Napisałam tą notkę jeszcze przed awarią, która miała miejsce, wyjaśniona w notce na innym blogu :)
Mam nadzieje, ze się spodoba :)
A oto rozdział drugi w perspektywy drugiej bohaterki :D
Dedykuje ten rozdział mojej przyjaciółce Kasi, która w szkole zawsze mnie wspiera i mi pomaga.
Z tobą nie da się nudzić ;)
Nie dałam bym rady bez ciebie :D
A teraz zapraszam na trochę prozy ....
Z tobą nie da się nudzić ;)
Nie dałam bym rady bez ciebie :D
A teraz zapraszam na trochę prozy ....
********************************************************************************************
Wiatr znów wiał, ale tym razem niósł
ze sobą lekki chłód wieczoru. Tego samego dnia w którym się
dzieje akcja w pierwszym rozdziale, do pewnego mieszkania w wieżowcu,
wprowadziła się nowa rodzina. Jednak pewna dziewczyna nie mogła
wytrzymać siedzenia w czterech ścianach. Wzięła do ręki książkę
i poszła do parku położonego za budynkiem. Tam usiadła pod
drzewem nie zważając na pytające spojrzenia innych. Ona czuła w
tym wiejącym wietrze nutkę nostalgii. Niesie on smutne wspomnienia,
które ludzie oddali jedynemu kompanowi, który ich wysłuchał.
Łatwo jest oddać je wiatrowi i przekazać dalej, by ustrzec przed
błędami innych. Jednak dziewczyna wcale żadnej tęsknoty nie
czuła. Jedyne co czuła to wielka ulga. I lepiej, żeby nikt tego nie
wiedział. Teraz nic nie miało znaczenia dla niej, zwłaszcza, gdy
zagłębiła się w czytany tekst:
,,Sen zamknął twe powieki,
lecz niespełnione są drogi losu.
Może jeszcze kiedyś ujrzę,
zielony chłód twych oczu..."
Jednak przerwała, gdy niespodziewanie
czymś oberwała i jedyne co zobaczyła to wielka czarna plama.
-Bardo przepraszam, nic ci nie jest. -
gdy w końcu przestały jej migać mroczki przed oczami, zobaczyła
małą dziewczynkę z dwoma brązowymi warkoczami i w różowej
sukience,
-Nie, chyba nic.
-Przepraszam jeszcze raz. Mój
braciszek, trochę za mocno kopnął. Jestem Julia. - rzekła biorąc
do ręki piłkę.
Jednak, gdy starsza dziewczyna zobaczyła
co ma ona w rękach, zaczęła dziwnie oddychać i niewiele myśląc,
odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Nie
zorientowała się nawet, że książka wypadła jej z ręki.
-Julia wszystko w porządku?
-Tak onii-chan. Okazało się, że
uderzyłeś jednak w końcu. Patrz, tam biegnie.
Gdy brat tajemniczej Julii podniósł
wzrok zauważył biegnącą dziewczynę a wokół niej rozrzucone
lśniące w zachodzącym słońcu brązowe włosy.
-Nic jej nie jest?
-Nie, ale zobacz upuściła to. -
rzekła dając mu do rąk tajemniczą książkę.
-,,Dziwne nie znam tego języka."
- pomyślał patrząc na okładkę lektury.
Jedyne co mu pozostało to zatrzymać
książkę z tajemniczym językiem i mieć nadzieję, że uda mu się
zwrócić ją właścicielce. W tym samym czasie, dziewczyna tak się
rozpędziła, że wbiegła na ostatnie piętro nie używając windy.
Wpadła do mieszkania jak piorun i zamknęła się w swoim nowym
pokoju. Odsunęła zasłony i wyszła na balkon. Od razu uderzyła ją
chłodna już bryza jesiennego wiatru. Zacisnęła obie ręce
najmocniej jak mogła na poręczy. Zacisnęła również najmocniej
jak mogła powieki by wymazać obraz rzeczy, która wywołuje u niej
strach. Tak. Bała się ona piłki nożnej. Czemu? Tego nie wie nikt
oprócz niej samej. Popatrzyła w dół by skupić swój wzrok na czymkolwiek. Gdy już uspokoiła swe skołatane nerwy wróciła do
środka. Jutro miała rozpocząć nową szkołę o której nic
praktycznie nie wie. Czemu akurat do niej? Czysty przypadek. Jej
ojciec powiedział, że chodzi tam syn jego kolegi po fachu i nigdy
się na nic nie skarżył. Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że
miał się tam również uczyć jej młodszy brat. Od początku ma jej
za złe, że opuścili swoją ojczyznę. Czy to jej wina? Nie.
Powinien winić ojca. To on dostał lepszą propozycję pracy za
granicą. Miała już tego po prostu dość. Upadła jak kłoda na
łóżko i przytuliła się do swojej ulubionej poduszki. Zerknęła
szybkim okiem na komodę na której stało zdjęcie jej najlepszej
przyjaciółki – Marzeny. Jakże za nią tęskniła. Ale ona już
nigdy nie wróci. Z jej oka poleciała pojedyńcza łezka, która
zniknęła w niebieskiej pościeli.
Następnego ranka...
Jak najszybciej podążała szarym
chodnikiem do swojej nowej szkoły. Jej ukochany młodszy braciszek,
wyszedł wcześniej nawet na nią nie czekając. Już ona sobie z nim
w szkole pogada. Czuła się dziwnie, gdy wszyscy się jej
przyglądali. Nie była przyzwyczajona do tego, że była w centrum
uwagi. W dodatku nigdzie nie mogła znaleźć książki którą
zabrała do parku. Bała się, że ją zgubiła. A to było by dla
niej prawdziwa katastrofa.
-,,Gdzie jest ta sala! Zatłukę Amuna
za to że wziął mój notes." - krzyczała w myślach.
W notesie zapisywała wszystko i tam
był jej nowy plan lekcji. Oczywiście jej kochany Amunek, musiał
się pomylić i wziął jej notes ze sobą a teraz szukaj igły w
stogu siana.
-Przepraszam wiesz może gdzie ma teraz
lekcję klasa pani Ito? - spytała przypadkowo spotkaną dziewczynę.
-Tak. Chodź za mną. Jesteś nowa
uczennicą?
-Tak. Jestem Daniela.
-A ja Silvia. Miło mi cię poznać.
Jesteśmy w tej samej klasie. Pierwszy mamy japoński. Witaj w naszej
szkole.
Wydawała się być miła. Dziewczyna
poczuła, że tutaj może odmienić się jej życie. Kilka sekund po
swojej zielonowłosej koleżance weszła do klasy już zapełnionej.
-Moi drodzy. Oto wasza nowa koleżanka
Daniela Olson. Ostatnio jakoś dużo osób do was dołańcza. -
ostatnie zdanie mężczyzna rzekł bardziej do siebie.
Usiadła na samym końcu próbując
udawać, że jest jej wszystko jedno. Otworzyła podręcznik i
próbowała udawać, że jest skupiona na lekturze. Ale sama
doskonale wiedziała, że się oszukuje. Rozglądała się na boki by
lepiej zapamiętać twarze z którymi będzie obcować codziennie.
Szczególną uwagę zwróciła na nią pewna fioletowłosa dziewczyna,
która wyglądała jakby w ogole nie chciała żyć. Za nią zaś
siedziała kolejna, która wyglądała jakby odebrano jej coś ważnego
na co jej zależało. Daniela bowiem posiadała wyjątkowy dar
obserwacji i odkrywania emocji ludzkich za pomocą gestów. I tak
cały dzień jej minął. Gdy tylko skończyły się lekcje nie
chciała wracać jeszcze do domu. Niespodziewanie zadzwonił jej
telefon.
-Ohayo mamo. Coś się stało?
-Nie kochanie. Skończyłaś już
lekcję?
-Tak.
-Masz może klucze od mieszkania?
-Nie. Coś się stało?
-Musiałam pojechać coś załatwić do
szkoły Maokiego, a twoi bracia poszli do kina. Pójdź do ojca.
Zabierzesz się z nim do domu, dobrze?
-Okey. Cześć. - rzekła i się
rozłączyła. - Yes. - rzekła i pobiegła wesołym krokiem w
kierunku miejsca pracy swojego ojca. Gdy szła chodnikiem
niespodziewanie na kogoś wpadła.
-Gomen. - usłyszała tylko i już
tajemniczej osoby nie było.
Próbowała wstać i iść dalej, ale
poczuła dziwne uczucie w okolicy kostki.
-,,Świetnie. Przez tego idiotę boli
mnie jeszcze noga. Może jakoś uda mi się dojść na miejsce."
Pół godziny później...
Wspięła się po schodach na trzecie
piętro i weszła do właściwego gabinetu.
-Ohayo tato.
-Witaj Danielo. Coś długo ci ta droga
do mnie zajęła? - spytał starszy mężczyzna wstając za biurka i
podchodząc do swej córki.
-Tato... Masz może jakiś zimny okład?
-Po co ci on?
-Gdy szłam przez miasto, wpadł na
mnie jakiś idiota. Boli mnie kostka. - rzekła siadając na
najbliższym krześle.
-Poczekaj chwilę, zaraz kogoś
przyprowadzę. - odpowiedział z pewna troską w głosie.
Nie miała wielkiego wyjścia.
Spojrzała na swoją kostkę która na całe szczęście nie
spuchła.
-,,Przynajmniej jakiś plus." - pomyślała.
-,,Przynajmniej jakiś plus." - pomyślała.
Nim minęło pięć minut...
Drzwi gabinetu znów się otworzyły,
lecz pan Olson wcale nie był sam. Za nim wszedł mężczyzna o
ciemnej karnacji. Miał na oczach okulary a ciemne włosy z dwóch
stron były pokryte paskami siwizny.
-Danielo, to mój kolega z oddziału,
doktor Katsuya.
-Dzień dobry.
-Bardzo cię boli?
-Nie. Już przechodzi. Na szczęście
nie spuchła więc nic nie ma, prawda?
-Chcesz być w przyszłości lekarzem
dziewczyno?
-Nie. Po prostu przy takich braciach
jak moi których mam w domu, nie da się nie nauczyć podstawowych
zasad medycyny.
Na co obaj panowie się zaśmiali.
-Masz tutaj swój okład. Potrzymaj go
na kostce około dziesięciu minut. W domu zrobię ci nowy.
-Dobrze.
-Zaczekasz tutaj kilka minut. Zaraz
wrócę, muszę tylko coś załatwić na oddziale. - i nawet nie
zdążyła się zająknąć, została sama z ledwo poznanym doktorem.
-Ah... zapomniałbym, Danielo?
-Tak.
-Dziś nie pójdziesz biegać,
zrozumiano?
-Tak. - rzekła i znów miała widok
biegnącego chłopaka. - ,,Już ja ci pięknie podziękuje, gdy cię
spotkam." - groziła mu w myślach i miała chęć zemsty na
twarzy.
-Wszystko dobrze?
Wróciła ze swego świata marzeń,
gdzie wszystkie jej problemy rozwiązują się same.
-Tak, panie doktorze. Tylko, nie
potrafię darować temu kto na mnie wpadł i doprowadził do tego, że
muszę zrezygnować z jedynej rzeczy którą na prawdę kocham.
-Uwielbiasz biegać?
-Tak. Kiedy się rozpędzam czuje ten
wiatr, który unosi cały mój smutek zgromadzony do około mnie.
Nogi mnie niosą tam gdzie kieruje me serce. Mój rozum nie dyktuje
wtedy mi niczego. Rządzą wówczas uczucia i emocje. Nic bardzie
mylnego, że to nie prawda. Wiatr jest wówczas mym kompanem i mym
bratem.
Doktor Katsuya tylko przyglądał jej
się z pewnym podziwem. Ta młoda dziewczyna potrafiła w zwykłym
sposobie mówienia odkryć poezję.
-Czyli kochasz sport, a co sądzisz o
piłce nożnej?
Na dwa ostatnie słowa, uśmiech jej
zniknął a skóra jeszcze bardziej pobladła.
-Ja... ja...
Lecz nie zdążyła nic powiedzieć bo
nagle do gabinetu ktoś wszedł i nie był to pan Olson.
-Tato, o której wracasz dziś... -
lecz zamilkł gdy zobaczył siedzącą na krześle dziewczynę.
-To ty! - krzyknęła i gdyby nie
interwencja lekarza, Daniela by się rzuciła na chłopaka. - Pan go
zna?
-Oczywiście. To mój syn. Axel Blaze.
*********************************************************************************************
Kolejna notka za dwa tygodnie :)
Akurat będę miała wtedy ferie ;)
Akurat będę miała wtedy ferie ;)
A to oznacza więcej czasu na pisanie :D
Super :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :-)