-Przeklęty budzik... - wyrzekła sama do siebie słysząc jego denerwujący dźwięk. - Gdzie się go..... wyłącza! - wykrzyknęła szukając na oślep wyłącznika i w końcu się udało.
Obróciła się na drugi bok i ponownie zapadła w lekki sen. Jednak chwilę później.
-Wstałaś już! - dało się słyszeć z salonu.
-Tak mamo. - wyrzekła i szybko poderwała się z łóżka.
Pomaszerowała do kuchni gdzie usiadła przy stole i odruchowo wzięła do ręki tosta by posmarować go nutellą.
-Danielo? Pamiętasz jaki dziś dzień? - spytała pani Olson wstawiając wodę na herbatę.
-Nie. A co? - spytała gryząc swoje śniadanie.
-Ja wychodzę. - rzekł Amun łapiąc do ręki jabłko które rzucił mu pan Olson. - Wszystkiego najlepszego siora. - i wyszedł z domu.
Na jego słowa brunetka zakrztusiła się sokiem.
-O jejku! To już dziś. - rzekła przypominając sobie.
Jej ojciec rozbawiony złożył gazetę.
-Widzę, że pamięć cię nie zawodzi.
-Oj tato.... Ostatnio mam wiele na głowie. - rzekła dalej pijąc napój wracając myślami do festynu i do gry terenowej sprzed dwóch dni.
-Ziemia do Danieli... Jeśli się nie pośpieszysz to się spóźnisz. - rzekła pani Sue zalewając mężowi kawę.
-Rzeczywiście! - krzyknęła i pobiegła do swego pokoju jak strzała.
-O czym mogła tak głęboko myśleć... - powiedział pan Olson biorąc łyk kawy.
-Zapewne o chłopakach.
Na to zdanie jakby facet się zakrztusił. Gdyby nie szybka reakcja Maokiego mógłby się poparzyć resztą napoju.
Obróciła się na drugi bok i ponownie zapadła w lekki sen. Jednak chwilę później.
-Wstałaś już! - dało się słyszeć z salonu.
-Tak mamo. - wyrzekła i szybko poderwała się z łóżka.
Pomaszerowała do kuchni gdzie usiadła przy stole i odruchowo wzięła do ręki tosta by posmarować go nutellą.
-Danielo? Pamiętasz jaki dziś dzień? - spytała pani Olson wstawiając wodę na herbatę.
-Nie. A co? - spytała gryząc swoje śniadanie.
-Ja wychodzę. - rzekł Amun łapiąc do ręki jabłko które rzucił mu pan Olson. - Wszystkiego najlepszego siora. - i wyszedł z domu.
Na jego słowa brunetka zakrztusiła się sokiem.
-O jejku! To już dziś. - rzekła przypominając sobie.
Jej ojciec rozbawiony złożył gazetę.
-Widzę, że pamięć cię nie zawodzi.
-Oj tato.... Ostatnio mam wiele na głowie. - rzekła dalej pijąc napój wracając myślami do festynu i do gry terenowej sprzed dwóch dni.
-Ziemia do Danieli... Jeśli się nie pośpieszysz to się spóźnisz. - rzekła pani Sue zalewając mężowi kawę.
-Rzeczywiście! - krzyknęła i pobiegła do swego pokoju jak strzała.
-O czym mogła tak głęboko myśleć... - powiedział pan Olson biorąc łyk kawy.
-Zapewne o chłopakach.
Na to zdanie jakby facet się zakrztusił. Gdyby nie szybka reakcja Maokiego mógłby się poparzyć resztą napoju.
-Dzięki synku. - odrzekł i w ruch poszła szklanka z wodą by ostudzić poparzony język.
-Nie mów kochanie, że to cię zaskoczyło. Już jest raczej w tym wieku kiedy to wychodzi na wierzch. - rzekła pani Sue śmiejąc się z reakcji swojego męża.
-To wcale nie jest śmieszne.
-Dla mnie owszem. Uspokój się. To normalne, że twoja mała córeczka jest starsza o kolejny rok.
-Masz jakieś za dobry humor. - rzekł podchodząc do żony i obejmując ją w pasie przyciągnął do siebie chcąc ją pocałować.
-No nie. - rzekła Daniela wchodząc na scenę. - Nie przy ludziach. - rzekła biorąc podręcznik z stołu w salonie.
-Jesteście z tatą tacy do siebie podobni. - rzekła pani Olson patrząc na męża i córkę.
-Wcale, że nie. - odrzekli jednocześnie i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Masz jakieś plany na popołudnie? - spytała się jej mama.
-Tak. Podobno Jude ma dla mnie jakąś niespodziankę. Teraz już wiem z jakiej okazji.
-Rozumiem. Daj znać mi później o której wrócicie.
-Dobrze. Pa. Bo się spóźnię. - rzekła zakładając buty i przeskakując co trzy stopnie zbiegała na dół gdyż winda jak na złość się zepsuła.
-A ty na którą masz do pracy? - spytała pani Sue.
-Dziś mam wolne. Ale muszę wyjść i coś załatwić.
-To znaczy?
-Niespodzianka. - i wyszedł.
-Co on kombinuje?
Jednak pan Olson był bardzo przewidywalny tak samo jak jego córka. Która w obecnej chwili biegła z całych sił by zdążyć na pierwszy dzwonek.

Jak szalona wpadła na szkolny korytarz i weszła jak tornado do sali.
-Olson Daniela.
-Jestem. - rzekła wchodząc ciężko oddychając.
-Dziewczyno co ci się stało? - spytał pan Twilight.
-To pan. Gdzie pani Takeuchi?
-Miała niegroźny wypadek i poprosiła mnie o zastępstwo. Dziewczyno.... Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton.
-Ja... Tego.... Aaa.... Yyyy..... Mi się wydaje, czy ja widzę podwójnie? - spytała samą siebie chwiejąc się lekko na boki aż osunęła się na kolana.
Gdyby nie szybka reakcja Juda który akurat wycierał tablicę brunetka upadła by na ziemię.
-Nic ci nie jest.
-Nie. Tylko jestem trochę wykończona. Przebiegłam całą drogę Z domu.... i .... i .... kilka razy zaliczyłam wywrotkę.
-Co? Proszę pana, może lepiej zaprowadzę ją do pielęgniarki.
-Dobrze Sharp.
W tej chwili Jude zarzucił ramię Danieli wokół swojej szyi i poprowadził ją do gabinetu higienistki.
-Jude...Na prawdę.... Nic mi nie jest. Tylko chwilkę odpocznę. - rzekła siadając na kozetce.
-Jesteś tego pewna?
-Tak. Tylko trochę się zasiedziałam rano w domu. Proszę... Nie dzwoń do mnie do domu ani nie mów nikomu. Proszę... Inaczej nie dadzą mi spokoju.
-No dobrze... Czego się nie robi dla rodziny.
-Bardzo ci dziękuje kuzynku. - rzekła i puściła mu oczko a on uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Nie mów kochanie, że to cię zaskoczyło. Już jest raczej w tym wieku kiedy to wychodzi na wierzch. - rzekła pani Sue śmiejąc się z reakcji swojego męża.
-To wcale nie jest śmieszne.
-Dla mnie owszem. Uspokój się. To normalne, że twoja mała córeczka jest starsza o kolejny rok.
-Masz jakieś za dobry humor. - rzekł podchodząc do żony i obejmując ją w pasie przyciągnął do siebie chcąc ją pocałować.
-No nie. - rzekła Daniela wchodząc na scenę. - Nie przy ludziach. - rzekła biorąc podręcznik z stołu w salonie.
-Jesteście z tatą tacy do siebie podobni. - rzekła pani Olson patrząc na męża i córkę.
-Wcale, że nie. - odrzekli jednocześnie i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Masz jakieś plany na popołudnie? - spytała się jej mama.
-Tak. Podobno Jude ma dla mnie jakąś niespodziankę. Teraz już wiem z jakiej okazji.
-Rozumiem. Daj znać mi później o której wrócicie.
-Dobrze. Pa. Bo się spóźnię. - rzekła zakładając buty i przeskakując co trzy stopnie zbiegała na dół gdyż winda jak na złość się zepsuła.
-A ty na którą masz do pracy? - spytała pani Sue.
-Dziś mam wolne. Ale muszę wyjść i coś załatwić.
-To znaczy?
-Niespodzianka. - i wyszedł.
-Co on kombinuje?
Jednak pan Olson był bardzo przewidywalny tak samo jak jego córka. Która w obecnej chwili biegła z całych sił by zdążyć na pierwszy dzwonek.

Jak szalona wpadła na szkolny korytarz i weszła jak tornado do sali.
-Olson Daniela.
-Jestem. - rzekła wchodząc ciężko oddychając.
-Dziewczyno co ci się stało? - spytał pan Twilight.
-To pan. Gdzie pani Takeuchi?
-Miała niegroźny wypadek i poprosiła mnie o zastępstwo. Dziewczyno.... Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton.
-Ja... Tego.... Aaa.... Yyyy..... Mi się wydaje, czy ja widzę podwójnie? - spytała samą siebie chwiejąc się lekko na boki aż osunęła się na kolana.
Gdyby nie szybka reakcja Juda który akurat wycierał tablicę brunetka upadła by na ziemię.
-Nic ci nie jest.
-Nie. Tylko jestem trochę wykończona. Przebiegłam całą drogę Z domu.... i .... i .... kilka razy zaliczyłam wywrotkę.
-Co? Proszę pana, może lepiej zaprowadzę ją do pielęgniarki.
-Dobrze Sharp.
W tej chwili Jude zarzucił ramię Danieli wokół swojej szyi i poprowadził ją do gabinetu higienistki.
-Jude...Na prawdę.... Nic mi nie jest. Tylko chwilkę odpocznę. - rzekła siadając na kozetce.
-Jesteś tego pewna?
-Tak. Tylko trochę się zasiedziałam rano w domu. Proszę... Nie dzwoń do mnie do domu ani nie mów nikomu. Proszę... Inaczej nie dadzą mi spokoju.
-No dobrze... Czego się nie robi dla rodziny.
-Bardzo ci dziękuje kuzynku. - rzekła i puściła mu oczko a on uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Widzę że nieźle rozpoczęłam swoje urodzinki Danielko.
-Jak widać Jude. A przy okazji.... Powiesz mi gdzie planujesz mnie zabrać.
-Mogę ci powiedzieć tylko jedno że to śliska sprawa.
-Że co?
-Że co?
-Zaraz po szkole zabieram cię na łyżwy.- i wyszedł z gabinetu zostawiając zdezorientowaną brunetkę.
-Pewnie myślisz kuzynku że nie potrafię jeździć... To się zdziwisz. - rzekła i wyszła kilka chwil po nim.
Śmiało wróciła na drugą lekcje i rąk do końca dnia. Czuła się fantastycznie zwłaszcza że to były jej urodziny. I nikt o nich nie wiedział. Nie lubiła się tym afiszować. Niespodziewanie gdy weszła do sali chemicznej.
-Wszystkiego najlepszego. - rzekli wszyscy zgromadzeni a także jej przyjaciele.
Nieźle zaskoczyli piwnooką.
-Dziękuję wam.... Ale... Ale skąd widzieliście?
-Amun nam powiedział. - rzekł Axel stojąc jak zwykle z tyłu i opierając się o ścianę.
-Ty zapewne wiedziałeś o tym wcześniej prawda Blaze?
-Przez przypadek wpadłem kilka dni temu na twoją mamę na mieście jak kupowała ci prezent. Wszystko powiedziała.
-,,Moja matka to straszna papla. Teraz już wiem po kim Maoki to ma.'' - pomyślała udając spokój i patrząc chytrze na blondyna.
Cała uwaga była zwrócona w ich kierunku.
-Chwila moment... To wy jakoś się wyjątkowo znacie? - zaczęła temat Celia chcąc dowiedzieć się czegoś więcej i złagodzić atmosferę.
-Nie... Zaraz... Nic nie ma takiego.... Tylko koło siebie mieszkamy. Jesteśmy sąsiadami.
-Jasne.... To dlaczego się czerwienisz? - spytała chcąc jeszcze bardziej podjjdzic dziewczynę by wyrzekla prawdziwe emocje.
-Jude... Lepiej uspokój swoją siostrę.
-Zapomniałam bym... - znów zaczęła Celia. - Spotkałam Alice. Powiedziała żeby ci podziękować za to że ostatnio odprowadziłeś ja do domu późnym wieczorem. Co wy tak długo razem robiliście?
Sharp wyglądał jakby w tej chwili chciał dopuścić się mordu a w dodatku był cały czerwony.
-Ty chyba jesteś w dobrym humorze Celia. - stwierdziła Tara patrząc na przyjaciółkę.
-Tak. Im trzeba pomóc. Zwłaszcza znając ich samych. - rzekła i wyszła.
-,,W takim razie skoro chcesz się bawic w swatanie to ja też tego spróbuję. Szykuje się koleżanko na spotkanie z Kingiem.'' - pomyślała i podążyła śladem panny Hills.
W tym czasie weszła nauczycielka lecz atmosfera wcale nie ostygła,lecz utrzymywała się do końca dnia.
Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek Daniela pobiegła przed siebie aż na drugim zakręcie zwolniła i o mało co nie zderzyła by się z Judem.
-Jesteś gotowa?
-Jak. Pokarze ci jak się jeździ w Polsce.
-Jesteś bardzo pewna siebie.
-A ty pełen sekretów. To o co chodziło z Alice?
-O nic. - rzekł i poszedł przed siebie.
-Nie bądź taki... Powiedz. - próbowała go namówić idąc za nim.
-Nie.
-Proszę powiedz.
-Niczego takiego nie była. Celia to wyolbrzymiła.
-Okey. To jak idziemy?
-Tak. Ale jak znów zaczniesz... To sobie pójdę.
-Ale jesteś....
Nie zauważyli jednak że ktoś im się przyglądał. Za rogiem stał Axel który był zbity z tropu. Nie wiedział czemu w ogóle się tym interesował ani czemu tutaj stał. Ale ta ich bliskość nie dawała mu spokoju. Z okazji jej urodzin chciał zaprosić brunetkę do kina ale ona ma już inne plany. Zmjątł bilety w dłoni i wyrzucił je do kosza. Gdy tamci zniknęli mu z oczu wyszedł za rogu i ruszył do domu zastanawiając się czemu są ze sobą tak blisko. Bo chyba by.... Nie.... A może... Już nic nie wiedział... Nigdy się tak nie czuł...
-Mamo... - rzekła patrząc w niebo. - Co się że mną dzieje?
Woow będzie swatanie będzie swatanie. Ale super. Ja dziś kub jutro do Imperias dodaje. Celia zaskakiwać zacznie. Nie no super u CB ten rozdział czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuń