wtorek, 12 stycznia 2016

2. Strachy naszym murem.

Napisałam tą notkę jeszcze przed awarią, która miała miejsce, wyjaśniona w notce na innym blogu :)
Mam nadzieje, ze się spodoba :)
A oto rozdział drugi w perspektywy drugiej bohaterki :D
Dedykuje ten rozdział mojej przyjaciółce Kasi, która w szkole zawsze mnie wspiera i mi pomaga.
Z tobą nie da się nudzić ;) 
Nie dałam bym rady bez ciebie :D
A teraz zapraszam na trochę prozy ....

******************************************************************************************** 

Wiatr znów wiał, ale tym razem niósł ze sobą lekki chłód wieczoru. Tego samego dnia w którym się dzieje akcja w pierwszym rozdziale, do pewnego mieszkania w wieżowcu, wprowadziła się nowa rodzina. Jednak pewna dziewczyna nie mogła wytrzymać siedzenia w czterech ścianach. Wzięła do ręki książkę i poszła do parku położonego za budynkiem. Tam usiadła pod drzewem nie zważając na pytające spojrzenia innych. Ona czuła w tym wiejącym wietrze nutkę nostalgii. Niesie on smutne wspomnienia, które ludzie oddali jedynemu kompanowi, który ich wysłuchał. Łatwo jest oddać je wiatrowi i przekazać dalej, by ustrzec przed błędami innych. Jednak dziewczyna wcale żadnej tęsknoty nie czuła. Jedyne co czuła to wielka ulga. I lepiej, żeby nikt tego nie wiedział. Teraz nic nie miało znaczenia dla niej, zwłaszcza, gdy zagłębiła się w czytany tekst:
,,Sen zamknął twe powieki,
lecz niespełnione są drogi losu.
Może jeszcze kiedyś ujrzę,
zielony chłód twych oczu..."
Jednak przerwała, gdy niespodziewanie czymś oberwała i jedyne co zobaczyła to wielka czarna plama.
-Bardo przepraszam, nic ci nie jest. - gdy w końcu przestały jej migać mroczki przed oczami, zobaczyła małą dziewczynkę z dwoma brązowymi warkoczami i w różowej sukience,
-Nie, chyba nic.
-Przepraszam jeszcze raz. Mój braciszek, trochę za mocno kopnął. Jestem Julia. - rzekła biorąc do ręki piłkę.
Jednak, gdy starsza dziewczyna zobaczyła co ma ona w rękach, zaczęła dziwnie oddychać i niewiele myśląc, odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Nie zorientowała się nawet, że książka wypadła jej z ręki.
-Julia wszystko w porządku?
-Tak onii-chan. Okazało się, że uderzyłeś jednak w końcu. Patrz, tam biegnie.
Gdy brat tajemniczej Julii podniósł wzrok zauważył biegnącą dziewczynę a wokół niej rozrzucone lśniące w zachodzącym słońcu brązowe włosy.
-Nic jej nie jest?
-Nie, ale zobacz upuściła to. - rzekła dając mu do rąk tajemniczą książkę.
-,,Dziwne nie znam tego języka." - pomyślał patrząc na okładkę lektury.
Jedyne co mu pozostało to zatrzymać książkę z tajemniczym językiem i mieć nadzieję, że uda mu się zwrócić ją właścicielce. W tym samym czasie, dziewczyna tak się rozpędziła, że wbiegła na ostatnie piętro nie używając windy. Wpadła do mieszkania jak piorun i zamknęła się w swoim nowym pokoju. Odsunęła zasłony i wyszła na balkon. Od razu uderzyła ją chłodna już bryza jesiennego wiatru. Zacisnęła obie ręce najmocniej jak mogła na poręczy. Zacisnęła również najmocniej jak mogła powieki by wymazać obraz rzeczy, która wywołuje u niej strach. Tak. Bała się ona piłki nożnej. Czemu? Tego nie wie nikt oprócz niej samej. Popatrzyła w dół by skupić swój wzrok na czymkolwiek. Gdy już uspokoiła swe skołatane nerwy wróciła do środka. Jutro miała rozpocząć nową szkołę o której nic praktycznie nie wie. Czemu akurat do niej? Czysty przypadek. Jej ojciec powiedział, że chodzi tam syn jego kolegi po fachu i nigdy się na nic nie skarżył. Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że miał się tam również uczyć jej młodszy brat. Od początku ma jej za złe, że opuścili swoją ojczyznę. Czy to jej wina? Nie. Powinien winić ojca. To on dostał lepszą propozycję pracy za granicą. Miała już tego po prostu dość. Upadła jak kłoda na łóżko i przytuliła się do swojej ulubionej poduszki. Zerknęła szybkim okiem na komodę na której stało zdjęcie jej najlepszej przyjaciółki – Marzeny. Jakże za nią tęskniła. Ale ona już nigdy nie wróci. Z jej oka poleciała pojedyńcza łezka, która zniknęła w niebieskiej pościeli.
Następnego ranka...
Jak najszybciej podążała szarym chodnikiem do swojej nowej szkoły. Jej ukochany młodszy braciszek, wyszedł wcześniej nawet na nią nie czekając. Już ona sobie z nim w szkole pogada. Czuła się dziwnie, gdy wszyscy się jej przyglądali. Nie była przyzwyczajona do tego, że była w centrum uwagi. W dodatku nigdzie nie mogła znaleźć książki którą zabrała do parku. Bała się, że ją zgubiła. A to było by dla niej prawdziwa katastrofa.
-,,Gdzie jest ta sala! Zatłukę Amuna za to że wziął mój notes." - krzyczała w myślach.
W notesie zapisywała wszystko i tam był jej nowy plan lekcji. Oczywiście jej kochany Amunek, musiał się pomylić i wziął jej notes ze sobą a teraz szukaj igły w stogu siana.
-Przepraszam wiesz może gdzie ma teraz lekcję klasa pani Ito? - spytała przypadkowo spotkaną dziewczynę.
-Tak. Chodź za mną. Jesteś nowa uczennicą?
-Tak. Jestem Daniela.
-A ja Silvia. Miło mi cię poznać. Jesteśmy w tej samej klasie. Pierwszy mamy japoński. Witaj w naszej szkole.
Wydawała się być miła. Dziewczyna poczuła, że tutaj może odmienić się jej życie. Kilka sekund po swojej zielonowłosej koleżance weszła do klasy już zapełnionej.
-Moi drodzy. Oto wasza nowa koleżanka Daniela Olson. Ostatnio jakoś dużo osób do was dołańcza. - ostatnie zdanie mężczyzna rzekł bardziej do siebie.
Usiadła na samym końcu próbując udawać, że jest jej wszystko jedno. Otworzyła podręcznik i próbowała udawać, że jest skupiona na lekturze. Ale sama doskonale wiedziała, że się oszukuje. Rozglądała się na boki by lepiej zapamiętać twarze z którymi będzie obcować codziennie. Szczególną uwagę zwróciła na nią pewna fioletowłosa dziewczyna, która wyglądała jakby w ogole nie chciała żyć. Za nią zaś siedziała kolejna, która wyglądała jakby odebrano jej coś ważnego na co jej zależało. Daniela bowiem posiadała wyjątkowy dar obserwacji i odkrywania emocji ludzkich za pomocą gestów. I tak cały dzień jej minął. Gdy tylko skończyły się lekcje nie chciała wracać jeszcze do domu. Niespodziewanie zadzwonił jej telefon.
-Ohayo mamo. Coś się stało?
-Nie kochanie. Skończyłaś już lekcję?
-Tak.
-Masz może klucze od mieszkania?
-Nie. Coś się stało?
-Musiałam pojechać coś załatwić do szkoły Maokiego, a twoi bracia poszli do kina. Pójdź do ojca. Zabierzesz się z nim do domu, dobrze?
-Okey. Cześć. - rzekła i się rozłączyła. - Yes. - rzekła i pobiegła wesołym krokiem w kierunku miejsca pracy swojego ojca. Gdy szła chodnikiem niespodziewanie na kogoś wpadła.
-Gomen. - usłyszała tylko i już tajemniczej osoby nie było.
Próbowała wstać i iść dalej, ale poczuła dziwne uczucie w okolicy kostki.
-,,Świetnie. Przez tego idiotę boli mnie jeszcze noga. Może jakoś uda mi się dojść na miejsce."
Pół godziny później...
Wspięła się po schodach na trzecie piętro i weszła do właściwego gabinetu.
-Ohayo tato.
-Witaj Danielo. Coś długo ci ta droga do mnie zajęła? - spytał starszy mężczyzna wstając za biurka i podchodząc do swej córki.
-Tato... Masz może jakiś zimny okład?
-Po co ci on?
-Gdy szłam przez miasto, wpadł na mnie jakiś idiota. Boli mnie kostka. - rzekła siadając na najbliższym krześle.
-Poczekaj chwilę, zaraz kogoś przyprowadzę. - odpowiedział z pewna troską w głosie.
Nie miała wielkiego wyjścia. Spojrzała na swoją kostkę która na całe szczęście nie spuchła.
-,,Przynajmniej jakiś plus." - pomyślała.
Nim minęło pięć minut...
Drzwi gabinetu znów się otworzyły, lecz pan Olson wcale nie był sam. Za nim wszedł mężczyzna o ciemnej karnacji. Miał na oczach okulary a ciemne włosy z dwóch stron były pokryte paskami siwizny.
-Danielo, to mój kolega z oddziału, doktor Katsuya.
-Dzień dobry.
-Bardzo cię boli?
-Nie. Już przechodzi. Na szczęście nie spuchła więc nic nie ma, prawda?
-Chcesz być w przyszłości lekarzem dziewczyno?
-Nie. Po prostu przy takich braciach jak moi których mam w domu, nie da się nie nauczyć podstawowych zasad medycyny.
Na co obaj panowie się zaśmiali.
-Masz tutaj swój okład. Potrzymaj go na kostce około dziesięciu minut. W domu zrobię ci nowy.
-Dobrze.
-Zaczekasz tutaj kilka minut. Zaraz wrócę, muszę tylko coś załatwić na oddziale. - i nawet nie zdążyła się zająknąć, została sama z ledwo poznanym doktorem.
-Ah... zapomniałbym, Danielo?
-Tak.
-Dziś nie pójdziesz biegać, zrozumiano?
-Tak. - rzekła i znów miała widok biegnącego chłopaka. - ,,Już ja ci pięknie podziękuje, gdy cię spotkam." - groziła mu w myślach i miała chęć zemsty na twarzy.
-Wszystko dobrze?
Wróciła ze swego świata marzeń, gdzie wszystkie jej problemy rozwiązują się same.
-Tak, panie doktorze. Tylko, nie potrafię darować temu kto na mnie wpadł i doprowadził do tego, że muszę zrezygnować z jedynej rzeczy którą na prawdę kocham.
-Uwielbiasz biegać?
-Tak. Kiedy się rozpędzam czuje ten wiatr, który unosi cały mój smutek zgromadzony do około mnie. Nogi mnie niosą tam gdzie kieruje me serce. Mój rozum nie dyktuje wtedy mi niczego. Rządzą wówczas uczucia i emocje. Nic bardzie mylnego, że to nie prawda. Wiatr jest wówczas mym kompanem i mym bratem.
Doktor Katsuya tylko przyglądał jej się z pewnym podziwem. Ta młoda dziewczyna potrafiła w zwykłym sposobie mówienia odkryć poezję.
-Czyli kochasz sport, a co sądzisz o piłce nożnej?
Na dwa ostatnie słowa, uśmiech jej zniknął a skóra jeszcze bardziej pobladła.
-Ja... ja...
Lecz nie zdążyła nic powiedzieć bo nagle do gabinetu ktoś wszedł i nie był to pan Olson.
-Tato, o której wracasz dziś... - lecz zamilkł gdy zobaczył siedzącą na krześle dziewczynę.
-To ty! - krzyknęła i gdyby nie interwencja lekarza, Daniela by się rzuciła na chłopaka. - Pan go zna?

-Oczywiście. To mój syn. Axel Blaze.

*********************************************************************************************

Kolejna notka za dwa tygodnie :)
Akurat będę miała wtedy ferie ;)
A to oznacza więcej czasu na pisanie :D

1 komentarz: