z okazji jej urodzin chciał zaprosić brunetkę do kina ale ona ma już inne plany. Zmjątł bilety w dłoni i wyrzucił je do kosza. Gdy tamci zniknęli mu z oczu wyszedł za rogu i ruszył do domu zastanawiając się czemu są ze sobą tak blisko. Bo chyba by.... Nie.... A może... Już nic nie wiedział... Nigdy się tak nie czuł...
-Mamo... - rzekła patrząc w niebo. - Co się że mną dzieje? 

sobota, 24 grudnia 2016

Życzenia

Z okazji świąt postanowiłam olać niektóre sprawy i w końcu skończyć to co zaczęłam :)
Moi kochani z okazji świąt chce wam życzyć by te święta były niezapomniane. 

Pełne radości i niespodzianek :)
By wszystko dobrze się działo, 
byście się nie smucili lecz cieszyli. 
By odwaga w waszym życiu zawsze była. 
Cierpliwości i miłości wielkiej w tym rodzinnym święcie. 
Ponieważ każdy zasługuje na to w tym dniu.
Wesołych świąt. :D 


















                    P.S : Już jutro pojawi się nowy rozdział a za dwa dni specjalny dodatek świąteczny 

wtorek, 1 listopada 2016

16. Gra terenowa

Hejka :)

Wiem, że pewnie chcecie mnie zabić :(
Rozumiem was. 

Chcę was przeprosić, że tyle czasu nie pisałam ale wpłynęło na to wiele czynników.
Dziś powracam do was w szczególnym dniu gdyż dzisiaj skończyłam 18 lat :D

W ramach tej okazji mam dla was pewien prezent :D
A dowiecie się co to jest czytając adnotację pod nową notką na którą zapraszam :D

*********************************************************************************

Celia nadal bawiła się z resztą dziewczyn jak gdyby nigdy nic. Choć trudno jej było udawać, że nie zauważa Joe'ego. Musiała wykonywać swoje zadanie z uśmiechem na ustach. Nie mogła pozwolić pokazać przed nikim, że coś jest nie tak. Zwłaszcza, że niedaleko czaił się brat. Jude?! Przecież on nie ma pojęcia, że ona tu jest i w takim stroju. Ma wielką nadzieję, że się tu nie pojawi.

                                                         
                                                           ***
Joe miał już dość tego, że dziewczyna go zdaje się olewa. Właśnie wstał i chciał do niej podejść by pogadać, gdy niespodziewanie do kawiarenki wpadli David i Andrew.
-Musisz nam pomóc. - rzekł David i wyciągnęli kolegę siłą nie bacząc na to, że ten próbował coś powiedzieć.
-Gdzie mnie ciągnięcie?
-Zobaczysz. - rzekł Andrew.
                                                         
                                                            ***
-Jude? Coś się stało? - spytał Axel patrząc na dziwne zachowanie swojego przyjaciela.
-Nie. Wszystko gra. Gdzie Mark?
-Poszedł kupić coś do jedzenia jakąś....... godzinę temu. - rzekł jakby to było coś normalnego.
-Czyli nadal chowa się przed gniewem Nelly?
-Na to wygląda. - rzekł.
-Hej chłopaki. - rzekł Mark wyskakując niespodziewanie za ich plecami.
-Mark... Nie strasz nasz tak. - rzekł Axel.
-Idziemy chłopaki coś przekąsić.
-Mark, co ty...? - jednak Jude zrezygnował z zadawania pytania i tylko się uśmiechnęli na zrozumienie z blondynem.
Mark wątpił, by w kawiarence mógł spotkać Nelly. I tam mógł siedzieć spokojnie.
Jednak jak mieli się mylić. Jednak widok tego co zostali w środku wprawił ich w osłupienie. Nie spodziewali się takiego widoku. Co te dziewczyny wykombinowały?
-Witamy panów. - powitała ich z uśmiechem Daniela prowadząc ich do wolnego stolika. - Chcecie coś konkretnego zamówić?
-Ja...tego....yyyy...eeee.... - nie mógł z siebie nic wydusić Mark zasłaniając się menu.
-Jak się zdecydujecie to mnie wtedy zawołajcie. - rzekła próbując ukryć śmiech na ich zawstydzenie.
-Nie sądziłem, że będę musiał przez to przechodzić drugi raz.
-Jak to? - spytał zdziwiony Jude.
-To długa historia. - skomentował to Mark pozostawiając temat samemu sobie.
-Co ty w ogóle robiłeś w takim miejscu Mark? - spytał Axel siedząc z założonymi rękoma.
-Myślisz, że sam z własnej woli tam poszedłem!
-Dziękuje bardzo, jesteście śliczne dziewczyny. - na dźwięk obcego głosu obrócili się jak jeden mąż i zobaczyli swoje menadżerki.
-Nelly? - Mark był w wielkim szoku.
-Celia? - Jude był w jeszcze większym szoku.
Co jego siostrzyczka tu robi?
Axel wolał pozostawić sprawę w bezgranicznym milczeniu. Wiedział, że zaraz pewnie coś się tutaj rozegra.
-Oni-chan...
-Evans!!!
-To twój braciszek ślicznotko. - rzekł tajemniczy blondyn trzymał ..... aparat w ręce. - Masz uroczą siostrzyczkę senpai.
Dziewczyny w lekkim obawem zwróciły swoją uwagę na Sharpa bojąc się jego reakcji. Jednak ten zrobił coś niespodziewanego.
-Masz racje kolego. Mogę zobaczyć twój aparat.
-No pewnie. - rzekł podając do rąk Sharpa urządzenie.




To co zobaczył wprawiło go w takie uczucie, że miał ochotę rzucić aparatem o ścianę.
-Ups.... gomen.... Przez przypadek kliknąłem zły przycisk.
-Coś ty zrobił! - krzyknął blondyn wyrywając sprzęt z rąk dredowłosego.
Axel wiedział iż Jude zrobił to specjalnie.
-Szkoda. Mogę prosić o jeszcze jedno? - zwrócił się do dziewczyn.
-Dobrze usłyszałem twoje pytanie? - spytał Jude tworząc wokół siebie mroczną aurę.
Chłopak poczuł iż gość jest blisko rzucenia się na niego.
-Ja.... Chyba ktoś na mnie czeka. - rzekł zakłopotany i ..... już go nie było.
-Co to.... było? - spytał niczego nieświadomy Mark.
-Dokładnie to samo co ty uciekający przed Nelly. - rzekł Kevin który pojawił się znikąd.
-Oh... Przestańcie w końcu. - rzekł oburzony Evans i wyszedł.
-Po co w ogóle przyszedłeś tutaj Kevin? - spytała Silvia.
-Zaraz rozpocznie się główna atrakcja naszego festiwalu. Wszyscy mają się zebrać przed szkołą.
Kilka minut później...
-Uwaga, uwaga.... - rozległ się głos przez głośnik. - Za chwilę rozpocznie się nasza główna atrakcja tzn. Grę terenową. Wezmą w niej udział dwie drużyny z Raimona oraz jedna z Akademii Królewskiej.
Wszyscy byli tym zaskoczeni oraz gadali między sobą. Ciekawość zawsze kieruje ludźmi.
-A teraz podamy skład drużyn. W każdej znajduje się po pięciu uczestników. Drużyna numer I z Raimona to: Tara Malcolm, Tod Ironside, Timmy Sanders, Jack Wallside oraz Celia Hills. Proszę o wystąpienie i ustawienie się w jednej grupie.
Oczywiście jak to bywa powstało zamieszanie.
-Uwaga! Nasza druga grupa składa sie z : Erika Eagle, Mark Evans, Kevina Dragonfly, Nelly Raimon oraz Daniela Olson.
Tym razem wybuchło jeszcze większe oburzenie. No bo jak w takim wypadku obejść się bez słów zwłaszcza u wielbicielek piłkarzy z Raimona.
-Uwaga! Zaś grupa z Królewskich składa się z następujących osób: David Samford, Caleb Stonewall, Andrew Malcolm, Esme Garden i Joseph King.
Na te ostatnie nazwisko Celia wstrzymała oddech. Nie wiedziała czemu tak zareagowała. Zaś wszyscy chłopacy z drużyny cieszyli się i to bardzo. Nie mogli sobie wymarzyć lepszej zabawy. Mogli, ale na tą nie narzekali.
                                                         
                                                              ***
Joe był chyba najbardziej zaskoczony ze wszystkich Królewskich. Kto go w ogóle w to wciągnął? Nie chciał brać w niczym udziału. Zwłaszcza, że teraz wyszło, że będzie musiał konkurować z dziewczyną która mu się podoba. W dodatku nie wiedział co tutaj robi zwłaszcza Andrew i Esme. Co ta dwójka ma w tym za interes. Andrew mógł trochę zrozumieć. Ale Esme? Ona jest wierna tylko Kim którą nazywa swoją przyjaciółką. Jednak różowowłosa traktują jak swoją pomagierkę i służącą, nie jako koleżankę. Dlatego wiedział, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć siostry Andrew.
                                                         
                                                              ***
Kilka chwil później...
Wszyscy stoją na linii mety i czekają na sygnał który rozpocznie ich konkurencję. Niespodziewanie zadzwonił dzwonek i ... ruszyli. Gra była bardzo prosta. Wszyscy startowali z wspólnego startu i szli trzema różnymi ścieżkami które później łączyły się w jedną. Zadanie był proste która grupa pokona wszystkie przeszkody na drodze i dotrze do mety pierwsza, wygrywa.
                                                             
                                                             ***
Andrew biegnie jako ostatni z chłopaków z królewskich. Planuje oczywiście jak przeszkodzić Raimonowi jak tylko może. Okazja nadarzyła się gdy zboczyli z szlaku i znaleźli znak który ich ukierunkowuje na właściwą trasę. Dla czerwonowłosego wpadł do głowy pewien pomysł. Może był stary jak świat ale za to jak skuteczny. Gdy David, Joe i Caleb zastanawiali się nad zadaniem, Andrew wykorzystuje okazje i ... znaku już nie ma. Jak gdyby nigdy nic idzie spokojnie za resztą. Jednak był w błędzie. Już to sobie Esme wykorzysta w przyszłości.
                                                          
                                                             ***
-Jesteście pewni że dobrze idziemy? - spytał się reszty grupy Erik opierając jedna ręką o drzewo.
-Tak. - rzekła Nelly.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Kevin to nie czas na kłótnie! - krzyknął Mark nieświadomie o sobie przypominając.
-Mark.... Podejdź tutaj. - rzekła brunetka do chłopaka schowanego za drzewem o które opierał się pan Eagle.
-Nelly... Wybacz, ale nie. Wolę zostać tam gdzie stoję.
-Nie prowokuj mnie Evans. - rzekła zaciskając pięść z całych sił jak również oczy.
-Co ja niby ci  robię? - rzekł  złamanym głosem Mark
-Jak tak dalej pójdzie... - zaczął mówić Kevin do Danieli. - To oni tak mogą do niedzieli.
-Uspokójcie się! Natychmiast! - krzyknęła Daniela sprowadzając ich do porządku. - Wasze przepychanki słowne nam nie pomogą! Musimy racjonalnie pomyśleć. Inaczej na serio się zgubimy.
Wówczas wszyscy zamilkli i szukali wyjścia z sytuacji w której się znaleźli. Jedynie Erik zdaje się był nieobecny myślami. Jakby go coś gryzło od środka i to nie był ich ówczesny problem. Cały czas był nieobecny,
-Ej..... Erik?
-Tak? - spytał wyrwany z swych rozmyślań.
-Coś się stało?
Był zaskoczony.
-Nie... Wszystko dobrze... Oprócz tego, że się zgubiliśmy.... Eh.... - mówił szybko jakby chciał coś ukryć.
-,,On coś ukrywa." - nikt nie byłby tak zakłopotany gdyby nie miał czegoś na sumieniu. -,, Co cię gnębi panie Eagle?''
-Chyba coś znalazłem! - krzyknął Kevin wyjmując coś z zarośli.
Był to znak informacyjny.
-Co on tam robił? - spytał Mark.
-Najwidoczniej ktoś bardzo nie chciał byśmy dotarli na metę. - rzekł Nelly patrząc poważnie na resztę jej drużyny.
-Przykro mi studzić wasze nadzieję, ale ten znak nie za wiele nam powie. - rzekła Daniela trzymając go w rękach i bacznie mu się przyglądając.
-A to czemu? - spytał Kevin.
-Dlatego, że rosa zmyła z niego farbę którą ktoś świeżo namalował.
-Tam tym organizatorom do wiwatu. - szeptał Kevin.
-Ciekawe jak sobie radzi druga grupa. - rzekł Erick siadając na głazie.
-Mam nadzieję, że lepiej niż my. - rzekł Mark i wszyscy westchnęli
                                                         
                                                              ***

Kilka metrów od nich podążała druga grupa. Mogli na siebie wpaść ale los lubi płatać figle. Każdemu. Bez żadnych wyjątków. Celia szła smętnie na samym końcu grupki. Ciągle myślała o Joe i nie potrafiła przestać. Bała się, że może to ktoś źle zrozumieć. Nie wiedziała co ma zrobić w tej sytuacji.
-Celia, wszystko w porządku? - spytała Tara.
-Tak. Wszystko jak w najlepszym porządku.
-Ej ktoś tam idzie! - krzyknął Tod wskazując.... drużynę z królewskich.
-,,No pięknie." - pomyślała Celia. - ,,Lepiej nie mogło trafić.''- niespodziewanie poczuła jak ktoś chwyta ją od tyłu i ciągnie za rękę w zarośla.
Upadła na kolana na trawę trochę ciężko oddychając. Gdy podniosła głowę zobaczyła na poziomie swoich oczów znajome spojrzenie. Zaczęła by krzyczeć gdy nie to, że zasłonił jej usta swoją dłonią.
-Hmmm...... mmmmmmm.   hmmmmmmm......
-Proszę cię.... Nie krzycz..... Daj mi tylko pięć minut. Chcę tylko porozmawiać.
Nie miała wielkiego wyboru i musiała się zgodzić na jego prośbę.
-Celio.... Ja....
Jednak ona wykorzystała chwilę jego nieuwagi i wyskoczyła na drogę gdzie znalazła przyjaciół dyskutujących z drużyną z królewskich. Raczej jej przy takiej grupce nie zaczepi. Nie była gotowa na rozmowę z nim i chyba nigdy nie będzie. On musi to zrozumieć nawet jeśli ona sama łamie sobie w ten sposób serce.
-Celia gdzie byłaś? - spytał Jack gdy zobaczył jak najmłodsza menadżerka idzie z ich stronę.
-Tak tylko... Wydawało mi się, że coś zauważyłam. - Gdzie wasz piąty zawodnik? - spytała Davida jak gdyby nigdy nic.
-Gdzieś się nam zapodział. Szukamy go. Nie wiedzieliście go może.
-Nie. - rzekł Timmy.
-Nikt z nas go nie widział.... Prawda? - spytał się swojej grupy Tod.
-Tak. - rzekli wszyscy po kolei również Celia.
-Szukacie kogoś? - niespotykanie za ich plecami nie pojawił się nikt inny jak pan King i udawał, że się nic nie stało.
Grafitowłosa trochę zmieszana wycofała się do tyłu.
-Gdzieś ty był! - krzyknęła Esme która dała znać o swojej obecności tutaj.
-Zgubiłem się. Mam słabą orientację w terenie. - rzekł zakładając rękę za szyję i pocierając ją zaśmiał się nieszczerze.
-Skoro macie już komplet w takim razie ruszamy. Kto pierwszy ten lepszy! - krzyknęła Tara i drużyna numer 2 z Raimona już była na czele.
-Uwierzysz, że to bliźniaczka Kim? - spytał David Joe'ego po cichu.
-Nie. Są różne. I ta chyba na lepszy sposób. - i uśmiechnęli się na gest, że są ze sobą zgodni.

                                                                           ***

Nasza drużyna pierwsza chcąc nie chcąc powierzając się dydukcji Erika szli przed siebie mając nadzieję, że wyjdą w końcu z tego lasu. Daniela jednak nadal widziała, że chłopaka coś dręczy. Nie myślał wcale o drodze tylko szedł przed siebie omijając tylko większe przeszkody.
-Erick.... Jesteś pewien, że wszystko okey? - spytała brunetka podchodząc do niego.
-Tak. Nic mi nie jest. Wszystko dobrze.
-Ale....
-Ej.... To chyba meta! - krzyknął Mark.
Okazuje się, że Erik wyprowadził ich aż na sam koniec lasu przy którym był koniec drogi i meta. Taka droga na skróty. Nie czekając wybiegli z zbiorowiska drzew i przekroczyli linie mety jako..... pierwsi. Nikt jeszcze tu nie dotarł.
-Erik.... Jesteś wielki chłopie. - rzekł Kevin.
-To nic takiego.
-Jak to. Udało ci się nas ,,odgubić" - rzekła Nelly.
-Szczerze mówiąc, to po prostu szedłem przed siebie mając nadzieję, że w końcu gdzieś wyjdziemy.
Nelly miała go w tym momencie ukatrupić. Wstrzymała się jednak, gdy zobaczyła drugą drużynę z Raimona i królewskich. To był chyba niezapomniany festiwal w ich szkole. Zastanawiała się co przyniesie kolejny.

*********************************************************************************

Niespodzianka  to :D
Już jutro a właściwie dzisiaj pojawi się nie jeden nie dwa, lecz pięć nowych rozdziałów :D
Mam nadzieję, że niespodzianka się spodoba :)

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Ogłoszenie#3

Witajcie :)
Nowe notki już się piszą i na jednym i drugim blogu wstawię je w środę :D
Jeśli macie ochotę zapraszam na swój kanał na you tube :) :

https://www.youtube.com/channel/UCmVHA03_oBWI1BiOAhuHUrw


piątek, 5 sierpnia 2016

15. Konfrontacja z Królewskimi

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.......
Że tak długo nie pisałam.
Miałam wiele roboty w domu.
I chorowałam na brak weny.
Mam nadzieję, że wam się on spodoba :)
Dedykuje go moim dwóm przyjaciółkom Kasi i Kindze, dzięki którym moje życie nigdy nie jest nudne i jest wspaniałe :D


************************************************************************************

Daniela siedziała w swoim pokoju jak na szpilkach. Minęła zaledwie godzina odkąd dowiedziała się o tożsamości swojego zagubionego kuzyna. Z niecierpliwością czekała na powrót swojej matki. Towarzyszył jej nie kto inny jak osoba wokół której odgrywa się to całe zgromadzenie. Niespodziewanie trzasnęły drzwi.
-Już jestem.
-Ohayo mamo. - rzekła brunetka wychodząc z pokoju by przywitać się z matką.
-Witaj Danielo. - lecz widząc minę córki spytała - Coś się stało?
-Mamo.... - zaczęły z jej oczu płynąć łzy. - Stało się... coś.... - Tak zaczęła cicho szlochać, że nie mogła nic z siebie wydusić.
-Danielo, córeczko. - i już tuliła ją. - Cicho. Uspokój się. - mówiła łagodnie. - A teraz powiedz co się stało. Ktoś zrobił ci coś złego?
Zaprzeczyła kręcąc głową.
-Myślę, że to chyba z mojego powodu. - niespodziewanie ujawnił się przed nimi Jude.
-Kim on jest? Czy on ci coś zrobił?
Mina Juda na te słowa była bezcenna.
-Nie mamo. - rzekła ocierając łzy. - To łzy szczęścia. Stało się coś bardzo dobrego.
-Co takiego?
-Mamo....  Ten chłopak który przed tobą stoi to Jude Sharp. Syn cioci Chinatsu.
Na słowa córki pani Osób myślała że to co usłyszała to zwyczajnie przesłyszenie. Na te usłyszane zdanie ręce jej opadły wypuszczają klucze do mieszkania.
-To prawda? - pytanie skierowała w stronę chłopaka.
-Tak.

Nic więcej dla pani Olson nie było trzeba. Mimo, że nogi się pod nią uginały, zrobiła te kilka kroków przed siebie. Ten gest wyraził więcej niż tysiąc słów. Jeden uścisk i słone łzy. Oddały całe emocje jakie w tej chwili czuła pani Olson. Daniela zaś tylko im się przypatrywała. Zniknęła jednak w łazience by się ogarnąć przed powrotem ojca. Ten oczywiście o żadnym śledztwie nie wiedział. Jakoś tak jej matka zapomniała własnego męża o tym poinformować.
Następny dzień.....
Po raz pierwszy odkąd Daniela pamięta wstała taka szczęśliwa rano. Nigdy tak nie miała radosnego humoru z samego rana. Jeszcze lepszego humoru dopełniła pewna informacja w klasie. Otóż Raimon za dwa dni organizuje festyn. I każdy ma już przydzielone zadania. Podeszła do wywieszonej listy i odszukała swoje nazwisko. Otóż w ich klasie są dwie sekcje: dekoracje i gotowanie.

dekoracje: Daniela Olson, Alice Maskarade, Jude Sharp, Nathan Swift ..............
jedzenie: Raven Hood, Axel Blaze, Mark Evas, Silvia Hills, Nelly Raimon...........

-
,,Spoko" - pomyślała. - ,,Przynajmniej nie muszę nic gotować. Nienawidzę tego. " - i podeszła do swojej grupki która zaczęła dyskusję. Każda klasa miała we własnym zakresie udekorować swoją salę a na ich szczęście ma to być kafejka.
Następny dzień......
Zajrzyjmy tym razem do kuchni.... A raczej do sali która objęła w tej chwili to imię. Każdy był zajęty czymś innym.
-Ohayo.
Niespodziewanie znikąd pojawiła się panna Hills.
-Celia? Co ty tu robisz?
-Przyszłam pomóc. Nelly mnie przeszufladkowała.
-Gdzie ona właściwie jest? - spytała Silvia.
-Musiała załatwić kilka spraw z dyrektorem. Powiedziała, że przyjdzie za około dziesięć minut. - powiedziała zakładając fartucha i podchodząc do Silvii.
Właśnie Celia nabrała na łyżkę ryżu, gdy nagle jej się coś przypomniała.
-Ej.... Mark...
Machnęła energicznie łyżką i cała zawartość wylądowała na twarzy Kevina.
-Przepraszam.... Przepraszam......
-To oznacza wojnę. - chytrze się uśmiechnął i rzucił cukrem prosto w twarz Marka i Axela.
-Teraz będziecie jeszcze słodsi chłopacy. - rzekła Celia lekko się śmiejąc.
-Ah..... Tak? A co powiesz na to! - krzyknął Mark i wyrzucił całą mąkę z miski w stronę grafitowłosej, lecz trafiła o ironio losu prosto w ............. Nelly.
-N....... N......... Neeeely.




-Co to wszystko ma być!!!!!!!!!!!!!!!!
-No bo widzisz..... My.....
-Marku Evans!!!!!!!!!!!!!!!!! Już nie żyjesz!!!!!!!!!!
I tak rozpoczął się wyścig stulecie. Uciekający Mark Evans, goniąca chęci zemsty Nelly Raimon. Pozostała część ,,kuchni" mogła tylko liczyć na szybkie rozwiązanie konfliktu.
W tym samym czasie w klasie gdzie miała być kawiarenka.
-Już gotowe? - spytał Nathan.
-Tak. Tylko Alice skończy wieszać napis i to już koniec. - rzekła Daniela przytrzymując drabinę na której czubku stała jej przyjaciółka. - Już gotowe Alice?
Rudowłosa pokiwała głową. Już miała schodzić gdy niespodziewanie źle postawiła nogę, straciła równowagę i zaczęła spadać. Lecz nie poczuła uderzenia z ziemią. Gdy otworzyła oczy zobaczyła, że jest trzymana w ramionach przez...... Juda!
-Nic ci nie jest?
Ona zaprzeczyła ruchem głowy.
-,,Arigato." - napisała na kartce papieru flamastrem które im pozostały.
-Nie ma za co. - uśmiechnął się do koleżanki.
Cieszył się, że nic złego się nie stało. Widział też ulgę w oczach Danieli. Sharp czuł się po raz pierwszy od tak dawna szczęśliwy. Jednak na razie nikomu o tym nie powiedział nawet dla Celi. Co zrobi wkrótce.
Dzień festynu.......
Wszystko wygląda na perfekcyjnie zrobione. Mark nadal unika Nelly na wszystkie sposoby. Poszczególne osoby stoją na swoich stoiskach. I właśnie w tej chwili wyszła na jaw informacja, że kawiarenka ma być cosplayowa. Co jeszcze bardziej zdołowało i rozwścieczyło Nelly, ale nie miała wyjścia. A tak wyglądały poszczególne dziewczyny.


Raven







Silvia, Nelly i Celia 

















Daniela




Alice






Jedynie upiekło się dla Danieli której kostium niespodziewanie ,,zniknął" o musiała zadowolić się yukatą. I w ten sposób można uznać kawiarenkę za otwartą :D  Jednak o ironio losu do Raimona przybyli ludzie z ........ Królewskich! Gdy Celia zobaczyła Joe'ego postanowiła wziąć przerwę i ukrywa się na stoisku gdzie Tara sprzedawała losy na loterię.
-Celia..... Co ty wyprawiasz?
-Ci....... Joe tu jest. Kim również.
-Ej Tara? Widziałaś gdzieś Celię? - spytała Daniela.
-Ja........ Nie.
-Dzięki.
-Masz u mnie dług.
-Dzięki. Nie wiem co mam robić.
-Masz stąd wyjść, pójść z podniesioną głową i pokazać im, że się ciebie nie da zastraszyć. I jeśli Joe ci się na prawdę spodobał a ty jemu to Jude nie ma tu nic do gadania. Jak coś będzie mogę go zrzucić z mostu.
-Tara?!
-Mówię czystą prawdę. - rzekła z uśmiechem.
-Akurat.
-Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Daniela! Ona jest tutaj!
-Co ty robisz?
-Kiedyś mi za to podziękujesz. - rzekła z uśmiechem oddając przyjaciółkę starszej koleżance.
Gdy wróciły z powrotem do kawiarenki wszystkie spojrzenia spoczęły na nich.
-Na co się gapicie? - zaczęła groźniej wyglądać brunetka.
Celia zaś kontynuowała obsługiwanie. Mina Joe'ego wyraża wszystko co w tej chwili czuł.




Właśnie dowiedział się przed chwilą gdzie się uczy ta tajemnicza dziewczyna. Lecz czemu ona go tak nienawidzi? Nie wiedział. Pozostało mu tylko gdybanie. W tym samym czasie po szkole szwendał się samotnie Andrew który zgubił gdzieś kolegów. Właśnie mijał kawiarenkę gdy wpadł na Raven. Nie wiedząc czemu od razu zauroczyła go ta tajemnicza dziewczyna.




-Hej piękna. - rzekł.
-Mówiłeś do mnie?
-Tak. Nie ma tu ładniejszej od ciebie. Jak ci na imię?
-Po co ci to wiedzieć.
-Masz może chłopaka?
-Nie.
-Taka ładna dziewczyna jak ty?
-Każdą dziewczynę tak bajerujesz?
-Ajjjj..... To boli. Łamiesz mi serce Królowo Lodu.
-Nie Królowa Lodu tylko Raven.
-Miło Andrew.
-W tej chwili dla fioletowłosej otworzyły się szerzej oczy.
-Kuzyn Alice?
-Tak? Znasz moją kuzynkę.
-Tak. To moja najlepsza przyjaciółka. Nie pamiętasz już jakie miałeś piękne oko gdy przywaliła ci pewna brunetka.
-Pamiętam. Dobrze, że szybko przeszło.
-W takim razie..... - Raven wzięła zamach i strzeliła go z całej siły w twarz.
-Co ty wyprawiasz?
-Tylko ci doprawiam. To było tym razem odemnie. - i weszła do środka zatrzaskując mu drzwi pod nosem.
-Interesująca z niej osóbka. - pomyślał odchodząc z wielkim bólem głowy i wielkim planem na przyszłość.

************************************************************************************

A już w środę kontynuacja festynu :D


piątek, 15 lipca 2016

14. Nowa twarz

Axel jak najszybciej opuścił salę kinową by nie wchodzić w drogę dla Danieli. Musiał tylko odebrać jeszcze Julię. Na nieszczęście przed nim stanęła Daniela. Umiała bardzo dobrze się skradać. Przestraszyła go. Już miał odejść gdzieś indziej gdy niespodziewanie zatrzymała go łapiąc za łokieć.
-Gomen...
To jedno słowo zaskoczyło go bardziej niż całe to zdarzenie dzisiejszego dnia.
-Gomen... Axel. Wybaczysz mi?
Ten się odwrócił i spojrzał jej w oczy uśmiechając się chytrze.
-Wybaczę ci jeśli ty wybaczysz mi.
-,,Chytrze Blaze" - pomyślała. - Zgoda. - przytaknęła głową.
Drń.... Drń......Drń....
-Twój telefon... - rzekł Axel.
-Prawda.... Halo.... Maoki?! Już po? Gdzie jesteście? Dobrze. Chodźmy. Czekają na nas przed kinem.
Blondyn przytaknął głową i poszli z brunetką.
-,,Czy to nie Axel i Daniela?" - pomyślała Celia widząc jak wychodzili z kina. - ,,Czy to znaczy, że.... - zaśmiała się cicho chytrze i poszła za nimi.
Kilka godzin później......
-Jesteś tego pewna Celia? - spytała Nelly.
-Widziałam na własne oczy. Przecież po co miałam bym kłamać.
-Może coś jednak źle wywnioskowałaś? - próbowała zadać pytanie łagodnie Silvia.
-Nie. Dobrze widziałam. Szkoda tylko, że zniknęli mi z oczu. Może bym się czegoś więcej dowiedziała.
-O czym tak dyskutujecie dziewczyny? - spytała Daniela która wyrosła niespodziewanie za nimi.
-O niczym ważnym. - rzuciła Celia.
-O.... O.... treningu. - rzuciła Silvia.
-O treningu?
-Tak...... Jesteśmy już spóźnione. - i już poszły.
-Oooooookey. - rzekła trochę krzywo na nich patrzeć.
Coś tu dla nie nie grało, ale co miała się przejmować. Dzisiaj zapisała się do klubu lekkoatletyki i szła na swój pierwszy trening na bieżnię. Idąc tak minęła się z Axelem i Judem. Uśmiechnęła się na powitanie a on odwzajemnił. Wróciło do niej wspomnienie z kina. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i poszła przed siebie. Jude zaś patrzył na Axela pytająco.
-Coś się wydarzyło? -spytał patrząc znacząco.
-Nic z tych rzeczy. - i odszedł zaś brunet uśmiechnął się znacząco.
Kilka dni później...
Nastał październik ....  Nowy miesiąc przywiał do szkoły nową uczennicę.




















Ledwo przekroczyła bramę szkoły od razu wpadła na Alice.
-Patrz jak leziesz. Co za niezdara. - i poszła swoją drogą.
-,,Ale miła" - pomyślała Alice i poszła swoją drogą.

**************************************************************************************

Daniela weszła do mieszkania, zdziwiła się, że jej matka od razu wezwała ją do salonu. Tam spotkała panią Olson stojącą z jakąś kartką w dłoni.
-Coś się stało mamo?  - spytała rzucając torbę i siadając na sofie.
-Tak. Dostałam dzisiaj list od pana Agdama.
-Od tego adwokata?
-Tak.
-Co pisze?
-Jest już bardzo blisko odnalezienia twojego kuzyna. Okazuje się, że jest cały czas w Japonii.
-Kiedy poznamy jego tożsamość?
-Już niedługo. Za kilka dni pan Agdam będzie w Tokio i powie nam prawdę osobiście. To nie jest sprawa którą można tak załatwić listownie.
-Mogę już iść? Mam dużo lekcji do zrobienia.
-Idź.
Gdy tylko zamknęła drzwi od swojej sypialni osunęła się na ziemię i zaczęła cicho płakać. Od czasu odkrycia tajemnicy jej stosunki z matką są bardzo kruche. Jeszcze do tej pory nie pogodziła się z nią. Nie umiała pierwsza wyciągnąć dłoni. To nie ona to ukrywała.
-Gdzie jesteś kuzynie? Czy cię kiedyś w ogóle zobaczę?

************************************************************************************

Następny dzień...........

Daniela przysypiała na ławce podczas lekcji matematyki. Nie mogła spać w nocy. Dzięki Raven i Silvii jakoś nauczyciel nic nie zauważył. Alice sama była w innym świecie. Ciągle rysowała jakieś szlaczki w zeszycie. Na przerwie Alice szła do biblioteki gdy niespodziewanie na kogoś wpadła.
-Uważaj kaleko.
O dziwo była to ta sama dziewczyna którą spotkała wczoraj przy wejściu do szkoły.
-Łamaga zawsze pozostanie łamagą. Świruska. - i poszła dalej.

Te słowa lekko zasmuciły rudowłosą. Nienawidzi jak ktoś ocenia kogoś mimo tego, że go nie zna. Poszła do sali, gdzie urzędowało kółko dziennikarskie. Chciała dołączyć do niego ale jako readaktorka szkolnego bloga.
-Cześć Alice.
Szczęśliwym trafem trafiła na Celię.
-,,Ohayo Celia." - napisała.
-Co ty tu robisz?
-,,Podobno szukacie redaktorki do szkolnego bloga." - napisała nowe zdanie.
-Tak.Czemu pytasz? Chciałabyś tą robotę?
Ona pokiwałą twierdząco głową.
-W takim razie... Witaj na podkładzie. Aktualnie jestem sama dzisiaj. Reszta już poszła do domu. Poznasz ich jutro.
-,,Cieszę się. Dzięki."
-Nie ma sprawy. Widziałam, że rozmawiałaś z tą nową uczennicą.
Spojrzała pytająco na grafitowłosą.
-Tą blondynką. Przeniosła się do nas wczoraj. Na nieszczęście jest ze mną w klasie. Jest jeszcze gorsza niż Nelly gdy ją poznaliśmy.
-Czyżby słyszałam swoje imię?
Za nimi wyrosła z nikąd brązowowłosa.
-Nelly... Co ty tu robisz?
-Musiałam coś załatwić. O co chodziło ci Celio?
-Słyszałaś co mówiłam zgaduje.
-Tak.
-Chodzi o nową uczennicę. Nazywa się Eve Mal Adams. I jest gorsza od wszystkich ludzi jakich znam.
-,,Ona chyba ma jakiś problem. Mimo, że wpadła na mnie oskarża mnie, że to ja na nią." - napisała.
-To jest lekko podejrzane, ale nie mam czasu by myśleć o niej. Muszę już iść, mam jeszcze trochę roboty. Cześć. - rzekła Nelly znikając za zakrętem.
-,,Ja też już będę lecieć. Cześć"
-Jutro ci wszystko wyjaśnię. Cześć.

**************************************************************************************

Daniela po skończonym treningu wracała do domu. Niespodziewanie nad rzeką spotkała Juda. To było dla nie zaskoczenie.
-Cześć.
-Hej.
Już miała go minąć, gdy ten złapął ją za rękę chcąc zatrzymać.
-Poczekaj. Muszę z tobą pogadać.
-O czym?
-O tym. - rzekł pokazując jej zdjęcie.



-,,Skąd on je ma?" - pomyślała.
-Wiesz kto na nim jest?
-Tak. To moja zmarła ciotka.
Te słowa wprowadziły go w zdumienie.
-Skąd masz to zdjęcie?
-Trochę poszperałem. Masz ciekawy życiorys Danielo Olson.
-,,On zna moją przeszłosć?! Nie może!" - lekko się przestraszyła, że może znać jej przeszłość.
-Czemu cię tak to interesuje Judzie Sharpie?
-Ponieważ kobieta z tego zdjęcia to moja zmarła mama.
Tym zdaniem wprawił ją w niezłe osłupienie.
-Jeśli ta kobieta..... To ... twoja matka, to pewnie wiesz jak zginęła?
-Tak. Zginęła razem z moim ojcem w katastrofie lotniczej. Ale jakim cudem jest twoją ciotką?
-Była siostrą rodzoną mojej mamy. Zaraz.... zaraz...... Skoro ta kobieta była twoją matką...... To znaczy.....
-Że ja jestem twoim kuzynem. A ty moją kuzynką. Jesteśmy rodziną.
Brunetka nie mogła w to uwierzyć. On cały czas był tak blisko. Ale nie spodziewała się, że aż tak. Nie mogła się powtrzymać z oczu poszły jej łzy. Niespodziewanie rzuciła się do przodu i już go tuliła a on odwzajemnił uścisk.
-Nawet nie wiesz jak bardzo czekałem na to spotkanie. -rzekł tak cicho, że tylko ona to usłyszała.
-Uwierz mi... wiem.




środa, 29 czerwca 2016

13. Pomoc rodzinna

Przepraszam, że nie wcześniej ale przez burzę nie miałam prądu :(
Mam nadzieję, że na akcję w tym rozdziale było warto czekać :D


********************************************************************************

-Alice! Alice!
Ledwo rudowłosa przekroczyła próg domu od razu usłyszała błagalny głos Tary.
-Alice.... Jak dobrze, że już jesteś. Musisz mi pomóc. - siłą zaciągnęła kuzynkę do swojego pokoju.
Zielonooka nie widziała o co chodzi. Opadła na łóżko gdy różowowłosa zamykała drzwi.
-Błagam... Musisz mi pomóc. - złożyła ręce w geście błagania.
Otworzyła swoją torbę, wyjęła notes i nabazgrała:
-,,O co chodzi."
-Stało się nieszczęście!
Alice uniosła brew w pytającym geście.
-No bo wiesz...... Od dawna podoba mi się pewien chłopak..... Ja..... Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć...... I..... I...... Napisałam list w którym wyznaje mu co czuje. Jednak..... Nie dałam rady dać mu go. Podrzuciłam go do jego torby....... Gdy miał trening..... A teraz tego żałuje.... Pomóż mi! On nie..... może.... tego przeczytać. - przerywała każde słowo bardzo zdesperowana potrząsając kuzynką.
Alice złapała jej ręce i odsunęła jak najdalej od siebie. Wzięła szybko mazak do ręki i wyskrobała.
-,,Do kogo on był?''
Na te słowa na twarz Tary wszedł rumieniec. Całą twarz miała czerwoną.
-Do....... Do ....... Axela. - wyszeptała bardzo cicho.
Rudowłosa miała minę stylu.... że co!!!!!!??????
-Błagam. Musisz mi pomóc. On nie może tego przeczytać. Inaczej się załamię. - osunęła się na kolana i rozpłakała się na kolanach panny Maskarade.
-,,No to ładna historia. Tylko co mogę zrobić? Zabrać list. To nie głupi pomysł." - podniosła się i zmierzała by wyjść.
-Dokąd idziesz.
Jednak rudowłosa nie słuchała tylko szła przed siebie. Wyciągnęła telefon i napisała po drodze wiadomość do Tary.
,,Idę odebrać list. Jeszcze nie skończyli treningu. Mm nadzieję, że zdążę"
Schowała komórkę i pobiegła jak najszybciej umiała. Na całe szczęście nikt jej nie zauważył. Więc swobodnie podkradła się do domku klubowego. Jednak usłyszała jakieś głosy, schowała się szybko za ścianą. Jak ironio losu był to Axel i jakiś chłopka którego nie znała.
-Na prawdę nie wiesz od kogo może być?
-Nie. Nie interesuje mnie to. Otworzę go dopiero po treningu. Jego treść jest mi obojętna.
Gdy zniknęli ona weszła do środka. Jednak jak miała znaleźć jego torbę tak szybko spośród tych wszystkich plecaków?! No cóż. Miała ograniczony czas. Szczęście jej chyba sprzyjało, gdyż na ziemi by jednej z toreb leżał ten nieszczęsny list. Jednak jej plan wzięcia go spalił na konewce. Usłyszała, że ktoś się zbliżał.
-Zapomniałem zamknąć domku klubowego.
Dziewczyna zaczęła się rozglądać za ucieczką. Nie myśląc co robi, otworzyła list i w miejsce podpisu Tary wstawiła pierwsze lepsze imię jakie przyszło jej do głowy. Schowała list do koperty i rzuciła na swoje miejsce chowając się za koszem z piłkami. Gdy drzwi się otworzyły i tajemniczy chłopak wszedł do środka ona wykorzystując jego nieuwagę w poszukiwaniu klucza wymknęła się.
-,,Misja wykonana." - pomyślała biegnąc w kierunku domu.
Z ostatkiem sił wbiegła do domu gdzie w salonie siedziała Tara jak na szpilkach.
-Udało ci się?
Zielonooka przytaknęła głową.
-Uratowałaś mi życie. Arigato. - i już ściskała kuzynkę jak najmocniej umiała.
-,,Ciekawe kogo imię wpisałam?" - myślała po fakcie dokonanym.
W tym samym czasie skończył się trening i wszyscy rozchodzili się do domu. Tylko Axel się ociągał. Przed domkiem czekał na niego Erick - chłopak którego Alice nie znał. Od razu przypomniał mu on o nieszczęsnej białej kopercie. Wyjął ją i rozpoczął czytanie listu.
,,Może trudno ci będzie w to uwierzyć, lecz znamy się.
Dość krótko, lecz ja czuje że to dość długo.
Bałam się to powiedzieć wprost.
Bałam się ci dać go osobiście.
Dziękuje za to, że jesteś blisko i można na ciebie liczyć.
Watashi wa anata o aishite.
Daniela."
Gdy przeczytał ostatnie słowa list upadł mu na ziemię.
-Ej Axel. Wszystko w porządku?
-Nie. - ukucnął, wziął do ręki zapisaną kartkę i pobiegł przed siebie.
-Dziwny jakiś ten dzień. - i poszedł Erick w przeciwnym kierunku.
W tym samym czasie Blaze biegł ze wszystkich sił aż w końcu był na miejscu. Zapukał również do mieszkania w którym mieszka osoba z którą musi się pilnie widzieć.
-Cześć Axel. O co chodzi? - przywitała go na progu Daniela.
-Muszę z tobą porozmawiać.
-Coś się stało? - zauważyła jego poważny ton. - Co masz w ręku?
-Twój list do mnie.
-Jaki list? O czym ty człowieku mówisz?!
-List w którym wyznajesz, że......
-Że co?
-Że mnie kochasz.
-Co?!!!!!!!!! Chyba upadłeś na głowę. - i już zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
-Danielo kto to był? - spytała pani Olson wychodząc z kuchni.
-Nasz sąsiad i mój kolega z klasy. Jeśli znowu zadzwoni nie otwieraj mu.
-Czemu? Coś się stało?
-Tak. Chyba ma jakieś omamy albo zwariował.
-Onee-chan jesteś gotowa? - spytał Maoki wkładając kurtkę.
-Na co?
-Obiecałaś, że pójdziemy dziś do kina.
-Tylko się przebiorę. Daj mi pięć minut. Amun z nami nie idzie?
-Nie. Jest u Natsume-sana.
Pół godziny później....
Daniela wykupiła już bilety na seans. Maoki ma pójść na jakąś komedię dla dzieci zaś ona idzie na dramat. Musi jakoś odreagować to całą paplaninę Axela. Nic mu nie wysyłała i niech nigdy już tego nie ośmiela się mówić w jej obecności.
-Daniela-senpai. - usłyszała radosny dziecięcy głosik.
-Julia-chan?
-Witaj. Przyszłam z braciszkiem do kina.
Niespodziewanie ktoś popukał ją w ramię. Mogła postawić milion dolarów, że to był on. Powoli odwróciła głowę i posłała mu to spojrzenie:



















-Witaj..... Blaze....... - rzekła na powitanie.
On sam wyglądał tak:




-Witaj...... Olson.
I już dziewczyna odeszła do właściwej sali.
-,,Coś mi tu nie gra." - pomyślał.
-Onii-chan?
-Tak Julio?
-Pokłóciłeś się z Danielą-senpai?
-Nie. Wszystko w porządku. Chodź już na ten film bo się spóźnimy.
-Dobrze.
Zostawił siostrę we właściwej sali która usiadła koło Amuna. Zaś sam poszedł do sali obok. Jak na złość miał bilet wykupiony na miejscu nr. 57. Jednak gdy spojrzał na swoją sąsiadkę.....
Bił od niej chłód. Jednak film się zaczął i jakoś, lecz ciężko udało mu się skupić na fabule.